już nie wiem czy ryczeć czy krzyczeć
mam dość odechciewa mi się wszystkiego....
wysiliłam się....zrobiłam mu urodziny niespodziankę...wlłożyłam w to mnóstwo serca...pracy....choć było mi momentami ciężko widząc jak miedzy nami jest....i było dobrze tylko ten jedne dzień...dziś musiał wszystko spieprzyć...znów na mnie nakrzyczał...a ja standardowo się zamknęłam w sobie...sama siebie juz nie poznaje...nie mam już nawet siły walczyć...jedyne co czuję to, ze tak nie powinno być...ze nie ma prawa mnie tak traktować
nie zasłużyłam na to...i nie wiem co musiałabym zrobić żeby tak było. Pewnie gdybym nie miała swojego zdania i potrzeb...gdybym nie oczekiwała czegoś więcej niecodziennej egzystencji i udawała,z e jestem szczęśliwa z tym całym gównem jakim jest od jakiegoś czasu nasz związek to było by dobrze...dobrze dla niego
nie wiem czy go kocham....nie wiem czy on kocha mnie...bo gdyby to uczucie było ten związek by tak nie wyglądał prawda....
bardzo bym chciała zeby mnie ktoś przytulił bo znów zostanę sama ze sobą...tak jak zawsze a mimo, ze nigdy nie śmiałam tego pokazać to cholernie potrzebuję wsparcia
Gdzie jest ten facet, który mnie wspierał, do którego chciałam się przytulać....z którym chciałam spędzać każdy dzień
ten który mnie bronił przed byłym...a teraz traktuje mnie gorzej niż on wtedy
szykują się piekne święta
znowu...dlatego ich nienawidzę...pieprzone życie
nie ważne czy się człowiek stara czy nie i tak jest do dupy...a jutro trzeba wstać i znów udawać, ze jest ok....