Jestem choc rzeczywiscie mnie nie ma. Czytam posty ...zagladam tu ..jednak cizko mi pisac tak rozsadnie jak wam ...chyba potrzebuje czasu i dystansu aby czerpac z siebie madrosci.
Moje zycie uleglo w gruzach i nie wiem nadal czy on nie zyje czy ja. Smierc czuc dookola... we mnie cos umiera...czuje ze slabne i odchodze powoli ...jakas czesc mnie jest w agonii. Juz nie wroci...
Nie moge zatrzec wspomnien i prozy zycia. 24 lata zycia ...jak to mozliwe... przekrslic je....? wymazac...skasowac...usunac ....wyrzucic...skazac na zapomnienie, amnezja czy lobotmia mozgu...
A jednak zdobylam sie na wysilek w tym czasie w ktorym energii wogole nie bylo...robilam rzeczy wbrew sobie...postawilam granice mimo ze nie wiedzialam tak naprawde co robic wogole.
Dzisiaj czekam na mieszkanie w ktorym bede mieszkac od grudnia. Kupilam je i wywalczylam jednak jakies pieniadze od niego...czy to mnie pociesza ...niestety nie..
Jakie to banalne byc w kryzysie z powodu opuszczcenia przez meza... tak typowe dla kobiet po 40 tce...
Co zrobic z calym zyciem ktore teraz skonczylo sie...tak bardzo brakuje mi prostych gestow, zwyklych spraw, codziennosci i dzielenia soba... to nie wroci juz ... I teraz jeszczce bede musiala sie wyprowadzic z domu w korym mieszkalam 20 lat mimo iz nie zawinilam ...Przeciez to bedzie bolalo ...juz teraz boli jak mysle ...moze ostatni raz umylam kafle w lazience... itp. Koszmar jakis...spakowac swoje zycie i wyniec sie .........reszte opowiem pozniej jak stane na mogi...bo teraz zasypiam.