Witam, jestem tu nowa.Będzie długo, więc z góry dziękuję za poświęcony czas.
Jest mi źle, mam dość tego wszystkiego.Ale od początku.
Mam 24 lata i ojca alkoholika, który pil odkąd pamiętam.Bywało,że nie pił miesiąc a potem miał ciąg tygodniowy i nie liczył sie z niczym ani nikim. Pił tak,ze urywał mu się film. Albo był wstanie utrzymać sie na nogach i toczył wojny z mama.Od kilku lat mój tatuś choruje na depresje, dokładnie od 5. Miał próbe samobojcza,mama go odratowala, byl w szpitalu , wrocil pokorny jak baranek.Ale po kilku miesiacach wszystko wróciło do normy, tj. ojciec odstawil leki zeby sie napic, zaczeły sie awantury, on trzymal kase w domu itp.I tak co roku, jesien go wykancza, rozklada. Moze nie bez znaczenia jest to,ze moi rodzice prowadza gospodarstwo rolne i jesienia jest najwiecej pracy. Moze ten natłok obowiązków powoduje,ze woli sie ewakuowac do szpitala, ja to tak odbieram. Ze wszystkim zostaje moja mama, kobieta juz niemłoda, spracowana.Przez piec lat udało się uniknąć szpitala zaledwie raz. Początkowo nie rozumiałam tej choroby, bo przeciez to nie choroba ciała ale duszy, trudno to pojąć.. Teraz juz wiem,ze nie udaje itp. ale nie umiem mu współczuc, za duzo krzywdy nam zrobił. jak mam to znosić?. Kiedy ma spadek nastroju czyli od wrzesnia oczekuje wsparcia, troski. Ale kiedy jest okey nie zamienia ze mna słowa, nigdy nie pytał co u mnie. Pamiętam tylko jego awantury z dzieciństwa i wyzwiska. Teraz nie mieszkam z rodzicami, od 2 lat utrzymuje sie sama.Jezdze do domu tylko do mamy i mlodszego brata, kocham ich najmocniej na swiecie. Tylko dzieki mamie jestem
w miare normalna;). Nienawidze mojego ojca, nigdy nie przyznal sie do tego,ze jest alkoholkiem, nigdy nie podjal leczenia, a teraz leczy sie na depresje. Choc moim zdaniem to jest skutek alkoholizmu. Oczywiscie przed lekarzami zataja to,ze pił, ze nie raz odstawial leki by sie napić. Taka terapie to mozna sobie o kant d_py potłuc...Kiedy juz lepiej sie czuje odnosi sie do nas wszystkich z pogarda, podejmuje fatalne decyzje finansowe, zadłuża się itp.Potem zostawia z tym wszystkim moja mame. Mozna pomyslec: jak to jest jeden facet i niszczy tyle osob. Skąd bierze siłę? Ma siostre, stara panne, ktora wspiera go zawsze, gdy sie nawali i zasnie na ulicy, zbiera go do domu,gdy ma depreche nie opuszcza go na krok. Taka głupia, toksyczna miłość. Ciocia uważa ,ze to w nas lezy wina, to my powinnismy wspierac tatusia, a ze wsparcia nie ma to on jest chory.
Moja mama ma problemy z przepukliną, kiedy on idzie do "sanatorium" musi robic wszystko sama, dzwiga cięzkie rzeczy, boje sie o nia.Boje sie,ze ja strace.A poza nia nie mam nikogo. Nie mogę rzucic pracy i przeniesc sie do mamy by jej pomoc, poniewaz wiem,ze kiedy ojciec wyjdzie ze szpitala (bo znow tam trafil) po paru miesiacach wszystko wroci do starego rytmu, ojciec bedzie pil, trzymal kase, ponizal mame. Nie wiem co robic, ubezwlasnowolnic go sie nie da, ciotka bedzie go bronic jak lwica. Moze to wszystko chaotyczne, ale emocje biorą
górę. Kto mi powie dobre słowo?