Witajcie.
Jakiś czas mnie tu nie było.Zajmowałam się tylko i wyłącznie swoim małżeństwem.Ograniczyłam pracę do minimum, dużo rozmów, wspólnei spędzonego czasu. I wydawałoby się że już wychodzimy na prostą, że jest nadzieja na poprawę....i co?dzisiaj rano kolejna wielka burza-kłótnia tak naprawdę o nic a słowa neisamowicie ramiące-typu jak Ci nie pasuję to poszukaj sobie kogoś innego, napewno nie będę do Ciebie dzwonił ani się odzywał, ułóż sobie życie z kimś innym i daj mi spokój.... ten człowiek ma chyba rozdwojenie osobowości- jakiś okres jest kochającym mężem a później przemienia się w potwora, który tylko rani....mąż Maryni bardzo mi go niestety przypomina:(Dzisiaj meiliśmy jechać do moich rodziców....ale co ja im powiem jak sama przyjadę?że mieli rację, że te małżeństwo nie ma racji bytu? że nie daliśmy rady po 2 miesiącach????nie chce ich martwić i znowu nie mam co z sobą zrobić do kąd pójść:(:(:( dlaczego On tak mnie krzywdzi, dlaczego nie potrafi wyciągnąć do mnie ręki tylko rani tymi słowami.....nie mam siły walczyć nei mam swojego kąta na ziemi nie mam nikogo......