"Caterpillar z dzielnicy burdeli"
napisze ta ksiazke pewnego dnia, jak na razie tylko zastrzegam sobie prawa do tytulu
--------------------------
co mnie w ogogle w tym wszystkim niepokoi -
Tytul tego watku - "jak mu uswiadomic i ratowac"
nie "jak mu pomoc ratowac siebie"...
tylkop tak ,jakby on nie widzial naprawde niczego, nie robil niczego, tylko TY go wyciagasz za uszy.......w ogole bez zadnego jego udzialu poza babraniem sie w tym, ze rodzice to i rodzice tamto i oni sa winni...?
J arozumiem, ze rodzice maja na nasze zycie wplyw....czasem masakrycznie wielki....ale 27 lat to czas,w ktorym juz sie nie powinno "uswiadamiac" , tylko czas,w ktorym osoba juz powinna widziec co sie dzieje i probowac walczyc z tym samemu.
jak ktos kiedys powiedzial - jesli skaczesz do wody ratowac tonacego, upewnij sie, ze sam umiesz plywac....inaczej zginiesz razem z nim.
Umiesz plywac, Zagubiona? Czujesz sie na tyle silna, zeby go wyciagac za uszy z problemow, ktorych on i tak nie zauwaza? cale zycie mu udowadniac, ze jednak bedziesz z nim, pomimo tego, ze jego zycie stoi w miejscu, a Twoje rusza sie do przodu? Cale zycie byc z nim, jesli tak naprawde jego zycie nie ruszy sie do przodu, tylko dalej bedzie 'bo oni mi krzywde zrobili, ale ja dalej bede probowal im udowodnic, ze jestem wystarczajaco dobry" ...?
a co z Toba?