paskudne uczucie...

Problemy z partnerami.

Postprzez nimfa24 » 27 paź 2007, o 21:57

mahika ma racje jestes naprawde wyjatkowe kobieta bo ja podobnie jak ona bym w zyciu nie uwiezyla, ze po imprezie na rauszu byl grzeczny i mily hehheehhe... podziwiam Cie kochana jestes naprawde wielka, chciala bym miec choc okruch tej ufnosci co TY:) Twoj facet to szczesciaz...:)
nimfa24
 
Posty: 13
Dołączył(a): 27 paź 2007, o 18:25
Lokalizacja: kielce

Postprzez Crazy Mary » 27 paź 2007, o 22:29

Mahika, Nimfa24

dziękuję, bardzo miło usłyszeć takie słowa, ale nie jestem wcale taka niesamowita... gdybym Mu tak bardzo ufała to nie miałabym tych 'ukłuć' zazdrości, nie ryczałabym w poduszkę... ale bardzo mocno Go kocham i wiem, że nie mam prawa GO ograniczać (w granicach rozsądku) bo jest wolnym człowiekiem...
przyszło mi teraz do głowy, że może czuję się też po prostu trochę winna tego, że w ostatnim czasie nie byłam najlepszym kompanem, że mogłam doprowadzić do tego, iż nie wiedział czy mnie kocha...
to ja jestem szczęściarą, że On ze mna jest :)
Crazy Mary
 
Posty: 27
Dołączył(a): 24 paź 2007, o 11:01
Lokalizacja: Trójmiasto

Postprzez nimfa24 » 27 paź 2007, o 22:36

My kobiety mamy wlasnie to....

"to ja jestem szczęściarą, że On ze mna jest :):


A moze to oni maja szczescie byc z nimi...

Moze to dlatego sie nam wydaje, ze sa tacy wspaniali...

A moze mamy obustronnie szczescie, ze jestesmy razem..

Oni maja silna psychike, silniejsza niz my, zawsze jest wokol nich kupa przyjaciol a my sie ogalacamy, zapominamy dla naszych milosci o tym jak zylysmy przed spodkaniem "jego"

oni nadal zyja tak jak zyli a my sie zatracamy... a to nam nie sluzy...

Mowie tak bo mi tez sie wydaje ze mam to "szczescie" hmm....???
nimfa24
 
Posty: 13
Dołączył(a): 27 paź 2007, o 18:25
Lokalizacja: kielce

Postprzez Crazy Mary » 1 lis 2007, o 15:24

znów szukam dziury w całym...

przed wyjazdem obiecałam coś za Niego załatwić, ale jak się później okazało nie dopilnował pewnej rzeczy i nie mogę tego zrobić. wystarczyło, żeby napisał jednego mejla z wyjaśnieniem sytuacji i prośbą o przesunięcie terminu. napisał dzisiaj, żebym napisała za Niego tego mejla. Miał na to cały tydzień, kilka razy był w kawiarence i mógł napisać te pare zdań :(
Nie chodzi o to, że nie chcę Mu pomóc, po prostu tak jest prawie zawsze. o wszystkim Mu przypominać, coś podwieźć, załatwić bo On np. jest w pracy i nie zdąży :( Rozumiem to, że czasami na prawdę nie ma możliwości wyrwania się i wtedy z chęcią Mu pomogę, ale czasami po prostu coś oleje, nie dopilnuje terminu i wtedy trzeba wszystko załatwiać 'na łeb na szyję'. Powtarzam sobie, że nie pomogę, może nauczy się na błędach, ale gdy poprosi tym swoim głosem, popatrzy w oczy mięknę i pomagam :/ Zaczyna mnie to denerwować gdyż czuję się czasami jak Jego osobista sekretarka. Parę tygodni temu powiedziałam Mu, że koniec z tym. Pomogę jak rzeczywiście nie będzie innego wyjścia, ale w innych sytuacjach niech sam to robi. Teraz oczywiście złamię się i napiszę tego mejla ponieważ przez kilka najbliższych dni będzie w miejscu gdzie nawet kontakt telefoniczny będzie bardzo utrudniony, nie mówiąc już o internecie, a nie chcę, żeby stracił pieniądze i rok nauki.

Czy to, że nie chcę być Jego 'sekretarką', że dzisiaj mnie zirytował świadczy o tym, że jestem egoistką, że mi na Nim nie zależy?
Crazy Mary
 
Posty: 27
Dołączył(a): 24 paź 2007, o 11:01
Lokalizacja: Trójmiasto

Postprzez Abssinth » 1 lis 2007, o 15:44

---------- 14:37 01.11.2007 ----------

powiedz, ze to ostatni raz - widze, ze Ci na tym zalezy, zeby jednak nie stracil roku, wiec nie poradze tego, co naprawde chcialabym - zebys nie pisala, zeby jednak sie nauczyl ze nie bedziesz za niego caly czas robic wszystkiego.

I niech to juz bedzie tak naprawde ostatni raz. Pamietaj, ze jesli z nim bedziesz, wyobraz sobie np za dwadziescia lat, on bedzie od Ciebie oczekiwal, zebys wyreczala go w coraz wiekszej i wiekszej ilosci spraw. Patrzac w jego slodkie proszace oczka pomysl o tym, ze to jest po prostu jego wygodnictwo, ktore przez niego przemawia, ze juz cale zycie bedziesz musiala byc taka mamusia, teraz dla studenta, potem dla czterdziesto czy piecdziesiecioletniego pana, ojca dzieciom, moze dziadka w jakiejs tam pryszlosci? Pasuje Ci taka wizja?

Naucz sie mowic NIE, bo inaczej skonczysz zyjac dla kogos innego cale zycie. Dla kogos, kto jeszcze na dodatek bedzie uwazal, ze mu sie nalezy.

a jesli chodzi o tego maila teraz - powiedz mu, ze za taka usluge zyczysz zaproszenia na dobry obiad, albo cos innego, czego on zwykle nie robi...jak cos bedzie burkal, ze nie i ze cos tam, to spytaj sie ile jest dla niego wart rok studiow, ktory musialby inaczej powtarzac.Moze byc w zartach, niekoniecznie 'wymagajacym' tonem, ale niech zobaczy, ze nie ma nic za darmo, ze to jednak cos znaczy, ze to dla niego robisz. Nie boj sie, naucz sie cenic SIEBIE i swoja pomoc. Powtorze to, co juz tu zostalo powiedziane pare razy - dopoki sama siebie nie poszanujesz, nikt Cie nie bedzie szanowal.

---------- 14:44 ----------

i jeszcze jedno, tak do tego powyzej , ze mu pozwalasz na wyjazdy takie czy siakie, pocieszanie kolezanek i pobyty na noc u jakichs panienek - sorry, ale mi sie wydaje, ze sie po prostu podkladasz, bo nie jestes pewna siebie w tym zwiazku, dlatego wolisz pozwolic na wszystko, przelknac swoja dume i zasady, zeby tylko sobie nie poszedl od Ciebie....nie podoba mi sie to tak naprawde....jakos z roznych Twoich slow zionie taka rozpaczliwosc, powiedz mi, jesli sie myle...

czuejsz sie winna bo nie bylas najlepszym kompanem, ze masz doly, ze cos tam - no zesz do jasnej cholery, troche ikry dziewczyno, co Ty masz robic za zespol piesni i tanca na kazde jego skinienie i zadanie? Czy Twoim zyciowym zadaniem jest spelniac wszystkie zachcianki Jasnie Pana I Wladcy? nie wiem,jakos mi to tak wszystko z lekka do dupy brzmi.

I jeszcze z tym wyjazdem - wyjezdza sobie na wakacje bez Ciebie, z jakimis pannami, a Ty masz za niego zalatwiac jego studia, bo jemu jakos tak z glowy wylecialo? No pomysl sama, co to jest. To juz nawet nie sekretarka, tylko sluzaca, bo sekretarke sie zabiera na wyjazdy ze soba.

co ja na to poradze, ze mi sie ten gosc jakos nie podoba i ten caly uklad, w ktorym jestes?

pozdrawiam bardzo
A.
Avatar użytkownika
Abssinth
 
Posty: 4410
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 01:39
Lokalizacja: Londyn

Postprzez szachistka » 1 lis 2007, o 16:18

Crazy Mary napisał(a):mnie to denerwować gdyż czuję się czasami jak Jego osobista sekretarka.

Znam to uczucie. Podejrzewam, ze jestes osobowoscia podatna na manipulacje. Podejrzewam, ze pierwsze skojarzenie, jakie sie pojawia przy slowie "manipulacja" to: "cos zlego";). Manipulacja moze byc i zla i nie, i morlana i nie. W kazdym razie - mam wrazenie, ze Ty jestes osoba bardziej ulegla a twoj chlopak - osoba oczekujaca uleglosci. A moze i robi to zupelnie nieswiadomie. W kazdym razie - bylam w podobnym zwiazku. To ja mialam zawsze "glowe na karku", bylam lepiej zorganizowana, pamietalam o waznych rzeczach za nas dwoje itp itd. I zgadzam sie, ze to potrafi byc dosc meczace szczegolnie, jesli partner potrafi i zapominac i lekcewazyc sprawy/ obowiazki. To temat rzeka wiec nie bede sie tu rozpisywac, ale moim zdaniem powinnas co nieco poczytac o asertywnosci i umiejetnosci mowienia "nie". Pomysl: jesli pomagasz swojemu chlopakowi raz, drugi trzeci, to jest ok. natomiast nie jest ok, jesli po kolejnym udzieleniu pomocy czujesz sie "jak sekretarka". Z pewnoscia czujesz sie rozzalona, byc moze pojawiaja sie w glowie pretensje do niego o jego zachowanie itd. Wyrozumialym mozna byc tylko do pewnego stopnia. Zbytnia wyrozumialosc zwie sie chyba poblazaniem a to nie jest dobre. Pozdrawiam:)
Avatar użytkownika
szachistka
 
Posty: 201
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 12:46
Lokalizacja: Sopot

Postprzez Crazy Mary » 16 lis 2007, o 19:27

---------- 16:34 01.11.2007 ----------

wiem, że zabrzmi to strasznie, ale... nie raz miałam wrażenie, że dużo dla Niego robię, że On często tego nie widzi, nie docenia (a przynajmniej tego nie okazuje), że mam prawo oczekiwać czasami czegoś w zamian zamiast 'dziękuję' np. obchodzenia walentynek (wiem, że to przereklamowane święto, ale miłe). Tylko zaraz potem przychodziły myśli, że przecież ja niczego takiego nie robię, że to normalne niemal obowiązek a ja jeszcze oczekuję docenienia.
Od jakiegoś czasu staram się nad sobą pracować, doszukuję się przyczyn swojego zachowania. I widzę postępy, jednak jeszcze bardzo długa droga przede mną. Pisanie na tym forum, czytanie Waszych historii bardzo mi w tym pomaga, bo czasami potrzebne jest spojrzenie z boku. Dziękuję :)

Abssinth masz rację, czasami zaciskałam usta bo bałam się Go stracić, bo bardzo mi na Nim zależy i chcę z Nim być. Oboje mamy pewne problemy ze sobą, co nie ułatwia wspólnego życia. Kilka tygodni temu jednak nie wytrzymałam tego co panowało w naszym związku (to były początki pracy nad sobą) powiedziałam czego oczekuję od Niego, co rozumiem jako 'bycie razem', że jeżeli ma być tak jak do tej pory to niestety nie dam rady. Sam nie był pewny czego chce, co czuje. Po kilku dniach przemyślał sobie wszystko, przeprosił i obiecał się starać.

Co do Jego wyjazdu, jak już pisałam było mi (jest) trochę przykro, ale "pozwoliłam" Mu jechać nie dlatego, że bałam się Go stracić, a raczej chciałam dać nam czas, chciałam, żeby przekonał się czy chce być ze mną z miłości czy z wygody, przyzwyczajenia. Kiedy już wszystko sobie załatwił chyba dopadły Go wyrzuty sumienia - chciał, żbym z Nim pojechała, chciał wszystko opłacić bo wiedział, że jednym z powodów mojej odmowy był brak $ (a od rodziców nie chciałam pożyczać). To było miłe z Jego strony, ale nie zgodziłam się. Bo przecież proponowałam przełożyć wyjazd o pół roku, ale najwidoczniej bardzo chciał jechać teraz. Rozumiem chciał odpocząć - ok, ale beze mnie. Przez tą odmowę chciałam Mu (i sobie) też chyba pokazać, że mam swoje zdanie.

Powinnam chyba bardziej wyjaśnić sytuacje z koleżankami z pracy. Było to kilka lat temu i wiem, że do nieczego nie doszło. Po prostu mój mężczyzna nie pomyślał jak ja będę się czuła, jak zareaguję - dla Niego to były tylko niewinne picie i pomoc załamanej koleżance (sama Jej później pomagałam). Teraz już wie co czułam i mam nadzieję, że jeżeli w przyszłości miałoby dojść do czegoś podobnego to będzie pamiętał.

Na przestrzeni wspólnych lat widzę, że się bardzo zmienił, że dorósł, w pewnych kwestiach jest bardziej wyrozumiały, zrezygnował dla mnie z niektórych rzeczy i doceniam to (może nie zawsze umiejętnie :?).

Szachistko - czasami niestety bardzo trudno wyznaczyć granicę między wyrozumiałością a pobłażaniem. Powoli uczę się, że mam prawo powiedzieć 'nie' bez wyrzutów sumienia :)

---------- 18:27 16.11.2007 ----------

parę dni temu wrócił mój Mężczyzna, powinno być pięknie, ale przeze mnie nie jest... kiedy Go nie było bywały złe chwile, ale radziłam sobie z tesknotą i zazdrością, a teraz to drugie uczucie przybiera na sile :( cieszę się gdy widzę błysk w Jego oczach i uśmiech na twarzy gdy opowiada o swoich wrażeniach, ale gdy widzę serię zdjęć Jego towrzyszek, gdy słucham opowiadań o nich opanowuje mnie coś złego, staję się zazdrosna i nie potrafię tego ukryć, mówię wtedy coś sarkastycznego :(( rozmawialiśmy na ten temat, powiedział, że rozumie moje zachowanie, stara się przymykać na nie oko i zapewnia o swojej miłości, ale widzę, że jest Mu coraz gorzej - coraz częściej pojawia się myśl, że na Niego nie zasługuję :( staram sie z sobą walczyć, po każdej złośliwej uwadze gotuję się w środku i obiecuję sobie, że gdy następnym razem będę chciała coś takiego powiedzieć ugryzę się w język, będę się bardziej starała...
w przyszłym tygodniu Mężczyzna planuje spotkanie z tymi dziewczynami i chciałby, żebym też przyszła, ale włącza się we mnie czerwone światło... z jednej strony to miłe, a z drugiej boję się, że będę jak piąte koło u wozu (w końcu zdążyli się już db poznać, będą wspominać wspólne chwile), że nie poradzę sobie z moimi chorymi myślami i powiem coś niemiłego... z Jego opowiadań wiem, że jestem zupełnym przeciwieństwem tych dziewczyn, jestem bardzo nieśmiała i mało interesująca a One z kolei bardzo towarzyskie, zabawne, wygadane - boję się tej konfrontacji, boję się, że On zobaczy jaka jestem i powoli przestanie chcieć ze mną być:( wiem, że takim myśleniem mogę wywołać przysłowiowego wilka z lasu... chcę sobie z tym poradzić, chcę zabić te wszystkie złe myśli, ale nie wiem jak, nie mam pojęcia co zrobić :( nie chcę już taka być!!!
Crazy Mary
 
Posty: 27
Dołączył(a): 24 paź 2007, o 11:01
Lokalizacja: Trójmiasto

Postprzez mahika » 16 lis 2007, o 21:33

Kochana on już widzi jaka ty jesteś, konfrontacja niewiele zmieni. Nie wiem, pisałam już że Cię podziwiam??
Ja bym na to spotkanie poszła i na pewnpo nie puściła go już więcej samego z jakimiś panienkami...
Wiec idź i lśnij przy boku swojego mężczyzny, bo on i tak z tego co piszesz to cię kocha i będzie mu miło jeśli dołączysz do niego i jego towarzystwa. nie musisz być rozchichraną i głośną panieną, bądź sobą :)
Avatar użytkownika
mahika
 
Posty: 13346
Dołączył(a): 7 maja 2007, o 16:07

Postprzez inka » 16 lis 2007, o 22:12

Ja tez miewam takie uczucia jak Ty...to sie nazywa niska samoocena. Pomyśl sobie, ze jestes jedyna i niepowtarzalna jak kazdy z nas, a twój mezczyzna kocha właśnie Ciebie i żadna inna mu Cie nie zastapi, bo taka jest prawda :)
Avatar użytkownika
inka
 
Posty: 111
Dołączył(a): 15 wrz 2007, o 20:15
Lokalizacja: Zagłębie/Śląsk

Postprzez ewka » 17 lis 2007, o 01:37

Crazy Mary napisał(a): w przyszłym tygodniu Mężczyzna planuje spotkanie z tymi dziewczynami i chciałby, żebym też przyszła, ale włącza się we mnie czerwone światło...

Doceń ten gest... widocznie nie ma nic do ukrycia i chce swoim znajomym Ciebie pokazać - myślę, że to bardzo fajne z jego strony.

Nie bój się konfrontacji... może spróbuj czerwone zamienić na zielone? Bo - dlaczego nie? On nie zobaczy jakoś NAGLE, jaka jesteś.... przecież Cię zna i jeśli miał ochotę porównywać, to chyba mógł to zrobić już wcześniej. To spotkanie może też Ci pomóc, jeśli się odpowiednio ustawisz... ale tylko pozytywnie: co możesz wziąć dla siebie z tych nowo poznanych ludzi, co podpatrzeć, co fajnego gadają, jak żyją... Poznawanie innych nas przecież wzbogaca - ale myślę, że jest warunek jeden... nie powinnaś ich traktować jak konkurencji, bo to byłoby bez sensu... uwolniłoby te złe lub gorsze emocje, a to chyba niepotrzebne byłoby.

Tak myślę. I odwagi Dziewczyno
:kwiatek2:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez california » 17 lis 2007, o 15:48

---------- 14:44 17.11.2007 ----------

Moim zdaniem nie sztuka kochać osobę z którą jest się na codzień...myslimy wtedy miłość z przyzwyczajeniem.

sorry ale troche rozsmiesza mnie, jak ktos nie widzial sie max 3 dni.

---------- 14:48 ----------

Z moim ex tez nie widzialam sie max 3 dni. Byłam wtedy więźniem bezowocnej miłości.
Avatar użytkownika
california
 
Posty: 270
Dołączył(a): 22 maja 2007, o 15:16
Lokalizacja: Bliżej morza

Poprzednia strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 169 gości