Nie chcę żeby wszystko się skończyło ;(

Problemy z partnerami.

Nie chcę żeby wszystko się skończyło ;(

Postprzez Goszka » 23 lis 2010, o 16:21

wczoraj powiedziałam narzeczonemu o zdradzie,w sumie to nie czuje się nawet godna by nosić pierścionek...nie noszę go już.
Powiedział że dobrze,że mu powiedziałam...nie chodziło mi o zrzucenie tego ciężaru na niego.Od kilku miesięcy próbuje sobie sama poukładać w głowie,poradzić z tym ale osiągam odwrotny efekt.
Przez zdradę zabiłam w sobie miłość,nie wiem ile jej jeszcze we mnie,wiem że bardzo mało,czuję się wypalona,chciałabym z siebie coś wykrzesać.Poczułam że tylko powiedzenie mu prawdy da nam szansę na uratowanie związku.
To że zdradziłam to moja wina,natomiast oboje wiemy iż jest to efekt pewnych zaniedbań w naszej relacji,do której oboje dopuścilismy.
Jakie to wszystko trudne :cry: wystarczy jeden moment aby coś zniszczyć,a żeby odbudować to ciągle pod górę.Tracę nadzieję,coraz mniej jest mnie w tym wszystkim...
Tak,niektórzy z Was moga mnie teraz wyzwać od najgorszych,sama o sobie myślę najgorzej jak tylko można,biczuję się tym codziennie,uważam siebie za niegodną bycia w jakimkolwiek związku...nie wiem czy potrafię...
Chcę to wszystko naprawić,uratować...On też chce ale wiem że strasznie Go zraniłam choć robi dobrą minę do złej gry.Wiem gdzie moja wina,On wie w czym sam zawinił...Mam wrażenie że już nic nie da się zrobić,choć chciałabym...
Jak to naprawić?Czy komuś się udało?Czy można znów zacząć kochać?
:cry:
Goszka
 

Postprzez caterpillar » 23 lis 2010, o 16:51

Goszka ostatnio ewka wkleila ciekawy arty.

http://zdrowie.onet.pl/psychologia/wysz ... tykul.html

:pocieszacz:
Avatar użytkownika
caterpillar
 
Posty: 7067
Dołączył(a): 29 maja 2008, o 16:15
Lokalizacja: część świata

Postprzez kajunia » 23 lis 2010, o 16:52

Myślałaś nad tym dlaczego zdradziłaś? To był impuls? Czy może czegoś Ci brakowało i szukałaś tego u kogoś innego?

Wszystko chyba zależy od charakteru Twojego i Twojego mężczyzny. Wiem, że wiele osób jest zdolnych do wybaczania. Chociaż wydaje mi się, że nie o wybaczenie najbardziej chodzi, a o ponowne zaufanie. Może musicie się zastanowić obydwoje nad tym razem, czy możliwe jest to, że on ponownie Ci zaufa i co musisz zrobić w tym celu żeby na to zaufanie zapracować. Nie wiem jak rozumują mężczyźni, ale ja wiem że gdybym była zdradzona i zdecydowałabym się na pozostanie razem to byłoby mi to najbardziej potrzebne- udowodnienie że mogę na nim jeszcze polegać i ufać mu.

Mogę się tylko domyślać jakie to dla Ciebie trudne :cmok:
Avatar użytkownika
kajunia
 
Posty: 517
Dołączył(a): 22 gru 2008, o 10:14

Postprzez Goszka » 23 lis 2010, o 17:20

---------- 16:09 23.11.2010 ----------

Dziękuję Caterpillar za linka,przeczytam sobie,Ewka Tobie też dziękuję jeśli tu zajrzysz za artykuł...tego właśnie potrzebuję.Nie mam pojecia w jakim kierunku iść.
Kajunia,to był impuls (nie planowałam tego) który potem przerodził się w coś krótkotrwałego ale jak widać z mojej strony dość intensywnego skoro nie potrafię sobie poradzić,wstać z kolan i iść dalej...
Tak,zaufanie...to jest bardzo trudna sprawa.Ja mojemu R. ufam bezgranicznie,wiem i nie dziwię się,że on mi nie :(
Zawaliłam po całości...zdrada to nie tylko zranienie tej najbliższej osoby i zniszczenie jej zaufania,ale też zabicie uczucia w sobie.Zdrada zabija wewnątrz,wypala...to straszne :(
Nikomu nie musi być mnie żal,nie chcę tego bo wiem jak zdegenerowana teraz jestem,wiem z czego nie potrafię zrezygnować,wiem jakie są moje słabości.
Wczoraj gdy rozmawialiśmy z R. powiedział że "my oboje za bardzo kochamy siebie samych,by kochać siebie nawzajem".Nie wiem może coś w tym jest.Każdy ma taką swoją przestrzeń której nie potrafił poświęcić dla drugiej osoby nawet na chwilę.
Szukałam czegoś,czego On już bardzo dawno mi nie dawał tam gdzie jak się okazało tego nie dostałam.
Nie ma we mnie prawie nic... :zalamka:
A tak bardzo chciałam żebysmy byli (R. i ja) tymi osobami które spędzą z sobą resztę życia :(
Gdyby był ktoś,kto przeżył zdradę i uratował związek...będę wdzięczna jeśli tu napisze.
Jestem totalnie zagubiona pomiędzy poczuciem winy,wstrętem do siebie,brakiem nadziei i wewnętrznym wypaleniem uczuciowym :cry:

---------- 16:20 ----------

daliśmy sobie czas do końca roku...żeby przekonać się czy dalej chcemy i potrafimy być razem,żeby odbudować to co zniszczone...nie-zbudować na nowo.Tu chyba nie ma możliwości odbudowania....
Goszka
 

Postprzez Abssinth » 23 lis 2010, o 17:22

"my oboje za bardzo kochamy siebie samych,by kochać siebie nawzajem".


a ja na to -

"tylko jesli kochasz siebie, mozesz prawdziwie pokochac drugiego czlowieka"

nie ma takiej mozliwosci, zeby kochac siebie za bardzo.
Jest mozliwosc bycia egoistycznym, rozpieszczonym, zepsutym

ale to z miloscia nie ma nic wspolnego.

-------
jesli chodzi o obszary zycia 'tylko dla siebie' - jak dla mnie powinny byc w kazdym zdrowym zwiazku...


nie mozna stapiac sie w jedno, bo to rodzi nierealne oczekiwania


a jesli chodzi o temat - nie wiem, co zrobic. Kiedy zdradzilam, szybko zerwalam nie przyznajac sie do tego.
Fakt, ze zdradzilam, uswiadomil mi, ze tamten zwiazek nie mial sensu.
Avatar użytkownika
Abssinth
 
Posty: 4410
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 01:39
Lokalizacja: Londyn

Postprzez Goszka » 23 lis 2010, o 17:35

Abssinth,z tym kochaniem samego siebie to chodzi najpewniej o egoizm,choć ja dodatkowo jeszcze jestem zepsuta tym wszystkim,zniszczyłam jakąś dobrą część swojej osobowości.
Nie wiem,też zastanawiam się czy jest sens bycia razem - już bardzo długo,zanim doszło do zdrady.Nie mamy wiele wspólnego,więcej nas dzieli niż łączy.
To co miłe dla mnie jest niewygodne dla niego i na odwrót.
Jak tu poznać czy jest sens być razem?Zawsze pojawia się w głowie kwestia "a co jeśli nie damy sobie szansy i będziemy żałować"?
W lutym będzie 7 lat związku,to nie takie proste odwrócić się na pięcie i zatrzasnąć za sobą drzwi.Zbyt wiele razem przeżyliśmy,żeby nie spróbować...
Nie wiem,mam straszny chaos w głowie.
Co do obszarów dla siebie:a co jeśli potrzebujemy coraz to większych,tak dużych że nagle uświadamiamy sobie że zepchnęliśmy partnera niemalże na margines swojego życia?
Kiedy jest za późno by coś odbudować?Kiedy nie warto zużywać energii na ratowanie związku?
Goszka
 

Postprzez Abssinth » 23 lis 2010, o 17:53

Nie wiem,też zastanawiam się czy jest sens bycia razem - już bardzo długo,zanim doszło do zdrady.Nie mamy wiele wspólnego,więcej nas dzieli niż łączy.


hmm
siedem lat zwiazku

jak dlugo 'wiecej Was dzieli niz laczy' ?

czy tak naprawde ta zdrada nie byla symptomem tego, ze gdzies w Tobie juz cos umarlo i tak naprawde tego zwiazku nie ma?

czy warto naprawiac, walczyc o zwiazek...jak dla mnie w momencie kiedy musisz 'walczyc' o milosc, to znaczy, ze tej milosci juz nie ma...

a co, jesli nie dacie sobie szansy na szczescie z kims innym, tylko bedziecie sie do konca zycia kisic w nieszczesliwym zwiazku?

jakos nie do konca mi sie podoba dazenie do 'ratowania' czegos za wszelka cene... kim byliscie, kiedy sie poznaliscie? kim jestescie teraz?

czy dla pamieci czegos, co bylo kiedys, warto poswiecac przyszlosc?
Avatar użytkownika
Abssinth
 
Posty: 4410
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 01:39
Lokalizacja: Londyn

Postprzez ewka » 23 lis 2010, o 18:43

Hej Goszka!

Bardzo mi się powiązało z Twoimi majowymi dylematami.

Teraz tylko chcę powiedzieć, że wczoraj, to bardzo świeża sprawa. Że dać czas do końca roku - to jest niezły pomysł. On (Twój R) nie da rady tyle czasu zachować "minę do gry"... więc wyjdzie.

Boże, podziwiam Goszka... ja nie miałabym odwagi, aby się przyznać.
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez KATKA » 23 lis 2010, o 21:10

ja myślę, ze może się udać.....
mało tego myślę, ze czasem tak przykra sprawa jak zdrada jednego z partnerów może być kluczem do naprawy tego co szło nie tak....
to na pewno bardzo boli...i jedną i drugą stronę....zakładam jednak, ze to był po prostu krok, który źle postawiłaś....skoro Ci z tym źle...skoro tak Cię to meczy, że potrafiłaś sie przyznać partnerowi to chyba jednak warto mieć nadzieję, ze jeszcze może być ok...
chciałabym coś przekazać ale widzę, że mi źle wychodzi...
uważam, że przychodzi taki moment w każdym zwiazku kiedy coś musi się wydarzyć....ludzie się wtedy rozstają...pobierają...dochodzi do kłótni, zdrad....To chyba taki przełom....pytanie w jakim kierunku pójdzie się później. Uważam, że jeśli potraficie usiąść i przyznać się, że coś było nie tak...ze coś nie zadziałało w porę tak jak trzeba to potraficie też odbudować Waszą relację...kto wie czy nie na lepszym poziomie niż dotychczas.
Owszem moze nie wyjść...ale czy warto ryzykować stratę czegoś ważnego bez próby naprawienia tego co było nie tak?
KATKA
 
Posty: 3593
Dołączył(a): 23 maja 2007, o 20:00
Lokalizacja: Poznań

Postprzez Honest » 23 lis 2010, o 23:32

Postapiłas bardzo odważnie i choć nie popieram zdrady, to podziwiam Cię za szczerość.
Aby wasz związek ponownie wszedł w fazę zaufania, szczerej miłosci, to musisz sobie sama wybaczyć.

Trzymaj się
Avatar użytkownika
Honest
 
Posty: 8326
Dołączył(a): 25 sie 2007, o 22:03

Postprzez Filemon » 24 lis 2010, o 02:10

Goszka, mam dla Ciebie szacunek, że po popełnionym błędzie odkryłaś karty i dałaś sobie i tej drugiej stronie szansę na szczere i w pełni świadome prawdy podejście do Waszego związku...

dla mnie to tak, jakbyś już w połowie naprawiła zdradę jako taką...

jednak niepokoi mnie to, co napisałaś o samym związku (Waszym związku, rzecz jasna...), bo dla mnie powstaje z czytania tego wrażenie, jakbyście nie byli ludźmi bliskimi sobie i pasującymi do siebie... a przecież to by było dziwne skoro jesteście już ze sobą 7 lat...

przyszła mi do głowy taka myśl, że może macie odmienne zainteresowania, albo preferencje (na przykład jeśli chodzi o formy spędzania wolnego czasu, itp.) - to według mnie nie byłby problem tylko kwestia dogrania... ALE GORZEJ, JEŚLI MACIE ODMIENNE SYSTEMY WARTOŚCI I TO SIĘ WIĄŻE Z CELAMI I DĄŻENIAMI W ŻYCIU... jeśli w tym obszarze są między ludźmi istotne różnice, to według mnie nie ma wówczas sensu budować, bo chyba w takiej sytuacji brak jednak fundamentu, na którym można by tę budowlę oprzeć... no bo czy ludzie faktycznie mogą się szczerze kochać, jeśli każde z nich inaczej rozumie życie i to do czego w nim pragnie dążyć i jak pragnie je przeżyć...??

pozdrawiam Cię serdecznie Goszka i życzę rozwikłania partnerskiego dylematu oraz odnalezienia spokoju ducha...

wszystkim nam zdarza się popełniać błędy i to nawet poważne, ale nie każdy potrafi się do nich przyznać... :) - bo to już wymaga charakteru, odwagi i skonfrontowania się z konsekwencjami własnych czynów, czyli podjęcia odpowiedzialności za siebie - wydaje mi się, że Ty to właśnie zrobiłaś, co według mnie dobrze wróży na przyszłość....

nie jest chyba z Tobą tak źle jak Ci się wydaje... choć nic dziwnego, że takie przeżycia mogą człowieka zdołować...

trzymaj się!

:pocieszacz: :kwiatek2:
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Postprzez ewka » 2 gru 2010, o 08:36

---------- 09:29 24.11.2010 ----------

--- … sama o sobie myślę najgorzej jak tylko można,biczuję się tym codziennie,uważam siebie za niegodną bycia w jakimkolwiek związku...nie wiem czy potrafię...

Heh, dobrze wiem, o czym piszesz, Goszka. Trzeba to przeżyć, nie ma innego wyjścia… i skończyć to biczowanie, bo perspektywa widzenia mocno się wtedy przekłamuje… choć (jak wszystko w życiu) ma swoje pozytywne (też!) elementy.

--- Nie mam pojecia w jakim kierunku iść.

To jasne. Może nie musisz dzisiaj wiedzieć… może teraz, kiedy już kawa na ławie trzeba to wszystko trochę puścić na luz i obserwować, co się dzieje z Tobą, z nim, z Wami.

--- Kajunia,to był impuls (nie planowałam tego) który potem przerodził się w coś krótkotrwałego

Po Twoich majowych dylematach jakoś mi ten impuls tutaj nie pasuje – możliwe, że rzecz dotyczyła czegoś innego, ale jakoś mi się to łączy.

--- Nikomu nie musi być mnie żal,nie chcę tego bo wiem jak zdegenerowana teraz jestem…,

Żal może nie (chociaż trochę chyba tak), ale na pewno bardzo Ci współczuję. Zdegenerowana? No dajże spokój Goszka, nie dowalaj tak sobie… gdybyś nie miała wyrzutów sumienia i przeszła obok tego wszystkiego jak obok przystanku autobusowego, to może bym się z tym zgodziła. A tak – to się nie zgadzam.

--- wiem z czego nie potrafię zrezygnować

No może inaczej jednak… z czego nie potrafiłaś WTEDY zrezygnować. Co nie znaczy, że nie będziesz umiała zrezygnować w przyszłości. Bo (jak sądzę) – nauka nie poszła w las.
--- wiem jakie są moje słabości.

I to jest właśnie ten pozytywny element.

---Każdy ma taką swoją przestrzeń której nie potrafił poświęcić dla drugiej osoby nawet na chwilę.

Ja akurat w tym nie widzę nic złego… o ile poza nią są inne przestrzenie, które się łączą.

---Szukałam czegoś,czego On już bardzo dawno mi nie dawał tam gdzie jak się okazało tego nie dostałam.

Każda zdrada jest (wg mnie) wynikiem czegoś. Powody są przeróżne i zawsze się jakiś znajdzie :D Najgorsze (wg mnie) jest w niej to, że nawet te najbłahsze tak samo walą w zdradzającego, w zdradzonego i w całokształt. Ale też ułatwiają zrozumienie… a to pierwszy krok, aby to wszystko jakoś ogarnąć.

--- Zawsze pojawia się w głowie kwestia "a co jeśli nie damy sobie szansy i będziemy żałować"?

Dlatego zawsze jestem ZA wykorzystaniem szansy.


--- Co do obszarów dla siebie:a co jeśli potrzebujemy coraz to większych,tak dużych że nagle uświadamiamy sobie że zepchnęliśmy partnera niemalże na margines swojego życia?

Gorzej, kiedy sobie nie uświadomimy… a tak? Zawsze można zacząć coś zmieniać.

---------- 07:46 25.11.2010 ----------

:buziaki:

---------- 07:47 30.11.2010 ----------

Goszka, gdzie się podziałaś?

:buziaki:

---------- 07:36 02.12.2010 ----------

:buziaki:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez sikorka » 13 gru 2010, o 18:44

---------- 17:40 13.12.2010 ----------

witaj goszka:)
(pisze to jako osoba zdradzona wiec ciezko mi sie zdobyc na obiektywizm)
mysle, ze zdrada to jedno z gorszych swinst jakie mozna zrobic drugiej osobie, zwlaszcza jak sie ja (podobno) kocha, natomiast jest ona bardzo wyraznym sygnalem (dla obu stron), ze w zwiazku dzieje sie cos niedobrego, ze nie wszystko jest w porzadku. zreszta sama to przyznalas, mowiac ze szukalas czegos czego we wlasnym zwiaazku Ci zabraklo.
samo przyznanie sie do zdrady jest dla mnie zwyklym zrzuceniem ciezaru wyrzutow sumienia na druga osobe i uwazam, ze nie powinno sie tego robic, natomiast rozumiem, ze Ty masz do tego inne podejscie i traktujesz to jako akt odwagi - i ok :ok: mnie nic do tego.
czy mozna dalej zyc po zdradzie i odbudowac, naprawic to co sie zniszcylo? watpie i wlasciwe nie wierze. przynajmniej ja nie umialam, meczylam sie psychicznie, dostawalam obsesji. nie znma takze zadnej pary ktora po zdradzie zylaby dalej, jakgdyby nigdy nic, a tym bardziej lepiej czy szczesliwiej (to juz w ogole kosmos), a wrecz przeciwnie. znajomi, ktorzy zdradzili badz zostali zdradzenie albo sie rozstali albo zyja z ogromnym ciezarem w sobie, ktory ich wyniszcza. nie wiem czy warto? jak dla mnie nie.
dla mnie takie szczesliwe pary po zdradzie sa jak osiemnastoletnie dziewice - wszyscy o nich slyszeli, ale nikt nie widzial.
nie skreslam szans na powodzenie Twojego zwiazki, bardziej chce Ci dac do myslenia czy sama chcesz zeyc w takim zwiazku, ktory nie daje Ci wszystkiego czego oczekujesz. jesli tak, to Twoja sprawa, ale moze nie warto?

---------- 17:43 ----------

Goszka napisał(a):Chcę to wszystko naprawić,uratować...On też chce

dobrze rokuje skoro i on chce :ok: i jak Wam idzie?

---------- 17:44 ----------

Abssinth napisał(a): Kiedy zdradzilam, szybko zerwalam

:oklaski: jak dla mnie masz dziewczynko jaja. narobilas balaganu i umialas po sobie posprzatac - duzy szacun.
zreszta mysle, ze w takiej sytuacji uszczesliwilas 2 osoby - siebie (bo po co masz byc z facetem, ktorego zdradzasz) i jego (bo po co mu dziewczyna ktora go zdradza) :)
Avatar użytkownika
sikorka
 
Posty: 3431
Dołączył(a): 8 gru 2010, o 20:04

Postprzez doduś » 14 gru 2010, o 10:28

zgadza sie Sikorko, Twój post nie ma nic wspólnego z obiektywizmem
doduś
 
Posty: 1119
Dołączył(a): 5 sty 2010, o 10:16

Postprzez kajunia » 14 gru 2010, o 14:54

Nie rozumiem osób zdradzających. Rozumiem to, że w związku kończy się miłość, zaczyna się szara rzeczywistość, można się zwyczajnie znudzić, zmęczyć. Ale czemu w takim razie nie postawić sprawy jasno? Nie mieści mi się w głowie to, że mogłabym kogoś kiedykolwiek zdradzić, nawet się na tym ie zastanawiam bo wiem że zabiłyby mnie wyrzuty sumienia.

Jeśli ktoś czuje się na siłach to proszę, niech napisze jak to właściwie działa- czy to przypadek, chłodna kalkulacja, strach przed samotnością, egoizm, chwila uniesienia?

Zaznaczam, że nie oceniam nikogo, ani niczyjego zachowania. I nie będę oceniać. Chciałabym jedynie zrozumieć jak to działa ze strony osoby zdradzającej.
Avatar użytkownika
kajunia
 
Posty: 517
Dołączył(a): 22 gru 2008, o 10:14

Następna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 182 gości