jak uswiadomic mu nie jego bledy i ratowac

Problemy z partnerami.

Postprzez smerfetka0 » 2 gru 2010, o 01:53

nie rozumiem czego ma mnie naklaniac na rzucenie studiow. owszem boi sie ze go rzuce jak skoncze studia, bo z nim latwiej mi je skonczyc sama bym sie tak nie utrzymala. ale docenia wartosc studiow i nie dal mi odczuc ze bede madrzejsza czy wiecej bede zarabiac wiec on mi nie pozwoli na skonczenie tego. mysle ze tu bardziej chodzi o niska samoocene, ze ja nie zechce kogos 'gorszego'.
Avatar użytkownika
smerfetka0
 
Posty: 3954
Dołączył(a): 1 gru 2008, o 18:01
Lokalizacja: Londyn

Postprzez Margerytka » 2 gru 2010, o 03:05

Słuchaj ja zrozumiałam doskonale , tylko z całym szacunkiem Ty nie widzisz bądź nie chcesz dostrzec pewnych faktów. Napiszę to jeszcze raz nie obraź się:
27 letni mężczyzna a psychicznie dziecko. Wszyscy są winni, najbardziej rodzice no może ojciec, samemu nic nie usiłuje osiągnąć, ciągle w sferze planów. Rodzice mają a nie dają, Ty również tym go tłumaczysz, że ojciec, że matka, że okoliczności, ze przeprowadzka, ze koledzy - itp. być może metody które ojciec stosuje nie są właściwe ( trudno powiedzieć - znamy tylko relację jednej ze stron)- nie każdy jest psychologiem, może wierzy , ze dokuczaniem , docinkami pobudzi go do działania ale wiesz może ojcu znudziło się już utrzymywanie dziecka, może chciałby w końcu powiedzieć mój syn osiągnął sam to czy tamto. I teraz zobacz - Ty również zaczynasz nieświadomie go naśladować - ojciec ma a nie da - no cóż przykro mi to mówić - nie musi.
Obydwaj byli, są na wyspach- nie wiem czy wyjechali razem czy osobno. Skoro ojciec do czegoś doszedł dlaczego Twój Adam nie osiągnął choćby 1/3 tego co ma ojciec. A z drugiej strony to jak Wam była pomoc potrzebna to mimo wszystko w jakiś sposób pomógł. Czy Ty wymagasz od swoich rodziców aby utrzymywali Ciebie ?
Nigdzie nie napisałam ze studia są najważniejsze - nawet wprost odwrotnie - nie każdy musi je mieć , nie studia - tytuł inż. czy mgr stanowi o wartości człowieka. Piszesz, że miał zaoszczędzone pieniądze - to czemu nie zrobił wcześniej kursów wiesz od ukończenia 18 lat do 27 to jest naprawdę bardzo dużo czasu , trzeba tylko chcieć.
Przemyśl dokładnie to co sama napisałaś. O jego samoocenie - od tego się zacznie.On nie ma problemu z rodzicami - ma problem z samym sobą.
Margerytka
 
Posty: 127
Dołączył(a): 25 kwi 2010, o 00:50

Postprzez mahika » 2 gru 2010, o 05:09

zagubiona, to naprawdę jest głębszy problem. Pisałaś o tym w innych wątkach...
Avatar użytkownika
mahika
 
Posty: 13346
Dołączył(a): 7 maja 2007, o 16:07

Postprzez ewka » 2 gru 2010, o 08:21

Takich ojców to ja bym... :zly:
Jeśli to ma być mobilizowanie i dopingowanie - ta raczej w najgorszym wydaniu. No i zupełnie nieskuteczne, jak widać.

Z drugiej strony - nie jest też tak, że go do rodziców przyspawali. Rozumiem trudności, ale czas WIELKI zacząć żyć na własny rachunek. I (wg mnie) w tę stronę należałoby pójść.
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez Sansevieria » 2 gru 2010, o 11:50

Ależ skuteczne Ewka, skuteczne...jest to znakomity sposób wychowania kaleki życiowej. O tyle pokrętnie wredny, że w przeciwieństwie do rodzica bijącego i jawnie wyzywającego ten model spokojniutko funkcjonuje w społecznej roli dobego tatusia, który niestety ma kompletnie nieudanego syna (córkę). Często do gnojenia dołącza się reszta rodziny, bo tym sposobem własne bezpieczeństwo zyskują. Oraz siebie podbudowują. To jest tak, jakby dziecku regularnie łamać nogi i potem się dziwić, że kulawe. No przecież "gdyby chciało" to by chodziło, nie? Margerytko, to nie jest tak, ze "trzeba tylko chcieć". Naprawdę. I nie jest prawdą, że samo takie dziecko nic nie usiłuje osiągnąć.
Tak z własnego zycia. Od takiego rodzica zdrowo jest się psychicznie oddzielić. Dojść do tego, żeby nic w swoim zyciu nie robić "w związku ze zdaniem rodzica na temat" ani tak, jak by rodzic chciał, ani też dokładnie odwrotnie niż by chciał. Co jest bardzo trudne. Acz możliwe. Uratować Adama nie uratujesz. Ale mój mąż w tym procesie oddzielania się od rodziców bardzo mi pomógł bardzo prostym sposobem. Nigdy nie tłumaczył, nie usprawiedliwiał i nie wyłagadzał tego, co mi zrobili. Powstrzymywał moje upodobanie do tłumaczenia ich i obciążania siebie. Przypominał, że zwłaszcza w czasach mojego dzieciństwa i młodości oni byli dorośli i dokonywali określonych wyborów. Że mogli inaczej. Bo mogli. I w dorosłości też mogli.
Ewka, on jest do rodziców zapewne nadal przyspawany mentalnie skoro nadal go dołują "żarciki" ojca... i o to mentalne odspawanie chodzi własnie. Co najlepiej zaczynać od fizycznego oddalenia.
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Postprzez ewka » 2 gru 2010, o 13:51

Sansevieria napisał(a):Ależ skuteczne Ewka, skuteczne...

Taaa... tylko nie w tę stronę, niestety :(

Sansevieria napisał(a):Co najlepiej zaczynać od fizycznego oddalenia.

No nie inaczej.
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez caterpillar » 2 gru 2010, o 13:53

tez sie zgadzam z San..ktos kto ma permanentnie i nagminnie ;) podkopywany system wartosci nie wyleci tak latwo z gniazda i nie rozlozy skrzydel..musi je najpierw wyleczyc,zeby nie runac na ziemie z hukiem.

Zagubiona jesli sie da to jak najszybciej znalezc sobie wlasny kat a potem namowic chlopaka na terapie..inaczej to (tak jak ktos tu pisal) nawet odleglosc ,odizolowanie sie fizyczne nie pomoze. :?


p.s. pozdrawiam z dzielnicy burdeli..jednak troche tu wiecej atrakcji mamy :wink:
Avatar użytkownika
caterpillar
 
Posty: 7067
Dołączył(a): 29 maja 2008, o 16:15
Lokalizacja: część świata

Postprzez Abssinth » 2 gru 2010, o 14:20

"Caterpillar z dzielnicy burdeli"

napisze ta ksiazke pewnego dnia, jak na razie tylko zastrzegam sobie prawa do tytulu :D

--------------------------

co mnie w ogogle w tym wszystkim niepokoi -

Tytul tego watku - "jak mu uswiadomic i ratowac"

nie "jak mu pomoc ratowac siebie"...

tylkop tak ,jakby on nie widzial naprawde niczego, nie robil niczego, tylko TY go wyciagasz za uszy.......w ogole bez zadnego jego udzialu poza babraniem sie w tym, ze rodzice to i rodzice tamto i oni sa winni...?

J arozumiem, ze rodzice maja na nasze zycie wplyw....czasem masakrycznie wielki....ale 27 lat to czas,w ktorym juz sie nie powinno "uswiadamiac" , tylko czas,w ktorym osoba juz powinna widziec co sie dzieje i probowac walczyc z tym samemu.

jak ktos kiedys powiedzial - jesli skaczesz do wody ratowac tonacego, upewnij sie, ze sam umiesz plywac....inaczej zginiesz razem z nim.

Umiesz plywac, Zagubiona? Czujesz sie na tyle silna, zeby go wyciagac za uszy z problemow, ktorych on i tak nie zauwaza? cale zycie mu udowadniac, ze jednak bedziesz z nim, pomimo tego, ze jego zycie stoi w miejscu, a Twoje rusza sie do przodu? Cale zycie byc z nim, jesli tak naprawde jego zycie nie ruszy sie do przodu, tylko dalej bedzie 'bo oni mi krzywde zrobili, ale ja dalej bede probowal im udowodnic, ze jestem wystarczajaco dobry" ...?

a co z Toba?
Avatar użytkownika
Abssinth
 
Posty: 4410
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 01:39
Lokalizacja: Londyn

Postprzez smerfetka0 » 2 gru 2010, o 14:39

Caterpillar najmocniej cie przepraszam jesli Cie urazilam. napisalam w skrocie o co chodzi z soho no bo niestety jest tam duzo domow publicznych i zarty ojca sie wlasnie tego tycza.

i jeszcze raz dziewczyny bo chyba nie do konca sie rozumiemy.
Adam i ja utrzymujemy sie sami. Jedyna pomoc ojca to jak mielismy klopoty finansowe to czekal az splacimy mieszkanie ale tu tez mial w tym swoj cel.

Adam jak tu przyjechal mieszkam sam jak ojciec dojechal pomogl mu ale rowniez trzymal sie oddzielnie, pozniej za namowa ojca pomogl mu wynajac caly duzy dom zeby inne pokoje wynajmowac ludziom i namowil go zeby tu zamieszkal ze mu tanio wynajmie pokoj, ale tylko dlatego ze tata adama nie potrafi mowic po angielsku i wszedlkie sprawy zwiazane z oplatami z wlascicielem itp itd, sami wiecie jak to jest majac 'wlasny' dom, potrzebny jezyk. Wiec adam sie zgodzil bo mogl wtedy wiecej zaoszczedzic placac za pokoj smieszna kwote. do czasu puki ja sie nie wprowadzilam i nie wzielismy duzego pokoju.

i on ZAUWAZA to co robi jego ojciec. otwarcie o tym mowi, wytyka bledy i jak nie powinien ze jak moze ojciec tak mowic tak robic, chce sie wyprowadzic bo wie ze nie bedzie wtedy presji ze sie lepiej poczuje, twierdzi ze ma teraz dla kogo sie starac cos ze soba robic. jednak jestesmy zmuszeni kilka miesiecy tu przekoczowac no nie mamy wyjscia, nie mamy pomocy finansowej od nikogo tak sie ulozylo wiec trudno, musimy sie przemeczyc.

ma on chwile zalamania, ze po co bo i tak nic nie osiagnie, ze nie potrafi ze nie poradzi sobie, rosnie wtedy zlosc na rodzicow i byc moze zwala wine na nich mowiac mi tak ciagle bo nie chce czuc sie zerem w moim oczach, wstydzi sie ze jakis chlopak mojej kolezanki ma to to i to a on nic. moze to w ten sposob idzie a nie w ten ze on tylko sie uzala ze to wina rodzicow i nic dalej.

po prostu ostatnio co raz wiecej tych chwil zalamania, a raczej co raz mniej normalnosci i poczucia wlasnej wartosci.

nie trzeba mu uswiadamiac ze ma problem ze soba ze rodzice go doluja porzadnie tylko to ze pomoc np psychologiczna jest wskazana. taki przyklad

i margerytka uwazam ze bardzo sie mylisz i nie czytasz dokladnie tego co pisze.
Avatar użytkownika
smerfetka0
 
Posty: 3954
Dołączył(a): 1 gru 2008, o 18:01
Lokalizacja: Londyn

Postprzez Abssinth » 2 gru 2010, o 14:49

hmm
zauwaza, co sie dzieje...

a czy pracuje nad wlasnym poczuciem wartosci? czy widzi, jak podejscie rodzicow go zniszczylo?

martwi mnie to, ze 'zostawisz go jak skoncztysz studia'.... takie bardzo niefajne podejscie, oczywiscie zwlaszczca dla niego... ale pewnie musialas sie nameczyc, zeby go przekonac, ze nie...?
Avatar użytkownika
Abssinth
 
Posty: 4410
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 01:39
Lokalizacja: Londyn

Postprzez caterpillar » 2 gru 2010, o 15:44

no ale po twoim tytule faktycznie mozna to zinterpretowac jak Abss.

ja mimo wszystko obstaje przy swoim ,odizolowac sie i NAUCZYC odizolowac sie psychicznie..ale to jego dzialka ..nie mozesz byc terapeutka w zwiazku.

coz wiadomo kasa kasa ,wygoda wygoda ale placi za to cene wiec albo nalezy zacinac zeby do czasu jak mowisz albo spadac .





p.s. spoko luz zagubiona ciezko mnie urazic :wink: czekam z niecierpliwoscia na ksiazke 8)
Avatar użytkownika
caterpillar
 
Posty: 7067
Dołączył(a): 29 maja 2008, o 16:15
Lokalizacja: część świata

Postprzez doduś » 2 gru 2010, o 16:04

caterpillar napisał(a):nie mozesz byc terapeutka w zwiazku.



dlaczego nie... nieśli obie strony się na to zgadzają, jeśli Zagubiona umie pływać i czuje się na siłach to dlaczego nie spróbować.

I nie są to moje słowa. To z jednej z audycji o DDA z cyklu "Na własną rękę" (jesli dobrze pamietam) w radiu EURO
doduś
 
Posty: 1119
Dołączył(a): 5 sty 2010, o 10:16

Postprzez Sansevieria » 2 gru 2010, o 16:22

Abssinth - kżdy czas jest dobry żeby pewne rzeczy sobie uświadomić. 27 lat to dobry moment, równie dobry jak każdy inny, zawsze warto. Najstarsza znana publicznie osoba ktora podjeła udana terapię problemów relacji z rodzicami miała około 60-ki, ja byłam starsza od Adama kiedy zaczynałam...
A człowiek rzadko kiedy sam sobie wszystko uświadomi, bo jakby właśnie daltego w różnych uwikłaniach tkwi, że nie widzi. I czasem mu rzeba pomócc zobaczyć, albo utwierdzić w tym, że to co sam nieśmiało dostrzega faktycznie jest takie jakim on to widzi, a nie takie, jak mu liczni wmawiają.
Ja bym tu uznała, że istotne jest techniczne odwikłanie najpierw. Bo sytuacja, w której tatuś przyjeżdża do Anglii i Adam mu w jakikolwiek sposób pomaga jest...no własnie jest uwikłaniem. To jest dokładnie to, czego za wszelką cenę nalezy unikać. Adam za namową ojca pomógł mu wynająć dom...a niech by się tatuś sam powoził z tematem. Bez znajomości języka ładnie by na tym wyszedl. Może by mu się troszkę samopoczucie pogorszyło. Godzina tłumaczenia kosztuje. Całkiem wymierne pieniądze. Układ "wynajmjemy pokój po cenach rynkowych i bierzemy opłatę rynkową za każdy kwadrans tłumaczenia, i możemy nie mieć czasu, jak każdy tłumacz " to mogłoby wiele uzdrowić na poziomie codziennych relacji. Nie chodzi mi o konkretne wprowadzenie pomysłu w życie, raczej o to, jak na tę sytuację można spojrzeć. Przypuszczam, że ten sposób postrzegania relacji z ojcem mógłby Adamowi może nieco pomóc. Zobaczyc, że wbrew pozorom wcale nie jest tak, że tatuś tylko daje, a Adam bierze.
I ja bym powiedziała, że o ile nie można być terapeutą partnera, o tyle można mu udzielać rozsądnego i umiejętnego wsparcia. Które jest wręcz bezcenne.
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Postprzez pszyklejony » 2 gru 2010, o 17:16

To może trwać i 30 lat kobieto, jak chcesz przetrwać?
pszyklejony
 
Posty: 868
Dołączył(a): 7 paź 2008, o 21:56
Lokalizacja: warszawa

Postprzez caterpillar » 2 gru 2010, o 19:26

mnie chodzilo o taka sytuacje , w ktorej osoby zazwyczaj podswiadomie wiklaja sie w "partnerskie" relacje terapeuta- pacjent, gdzie ich relacja opiera sie na tym ,ze jedna osoba robi caly czas za "podporke".

Ja mialam podobne doswiadczenie w poprzednim zwiazku, zawsze musialam byc silna, bez problemow i usmiechnieta a na koniec dowiedziala sie ,ze nie moge odejsc bo przeciez on ma tyle problemo i sobie nie poradzi :?
Avatar użytkownika
caterpillar
 
Posty: 7067
Dołączył(a): 29 maja 2008, o 16:15
Lokalizacja: część świata

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: uuveluguteh i 74 gości