Wczoraj koleżanka w pracy opowiedziała świetną historię. Jej znajomi, czy siostra z mężem, nie pamietam już, ale to najmniej ważne, pojechali na narty. I tej zonie zachciało się siusiu, ale nie miała gdzie na tych nartach się udać. Więc ci znajomi zaproponowali, że staną w kółku a ona niech załatwi potrzebę... No i tak zrobili. Tylko jak ona już ściągnęła spodnie, to omsknęła jej się narta i po tym śniegu z tym gołym tyłkiem szurała ze stoku....
Ale to jest nic... zdarła sobie kość ogonową, więc mąż ją zabrał do lekarza. Ona wcześniej stwierdziła, że się przebierze, bo nie pójdzie w kostiumie... Jak już weszli do przychodni, to tam siedział taki koleś z poodzieraną do krwi twarzą. Oni mu się pytają co się stało, a on na to : ,,Że nie uwierzy. Zjeżdża ze stoku a tam baba na nartach z gołą dupą po śniegu szura. Tak się zapatrzył, że nie zauważył drzewa"
Ta jego żona była zadowolona, ze się przebrała, bo chyba zapadła by się pod ziemię