"Porzucone" i "opuszczone"

Problemy z partnerami.

"Porzucone" i "opuszczone"

Postprzez ewka » 18 paź 2007, o 23:14

"Niekochane"?

Sorki bardzo Was wszystkie, Kochane Kobietki - ale jak nazwać kobiety, od których odchodzą mężczyźni?

Porzucona i opuszczona - natychmiast... w ramach sugestii jakieś słownej czy jakoś tak... robi się z takiej kobiety taką gułę, która nie "zasłużyła", aby przy niej i z nią być - i ona w ramach tej sugestii tak zaczyna się czuć.

To ja stanowczo chcę powiedzieć, że to nie jest tak, jak sugerują te słowa... bo słowa, no same wiecie, wielką wagę mają w naszym życiu - ale też nie mogą nami manipulować!!!

Jak mi w złości ktoś powie "wariatka" - to nią jestem. NIE!!!

Dlatego tak bardzo chciałabym, abyście nigdy i przenigdy nie traciły wiary w siebie... nadal jesteście tymi samymi, atrakcyjnymi kobietami - pełnymi wdzięku i kobiecości.

I nigdy nie pozwólcie sobie tego zabrać :!:

To tak na dobranoc... mam nadzieję, że nikogo nie uraziłam, ale nie mogę się pogodzić, kiedy odchodzący facet zabierał cały wdzięk i urodę. Tak nie jest i chyba trzeba o tym pamiętać.

Tak :!:
:serce2: :!:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Ewka dobrze myślisz

Postprzez zizi » 18 paź 2007, o 23:27

Ewcia dobrze myslisz :cmok:

Nie dajmy się..dbajmy o siebie..i wyglądajmy tak,zeby tym facetom szczęki opadly :wysmiewacz:
żeby żałowali,że nas tracą!

Wiadomo jak ładniej wyglądam to czuję sie pewniej. :buziaki:

Kochane!!Głowa do góry!

Spokojnej nocki. :kwiatek2: :kwiatek2: :kwiatek2: :kwiatek2:
Avatar użytkownika
zizi
 
Posty: 1189
Dołączył(a): 23 wrz 2007, o 16:37
Lokalizacja: z ... Polski

Postprzez ramona » 19 paź 2007, o 01:00

Tak Ewcia masz racje, nikt nie moze nam zabrac milosci do nas samych - bo przeciez na tym facecie swiat sie nie konczy, no nie?

Damy rade na pewno :!:
Avatar użytkownika
ramona
 
Posty: 278
Dołączył(a): 14 maja 2007, o 15:35

Postprzez Madzia » 19 paź 2007, o 09:51

Ale nie zaprzeczysz ze kobieta tak sie właśnie czuje, tak o sobie myśli jak odejdzie od niej ukochany mężczyzna. A do tego żeby na nowo czuć sie kobietą, piękną i chcianą, potrzeba czasu i pracy nad sobą, nad poczuciem własnej wartości. A nie zawsze to jest łatwe. Chociaż są takie kobiety które nigdy tego nie tracą i tego im zazdroszczę.
Czasami wolałabym być facetem, wydaje mi sie ze oni lepiej radzą sobie z takimi sytuacjami. Może sie mylę bo ja pisze oczywiście przez pryzmat tego jak zachowuje sie mój były. Jakby nas nigdy nie było.
A my żeby wyleczyć sie z nieudanej miłości, z porzucenia. nie raz przechodzimy piekło.
Madzia
 

Postprzez mahika » 19 paź 2007, o 16:50

Ojej, Ewcia, dziekuję Ci chyba sobie wydrukuję to co napisałaś i będę czytać jak tylk zwątpię w siebie. :buziaki: :buziaki: :buziaki:
Avatar użytkownika
mahika
 
Posty: 13346
Dołączył(a): 7 maja 2007, o 16:07

Postprzez Biedrona » 19 paź 2007, o 17:07

a moze w jakis sposob "wyzwolone" od...np. zlych demonow 8)
:slonko:
Avatar użytkownika
Biedrona
 
Posty: 193
Dołączył(a): 7 maja 2007, o 19:50

Postprzez Pytajaca » 19 paź 2007, o 21:59

---------- 19:25 19.10.2007 ----------

Biedrona, podobaja mi sie Twe slowa.

Wartosc czlowieka nie spada po tym jak ktos odejdzie, bo niby dlaczego? To wartosc tego, co zdradzil spada dramatycznie moim zdaniem. Ale niestety jes taki mechanizm (i ja rowniez padlam jego ofiara, mimo ze mam poczucie wlasnej wartosci i godnosci) - tak juz jest, ze jesli ktos odchodzi bliski, to jakby zaslonieto na chwile slonce (lub dla niektorych na dluzej - co moze sie skonczyc depresja!) I to moze zrozumiec tylko ten, kto to przezyl. Na szczescie szybko sie odbilam od dna i zawsze tak robie.

Jak mierzyc siebie miara innego czlowieka? Nie da sie. Ani miara tego, kto nas "porzuca", "zostawia". Zreszta, co to za opisy... "porzucona"? Ja bym to ujela tak - ktos, kto odchodzi - albo nie chcial albo nie mogl nam ofiarowac tego, co potrzebujemy, nie byl nam pisany, nas warty oraz prawdopodobnie nigdy by nas nie docenil tak, jak ktos inny.

Czytalam tez gdzies (chyba nawet "u Gibrana", Ewa), ze partnerzy odchodza nie bez powodu- po to, zeby ustapic miejsca innym, ktorzy przyjda po nich, bardziej kochajacy, bardziej tacy, jakkich wymarzylibysmy sobie. I musze przyznac, ze w moim zyciu sprawdza sie to 100-procentowo, a wiec czekam sobike spokojnie z usmiechem dalej :)


---------- 19:59 ----------

Heh, prosze, przypadkiem natknelam sie na rozwazania nad miloscia dla mlodziezy:

"Kiedy ktoś wam powie "kocham cię", trzeba go zapytać: "Ale w jakim sensie? Czy kochasz mnie jak kot, żeby mnie schrupać, skonsumować, czy jak żołnierz, żeby mi się oddać, aby sprawić, że dzięki tobie, przez ciebie i z tobą będę szczęśliwy. Dlaczego mnie kochasz?"
Czasami spotykam się z narzeczonymi i mam do nich tylko jedno pytanie: "Piotrze, ty kochasz ja dla niej czy dla siebie?", następnie zwracam się do narzeczonej: "Kochasz go dla siebie czy dla niego?"
Cały problem tkwi tutaj. Po co robić sobie iluzje? To straszne, że za słowem miłość kryjemy byle co. A gdy mówicie do kogoś: "kocham cię" [moze znaczyc] np. pragnę cię, jestem biedny, brakuje mi ciebie, jest we mnie niedopełnienie, niedokończenie."


Wiele w tym madrych slow... Faktycznie kluczowym pytaniem powinno byc: "Czy ty kochasz ja dla niej czy dla siebie?", "Kochasz go dla siebie czy dla niego?"

A wiec "Porzucone", to jak to bylo (jest) z Waszym kochaniem? Kochacie swych partnerow dla siebie czy dla nich? Bo skoro dla nich - to powinniscie chciec tego, czego oni pragna...czyli ich odejscia. Nawet, gdy sa "pogubieni" jak w przypadku zizi czy iwox.


Avatar użytkownika
Pytajaca
 
Posty: 690
Dołączył(a): 19 maja 2007, o 18:34

Postprzez lukasz24 » 19 paź 2007, o 22:20

Macie rację dziewczyny....
Jedno sprostowanie:facet też jest istotą wrażliwą(chociaż są tacy którzy
myślą o jednym) i porzucenie,skopanie uczuc i wyrzucenie ich na
śmietnik jest dla niego czymś cholernie bolesnym...
Pamiętam jak kiedyś coś podobnego zrobiono z moimi emocjami to
przez prawie pół roku nie mogłem się pozbierac...
Teraz mam partnerkę z którą chcemy być na stałe-czasem są
chwile załamań ale jak to bywa jest dobrze..
Generalnie facet który zostawia partnerkę samą w chwilach trudności
to nie jest facet ale sukinsyn....
Ale to tylko moja własna opinia-a czasy są jakie są-ale ludzie są tacy
sami.....
lukasz24
 
Posty: 39
Dołączył(a): 28 cze 2007, o 21:05

Postprzez Pytajaca » 19 paź 2007, o 22:40

Mysle Lukasz, ze to nie od plci wlasnei zalezy, tylko od wrazliwosci czlowieka, jego wartosci i stopnia milosci, ktorym obdarzyl druga osobe i zaufal jej. Na pewno sa mezczyzni "porzuceni", sama takich znam i jest strasznym mwidziec, jak cierpia, bo nie potrafia "przegadac", wyrzucic tego jask kobiety.

Facet, ktory zostawia kobiete sama w chwili najwiekszej trudnosci to po prostu nie jest przyjaciel tej kobiety, a skoro nie przyjaciel, to chyba oczywiste, ze przestajemy mu ufac. Tak samo kobieta,ktora opuszcza mezczyzne w chwili trudnej nie jest (a moze nigdy nie byla) jego przyjaciolka, moze po prostu byla kochanka, towarzyszka zabaw i niby-narzeczona, ale cvzy tak naprawde byla kims bliskim?...

Wydaje mi sie,ze wszystko zalezy od tego, jak rozumiemy milosc. Jesli to ciagle szarpaniny, nawet brak wsparcia i przyjazni - bo taka "milosc" mamy zaszczepiona, to tak sobie mysle, ze nawe zdrada nam nie rpzeszkodzi, bo jest w tym element ryzyka,cierpienia, poswiecenia Ale nie szczescia. Ale nie szacunku. Ale nei wsparcia. Czy to wszystko wiec mozna nazwac i odczuwac jako milosc? Jak widac mozna...

Moim zdaniem, ktos, kto zdradza, tak naprawde nie kocha, malo tego- jest tepo pozbawiony waznego elementu milosci - wspolodczuwania (nie mysli, tylko robi, nie zawraca sobie glowy odczuciami drugiej osoby, nie umie sie postawic w sytuacji czlowieka zdadzonego). Jesli to byl tzw. "wypadek przy pracy" to w zaleznosci od jakosci zwiazku moze to "ujsc na sucho". Ale nie w przypadku osob, ktore po zdradzie jeszcze bardziej mieszaja w glowie partnerom zdradzonym czy porzuconym.

Jesli zostawia sie przyjaciela na pastwe losu, to czy tak naprawde ma sei prawo nazywac przyjacielem tej osoby?

Jesli sie kogos zdradza jako partnera, to czy tak naprawde ma sie prawo mowic, ze sie tego partnera kocha?

Avatar użytkownika
Pytajaca
 
Posty: 690
Dołączył(a): 19 maja 2007, o 18:34

Postprzez ewka » 19 paź 2007, o 23:21

Madzia napisał(a):Ale nie zaprzeczysz ze kobieta tak sie właśnie czuje, tak o sobie myśli jak odejdzie od niej ukochany mężczyzna.

Nie zaprzeczę absolutnie... tak się czuje, ale tak się czuć nie musi - i o to właśnie chodzi :kwiatek2:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez Pytajaca » 20 paź 2007, o 19:29

ewka napisał(a):
Madzia napisał(a):Ale nie zaprzeczysz ze kobieta tak sie właśnie czuje, tak o sobie myśli jak odejdzie od niej ukochany mężczyzna.

Nie zaprzeczę absolutnie... tak się czuje, ale tak się czuć nie musi - i o to właśnie chodzi :kwiatek2:


Zawsze na poczatku sie tak czuje. I kazdy to odczuwa, Ewa to jest niezalezne od nas, od naszego poczucia wartosci...Wazne, by tego "odrzucenia" nie zartrzymywac w sobie. Ewcia, jakie Ty masz naprawde szczescie, ze nigdy tego stanu nie doznalas...Mozesz podziekowac tylko Bogu i losowi.
Avatar użytkownika
Pytajaca
 
Posty: 690
Dołączył(a): 19 maja 2007, o 18:34

Postprzez lukasz24 » 21 paź 2007, o 22:40

Istotnie..
To jest kwestia wrażliwości człowieka-ale tez i cierpliwości...
Jeśli partner rani...to nie zasługuje na miłośc..
Jeśli rani słowem,jest cyniczny a czasem obojętny to nie
jest partnerem..
Partner nie powinnien porzucac partnerki-nawet jeśli jest
chora lub ma ciężki okres...i odwrotnie..
Partnerka nie powinna zostawiać partnera,odsuwać go od siebie-
jeśl to robi to nie jest miłość..
Takie jest moje zdanie...
Nazwywając rzeczy po imieniu jest to zwyłe sukinsyństwo...
lukasz24
 
Posty: 39
Dołączył(a): 28 cze 2007, o 21:05

Postprzez ramona » 22 paź 2007, o 00:11

Wow, Lukasz, gdyby kazdy tak myslal - masz racje. Tak wlasnie jest.
Ale niestety trudne dla wielu do zastosowania w praktyce - wiec rzadko spotyka sie dziadkow wpatrzonych w siebie i trzymajacych sie za rece...Bo wlasnie ich taka wiez laczy...Mi az na serduszku cieplo, jak widze przjetego dziadka, zajmujacego sie babcia na wozku i trzymajacych sie za rece, albo pare obchodzaca 50 rocznice slubu itd. (pracuje w restauracji - to nieraz takie przypadki widze). Taka milosc na dobre i zle (dopoki smierc nas nie rozlaczy) to rzadkosc niestety...
Avatar użytkownika
ramona
 
Posty: 278
Dołączył(a): 14 maja 2007, o 15:35

Postprzez mahika » 22 paź 2007, o 09:20

Witaj Ewka...
Akumulatorki naładowane??
Jak się czujesz??
:buziaki:
Avatar użytkownika
mahika
 
Posty: 13346
Dołączył(a): 7 maja 2007, o 16:07

Postprzez ewka » 22 paź 2007, o 09:22

Dobrze, dzięki. Jak pomyślałam o zamrożeniu facetów w ich najlepszym momencie, to się uśmiałam jak norka;)

Otwierasz zamrażarkę, pogadasz... zamykasz. I spokój:):):)
Podobno mrożone kruszeje :) :) :)
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Następna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 117 gości

cron