Gdzie poniesie nas życie, z tego miejsca patrzymy...

Problemy z partnerami.

Postprzez sikorka » 20 gru 2010, o 18:39

a jesli facet kasiorka powiedzialby ze nawet jak mnie zdradzisz, pojdziesz sie prostytuowac, czy bedziesz robic rozne inne rzeczy (bo akurat tak sie zycie ulozylo) to o nic sie nie martw ja i tak Ci wybacze i dalej bedziemy sobie zyli dlugo i szczesliwie to czy nie odebralibyscie tego jako przyzwolenia do tego wszystkiego? czy wtedy kasiorek nie moze sobie pomyslec robta co chceta on i tak bedzie ze mna?

moze wlasnie facet takimi rozmowami stawia i artykuluje swoje granice? zeby potem nie bylo zaskoczenia?
Avatar użytkownika
sikorka
 
Posty: 3431
Dołączył(a): 8 gru 2010, o 20:04

Postprzez Abssinth » 20 gru 2010, o 19:22

zauwaz (po raz kolejny to pisze i ja , i Kasiorek, wiec nie wiem dlaczego jakos czesc osob to omija!), ze Kasiorek - jasno i wyraznie mowi - NIE MAM ZAMIARU SIE PROSTYTUOWAC, NIE MAM ZAMIARU ZDRADZAC, UWAZAM TYLKO , ZE W NIEKTORYCH PRZYPADKACH JEST TO KWESTIA SZARA A NIE CZARNA.

problem lezy nie w tym, ze Kasiorek planuje sie kurwic na prawo i lewo, tylko w tym, ze Kasiorek boi sie, ze jej facet odrzuci ja za to, ze ma inne zdanie niz on.

czy naprawde nie widac roznicy pomiedzy nie kamienowaniem kogos z gory zo to, ze cos robi, a robieniem tego samego?
Avatar użytkownika
Abssinth
 
Posty: 4410
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 01:39
Lokalizacja: Londyn

Postprzez KATKA » 20 gru 2010, o 21:58

ale czy on odrzucił ja...czy nie zgadza sie z jej zdaniem i am swoje??
Myśle, że sprawę można odwrócić i równie dobrze to właśnie chłopak mógł tu napisać, że się boi bo jego dziewczyna ma inne zdanie niż on.... :roll:
Kurcze możę on też jest teraz skołowany bo spodziewał się czegoś innego??
Nie zapominajmy, że związek tworzą dwie osoby...i te dwie osoby to dwoje różnych ludzi, z różnym podejściem....
Facet nie powiedział : spadaj bo masz inne zdanie niż ja....prawda? Rozumiem zdziwienie...sama nie raz sie zastanawiam dlaczego facet nie myśli tak jak ja....bo przecież ja myśle poprawnie...owszem w swoim mniemaniu....
Ja bym naprawdę nie wyolbrzymiała...tylko próbowała postawić sie w jego sytuacji....to życie weryfikuje...i choćby ktoś nie wiem jak się zapierał to nigdy pewien być nie może, że zdania nie zmieni....
"tylko krowa nie zmienia zdania " :P
KATKA
 
Posty: 3593
Dołączył(a): 23 maja 2007, o 20:00
Lokalizacja: Poznań

Postprzez sikorka » 20 gru 2010, o 22:43

---------- 21:36 20.12.2010 ----------

KATKA napisał(a):Facet nie powiedział : spadaj bo masz inne zdanie niż ja....prawda?

:ok: no dokladnie. powiedzial spadniesz gdy to zrobisz - to zasadnicza roznica.

---------- 21:39 ----------

Filemon napisał(a):
moim zdaniem "normalny, zdrowy, szczęśliwy związek", to właśnie taki, w którym obie strony potrafią sobie wybaczać i robią to przez całe wspólne życie...


i tak i nie - bo czym innym jest umiejetnosc wybaczenia a czym innym umiejetnosc dalszego zycia z tym czlowiekeim po wybaczeniu. czasem jest to juz dla nas za duzo i zwyczajnie nie umiemy. poniewaz kochamy to wybaczamy, ale kochamy takze siebie i nie chcemy dalej tak zyc. nie mylmy tych dwoch pojec. bo nie uwazam ze kazdy potrafi wybaczac i kazdy potrafi dalej po takim wybaczeniu zyc, i to wcale nie oznacza, ze nie umie stworzyc normalnego, zdrowego i szcesliwego zwiazku.

---------- 21:42 ----------

ewka napisał(a):
Filemon napisał(a):zresztą właśnie wzajemne wybaczanie i zrozumienie dla niedoskonałości, według mnie stanowi istotną część prawdziwej więzi i miłości między ludźmi...

Są ludzie, którzy nie DADZĄ RADY wybaczyć zdrady. Czy to znaczy, że kiepsko kochają?

dobre pytanie - i ja odrazu odpowiadam, ze nie. kochaja tak jak umieja, z poszanowaniem swoich granic, ktore przez partnera zostaly naruszone na tyle ze sie juz dalej zyc nie da.

---------- 21:43 ----------

ewka napisał(a):
Filemon napisał(a):nie ma dobrego ludzkiego związku, w którym nie ma nic do wybaczania...

:shock: Dlaczego??? :shock:
A może nie zrozumiałam?



tez chyba nie zrozumialam :szok: wyjasnij fil co masz na mysli?
Avatar użytkownika
sikorka
 
Posty: 3431
Dołączył(a): 8 gru 2010, o 20:04

Postprzez Księżycowa » 20 gru 2010, o 23:27

---------- 22:24 20.12.2010 ----------

Chciałabym coś wyjaśnić... Nie napisałam tego tematu dlatego, że chcę szukać sponsora, albo wyskoczyć w bok i pytam dla orientacji, czy w ogóle warto i co prawdopodobnie zrobi mój facet... nie nie i jeszcze raz nie, nic takiego nie chodzi mi po głowie.





Ok no dokladnie. powiedzial spadniesz gdy to zrobisz - to zasadnicza roznica.


Ok, czyli dał ostrzeżenie, tu nawiązuje do zdrady a nie do sponsoringu. I teraz nasuwa się ten dylemat. Nie ważne czy on tak uważa, czy kto inny... Odbieram odejście z łatwością, bez zastanowienia, dania szansy w taki sposób, że osoba, która zdradziła nie była dla swojego partnera aż tak ważna i wartościowa, że z łatwością mówi ,, trudno, odchodzę" zabiera rzeczy i więcej się nie pojawia... Wczujcie się w coś takiego. Nie poczułybyście się jakby lata waszego związku i zaangażowanie w niego zostało nie ważne, nie zauważone, nie miało znaczenia dla drugiej osoby, jeżeli tak po prostu potrafi odejść?

[/quote]zauwaz (po raz kolejny to pisze i ja , i Kasiorek, wiec nie wiem dlaczego jakos czesc osob to omija!), ze Kasiorek - jasno i wyraznie mowi - NIE MAM ZAMIARU SIE PROSTYTUOWAC, NIE MAM ZAMIARU ZDRADZAC, UWAZAM TYLKO , ZE W NIEKTORYCH PRZYPADKACH JEST TO KWESTIA SZARA A NIE CZARNA.

problem lezy nie w tym, ze Kasiorek planuje sie kurwic na prawo i lewo, tylko w tym, ze Kasiorek boi sie, ze jej facet odrzuci ja za to, ze ma inne zdanie niz on.




Tak, dokładnie to mam na myśli.


a jesli facet kasiorka powiedzialby ze nawet jak mnie zdradzisz, pojdziesz sie prostytuowac, czy bedziesz robic rozne inne rzeczy (bo akurat tak sie zycie ulozylo) to o nic sie nie martw ja i tak Ci wybacze i dalej bedziemy sobie zyli dlugo i szczesliwie to czy nie odebralibyscie tego jako przyzwolenia do tego wszystkiego? czy wtedy kasiorek nie moze sobie pomyslec robta co chceta on i tak bedzie ze mna?

Sikorko, ale mówiąc ,,jak się życie ułoży" nie mam na myśli tego, że wykorzystam słabszą chwilę do zdrady, bo to idzie troszkę w tą stronę. Ja nie chcę znaleźć pretekstu, by zdradzić.

Myślę, że gdyby powiedział ,,róbta co chceta", to i tak przestał by na mnie działać, nie sądzę, by coś takiego w ogóle przetrwało a ja go przecież kocham i nie chcę nikogo innego, tylko przeraża mnie trochę jego podejście i trochę mnie martwi, że w końcu ja zrobię coś, czego on by nie akceptował, mam tu na myśli błahostkę, nic, co mogło by dawać powody do zmartwień a on powiem mi, że mi nie ufa... Tak dla przykładu. Mam dziwne odczucie nie potrafię go na razie wytłumaczyć...

W sensie, jak wygladaja Twojego faceta stosunki ze znajomymi na przyklad, ktorzy maja inne zdanie niz on? Czy on tak normalnie 'odrzuca' ludzi, ktorzy maja inne zdanie, jest ogolnie takim czlowiekiem, ktory po jakiejs goracej dyskusji zamyka sie w sobie i mowi 'juz nie bede z ta osoba gadal, on/ona nie istnieje w moim zyciu'?

Tutaj mi się coś przypomniało... Kiedyś, kiedyś jak tak gadaliśmy sobie o wszystkim, to zapytałam go czy gdybyśmy nadal byli tylko przyjaciółmi i dowiedział byś się, ze zajmuję się sponsoringiem, to czy nadal by się ze mną przyjaźnił... On odpowiedział, że raczej ograniczył by kontakt i nie chciał by dalej utrzymywać znajomości, nawet jako przyjaciel...

I tu poczułąm jakby skresli mnie jako osobę, bo jeśli w ogóle bym się na to odważyła, to pewnie wtedy, kiedy na rzeczy była szkoła, studia. I poczułam się trochę tak, jakby z tego powodu skreślił mnie jako sosobę a czy jestem zła? Krzywdzę innych? W jakiś sposób wyrządzamy sobie wszyscy krzywdę, ale czy na prawdę jestem pusta i niczego nie warta?

Tutaj nasuwa mi się przykład. Są ludzie, którzy mieszkają na wsi, Ł ma rodzinę wła,snie na wsi i przeraża mnie brak perspektyw tam...
Jest bieda totalna i taka dziewczyna nie ma na studia idzie do pracy i co? Wynajmie mieszkanie i tyle jej zostanie. Akademik? A tam co dziewczyny robią? Święte dziewice? Bez obrazy dla nikogo oczywiście...

I ona decyduje się na sponsora, jednego... Opłaca studia i mieszkanie, kształci się, dostaje prace i kończy z tym? Ja wiem, że może popukacie się w czoło, ale czy dlatego, że ktoś nie ma pieniędzy ma mieć wykształcenie podstawowe, bo jest ze wsi? Albo Liceum i na tym koniec, bo nie stać? Dlaczego, dlaczego on ma te drzwi zamknięte? Mój Ł nie widzi takich, rzeczy i to mnie przeraża, że skreslił by osobę, bo chce w przyszłości zarabiać większe pieniądze i nie w taki sposób...

Liczyłąm, że spojrzy na naszą sytuację, że opłacamy mieszkanie i nie wiadomo za co zapłaci szkołę... Nie każe mu isć szukać sponsora;-p ale o zrozumienie, że inni mają jeszcze gorzej a nie wystawienie etykietki DZIWKA czyli Nic NIE WARTA.

Pomijam fakt, że nasz pożal się Boże rząd nic z tym nie robi, nie chce widzieć co się dzieje w kraju... ,,Galerianki" były m.in. po to, by ludzie zaczęli patrzeć co dzieję się wokół nich...




---------- 22:27 ----------

Sorry cytaty mi sfiksowały...
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Postprzez ewka » 21 gru 2010, o 08:13

KATKA napisał(a):Ja bym naprawdę nie wyolbrzymiała...tylko próbowała postawić sie w jego sytuacji....to życie weryfikuje...i choćby ktoś nie wiem jak się zapierał to nigdy pewien być nie może, że zdania nie zmieni....
"tylko krowa nie zmienia zdania " :P

Otóż to! KAŻDY ma ZAWSZE jakieś założenia - samo życie pokazuje, jak one się realizują i jak my sami się do nich ustawiamy.

"Nigdy nie mów nigdy".

Poza tym... jak na razie to Ty Kasiorku masz problem z akceptacją jego opinii "na temat".


caterpillar napisał(a):
A ja nie widzę sprzeczności. Jeśli jest - to w czym?


no w tym ,ze ktos tak uparcie stoi przy swoim na zasadzie "bo tak" i nie stara sie nawet wysluchac czy zrozumiec drugiego czlowieka.

Nie wiadomo, jak ten ktoś zachowałby się w sytuacji realnej, bo póki co - to my tak sobie kombinujemy "na sucho". I to bez tego, który takie zdanie posiada;)

Druga rzecz. Jeśli idę w stronę "wysłuchać i zrozumieć" - to nie znaczy, że będę potępiać każdego, który w taką stronę pójść nie potrafi lub ma po prostu inne osobiste zdanie.

Po to są zasady, by się ich trzymać. I tutaj trza być twardym, nie miętkim - co oczywiście nie wyklucza zmian, bo "tylko krowa..." :D


Kasiorek napisał(a):I tu poczułąm jakby skresli mnie jako osobę, bo jeśli w ogóle bym się na to odważyła, to pewnie wtedy, kiedy na rzeczy była szkoła, studia. I poczułam się trochę tak, jakby z tego powodu skreślił mnie jako sosobę a czy jestem zła? Krzywdzę innych? W jakiś sposób wyrządzamy sobie wszyscy krzywdę, ale czy na prawdę jestem pusta i niczego nie warta?

Szczerze przyznam, że byłoby mi trudno przyjaźnić się z kimś o zupełnie innym "sposobie na życie". Pal licho, czy ten "sposób" uważam za fajny czy niefajny, bo to nie o to chodzi... ale bardziej w moim odczuciu chodzi o totalny rozdźwięk priorytetów, celów i sposobów na ich osiągnięcie. I to byłby kamień, którego chyba bym nie udźwignęła.

I raczej nie skreśliłabym OSOBY, a jedynie jej sposób na życie, trudny dla mnie do zaakceptowania. Możliwe, że przyjaźń byłaby tak duża, że nie miałoby to znaczenia i prawdziwa przyjaźń taka powinna być. Chyba jednak nie dałabym rady... zwłaszcza w stosunku do ex.


:mikolaj:

sikorka napisał(a):tez chyba nie zrozumialam :szok: wyjasnij fil co masz na mysli?

Fila, póki co - zatkało :haha:

:choinka:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez sikorka » 21 gru 2010, o 17:49

---------- 16:38 21.12.2010 ----------

kasiorek43 napisał(a):Odbieram odejście z łatwością, bez zastanowienia, dania szansy w taki sposób, że osoba, która zdradziła nie była dla swojego partnera aż tak ważna i wartościowa, że z łatwością mówi ,, trudno, odchodzę" zabiera rzeczy i więcej się nie pojawia... Wczujcie się w coś takiego. Nie poczułybyście się jakby lata waszego związku i zaangażowanie w niego zostało nie ważne, nie zauważone, nie miało znaczenia dla drugiej osoby, jeżeli tak po prostu potrafi odejść?

a kto mowi, ze z latwoscia? ze tak po prostu? skad wiesz ile Twoj facet (czy ktos w takim polozeniu) wyleje lez w poduszke po takiej zdradzie? ile bedzie po niej cierpial? ile czasu zajmie mu ponowne zaufanie innej kobiecie? to ze Twoj facet powiedzial Ci, ze po zdradzie bylabys dla niego skreslona nie oznacza, ze rzuci Cie z dnia na dzien i odrazu z usmiechem na ustach bedzie zyl dalej. tak to nie dziala, jest jeszce zaloba po zwiazku. a im bardziej kogos sie kocha, im bardziej ktos jest dla nas wyjatkowy, wazny, tym bardziej ta zaloba jest bolesna.

---------- 16:49 ----------

kasiorku,a powiedz na ile Twoja obawa przed odrzuceniem (ze wzgledu na odmienne zdanie) ma potwierdzenie w rzeczywistosci a na ile jest to wyimaginowane przewidywanie? czy Twoj facet dal Ci do zrozumienia, ze sie z Toba rozstanie jesli masz zdanie jakie masz, i jesli go nie zmienisz? bo moze wcale problem nie jest az taki duzy i nie masz sie czego bac?
Avatar użytkownika
sikorka
 
Posty: 3431
Dołączył(a): 8 gru 2010, o 20:04

Postprzez Filemon » 21 gru 2010, o 22:21

---------- 21:13 21.12.2010 ----------

sikorka napisał(a):
ewka napisał(a):
Filemon napisał(a):nie ma dobrego ludzkiego związku, w którym nie ma nic do wybaczania...

:shock: Dlaczego??? :shock:
A może nie zrozumiałam?



tez chyba nie zrozumialam :szok: wyjasnij fil co masz na mysli?


no tym razem muszę powiedzieć, że zawiodłem się na Was Drogie Panie... ;) :lol:

a tak serio, to... no dziwi mnie BARDZO, że to co napisałem okazało się niezrozumiałe...

według mnie błędy, niedoskonałość, poszukiwania czasami przynoszące niewłaściwe wybory, itp. to nieodłączny składnik ludzkiego życia... podobnie każdemu z nas zdarza się w jakiś (mniej lub bardziej poważnych sposób) ranić drugiego człowieka, rozczarować go, sprawić mu zawód, itp...

ano dlatego prawdopodobnie, bo natura nasze jest ludzka a nie anielska...

tak więc w tym kontekście NIE MA DOBREGO LUDZKIEGO ZWIĄZKU, W KTÓRYM NIE MA NIC DO WYBACZANIA = TAKI IDEALNY ZWIĄZEK NIE ISTNIEJE...!

zawsze w przyjaźni czy partnerstwie pojawią się sytuacje wymagające od tej drugiej strony wyrozumiałości, tolerancji, wreszcie wybaczenia i odpuszczenia... oczywiście NIE MÓWIĘ W TYM MIEJSCU WYŁĄCZNIE O ZDRADZIE... i moim zdaniem, im bardziej człowiek ma w sobie wyrobioną tę ludzką umiejętność, tym lepiej nadaje się na męża (czy żonę) albo przyjaciela, itp.

NIE MA IDEALNYCH RELACJI, W KTÓRYCH NIKT NIKOMU I NIGDY NIE ZROBI ŻADNEGO ROZCZAROWANIA, ZAWODU CZY MOŻE NAWET KRZYWDY... sztuka współżycia, to w bardzo dużym stopniu wzajemna umiejętność wybaczenia - oczywiście w granicach rozsądku... w tych granicach może być również zdrada (zależy jaka oczywiście i w jakiej relacji, gdyż każda relacja i okoliczności są indywidualne...)

no nie wiem jak można tego nie rozumieć... :P przecież to samo życie i jedna z najważniejszych kwestii we współżyciu dwojga ludzi - jeżeli ma ono być trwałe, szczęśliwe, szczere i oparte na uczuciu nie przytłoczonym frustracją i wzajemną niechęcią i pretensjami do siebie...

---------- 21:21 ----------

ewka napisał(a):Fila, póki co - zatkało :haha:

:choinka:


Fil robił wczoraj bigos - palce lizać... z 4 kilosów kapusty... :D
wyszedł dobry, ale nieznacznie zbyt kwaśny... nie lubię jak mi się kwasy na plan pierwszy wysuwają... ;) :lol: dlatego jutro będę go doszlifowywać aż do perfekcji! :lol:

aha, mogę podpowiedzieć, jeśli komuś wyszedł bigos zbyt kwaśny, to należy dokupić zwykłej białej kapusty i pewną odpowiednią ilość dogotować aż do miękkości a następnie... dodać do bigosu i jeśli trzeba, to jeszcze dokroić troszkę wędliny (jak trzeba) i całość przemieszaną podgotować - po nadmiarze kwasu nie zostanie śladu... i smakowo będzie cycuś-malina... :)

jeśli jest minimalnie za kwaśny, to można posłużyć się śliwką kalifornijską do podprawienia, która ma w sobie sporo słodyczy - o ile wcześniej śliwek do bigosu nie dorzucaliśmy...

jeśli natomiast bigos wyszedł zbyt mało kwaśny (bo i tak kiedyś mi się zdarzyło - zbyt delikatna, sałatkowa kapusta była), to wówczas trzeba dokupić takiej ordynarnej porządnie zakwaszonej kapuchy (na przykład w torebkach foliowych sprzedawanej) albo, jeśli się uda zdobyć, to pewną ilość samego mocno kwaśnego sosu z kapusty kiszonej - i po problemie... :)
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Postprzez mahika » 21 gru 2010, o 22:38

boszzz, ja chce takiego soku z kapusty. Najlepiej z 5 litrów. Kupiłam kiedyś w butelce w markiecie, fuuuuj :/
Zima za szybko przyszła, mój gospodarz z kapustą z beczki do której mam zaufanie, zniknął wraz z pierwszym mrozikiem...
A to takie zdrowe!
Przepraszam za Obrazek
Avatar użytkownika
mahika
 
Posty: 13346
Dołączył(a): 7 maja 2007, o 16:07

Postprzez Księżycowa » 21 gru 2010, o 23:21

Witajcie odpiszę jutro, bo dziś po prostu padam na twarz po pracy, nie myślę totalnie, kilka razy czytam to samo zdanie, żeby do mnie dotarło. Jestem skonana po pracy...

Jutro jestem :)
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Postprzez PodniebnaSpacerowiczka » 21 gru 2010, o 23:49

---------- 22:49 21.12.2010 ----------

Filemon napisał(a):Fil robił wczoraj bigos - palce lizać... z 4 kilosów kapusty... :D


---------- 22:49 ----------

Spacerowiczka pełna uznania :)
(zwarzyszy, że mój wkład zakończy się na nakryciu do stołu, jako że zaraz po pracy będę śmigać do rodziców w rodzimym A. już na tak zwanego gotowca.)
Avatar użytkownika
PodniebnaSpacerowiczka
 
Posty: 2415
Dołączył(a): 22 maja 2007, o 21:03
Lokalizacja: Wszędzie mnie pełno ;-).

Postprzez Księżycowa » 22 gru 2010, o 01:55

---------- 00:53 22.12.2010 ----------

Ledwo na oczy widzę, ale nie mogę zasnąć... My chyba nie pasujemy do siebie :cry:

Rozmawialiśmy o mojej sytuacji w pracy, bo siedzę w całe swięta a inni nie idą wcale i o tej sytuacji, która tyam jest. I Ł powiedział mi, że jak będę rozmawiać z kierowniczką , to ,,...ani słowa o wypowiedzeniu!" Ja rozumiem naszą sytacjęe, jestem rozumna, nie jestem nie odpowiedzialna. Tylko przykro mi, że ja jestem resztą ludzkiej psychiki a on nawet... nie czuję zrozumienia. Łatwo mu powiedzieć ,,Musisz, to przeżyć", kiedy nie wie co tam sie dzieje. Panicznie boje sie zmiany z kolega, który jak dostałam krwotoku, to nie kazał mi nigdzie, dzwonić i siedziec cicho i o mało nie zabrał mi telefonu. Od tamtej pory nie miałam z nim zmiany w nocy... I mam poczucie niesprawiedliwosci, bo kazdy, nawet nowsi niż ja mają tylko jedną zmianę w święta a ja dwie i później tylko dzień wolnego po świętach do końca miesiąca...

Nie wytrzymuje już po prostu, nie mam siły na złośliwości, na to co tam jest i myslałam ze on mnie tu zroziumie a on sie zbulwersował i strzelił focha...

Czuję jakoś, że nie nadaję się do związku, ja nie jestem taka jak on. Może jestem pusta i gówno warta egoistka, ale nie jestem nim, rozumiem sponsoring i może bym się na niego pokusiła, żeby w końcu coś mieć czego nigdy nie miałam, bo rodziców nie było stać... Może to nie jest najważniejsze, ale ja mam dosyć jebania i wkurwiania się w pracy i do tego wypłaty mizerne, coraz bardziej... Może jestem pusta i nie warto napisać dla mnie nawet słówka, może. Może...

Poczłuam jakby mi rozkazywał, jakby mi nic nie było wolno zrobić... Jakby ważne było tylko to, ze nie mam rezygnować. Może gdyby mnie nie było mnie było lżej i on by znalazł sobie dziewczynę, na którą zasługuje...

Po czym stwierdził, że tylko o tym mówię, o pracy od tygodnia i to mnie zabolało, bo to nie prawda i może często, ale nie ciągle...

W końcu byłą okazaja porozmawiać dłużej, bo wolny wieczór, a on prawie na mnie nakrzyczał...

I nie chcę mieć dzieci, tak jak on, ja ich nie chcę... Chcę mieć psa, chodowlę, ale nie chcę mieć dzieci.

Może jestem zła do szpiku kości, ale czuje się strasznie bezradna i na prawdę nie mam się do kogo zwrócić...
Co będzie dalej, jeśli ze sobą będziemy? A jeśli nie? To co będzie lepsze pozostanie w układzie ,,nie jesteśmy razem , ale żyjemy ze sobą, mieszkamy" Czy powrót do rodziców, którego bym nie chciała?

Czuję się samotna, zawiódł mnie... a może to ja jestem nie odpowiedzialna, nie wiem, ale czasem bardzo bym chciała cofnąć się w czasy kiedy było bezpiecznie i wszystko było pewne, kiedy ojciec jeszcze nie pił...

Jestem okropna...
Przepraszam, musiałam się wygadać, tylko jakoś mi wcale nie lepiej...
:(

---------- 00:55 ----------

Ledwo na oczy widzę, ale nie mogę zasnąć... My chyba nie pasujemy do siebie :cry:

Rozmawialiśmy o mojej sytuacji w pracy, bo siedzę w całe swięta a inni nie idą wcale i o tej sytuacji, która tyam jest. I Ł powiedział mi, że jak będę rozmawiać z kierowniczką , to ,,...ani słowa o wypowiedzeniu!" Ja rozumiem naszą sytacjęe, jestem rozumna, nie jestem nie odpowiedzialna. Tylko przykro mi, że ja jestem resztą ludzkiej psychiki a on nawet... nie czuję zrozumienia. Łatwo mu powiedzieć ,,Musisz, to przeżyć", kiedy nie wie co tam sie dzieje. Panicznie boje sie zmiany z kolega, który jak dostałam krwotoku, to nie kazał mi nigdzie, dzwonić i siedziec cicho i o mało nie zabrał mi telefonu. Od tamtej pory nie miałam z nim zmiany w nocy... I mam poczucie niesprawiedliwosci, bo kazdy, nawet nowsi niż ja mają tylko jedną zmianę w święta a ja dwie i później tylko dzień wolnego po świętach do końca miesiąca...

Nie wytrzymuje już po prostu, nie mam siły na złośliwości, na to co tam jest i myslałam ze on mnie tu zroziumie a on sie zbulwersował i strzelił focha...

Czuję jakoś, że nie nadaję się do związku, ja nie jestem taka jak on. Może jestem pusta i gówno warta egoistka, ale nie jestem nim, rozumiem sponsoring i może bym się na niego pokusiła, żeby w końcu coś mieć czego nigdy nie miałam, bo rodziców nie było stać... Może to nie jest najważniejsze, ale ja mam dosyć jebania i wkurwiania się w pracy i do tego wypłaty mizerne, coraz bardziej... Może jestem pusta i nie warto napisać dla mnie nawet słówka, może. Może...

Poczłuam jakby mi rozkazywał, jakby mi nic nie było wolno zrobić... Jakby ważne było tylko to, ze nie mam rezygnować. Może gdyby mnie nie było mnie było lżej i on by znalazł sobie dziewczynę, na którą zasługuje...

Po czym stwierdził, że tylko o tym mówię, o pracy od tygodnia i to mnie zabolało, bo to nie prawda i może często, ale nie ciągle...

W końcu byłą okazaja porozmawiać dłużej, bo wolny wieczór, a on prawie na mnie nakrzyczał...

I nie chcę mieć dzieci, tak jak on, ja ich nie chcę... Chcę mieć psa, chodowlę, ale nie chcę mieć dzieci.

Może jestem zła do szpiku kości, ale czuje się strasznie bezradna i na prawdę nie mam się do kogo zwrócić...
Co będzie dalej, jeśli ze sobą będziemy? A jeśli nie? To co będzie lepsze pozostanie w układzie ,,nie jesteśmy razem , ale żyjemy ze sobą, mieszkamy" Czy powrót do rodziców, którego bym nie chciała?

Czuję się samotna, zawiódł mnie... a może to ja jestem nie odpowiedzialna, nie wiem, ale czasem bardzo bym chciała cofnąć się w czasy kiedy było bezpiecznie i wszystko było pewne, kiedy ojciec jeszcze nie pił...

Jestem okropna...
Przepraszam, musiałam się wygadać, tylko jakoś mi wcale nie lepiej...
:(
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Postprzez Filemon » 22 gru 2010, o 03:18

kasiorek, ja tam znowu się wcale nie dziwię, że źle odebrałaś reakcję swojego chłopaka - bo ja bym też źle taką reakcję odebrał... też oczekiwałbym więcej jakiegoś wsparcia, czy pocieszenia, jakiejś pomocy a nie tylko tego, żeby mnie mój partner odciągał od porzucenia pracy, w której się męczę i czuję lęki...

cóż, nie wiem dlaczego Twój chłopak tak niewiele Ci oferuje w tego typu sytuacjach, ale w moich oczach świadczy to raczej o jakimś Jego braku niż Twoim... nie dziwię się, że czujesz się z tym źle i że ogarniają Cię wątpliwości...

mam jednak wrażenie, że w takiej sytuacji masz skłonność popadać w jakiś niedobry dla Ciebie samej stan - wydaje mi się, że zaczynasz sama siebie oskarżać, jakbyś traciła do siebie szacunek, dołowała się i w końcu gotowa była już niemal na wszystko... na przykład na zrobienie z siebie prostytutki, która uprawia seks po to, żeby zdobyć jakieś pieniądze... :?

coś mi w tym nie gra - przecież Ty nie zachowujesz się w swoim dotychczasowym życiu, jak prostytutka, prawda? zatem dlaczego ostatnio chodzi Ci coś takiego po głowie...? widzę, że zaczynasz myśleć o tym w sytuacji kryzysowej w pracy i nie otrzymując wystarczającego wsparcia od partnera... tak jakbyś może nie wierzyła, że stać Cię w życiu na coś, tak jak innych ludzi, którzy nie muszą zdobywać pieniędzy sprzedając seks... i mam też wrażenie, że towarzyszy temu jakieś Twoje podłamanie, przygnębienie i chyba pewne zwątpienie we własną wartość i poczucie niewielkich osobistych możliwości...

jeśli z powodu takiego wątpienia o sobie, przygnębienia i złego samopoczucia zostaniesz prostytutką po to, żeby jakoś przeżyć, to sądzę że będzie to tego rodzaju życie, że da Ci ono równie mało satysfakcji co obecne a pewnie nawet jeszcze mniej... tak więc może to być poważny błąd, który potem trudno będzie naprawić... uważaj na siebie dziewczyno i nie wpędzaj sama siebie w coś takiego... nie przymierzaj się i nie rozważaj takiej wizji, bo w ten sposób sama siebie oswajasz z tematem - nie wiem czy wiesz, ale podobnie robią samobójcy... i kiedy już obmyślą sobie w detalach co i jak dokładnie zamierzają, to wtedy najczęściej już dochodzi do tego, że to robią...

moim zdaniem jesteś w jakimś niezdrowym stanie duszy i momentami chyba zagrożona czymś, co może naprawdę życiowo Cię zdegradować i pogrążyć w nieciekawym stanie i okolicznościach - w czymś jak mi się zdaje dużo gorszym niż to co masz obecnie...

ja Ci współczuję tego męczenia się w pracy, tych cholernych, kiepskich stosunków, stresu, obciążenia i marnego zarabiania... doświadczałem też tego w życiu na własnej skórze, niestety... ale czuję do Ciebie szacunek, że zmagasz się, że szukasz godnych, uczciwych wyjść z sytuacji, że potrafisz być aktywna i waleczna życiowo... to jest dla mnie wartość i świadczy to o wartości człowieka... :) natomiast jeśli zostaniesz prostytutką, to już nie będzie mowy o zachowaniu godności, dbaniu o siebie i ludzkim szacunku... sama się odrzesz ze swojej intymności i wystawisz ją na sprzedaż... sądzisz, że nie poczujesz wtedy własnego upodlenia? całego tego brudu związanego z uprawianiem takiego czegoś? sądzisz, że ten kiepski zapach w duszy da się pokryć perfumami, którymi skropisz sobie ciało...? ;) i naprawdę myślisz, że to jest sensowne wyjście z sytuacji...? bo według mnie, jako człowiek i kobieta, po prostu byś się wtedy stoczyła... i szkoda by było na coś takiego patrzeć a przede wszystkim szkoda by było Ciebie i Twojego życia...

p.s.

kasiorek, a może Twój chłopak wyczuwa jakoś instynktownie tą Twoją słabość i czuje pismo nosem, że Ty byś mogła wywinąć jakiś numer...? i może po prostu próbuje "wziąć Cię za fraki" i postawić do pionu...? może jakoś tak stanowczo się wypowiada i zachowuje, bo chce Cię zmobilizować, gdyż czuje niejasno w Tobie jakiś rodzaj destrukcji i autodestrukcji i próbuje swoimi stanowczymi wypowiedziami jakoś Tobą potrząsnąć...?
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Postprzez ewka » 22 gru 2010, o 08:32

W tym zdaniu "nie ma dobrego ludzkiego związku, w którym nie ma nic do wybaczania... " ja przeczytałam, że im więcej do wybaczenia, tym lepszy związek;)

Wybaczenie w moim rozumieniu dotyczy sytuacji krańcowej i jakiegoś porządnego przegięcia. Pozostałe rozczarowania i zawody są po prostu zwyczajnymi rozczarowaniami i zawodami, które nie wymagają aktu wybaczania, a jedynie tolerancji i otwartości. I dlatego nie zrozumiałam Cię, Fil :D
P.S. Rozczulają mnie mężczyźni, którzy gotują. Mój nie gotuje, więc chyba dlatego :D

Kasiorku Kochany :serce2:
Czasami nie idzie tak, jak chciałoby się, aby szło. Trzeba przeczekać, jeśli zmienić nic się nie da. Czasami jest też tak, że inni nie dają nam tego, czego akurat w tym momencie potrzebujemy... (czy nie potrafią, czy nie chcą - to juz inna bajka) i to też trzeba przeczekać, jeśli zmienić w danym momencie nic nie można. A może można, ale na te zmiany nie bardzo mamy siły. Więc - przeczekać, a okoliczności sprzyjąjące mogą się pojawić, bo zmieni się sytuacja ta czy inna. Lub na radykalne zmiany przyjdzie gotowość i siła... trzeba pamiętać, że każda zmiana ciągnie za sobą konsekwencje i dlatego podejmowanie KAŻDEJ decyzji pod wpływem impulsu i "złych wiatrów" może odbijać się czkawką. To odnośnie sponsoringu. I zgadzam się z tym, co napisał Fil: natomiast jeśli zostaniesz prostytutką, to już nie będzie mowy o zachowaniu godności, dbaniu o siebie i ludzkim szacunku... sama się odrzesz ze swojej intymności i wystawisz ją na sprzedaż... sądzisz, że nie poczujesz wtedy własnego upodlenia? całego tego brudu związanego z uprawianiem takiego czegoś? sądzisz, że ten kiepski zapach w duszy da się pokryć perfumami, którymi skropisz sobie ciało...? Jeśli poprawi Ci się samopoczucie, bo będziesz mogła sobie kupić to czy tamto - to ja osobiście nie wierzę, że to dobre samopoczucie będzie trwałe.

Znamy się Kasiorku kopę lat i mam wrażenie, że bez kontynuowania terapii będzie kiepsko. W życiu jest z górki i pod górkę - nie warto liczyć na to, że będzie zawsze lekko i świat się ustawi frontem do naszych oczekiwań. Fajnie, kiedy tak jest... to taki bonus od Pana Boga - ale tak nie musi być i dlatego musimy być silni. I dlatego wspomnę po raz drugi o terapii.


:cmok: :cmok: :cmok:

:mikolaj: :choinka: :mikolaj:

Aha, jeszcze coś. Znam mnóstwo ludzi, którzy będą w Święta pracować.
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez Księżycowa » 22 gru 2010, o 15:35

kasiorek, a może Twój chłopak wyczuwa jakoś instynktownie tą Twoją słabość i czuje pismo nosem, że Ty byś mogła wywinąć jakiś numer...? i może po prostu próbuje "wziąć Cię za fraki" i postawić do pionu...? może jakoś tak stanowczo się wypowiada i zachowuje, bo chce Cię zmobilizować, gdyż czuje niejasno w Tobie jakiś rodzaj destrukcji i autodestrukcji i próbuje swoimi stanowczymi wypowiedziami jakoś Tobą potrząsnąć...?


Jest to możliwe. Każdy z nas ma jakieś przeczucia, je jestem emocjonalnie nie stała, może on to wyczuwa przez jakieś moje zachowanie, albo coś innego... Tylko najgorsze jest to, że on swoim zachowaniem spowodował , że ja nie chcę już mu się zwierzać i jak następnym razem powie mi, żebym odpowiedziała mu co mi jest, nie powiem mu. A zawsze miał pretensje, że mówię, że nic. Wczoraj mu powiedziałam, że może właśnie dlatego, że tak się zachowuje... Nic nie powiedział, generalnie obraziliśmy się na siebie, a ja czuję, że się zdystansowałam, utwierdziłam sie, że nie można nic nikomu powiedzieć, bo i tak nie zostanę zrozumiana... Nie wiem co będzie teraz. Zawódł mnie i się dużo we mnie zmieniło w stosunku do niego...

sama się odrzesz ze swojej intymności i wystawisz ją na sprzedaż... sądzisz, że nie poczujesz wtedy własnego upodlenia?


Nie wiem, może ja już teraz nie nie czuję sie wartościowa. Jeżeli na chwilę obecną zwykła rozmowa o sponsoringu nie budzi we mnie oburzenia. Jeżeli mam dla tego okoliczności łagodzące, to może zasługuję na pogardę i potępienie. Może jestem materialistką, albo chcę też mieć za co iść na głupie łyżwy? Bo od ponad roku nigdzie nie wychoodziłam.


moim zdaniem jesteś w jakimś niezdrowym stanie duszy i momentami chyba zagrożona czymś, co może naprawdę życiowo Cię zdegradować i pogrążyć w nieciekawym stanie i okolicznościach - w czymś jak mi się zdaje dużo gorszym niż to co masz obecnie...


Tak, to bardzo możliwe i sama uświadamiam sobie, że nie jestem niczym dobrym i chyba nie dla niego... Jeszcze tylko on musi to zaważyć...



Znamy się Kasiorku kopę lat i mam wrażenie, że bez kontynuowania terapii będzie kiepsko.


I ja się z tym zgadzam i bardzo bym chciała terapii, tylko mnie na nią nie stać, niestety...

Aha, jeszcze coś. Znam mnóstwo ludzi, którzy będą w Święta pracować.


Mi tu nie chodzi o to, że muszę pracować, tylko o to, ze do tego wszystkiego mam zmianę z tym sadystą i do tego robię dwa dni, bo ten jeden robię za kogoś i to mi się nie podoba... Do kierowniczki nie moge się dodzwonić, żeby to wyjaśnić.

Poza tym trochę mi przykro, ze Ł nie wierzy, że dałąbym radę coś znaleźć w przeciągu tego miesiąca, bo przecież tak całkiem bez kasy w tym momencie nie zostajemy, bo za grudzień jest wynagrodzenie jeszcze. To tak dla przykładu. Zastanawiałam się co bym zrobiła, gdyby sytuacja była odwrotna i zrobiło mi się przykro, bo on nawet nie bierze pod uwagę ile mnie to kosztuje i co sie dzieje. Ja bym tego nie zrobiła...

Chyba nie wybrał dobrze, źle zrobił, że zdecydował się na mieszkanie ze mną. Nie jestem dobrym wyborem i załuję, że ja sama o tym nie wiedziałam...
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 185 gości