Doduś, ja bym doprecyzowała - decyzja o rozstaniu także w związku formalnym może zostać podjęta impulsywnie. Ino nie da się jej impulsywnie w pełni zrealizować, bo te paskudne papiery są.... i bywaja znakomitym hamulcem.
mahika napisał(a):co ty myślisz że w konkubinacie pstryka się palcami i już? Bierze sie walizeczke i mówi baj baj, było fajnie lecę na inny kwiatek.
Bo papierka nie trzeba podpisać że juz nie jesteśmy razem? A wiesz ilu mężów i żon tak zrobiło? walizeczka i nara, potem pisemko, nie raz szybko, nie raz dłuzej. Bosz..
Tak własnie mój pierwszy mąż uczynił - walizeczka i bye-bye na inny kwiatek. I wiesz, Mahika, gdyby tego papierka nie było, ja bym wylądowała w sytuacji technicznie i praktycznie o wiele gorszej. Wtedy byłam po prostu porzuconą i nieszczęsliwa młoda kobietą z dzieckiem przy piersi. Dosłownie. Bez papierka byłoby - radź sobie. Z papierkiem - były z minimalnym jak na okoliczności bólem alimenty, rozwód z winy męża, komornik i takie tam. Inaczej nie szło. Z perspektywy lat oceniam, że te papierki wielce ułatwiły mi psychiczne stanięcie na nogi po porzuceniu, ułatwiły różne sprawy formalne przez wiele lat, które od tamtego czasu upłynęły. Bo z exem nie szło po dobroci. Nijak. Ilekroć później startowałam o podwyżkę alimentów na dziecko wysokie sądy zaczynały od spojrzenia w orzeczenie o rozwodzie i sprawa była jasna na wejściu. Brutalne i paskudne, ale tak się mój ex zachowywał i zachowuje.
Byłam też sporo lat w związku tzw. nieformalnym. Jak najbardziej dobrym. Ale żeśmy dorośli i powazni byli, to dbaliśmy o kwestie pratyczno - majątkowe. W zgodzie i porozumieniu. I było to niewiarygodnie upierd..., to pamiętanie o spisaniu testamentu za każdym razem, jak się jakieś składniki majątkowe pojawiały. Żeby "w razie czego". O tym "w razie czego" to się nie chce pamiętać, nie bierze się tego pod uwagę, ale ono się czasem zdarza. Zwykle nieoczekiwanie.
Jesli z kims się jest i chce być, czemu nie ujawnić tego społecznie? W formie cywilnego związku, który nie wymaga żadnych "szopek"? Każdy ma jakieś tam powody, ale mam wrażenie, że warto się zastanowić, czemu się za nic nie chce tego USC. Ja nie chciałam osiem lat. Jak się zastanowiłam, czemu, doszłam do wielce twórczych wniosków na własny temat.
A co do slubów tzw. kościelnych to bardzo wiele tych ceremonii jako żywo przypomina "szopkę", niestety. Dla mamusi, tatusia i całej rodziny, dla tradycji, bo ładna ceremonia i biała sukienka, i "żeby ludzie nie gadali"...