Limonka
wywołałaś mnie do tablicy to piszę Tak dawno mnie tu nie było że musiałam poszukać o czym ostatnio pisałam. Rzeczywiście dużo się działo przez te kilka...miesięcy i dlatego przestałam zaglądać.
Prawie rok temu zmieniłam pracę, pamiętam, że w lutym strasznie się cieszyłam, że nowa branża, nowi ludzie. Wakacje to czas zasuwania jak motorek, taki czas, taka branża. Praca zdążyła mi się znudzić zdążyłam się wyrobić i uświadomiłam sobie, że nieprędko przyjdzie opcja na zmianę, awans czy pójście wyżej, i kiedy szukałam innej, pojawiła się opcja pozostania wewnątrz firmy ale rozpoczęcia nowego projektu. Podjęłam decyzję i już zaczynam jej żałować, bo bardziej nieprzygotowanego projektu to ja nigdy nie widziałam, ale co fajne, przed rozpoczęciem nowego projektu zostałam wysłana na trzy tygodnie szkolenia... do Chicago, z którego właśnie wróciłam. To była super przygoda, wróciłam w tą niedzielę (fartem ) i właśnie jeszcze nie ochłonęłam.
W maju odezwał się do mnie mój były P. Zaczęliśmy rozmawiać. Okazało się, że dziewczyna, o której mi opowiedział 3 tygodnie po naszym rozstaniu, nie istniała, ale została sfabrykowana, bo miała mnie zaboleć. Zabolała, tak, że straciliśmy skutecznie kontakt na ponad rok. Jak wiecie, całkiem zerwałam z nim relacje, unikałam jakiejkolwiek szansy na spotkanie.
W maju mnie praktycznie zmusił do spotkania, jednego piwa, które trwało kilka godzin. W czerwcu i lipcu rozmawialiśmy ze sobą. W sierpniu wspólnie wybraliśmy się na Coke Live Music Festival a we wrześniu pojechaliśmy na wspólne wakacje. Jest dobrze, staramy się odbudować to co było. Jestem szczęśliwa. Dzisiaj umiem inaczej dysponować swoimi emocjami, umiem nad nimi panować, umiem też mówić przepraszam jak się zagalopuję albo wprost domagać się tego, czego chcę. Czasami jest tak, jakby tych 14 miesięcy przerwy nie było.
W październiku się obroniłam. Skończyłam drugie studia. Chwilowo odpoczywam i mentalnie trochę się byczę, ale może tego potrzebowałam, mam teraz więcej czasu dla P, nasze wspólne życie ma szanse być chwilami prawdziwego codziennego życia a nie miłymi chwilami wyrwanymi spomiędzy pracy, szkoły, szkolenia i kursu. Zaczynam jednak już się nudzić i rozglądać, na co tu by się jeszcze zapisać.
Jutro Wigilia i jadę do rodziny. Nigdy w życiu tak się nie cieszyłam na Boże Narodzenie. Wprawdzie pierwszy raz od 8 lat, od śmierci Ważnej dla mnie Osoby, nie będę w Wigilię na Jej grobie (tak się akurat złożyło) ale nadrobię to zaraz w drugi dzień świąt jak tylko wrócę do domu. Nie mogę się doczekać polskich potraw. Po 3 tygodniach spędzonych na mleku w proszku dodawanym do kawy i sandwichach z lodówki z zimną bułką i tłustym dipem marzę o pierogach i grzybowej. Barszczyk śni mi się po nocach a w nosie czuję zapach makowca. O Boże, makowiec....
Życzę Wam wszystkim Wesołych Świąt
i tego, żeby Nowy Rok przyniósł pozytywne rozwiązania
Waszych problemów i trosk.
Czasami życie zaskakuje pozytywnie.
Pozdrawiam :*
lili