przez Strawberry » 1 lut 2011, o 22:18
---------- 09:25 01.02.2011 ----------
Rozmawiałam z mamą na temat tego 'uzależnienia' bardzo długo i bardzo poważnie... Nie dość, że przeszkadza mi to w normalnym życiu, to jeszcze ta matura i egzamin... Zależy mi, aby zdać, nawet bez tego 'uzależnienia' łatwiej byłoby mi się pogodzić z kwestią rozstania z M., bo wiedziałabym, że w każdym momencie mogę zacząć coś robić. W teraźniejszej sytuacji mogłabym tylko planować, a skończyłoby się na tym, że siedziałabym przed kompem całymi dniami i płakała, potem próbowała szukać ukojenia w 'trzepaniu' głową, ale nie umiałabym myśleć o czymś przyjemnym i dalej bym płakała. Nie chcę wylewać łez przez kogoś, kto na nie nie zasługuje...
Boję się tego egzorcyzmu, nie tego, że faktycznie może zacząć się coś dziać, ale tego, że, jeżeli zacznie coś się dziać, to będzie mnie to bolało.
Jednak co do tej rozmowy, dzisiaj jedziemy do egzorcysty, jeżeli to nie pomoże, będziemy szukać jakiejkolwiek i gdziekolwiek pomocy, żeby tylko pozbyć się tego...
Uważam, że poradziłabym sobie z rozstaniem z M, gdybym tylko się wyzbyła tego 'uzależnienia'. Kiedyś jeszcze, jak słabe to wszystko było, to poszłam do ogródka, plewiłam między grządkami i nie myślałam o tym wszystkim, albo poszłabym do mamy i z nią pogadała... Po prostu strasznie brakuje mi rozmów z nią, bo ciągle 'to' robię... Nawet, jak ona przyjdzie do mnie, to krzyczę na nią i wyganiam z pokoju... Ostatnio zdarza mi się uciekać ze szkoły, albo nawet do niej nie iść, bo chcę 'to' robić... Czuję się jak taki brudny narkoman, leżący na dworcu kolejowym, który co chwilę wstrzykuje sobie jakiś silny narkotyk tą samą, brudną strzykawką, że jest świadomy swojego problemu, ale jest sam, nikt nie chce i nie może mu pomóc...
Czasem chciałabym mieć inne uzależnienie i wiedzieć, że jest szansa na pomoc dla mnie, ale najbardziej, to nie chcę żadnego.
***
P.S. caterpillar, napisałam Ci wiadomość na NK, chciałabym się Ciebie o coś spytać.
---------- 21:18 ----------
Byłam u tego księdza. I powiem wam, że była to po prostu rozmowa taka na luzie, że ten człowiek nie był księdzem, tylko człowiekiem. Pogadałam z nim, popłakałam się trochę, ale ulżyło mi i faktycznie poradził mi lepiej niż psycholog. Nie szukał przyczyn i wogóle, tylko skupił się na tym, co jest i jak powinnam to zwalczać. Stwierdził też, że jakbym miała jakąś chwilę załamania i chciała pogadać, to mam dzwonić... Byłam w szoku... Spodziewałam się raczej ceremonii egzorcystycznej, ponieważ ksiądz stwierdzi, że jestem opętana....