Każdy patrzy na nie inaczej... no właśnie... my chyba zupełnie inaczej niestety Wybaczcie, wątek bedzie mieścił kilka tematów... ale nie chcę zaśmiecać forum... pojawił się problem... ja go chyba na razie odczuwam...
Nasze poglądy różnią się... on rygorystycznie uważa, że zdrada jest powodem do rozstania. Ja też takm kiedyś myślałam. Oczywiście zdrada z premedytacją, to oczywiście nie ma o czym mówić, zakańcza związek, ale jeśli dla przykładu jest sytuacja między ludźmi i oni oboje się gubią, ale po jakimś czasie ta strona zdradzona na prawdę żałuje. Nie mam tu na myśli jakiegoś kobieciarza, notorycznego i ślepej kobiety, nie... Chcę powiedzieć, że są w życiu różne sytuacje i nauczyłam się, że nie wszystko jest proste...
Osobiście nie wyobrażam sobie takiej sytuacji, że mąż prosił by mnie w przyszłości o wybaczenie, to musi bardzo boleć, ale jeśli gdzieś coś pękło i zwyczajnie się stało, to jeśli to był przez całe lata małżeństwa dobry człowiek, to przecież dlaczego nie dać mu szansy? Widać kiedy warto, kiedy na prawdę zależy drugiej o sobie i chce naprawić swój błąd... Jesteśmy tylko ludźmi...
Może mnie skrytykujecie, ale tak sądzę, że jak się kogoś kocha i jest to zdrowy związek, to dlaczego z góry skreślać wszystkie piękne chwile, które się z tą osobą przeżyło?
Mój Ł mówi, że w tym momencie nie ma o czym mówić, że taka osoba już dla niego nie istnieje i żadne przeżyte chwile nie mają już znaczenia...
Dla niego wszystko jest takie proste... nic takie nie jest...
Nie chcę oczywiście tu go zdradzać, ale mnie przeraża to... Kiedy mi to powiedział zmroziło mnie jakoś, jakbyśmy się różnili... Nie czuję się chyba przy nim jak powinnam, nie wiem jak to określić... pewnie?
To samo dotyczy drastycznego tematu - sponsoring. Biorąc pod uwagę sytuacje i koszty życia mnie przestaje dziwić, że dziewczyny się na to decydują. Życie coraz droższe... Okazało się, że jak Ł zacznie płacić za szkołę, to możemy nie wyrobić, wyobrażacie sobie? We dwójkę pracując na pełen etat? Dobrze, że ja mam 2 lata gratis, bo nie wiem co by było...
ale wracając do tematu...
Nie wiem czy ja jestem pusta, może się nie szanuję, ale czasem sobie myśle, że możliwe, że bym się na to zdecydowała, oczywiście Ł tego nie powiedziałam... ale zapytałam o zdanie.
Dla niego taka dziewczyna, to zwykła dziwka... Znów wszystko ma czarno na białym... nie każdy jest bogaty, nie każdego stać na studia a większość osób chciało by się wykształcić... może to kiepski przykład, ale jest ich przecież o wiele więcej... Rok temu jak mieszkałam z rodzicami, to mieliśmy kryzys, ja bez pracy i oni też... Nie było za co obiadu zrobić... opłaty... szok.
Dziwnie się teraz przy nim czuję, wiedząc, że być może zebrałabym się na odwagę i to zrobiła, czuję się przy nim taka ,,na marginesie". A wiecie co mnie przeraża najbardziej? On nie wie kim ja jestem, nie wie, że mam takie poglądy, nic przy nim nie mówię...
Ciężko mi a tym wszystkim, czuję, że oddziela nas gruba kreska...