---------- 21:09 24.01.2011 ----------
Orm, to są pytania na kilka solidnych wypowiedzi. Już samo pojęcie "cierpienia" jest wielce pojemne. A poza tym w założeniu chrześcijaństwa jest nie dawanie szczęścia "tu i teraz". To bywa efektem ubocznym. Sorki, najpierw by trzeba doprecyzować pojęcie szczęścia
Ja na kącik narzekacza reaguję jak najbardziej pozytywnie, zdając sobie sprawę, iż każdy czasem potrzebuje ponarzekać, pomarudzić oraz posmęcić, tak po ludzku i zwyczajnie. Nie na poziomie odczuwania wielkiego cierpienia, tylko zmniejszenia ciśnienia wewnętrznego spowodowanego up...iwościami codziennego życia na przykład. Oraz ułomnościami własnymi i bliźnich. Sama potrzebuję czasem ponarzekać, co nijak się ma od odczuwania stanu ogólnej szczęśliwości z "innej półki". Jak sobie człowiek czasem nie ponarzeka, to zaiste, ma z czymś najprawdopodobniej tzw. "problem". Osobiście i świadomie żadnego świętego raczej nie znałam (chyba
), oni podobno (niektórzy oczywiście) dochodzili do stanu, w którym narzekanie nie było im potrzebne. Większości ludzi jest i w rozsądnych dawkach wydaje się być całkiem psychologicznie wskazane.
Wiesz Orm, w katolicyźmie jest tak, że bardzo dużo zostaje do uznania wiernych. Masa nieporozumień, kłopotów i niepotrzebnego cierpienia powstaje na przyklad wtedy, kiedy wierny za wszelką cenę potrzebuje, żeby ktoś mu powiedział dokładnie "odtąd - dotąd cacy, a dalej be". Jeśli za takiego kogoś uzna na przykład miejscowego proboszcza i co gorsza trafi na powiedzmy bardzo ułomnego duszpasterza, koszmar murowany, bo zaczyna się "wiara według księdza proboszcza" i całość zaczyna odddalać się w kierunku odlotowym. To, czego bardzo brak polskim katolikom, tak z mojej obserwacji, to wiedza o tym w co wierzą i samodzielność myślenia.
Nie sądzę, żeby istniało jakieś "oficjalne stanowisko KrK w sprawie narzekania", takie w stylu "baczność/spocznij, wolno tyle, dalej grzech! " Każdy winien to swoje narzekanie jakoś we własnym sumieniu poukładać, a z pytaniami indywidualnymi marsz do spowiednika, a czasem lepiej do kierownika duchowego.
Co do szczęścia na poziomie tzw. high level (duchowym) to jak się zdaje jest to stan zbliżenia w indywidualnej relacji z Bogiem, jako stan duszy raczej trudno przekłada się na wypowiedź forumową.
---------- 21:19 ----------
kasiorek43 napisał(a):wg mnie wszystko co się w naszym życiu dzieje, co nas spotyka u co czynimy, jest po to byśmy byli mądrzejsi... Błędy są też wg mnie po to by się na nich uczyć i stawać coraz bardziej doskonałym... W większości, co mnie w życiu spotkało dostrzeglam powiązania...
Prawie perfect, Kasiorek, w katolicyżmie twierdzi się, że nie tyle "jest po to" (bo to by oznaczało, że Bóg również zło czyni, a naszym zdaniem nie czyni tylko dopuszcza), ile że wszystko czego doświadczamy może, przy naszym wysiłku, dać coś co będzie dobre. Sugerowane jest nie dołowanie się z powodu własnych nieuniknionych błędów oraz rozważania ich celem unikania szkodliwych powtórek. A spowiedź w założenu oznacza zostawienie w konfesjonale między innymi wielce niszczącego poczucia winy. Co jest możliwe o ile się, między innymi, dobrze wybierze spowiednika. Czasem najtrudniej jest wybaczyć samemu sobie...
kasiorek43 napisał(a):Ja wiem, że księża są grzeszni, ale oni o tym zapominają... Wg naszego księdza w zaqwodowej dziweczyna, która mieszka z chłopakiem to dziwka... Mieliśmy taką koleżankę, musiała się wyprowadzić, bo ją ojczym bił...
A wpadłas Kasiorek na taki prosty pomysł, że ów ksiądz jest po prostu niemądrym człowiekiem i niemądre rzeczy mówił oraz nieprawdziwe? Co gorsza najwyraźniej w prymitywny, wręcz prostacki sposób?