przez marynia » 1 lis 2007, o 13:10
Aniu... a jako psycholog co byś mi poradziła, gdybym przyszła do Ciebie z takim problemem? Co byś mi powiedziała?
Popatrz na mnie, chcesz tak żyć? Chcesz tak skończyć jak ja?
Ty jesteś dopiero na początku takiej drogi. Ale już masz złamane serce.
Będą chwile, że będzie dobrze, będą chwile, że wyda Ci się że zło już za Wami, że sielanka. Uśpisz swą czujność a potem będzie łup. Pewnie dopóki kochasz będziesz żyć tą nadzieją, będziesz walczyć. Będziesz coraz słabsza, coraz bardziej będziesz zapadać się w sobie. Aż któregoś dnia miłość się skończy a Ty zostaniesz ze zmarnowanym życiem, wypalona, straszliwie pokaleczona. I może będziesz dalej z nim, może odejdziesz -ale nie będziesz już nigdy tą samą Anią.
Z dzieckiem rozumiem Cię doskonale.Ale czy nie jest tak, ze masz nadzieję, że to nieistniejące jeszcze dziecko będzie magicznym lekarstwem na Waszą przeszłość i na wreszcie dobrą przyszłość?
Z technicznego punktu widzenia szanse na dziecko w takim stresie, w takim bólu bardzo sobie zmniejszasz. Trudno Ci czasami nawet oddychać, spać. prawda? Czy masz w domu warunki by tę ciążę utrzymać? Tym razem nie denerwować się, nie martwić, nie cierpieć?
Ja marzyłam bardzo o dzieciach. I są moim największym szczęściem. Ale czasami żałuję, że ktoś mnie w pewnym momencie nie zapytał, nie uświadomił -jak Ty sobie wyobrażasz życie dziecka w takiej rodzinie? I pewnego dnia, mimo przysięgi w którą strasznie wierzyłam, mimo wielkiego bólu stwierdziłam, że już nie wyobrażam sobie dalszego życia moich dzieci w takiej rodzinie. Że nie mają prawa słuchać takich rzeczy, widzieć wiecznie zapłakanej matki, dziwnie zachowującego się, strasznie ojca. I niestety rozwód, rozbity dom - a przecież mogłam tego uniknąć. BO ja WIEDZIAŁAM, WIDZIAŁAM. Tylko ta moja chora miłość.I nadzieja głupia jak nie wiem,uparta, bezrozumna.
I choćbym stawała na głowie nie byłabym w stanie powalczyć o tą rodzinę. Bo to nie ja miałam problem, to nie był problem na moje siły, na siły zwykłego czującego człowieka. I nie ma znaczenia czy jesteś psychologiem czy lekarzem czy ekonomistą. NIe wszystkie problemy da się rozwiązać, nie da się pomóc osobie, która nie widzi potrzeby pomocy, która z powodu własnych problemów musi odreagować na kimś,dowartościować się kopiąc drugiego, osobie która rani Ciebie.
Ha. JA mojego męża zapisałam do psychologa, bo zauważyłam z czego rodzą się u niego chore zachowania. W końcu po 12 latach poszedł. I utwierdził się w przekonaniu, ze on jest super, bez zarzutów a ja jestem wszystkiemu winna...
Aniu chciałabym zdjąć Ci klapki z oczu, powiedzieć, obudź się, to tylko zły sen, już nie śnij. Ale wiem, że to niemożliwe, że dopóki kochasz, nic się nie zmieni. Będziesz szukać winy w sobie, on też ją w Tobie znajdzie i CIę w niej będzie utwierdzać.
Jedyne co wiem, że możesz zrobić i co może CI na tym etapie pomóc, ułatwić -załóż sobie pamiętnik. Pisz, co się u Ciebie dzieje. Pisz cytatami, co on opowiedział, co ty poczułaś. Czy chciałabyś dziś odejść, czy widzisz przyszłość DZIŚ dla Was. PISZ, dzień po dniu. Pewnego dnia przeczytasz a to, co napisałaś, pomoże CI podjąć właściwą decyzję.
Nie zamykaj się na rodziców, na rodzinę. Gdyby moi rodzice nie wiedzieli co się dzieje - nie byłoby mnie tutaj. W najtrudniejszych chwilach byli przy mnie. Powiem CI też jako matka - ciężko byłoby mi słyszeć, że moje dziecko cierpi, że mu się nie układa. Ale świadomość, przeczucie, że coś jest bardzo nie tak, że nie wiem co, nie wiem jak pomóc, bo moje dziecko nie chce mi nic powiedzieć, że moje dziecko cierpi w samotności, jest w tym wszystkim SAMO -byłaby dla mnie dużo bardziej bolesna.
I tak a propos tych konkretnych słów o których pisałaś. Są ludzie, którym tak się wyrwie w czasie sprzeczki. W związkach w których się układa słowa te zaszokują, zdziwią, może trochę zabolą. W związku po przejściach, budowanym na tylu łzach, na takim cierpieniu -takie słowa powodują niewyobrażalny, potworny ból.
Ja słyszałam słowa tego typu w różnych okolicznościach, gdy coś mu się nie podobało, gdy zachowałam się nie tak, powiedziałam coś nie tak, gdy coś mu się przypomniało sprzed paru lat, gdy miał zły dzień. Cel był jeden - zranić.
Anusia...
Powiedziałam Ci może zbyt brutalnie. Odnajduję w Tobie siebie i czuję Twój ból i wiem, co to znaczy tak naprawdę słowa, które zabijają.
I bardzo chciałabym, żeby Twoje życie potoczyło się inaczej, żebyś nie dała pokaleczyć i sama nie pokaleczyła się tak bardzo. Tylko dlatego, że kochasz. Nie warto.
Przytulam CIę bardzo mocno.