---------- 00:53 22.12.2010 ----------
Ledwo na oczy widzę, ale nie mogę zasnąć... My chyba nie pasujemy do siebie
Rozmawialiśmy o mojej sytuacji w pracy, bo siedzę w całe swięta a inni nie idą wcale i o tej sytuacji, która tyam jest. I Ł powiedział mi, że jak będę rozmawiać z kierowniczką , to ,,...ani słowa o wypowiedzeniu!" Ja rozumiem naszą sytacjęe, jestem rozumna, nie jestem nie odpowiedzialna. Tylko przykro mi, że ja jestem resztą ludzkiej psychiki a on nawet... nie czuję zrozumienia. Łatwo mu powiedzieć ,,Musisz, to przeżyć", kiedy nie wie co tam sie dzieje. Panicznie boje sie zmiany z kolega, który jak dostałam krwotoku, to nie kazał mi nigdzie, dzwonić i siedziec cicho i o mało nie zabrał mi telefonu. Od tamtej pory nie miałam z nim zmiany w nocy... I mam poczucie niesprawiedliwosci, bo kazdy, nawet nowsi niż ja mają tylko jedną zmianę w święta a ja dwie i później tylko dzień wolnego po świętach do końca miesiąca...
Nie wytrzymuje już po prostu, nie mam siły na złośliwości, na to co tam jest i myslałam ze on mnie tu zroziumie a on sie zbulwersował i strzelił focha...
Czuję jakoś, że nie nadaję się do związku, ja nie jestem taka jak on. Może jestem pusta i gówno warta egoistka, ale nie jestem nim, rozumiem sponsoring i może bym się na niego pokusiła, żeby w końcu coś mieć czego nigdy nie miałam, bo rodziców nie było stać... Może to nie jest najważniejsze, ale ja mam dosyć jebania i wkurwiania się w pracy i do tego wypłaty mizerne, coraz bardziej... Może jestem pusta i nie warto napisać dla mnie nawet słówka, może. Może...
Poczłuam jakby mi rozkazywał, jakby mi nic nie było wolno zrobić... Jakby ważne było tylko to, ze nie mam rezygnować. Może gdyby mnie nie było mnie było lżej i on by znalazł sobie dziewczynę, na którą zasługuje...
Po czym stwierdził, że tylko o tym mówię, o pracy od tygodnia i to mnie zabolało, bo to nie prawda i może często, ale nie ciągle...
W końcu byłą okazaja porozmawiać dłużej, bo wolny wieczór, a on prawie na mnie nakrzyczał...
I nie chcę mieć dzieci, tak jak on, ja ich nie chcę... Chcę mieć psa, chodowlę, ale nie chcę mieć dzieci.
Może jestem zła do szpiku kości, ale czuje się strasznie bezradna i na prawdę nie mam się do kogo zwrócić...
Co będzie dalej, jeśli ze sobą będziemy? A jeśli nie? To co będzie lepsze pozostanie w układzie ,,nie jesteśmy razem , ale żyjemy ze sobą, mieszkamy" Czy powrót do rodziców, którego bym nie chciała?
Czuję się samotna, zawiódł mnie... a może to ja jestem nie odpowiedzialna, nie wiem, ale czasem bardzo bym chciała cofnąć się w czasy kiedy było bezpiecznie i wszystko było pewne, kiedy ojciec jeszcze nie pił...
Jestem okropna...
Przepraszam, musiałam się wygadać, tylko jakoś mi wcale nie lepiej...
---------- 00:55 ----------
Ledwo na oczy widzę, ale nie mogę zasnąć... My chyba nie pasujemy do siebie
Rozmawialiśmy o mojej sytuacji w pracy, bo siedzę w całe swięta a inni nie idą wcale i o tej sytuacji, która tyam jest. I Ł powiedział mi, że jak będę rozmawiać z kierowniczką , to ,,...ani słowa o wypowiedzeniu!" Ja rozumiem naszą sytacjęe, jestem rozumna, nie jestem nie odpowiedzialna. Tylko przykro mi, że ja jestem resztą ludzkiej psychiki a on nawet... nie czuję zrozumienia. Łatwo mu powiedzieć ,,Musisz, to przeżyć", kiedy nie wie co tam sie dzieje. Panicznie boje sie zmiany z kolega, który jak dostałam krwotoku, to nie kazał mi nigdzie, dzwonić i siedziec cicho i o mało nie zabrał mi telefonu. Od tamtej pory nie miałam z nim zmiany w nocy... I mam poczucie niesprawiedliwosci, bo kazdy, nawet nowsi niż ja mają tylko jedną zmianę w święta a ja dwie i później tylko dzień wolnego po świętach do końca miesiąca...
Nie wytrzymuje już po prostu, nie mam siły na złośliwości, na to co tam jest i myslałam ze on mnie tu zroziumie a on sie zbulwersował i strzelił focha...
Czuję jakoś, że nie nadaję się do związku, ja nie jestem taka jak on. Może jestem pusta i gówno warta egoistka, ale nie jestem nim, rozumiem sponsoring i może bym się na niego pokusiła, żeby w końcu coś mieć czego nigdy nie miałam, bo rodziców nie było stać... Może to nie jest najważniejsze, ale ja mam dosyć jebania i wkurwiania się w pracy i do tego wypłaty mizerne, coraz bardziej... Może jestem pusta i nie warto napisać dla mnie nawet słówka, może. Może...
Poczłuam jakby mi rozkazywał, jakby mi nic nie było wolno zrobić... Jakby ważne było tylko to, ze nie mam rezygnować. Może gdyby mnie nie było mnie było lżej i on by znalazł sobie dziewczynę, na którą zasługuje...
Po czym stwierdził, że tylko o tym mówię, o pracy od tygodnia i to mnie zabolało, bo to nie prawda i może często, ale nie ciągle...
W końcu byłą okazaja porozmawiać dłużej, bo wolny wieczór, a on prawie na mnie nakrzyczał...
I nie chcę mieć dzieci, tak jak on, ja ich nie chcę... Chcę mieć psa, chodowlę, ale nie chcę mieć dzieci.
Może jestem zła do szpiku kości, ale czuje się strasznie bezradna i na prawdę nie mam się do kogo zwrócić...
Co będzie dalej, jeśli ze sobą będziemy? A jeśli nie? To co będzie lepsze pozostanie w układzie ,,nie jesteśmy razem , ale żyjemy ze sobą, mieszkamy" Czy powrót do rodziców, którego bym nie chciała?
Czuję się samotna, zawiódł mnie... a może to ja jestem nie odpowiedzialna, nie wiem, ale czasem bardzo bym chciała cofnąć się w czasy kiedy było bezpiecznie i wszystko było pewne, kiedy ojciec jeszcze nie pił...
Jestem okropna...
Przepraszam, musiałam się wygadać, tylko jakoś mi wcale nie lepiej...