Sansevieria napisał(a):Nie wiem, jak jest w islamie. Natomiast ciekawe jest to, że i inne systemy filozoficzno religijne potrafią takich narzędzi używać pojęcia grzechu nie mając. Osobiście mam wrażenie, że w tle jest zwyczajna potrzeba władzy, która jak wiadomo jest uzależniającym rodzajem swoistego "afrodyzjaku".
Islam jest jedną z monoteistycznych religii wyrosłych z pnia abrahamowego, wiec niewykluczone, że bardzo podobnie.
W innych religiach jest inaczej: np. mój ukochany buddyzm w ogóle nie ma pojęcia grzechu, natomiast ma silne wskazania do nieszkodzenia czującym istotom. Zakłada zresztą fajną rzecz: masz sto procent wolności, ale i sto procent odpowiedzialności, żaden dobry Bóg nie zwolni Ciebie od posprzątania po sobie aktem swojej łaski (naturalnie, wiele klasycznych pism podaje, że jak ktoś ma dużo medytacyjnych zasług, to zła karma się wyczerpuje, bla bla bla bla).
U dobrze rozwijającego się buddysty powinna pojawić się duża odpowiedzialność za bycie w świecie, ale i brak wstyd, poczucia winy, grzechu i tego typu spraw.
Tu cytat:
- pisze do mnie znajomy buddysta (taki jeden z tych, co siedzą w temacie od 30 lat) przepraszając za coś;
- odpisuję "ty, jak chcesz mnie przepraszać i mieć poczucie winy to się zapisz do chrześcijan" (wybaczcie bracia i siostry chrześcijanie!!!)
- dostaję odpowiedż "mylisz się, buddyści są w przepraszaniu najlepsi, ponieważ robią to całkowicie bezwstydnie".
Aha! Naturalnie buddyzm ma też swoje na sumieniu - np. zbyt silna pozycja mistrza duchowego prowadziła niejednokrotnie do nadużyć. Był np. taki Amerykanin, mistrz jednej ze szkół, który miał HIVa, ale uważał, że jego moc powoduje, że jak się prześpi z wyznawcami to jeszcze ich od innych chorób uleczy. Skutki oczywiste...
dobra, spadam, czas do roboty,
M.