Wczoraj pojechałam z moim Ł do jego rodziny na wieś.
Mnóstwo ludzi i masa dzieci ok 15 i w tym wszystkim dwa koty. Kotka dorosła i jej dziewczynka. Wspaniałe. W pewnym momencie mąż siostry mamy Ł wziął kota za ogon i podniósł do góry!!!!! Po czym wziął go po raz drugi i pokazał jak robi się z kota harmoszkę!!!! Kotek piszczał a ja wyszłam. Nie powiedziałam nic ze względu na Ł, żeby nie było mu przykro, nie znam tych ludzi jeszcze na tyle, ale ugryzłam sie w jezyk tylko ze wzgledu na Ł. Ten gość mnie jeszcze drażnił i ciągle gadał ,,Gdzie kotek, kici-kici, harmoszkę zrobimy"
Wyszłam na zewnątrz i się popłakałam, tak mi było przykro, że musiałam to zobaczyć. Chyba zauważyli, że mnie to oburzyło, bo na drugi dzień nie dotykał już kota jak przyszliśmy, bynajmniej już nic nie mówił, tylko raz coś powiedział, na co stwierdziliśmy z Ł, że harmoszka zrobiona z jego jąder była by bardziej dźwięczna i już nic nie powiedział...
Biedne te koty, takie ospałe, zmęczona hałasem. Nasza Luna jest radosna, bryka, psoci, tamte kotki mimo, że młode, to tak mocno spały... Coś tam niby psociły, ale było mi ich żal. Babcia Ł proponowała byśmy wzięli chociaż jednego, ale Ł się nie zgodził, ja byłam tak poruszona, że bym wzięła. Wiem, że pewnie Ł myślał rozsądniej, ale ja chciałam oszczędzić chociaż temu jednemu takiego traktowania i nie udało się...
Brak mi słów, na prawdę. O osobie, która to zrobiła nie wypowiadam się. Z wielką chęcią, gdybym tylko mogła, zrobiła bym sobie ,,harmoszkę" z jego narządów, o ile tam coś ma...
Nigdy więcej nie chcę czegoś takiego zobaczyć, nigdy