---------- 12:52 03.12.2010 ----------
pszyklejony napisał(a):filemon napisał(a):"najkrócej mówiąc: ani ślub, ani jego brak, według mnie nie gwarantują udanego związku ani nie zabezpieczają przed patologią i niepowodzeniami"
To jest Twój problem również w terapii, odjeżdżasz od realnej sytuacji w jakieś rejony swoich przypuszczeń i możliwych rozwiązań, które mnożysz, oszukując sam siebie.
oj tak, tak przyklejony: "najwyraźniej odjeżdżasz od realnej sytuacji w jakieś rejony swoich przypuszczeń i możliwych rozwiązań, które mnożysz, oszukując sam siebie"... ale katolicy mają tak całkiem często...
więc się nie będziemy tym zbytnio przejmować, OK?
pszyklejony napisał(a):Pojęcie grzechu, jest uproszczonym nazwaniem całego złożonego, złego postępowania.
oj bardzo, bardzo uproszczonym... (a niekiedy bywało wręcz BOLEŚNIE uproszczonym - patrz: inkwizycja!
) szczególnie u katolików, albo w islamie...
ale za to pojęcie "złego postępowania" jest tak pięknie, w złożone (jak słusznie zauważyłeś) esy-floresy rozbudowane w co poniektórych religiach, nie tylko zresztą chrześcijańskich, że jak się zapuścić w ten labirynt to można prawdy szukać niczym blasku świecy w... d*pie u murzyna! - że tak to ujmę obrazowo...
Sansevieria napisał(a):Doduś, ja bym doprecyzowała - decyzja o rozstaniu także w związku formalnym może zostać podjęta impulsywnie. Ino nie da się jej impulsywnie w pełni zrealizować, bo te paskudne papiery są.... i bywaja znakomitym hamulcem.
właściwie jak kto bystry i widzi co ma przed oczami, to można by to zostawić bez komentarza i tylko się obśmiać na widok szydła, które samo jakoby nie chcący wyszło z worka...
ale jako że tutaj niektórzy sądzą, iż kotki szczekają...
warto więc może podkreślić:
pamiętajcie o ślubie, najlepiej kościelnym, rzecz jasna! bo nie ma to jak papier, albo sakrament - jak by co, to lepszego hamulca nie znajdziecie, ani dla siebie ani dla tego drugiego, z którym zdarzyło się Wam wejść w związek a potem się odwidziało... więc haka później jakiegoś lepiej mieć, żeby jego czy nawet siebie samego za fraki przytrzymać i przydupić...
aha, no oczywiście tak w ogóle to chodzi o MIŁOŚĆ...
i na niej to powinniśmy budować z wolnej woli nasze związki, uświęcone sakramentalnym błogosławieństwem, powierzając je tym samym opiece Pana... (ale... mieć haka w zanadrzu i trzy intercyzy w kieszeni - nie zawadzi!)
a teraz się już zamknę i nie będę szczekać złośliwie o hipokryzji...
(sorry, zapomniałem, że przecież konie też nie szczekają...
)
nie mam czasu, bo idę się pomodlić o swoje nawrócenie...!
-=-=-=-=-=-=-=-=-
STRESZCZENIE DLA MAŁO WYTRWAŁYCH, KTÓRYM SIĘ NIE CHCE CZYTAĆ CAŁOŚCI...
a tak fokule, to mnie... zatkało, jak wiele uprzedzeń ciągle jeszcze wnosi ze sobą podejście katolików do życia i zaskoczyło mnie wrażenie, które odnoszę: jak bardzo może to podejście być w pewnych sytuacjach ograniczające a nawet szkodliwe i w swoisty sposób nieszczere (podświadomie obłudne)... niby to wiem dobrze od dawna, ale na co dzień trzymam się od tego z daleka i nie ma to wpływu na moje życie - pewnie dlatego ani mnie to nie złości, ani nie dołuje, ani nie uderza takim jaskrawym wrażeniem, jakie wywarło na mnie TUTAJ...
---------- 13:10 ----------
P.S
tak mi teraz przyszło do głowy, że czasami (bo często o tym nie rozmyślam...
) katolicyzm wydaje mi się złem podobnym powiedzmy do... palenia papierosów - niby nic takiego, ale zdrowie odbiera i innych także zatruwa... można z tym żyć w otoczeniu (w obecnych czasach, kiedy na szczęście łamanie kołem i hiszpańskie buty wyszły już z mody...
), ale tak po prawdzie, to dobrze że się próbuje to trochę ukrócić - podobnie jak palenie w miejscach publicznych... sądzę, że skutki powinny być bardziej pozytywne niż na odwrót: ludzie zdrowsi i atmosfera czystsza...
no ale jak ktoś już bardzo musi siedzieć w tym nałogu, to trudno niech siedzi, jeśli bez tego żyć nie może a woli mu braknie by się uwolnić od tego dymu co idzie do głowy... a na płuca i serce też dobrze nie robi...
mahika, nie piję do Ciebie, ale tak mi też przyszło na myśl, że może przy pomocy tej paskudnej analogii...
jeszcze spróbujesz rzucić palenie...?
serdecznie życzę - mojej babci się to udało... po siedemdziesiątce i... dociągnęła prawie do setki, więc niby jeszcze masz czas... ale tak samo może powiedzieć każdy... katolik, no i potem mamy taki pasztet... o!