Sansevieria napisał(a):No po prawdzie to chodzi o to, żeby sam uznał za słuszne uczenie się, a nie o to, żeby go zmusić. Bo zmusić to się nie da, ślepa uliczka.
Czy wiesz, czemu mu "się nie chce"? Mnie to raczej patrzy na demonstracyjne stawianie biernego oporu niż na lenistwo.
Na pewno jest w wieku, kiedy "na złość mamie uszy mi zmarzną" czyli kontestowania i obalania autorytetów, więc chwilowo nie licz na to, że jesteś dla niego przykładem. Byłaś i być może będziesz, chwilowo jesteś "do obalenia", a nie do naśladowania. Z największą zaciętością i siłą obala się jak wiadomo autorytety najsilniejsze i najbliższe czyli, nie ma zmiłuj, zwykle pada na rodzica, jednego lub oboje. Znany tekst kierowany do matek/ojców z wyższym wykształceniem "Studia skończyłaś, i co z tego masz ?" po którym następuje wyliczenie, czego NIE MASZ, czego nie osiągnęlaś i ogólne wbijanie rodzica w glebę.
Nie lekceważyłabym informacji, że "nauczyciele się uwzięli". Przetrwałam 11 lat edukacji córki (potem jako że skończyła 18 mogłam sobie kontakty z nauczycielami odpuścić i przetrwanie stało się łatwiejsze) i na dwoje babka wróżyła. Bywają pedagodzy i bywają "wręcz przeciwni". Okaż zaufanie również synowi i załóż, że również taka wersja jest możliwa, może nie w całości, ale w części większej czy mniejszej. Poza tym skoro mówi "uwzięli się" to albo tak się czuje albo to jest znany wykręt. Nie zakładaj na 100%, że wykręt. Potrafią się uwziąć.
Wychowawca twierdzi, że przeniesienie do innej szkoły nic nie da. Sorki, ale jak wyżej - może da, może nie da, trochę zbyt polegasz na cudzym zdaniu, a za mało w tym opinii i informacji od Twojego syna. Od jakiego problemu Twój syn zdaniem wychowawcy ucieka? Objawowo problemem są złe stopnie, nie uczenie się. A głębiej? Poza tym czasem przeniesienie do innej szkoły jest znakomitym pomysłem, należy to traktowć jako możliwą opcję, nie jak "uleganie i klęskę". Syn jest już w wieku, w którym dotyczące Go ważne decyzje powinny być z nim uzgadniane i wspólnie w sposób otwarty rozważane, ma prawo głosu w swojej sprawie i ma prawo być wysłuchany, a jego zdanie uwzględnione. Czasem są sytuacje, w których zaiste jedynym rozsądnym wyjściem jest właśnie "uciec".
Syn ma 15 lat. To jeszcze gimnazjum czy już liceum? Jak wyglądają jego relacje z ojcem, o ile istnieją? I z rówieśnikami? Nie czuj się "przesłuchiwana", po prostu Twój syn żyje w jakiejś rzeczywistości, gdzieś jest to, co pokazuje tym swoim "nie uczeniem się", a ja pisząc co powyżej to czuję, jak rzucam raczej ogólnikami.
A więc tak: rozmawiałam z synem na temat zmiany szkoły, upiera sie przy tej zmianie, do tego stopnia, że powiedzial mi, ze jak go nie przeniose wtedy nie bedzie w wogole chodzil do szkoly i ze to jest moj wybor. Chyba nie mam wyjscia i musze zaryzykowac i zaufac synowi ze w nast szkole beda lepsze efekty nauki... niestety zmiana szkoly wiaze sie ze zmiana podrecznikow i kosztami, bo w naszej edukacji co szkola to inne ksiazki...ale chyba nie mam wyjscia. Boje sie tylko ze to i tak niczego nie zmieni. Co do sytuacji rodzinnej, mamy tylko siebie, taty swojego nie zna, rozstalam sie zojcem mojego dziecka jeszcze jak bylam w ciazy. Moze brakuje mu ojcowskiej ręki, ale znam wiele osob ktore wychowywaly sie bez ojcow a potrafily docenic to co maja, bez buntu i przeciwstawiania się. Więc nie usprawiedliwam jego zachowania brakiem taty... choc wiem, ze gdyby go mial byloby latwiej... syn bardzo duzo czasu poswieca dla sportu, jest to jego pasja, sport jest jego zyciem, niektorzy mowia ze przez poswiecenie czasu na sport nie ma czasu na nauke, nie chce mu odbierac pasji, bo boje sie ze zbuntuje sie jeszcze bardziej. Boli mnie to jednak,ze spelniam kazda zachcianke syna, a on tego nie docenia i nie potrafi mi sie odwdzieczyc chociazby dobrymy stopniami w szkole. Dziekuje wszystkim za kazde wypowiedziane zdanie , czasami nie widzi sie swoich bledow, a ktos z boku moze je dostrzec...