lucifera, oryginalny i ciekawy wydaje mi się Twój punkt widzenia...
ale też coś budzi we mnie niepokój...
bo wejść z kimś w zło i być przy nim, nie interweniując, nie przeciwstawiając się... co to znaczy?
wiesz jakie mam pierwsze skojarzenie? na przykład do takiej "słynnej" parę lat temu pary belgijskich pedofili-moderców... to było małżeństwo, w którym żona w jakimś sensie ulegała mężowi i współpracowała z nim (nie pamiętam już dobrze szczegółów...)
albo ktoś kradnie, albo napada bezbronnych ludzi - ja wiem o tym i trwam z nim w tym, nie próbując jakoś się przeciwstawić i przeciwdziałać... czy faktycznie to jest miłość i dobro...?
co do sprawy z żyletką... trudno mi powiedzieć na ile dobrze Cię rozumiem... myślę, że masz rację w tym, by nie wyrzucać samemu sobie samookaleczania się, bo wtedy dodajemy jedną autodestrukcję do drugiej... wydaje mi się, że rozumiem też dopuszczenie do siebie tego czynu jako formy ulgi i że to chyba jest prawdziwe, że czasem jest to mniejsze zło niż to większe, do którego mogłoby dojść gdyby nie rozładować w ten sposób szarpiących wnętrze emocji...
ALE... czy powiedzenie komuś: - tak, rób to, jeśli musisz... jest właściwym podejściem...? w tym punkcie również mam wątpliwości...
pozdrawiam...
p.s.
trochę zastanowił mnie Twój nick... "lucifer" kojarzy mi się z jakimś rodzajem sił zła, jakby łudzącego nas zwodniczo swoim blaskiem... zdaje się, że coś tam kiedyś takiego wyczytałem, ale musiałbym sprawdzić dokładnie - chyba, że może Ty mi pomożesz?