dotarło to do mnie - on jest egoistą!! :[

Problemy z partnerami.

Postprzez Miriam » 16 paź 2007, o 19:50

To bardzo przykre, ze on wciaz milczy...
Ja tez nie wiem czy to tylko egoizm czy cos wiecej za tym stoi...
Ale zgodze sie z Agik, ze chyba cos nieprzyjemnego wisi w powietrzu...
Trzymaj sie cieplutko
Miriam
 
Posty: 143
Dołączył(a): 17 cze 2007, o 19:27

Postprzez NOBLEA » 16 paź 2007, o 19:54

Pamiętaj że My tu zawsze jesteśmy,wysłucham, posieszymy, dodamy siły i otuchy,a nawet przytulimy.
NOBLEA
 
Posty: 106
Dołączył(a): 13 paź 2007, o 13:08

Postprzez Maui » 16 paź 2007, o 20:54

Rozmawiałam dzisiaj z jego mamą przez telefon. Bo w styczniu jest wesele mojej siostry ciotecznej i rozmawiałam z nim jakiś czas temu o tym, czy da radę przyjechać itd. Jego mama była u niego w ten weekend. Mówił podobno, że bardzo chce iść ze mną tam (jej tak mówił i mi z resztą też, gdy ostatio rozmawialiśmy), że zrobi wszystko żeby iść... Więc zły nie jest (o co miałby być w sumie?). Ehh...szczerze mówiąc najbardziej mi przeszkadza w tym związku to, że ja ciągle się muszę zastanawiać - a czy jest ok, a czy on będzie się starał o NAS, a czy rzeczywiście mnie kocha, czy tylko mu brakuje czułości kobiety....Powiedział mi kiedyś, że wolałby, żeby to dziewczyna dominowała w związku (nie wiem o co mu w tym chodziło, bo ja chciałabym być z mężczyzną, w którym będę mieć oparcie i będę się czuła bezpiecznie, a nie będę mu matkowała czy kierowała nim). Teraz tylko czekam aż przyjedzie (początek listopada). Czeka nas bardzo poważna rozmowa... :(
Maui
 
Posty: 200
Dołączył(a): 27 lip 2007, o 17:12

Postprzez Miriam » 17 paź 2007, o 19:14

Powiedział mi kiedyś, że wolałby, żeby to dziewczyna dominowała w związku


Pytanie czy Tobie taki uklad odpowiada, bo jesli nie , to musisz sie zastanowic czy warto dalej byc razem.
Zastanawia mnie podejscie Twojego chlopaka. Z reguly to faceci czuja sie zdobywcami i sprawia im przyjemnosc, kiedy musza sie starac o kobiete, byc moze Twoj chlopak jest po prostu innym typem ?


o ja chciałabym być z mężczyzną, w którym będę mieć oparcie i będę się czuła bezpiecznie, a nie będę mu matkowała czy kierowała nim


Wiekszosc kobiet wlasnie tego szuka w facecie, oparcia i bezpieczenstwa.

Glowa do gory, zaslugujesz na faceta, przy ktorym tak sie bedziesz czula.
Poki co, czeka Cie rozmowa, miejmy nadzieje, ze przyniesie ona dobre owoce:)
Miriam
 
Posty: 143
Dołączył(a): 17 cze 2007, o 19:27

Postprzez Maui » 17 paź 2007, o 20:34

Miriam napisał(a):
Powiedział mi kiedyś, że wolałby, żeby to dziewczyna dominowała w związku


Zastanawia mnie podejscie Twojego chlopaka. Z reguly to faceci czuja sie zdobywcami i sprawia im przyjemnosc, kiedy musza sie starac o kobiete, byc moze Twoj chlopak jest po prostu innym typem ?



Mnie się wydaje, że on tak woli, bo tak jest u jego rodziców. To jego mama, bardzo opanowana i spokojna kobieta "rządzi" w domu. To ona wszystko załatwia, uchodzi za tą "mądrzejszą", podejmuje najważniejsze decyzje domowe. Jego ojciec mówi do niej czasami w żartach "pani kierowniczko". Jest jedyną kobietą w domu (mąż + 2 synów) i to ona ustawia dom. Dlatego mi się wydaje, że chyba on też tak to sobie wyobraża. Chociaż jak dla mnie to trochę graniczy z lenistwem (lub strachem, że coś zrobi źle) przed tym, żeby być "głową rodziny". Tylko czy ja tak chce? :/ Zdecydowanie NIE. Nie chcę, żeby on mną rządził, czy sobie mnie podporządkował, ale tak jak Miriam napisałaś wcześniej - jak każda kobieta (albo przynajmniej jak większość kobiet), chcę MĘŻCZYZNĘ.
Jak narazie czekam na jego mail "martwiący się o mnie". Obym się doczekała :/ Nie znoszę bezradności w takich sytuacjach. Tyle, że każdy dzień bez jego maila daje mi duużo do myślenia. Na początku się martwiłam, że może coś nie tak u niego, ale po rozmowie z jego mamą, która mówiła, że on jest w jak najlepszym humorze i że sobie radzi zastanawiam się co mu siedzi w głowie. Zbyt głupie myśli mi chodzą po głowie. Może on czeka aż ja napiszę? ("w końcu ona kiedyś napisze, w końcu się przełamie"). Ale takie domyślanie się i gdybanie mnie męczy i powoduje, że coraz to gorsze myśli opanowują mój umysł. Tyle, że nie umiem nad tymi myślami panować :/ Staram się zajmować sobą jak najwięcej, żeby nie mieć czasu na głupie dołowanie się. Niezawsze to wychodzi.... Nie przeczę, że bardzo tęsknię...
Maui
 
Posty: 200
Dołączył(a): 27 lip 2007, o 17:12

Postprzez Miriam » 17 paź 2007, o 21:10

czyli jednym slowem duza role w jego pojmowaniu relacji damsko- meskich odgrywa model domu.


Chociaż jak dla mnie to trochę graniczy z lenistwem


Dla mnie tez ! Twoj chlopak dominacje pojmuje chyba dosc ogolnie i calosciowo , bo moim zdaniem jest roznica miedzy dominacja w sferze "domowej" a dominacja w sferze osobistej. W tej drugiej ( w pierwszej zreszta tez :) uwazam, ze obie strony powinny byc rownouprawnione i tak samo zobowiazane do dbania o zwiazek - bo zwiazek tworza dwie osoby a nie jedna !
To wyglada jakby Twoj chlopak zaslanial sie swoim pojmowaniem roli kobiety, cos ala usprawiedliwienie niewystarczajacego zainteresowania Toba - ale dla mnie to troche zahacza o lenistwo.
Miriam
 
Posty: 143
Dołączył(a): 17 cze 2007, o 19:27

Postprzez Maui » 19 paź 2007, o 22:16

Już 9 dzień odkąd nie daje znaku :/ Szlag mnie zaczyna trafiać, bo martwię się i tęsknię :( Chodzą mi po głowie różne głupie myśli..:/ Bo wiem, że gdyby tęsknił i miał potrzebę napisania lub skontaktowania się ze mną to by to po prostu zrobił..Ale nie pisze/nie daje znaku bo NIE CHCE. Tak mnie się wydaje... ale boję się za bardzo gdybać, bo wiem, że teraz będę tworzyła coraz czarniejsze scenariusze. Czemu tak strasznie boję się go stracić?:/
Maui
 
Posty: 200
Dołączył(a): 27 lip 2007, o 17:12

Postprzez Miriam » 20 paź 2007, o 11:28

---------- 11:26 20.10.2007 ----------

nie powinno byc tak, ze on sie nie odzywa przez 9! dni do Ciebie tak po prostu.
nie chce Ci sprawic przykrosci tym co napisze, ale w moim odczuciu za duzo jest tu obojetnosci z jego strony... Niestety...tak sie nie zachowuje facet, ktoremu zalezy na zwiazku.

Czemu tak strasznie boję się go stracić?:/
Kod: Zaznacz cały

bo byliscie 3 lata razem, bo tesknisz, bo chcesz byc kochana...

Czy poczatek listopada to taki ostateczny termin spotkania? moze lepiej byloby sie wczesniej spotkac i wyjasnic to co jest miedzy Wami... Jak dlugo mozna przeciez czekac na jakikolwiek znak

Pozdrawiam Cie serdecznie i glowa do gory :kwiatek2:


---------- 11:28 ----------

ach, cos tu ponaciskalam , bo szybko pisalam i wyskoczyl podwojny cytat. Mam nadzieje, ze sie polapiesz- wybacz:)
Miriam
 
Posty: 143
Dołączył(a): 17 cze 2007, o 19:27

Postprzez Maui » 20 paź 2007, o 12:34

Miriam napisał(a):---------- 11:26 20.10.2007 ----------

w moim odczuciu za duzo jest tu obojetnosci z jego strony... Niestety...tak sie nie zachowuje facet, ktoremu zalezy na zwiazku.


No własnie moim zdaniem też... mam wrażenie, że on się cuzje zbyt pewnie w tym związku..tyle przeszliśmy razem, wiele mu wybaczyłam, więc może on sobie myśli, że może robić co chce, bo "przecież tak bardzo go kocham"... nawet jeśli ma nadal komputer rozwalony, tak jak pisał w ostatnim mailu, to przecież są telefony:/


Czy poczatek listopada to taki ostateczny termin spotkania? moze lepiej byloby sie wczesniej spotkac i wyjasnic to co jest miedzy Wami...



Niestety to najbliższy termin:/ Też bym chciała to wcześniej wyjaśnić. Coraz gorzej się czuję i boję się, żebym się nie rozkleiła przy nim, żebym mu nie uległa przez tęsknotę. Nie chcę go stracić, a to kurcze przecież on powienien się martwić o to, żeby nie stracić mnie! Zastanawiam się, czy to nie dlatego, że jest po prostu jeszcze młody (tak jak ja - mamy po 19 lat). Tylko ja mam dośc takiej huśtawki, zamartwiania się. Chcę wiedzieć, że on jest przy mnie (chociaż duchem) i że mogę na niego liczyć, gdy tego potrzebuję. A teraz nie mogę go nazwać nawet przyjacielem,... To mi daje strasznie dużo do myślenia. Coraz więcej myślę o zerwaniu, chociaż zdaję sobie sprawę, że póki go nie ma to ja jestem twarda i mądra, a jak się z nim spotkam to nogi się uginają pode mną. To w zasadzie mój pierwszy powazny związek (wcześniej to były takie gówniarskie "chodzenia ze sobą"). Moi rodzice go bardzo lubią, jego rodzice lubią mnie, pomoglam mu się wydostać ze złego towarzystwa i poniekąd z nałogów. Jest mu teraz ciężko, wiem... ale mi też jest teraz ciężko. I nie chcę, żeby było tak, że będę musaiła być w skrajnej niedoli, żeby on łaskawie mnie pocieszył. Albo żeby nie było tak, że jest teraz ze mną bo mu tak wyfgodniej. że ktoś jest przy nim, gdy on ma problemy, że jest ktoś kto się o niego troszczy tak jak ja. Gdybym kochała choć troszkę mniej...byłoby łatwiej... Albo gdybym była bardziej stanowcza i pewna siebie. A walczę o coś, co nie wiem czy ma sens, tymbardziej, że przez najbliższe kilka lat będziemy żyć na odległość :/
Maui
 
Posty: 200
Dołączył(a): 27 lip 2007, o 17:12

Postprzez Miriam » 20 paź 2007, o 16:40

Ty i Twoj chlopak jestescie jeszcze bardzo mlodzi:) Mysle, ze w tym wieku faceci sa jeszcze mimo wszystko troche "za nami" w dojrzalszym mysleniu, choc oczywiscie nie wszyscy, wiec nie bede generalizowac. Dlatego TY byc moze patrzysz na zwiazek z innej perspektywy, bardziej przyszlosciowo i dojrzale, natomiast on moze to inaczej postrzegac ; dosc samolubnie - czyli kiedy jest mu zle, kiedy ma problem, kiedy cos sie wali, idzie do Ciebie, a Ty mu zawsze pomozesz. Ty duzo dajesz, on duzo bierze i tak to dziala, niestety bez reakcji zwrotnej.



Nie chcę go stracić,


Odpowiedz sobie na pytanie, kogo nie chcesz stracic. Bo piszesz, ze w tej chwili nie mozesz go nazwac nawet przyjacielem. Jezeli on nie zmieni swojego postepowania, a Ty nie bedziesz potrafila powiedziec stop, to mozesz stracic sama siebie...

Dopoki nie porozmawiacie o tym, sprawa jest otwarta.
Piszesz dokladnie czego chcesz, czego oczekujesz, co Cie boli. Wiesz, czego chcesz i to jest wazne ! Jestes w tym stanowcza i pewna siebie, tak trzymaj. I nie dopuszczaj mysli, ze ulegniesz, chcesz byc kochana i miec oparcie w Swoim facecie- zaslugujesz na to. Jesli on nie bedzie sie starac Ci tego zapewnic, wierz mi, znajdzie sie ktos, przy kim tak sie bedziesz czula.
Miriam
 
Posty: 143
Dołączył(a): 17 cze 2007, o 19:27

Postprzez Maui » 21 paź 2007, o 11:12

Miriam napisał(a):TY byc moze patrzysz na zwiazek z innej perspektywy, bardziej przyszlosciowo i dojrzale, natomiast on moze to inaczej postrzegac ; dosc samolubnie - czyli kiedy jest mu zle, kiedy ma problem, kiedy cos sie wali, idzie do Ciebie, a Ty mu zawsze pomozesz. Ty duzo dajesz, on duzo bierze i tak to dziala, niestety bez reakcji zwrotnej.


To jest prawda, co napisałaś. Chociaż ja zdaję sobie sprawę, że od chłopaka 19-letniego nie będę wymagała niewiadomo jakich obietnic i zobowiązań. Tylko, że skoro mamy ciągnąć na odległośc, to chciałabym wiedzieć jednak, że idziemy w tym samym kierunku, bo to jednak 2 razy większa praca i 2 razy więcej poświęceń Z OBYDWÓCH STRON. No właśnie...:/ niestety, ale z tego co widzę, to zastanawiam się, czy te poświęcenia nie byłyby tylko z mojej strony. Jak ostatnio rozmawiałam z nim przez telefon, to on mówił, że ma ostatnio dużo problemów, dylematow łącznie z tym, że boi się, że może się nam nie udać... Może stwierdzi, że wygodniej mu będzie nie starać się o nas, bo skoro ma tyle wątpliwości (heh, ja mam więcej, ale jakoś wierzę/wierzyłam) to będzie chciał zdystansować naszą znajomość... Co się u mnie będzie wiązało z zerwaniem. Może źle robię, że tak "surowo" traktuję związek na odległość, ale ja chcę widzieć, że jest jakiś sens w tym wszystkim, chcę żeby to ON dodawał mi sił i nadziei...I tak bardzo pragnę, żeby on też walczył o nas, nie tylko ze względu na siebie (bo akurat mu się zebrało na amory i mu się tęskni).

Odpowiedz sobie na pytanie, kogo nie chcesz stracic. Bo piszesz, ze w tej chwili nie mozesz go nazwac nawet przyjacielem. Jezeli on nie zmieni swojego postepowania, a Ty nie bedziesz potrafila powiedziec stop, to mozesz stracic sama siebie...


No właśnie ja też się zastanawiam, czy właściwie nie kocham mojego wyobrażenia o nim. Sama się dziwię, czemu tak przy nim tkwię, skoro wokół mnie jest tyle innych facetów. Ale ciągle mam tendencję do porównywania (wręcz bezlitosnego i często nieświadomego) ich do mojego obecnego ( "on jest przystojniejszy/inteligentniejszy/ma lepsze poczucie humoru/bardziej czuły/z nim mogę o tym porozmawiać a z nimi nie" itd.) To mnie męczy bo nie mogę się otworzyć na innych,a większość znajomych (chłopaków) wie, że z nim jestem i że go bardzo kocham, więc automatycznie się wycofuje...

Wiesz, czego chcesz i to jest wazne ! Jestes w tym stanowcza i pewna siebie, tak trzymaj.


No właśnie... tylko ,ze tutaj piszę o tym wszystkim, jest mi łatwo i w ogóle. A gdy stoję przed nim twarzą w twarz i mam zacząć o czymś takim mówić, to zbiera mi się na płacz, głos mi się łamie i żeby tylko nie wybuchnąć nie mówię za wiele. Albo mówię w skrócie, on powie, że ok i następuje zmiana tematu..jakby tamtej rozmowy nie było. Nie wiem, dlaczego nie potrafię być z nim na tyle szczera, żeby mówić prosto z mostu o co mi chodzi. Może to chodzi o ten brak bezpieczeństwa? Nigdy nie miałam takiej sytuacji. Kurcze, jak tak czytam te swoje wcześniejsze wypowiedzi i tą, to zastanawiam się, czy czasem nie tkwię w toksycznym związku :/
Dużo osób mnie namawia, żebym jednak napisała pierwsza i spytała się o co chodzi... Ale ja uważam, że to nie jest najlepszy pomysł, bo tu chodzi o ten gest z jego własnej, nieprzymuszonej woli...
Maui
 
Posty: 200
Dołączył(a): 27 lip 2007, o 17:12

Postprzez Miriam » 21 paź 2007, o 17:37

mówię w skrócie, on powie, że ok i następuje zmiana tematu..jakby tamtej rozmowy nie było. Nie wiem, dlaczego nie potrafię być z nim na tyle szczera, żeby mówić prosto z mostu o co mi chodzi.


Z pewnoscia nie jest latwo mowic wprost o swoich oczekiwaniach i uczuciach, szczegolnie jesli dotycza nieprzyjemnych rzeczy, ale nie mozna tego ominac, jesli takie rozmowy maja przyniesc konstruktywne zmiany. No musisz sie przelamac ! Nawet jakbys miala cwiczyc przed lustrem :)

Jasne, ze latwo sobie pisac na forum, a duzo trudniej zrobic cos z tym. Ale to nie znaczy, ze sobie nie poradzisz ! Bez skrotow, bez obwodnic, szczerze i otwarcie... bo takie skroty pomniejszaja problem, nie wyczerpuja tematu, sprawiaja ze COS, co nie gra nie jest wyrazne dla tej drugiej strony.

Dużo osób mnie namawia, żebym jednak napisała pierwsza i spytała się o co chodzi...


Hmm, nie wiem czy to dobry, czy zly pomysl. Mysle, ze kwestia odpisywania traci chyba troche na znaczeniu. Bo nawet jesli on odpisze powiedzmy jutro, jakby nigdy nic, czy to cos zmienia ? Minelo zbyt wiele dni ( ile to juz, 11 ?) , podczas ktorych on nie daje znaku, zeby teraz jakis odpis z jego strony sprawil, ze Ty poczujesz, ze on jednak interesuje sie Toba i Twoim zyciem.

A jesli chodzi o Twoj odpis... ciezko powiedziec, jesli masz w Sobie tyle sily, aby wytrzymac ta cisze, to trwaj w tym. Jesli napiszesz do niego, to chcac nie chcac rozpoczniesz ta rozmowe na drodze mailowej... By the way, rozpoczecie rozmowy wlasnie w ten sposob byloby dla niego duzo wygodniejsze niz szczerosc w 4 oczy...

I jeszcze pare kwiatuszkow, zeby nie bylo tu tak szaro :kwiatek2: :kwiatek2: :kwiatek2: :kwiatek2:
Miriam
 
Posty: 143
Dołączył(a): 17 cze 2007, o 19:27

Postprzez palmtree » 21 paź 2007, o 23:42

Znając życie chłopak nie domyśli się o co chodzi, jeśli mu nie odpiszesz. Mimo że sporo młodszy przypomina mi zachowaniem mojego hmm byłego chłopaka. Też dawałam mu "do zrozumienia" - nie odzywałam się pierwsza lub w ogóle, nie pisałam, nie dzwoniłam...i to samo - zero reakcji, przez np 2 tygodnie (hitem jest to, że wtedy mieszkaliśmy w jednym mieście :-))z nerwów i zamartwiania się chudłam po kilka kg, nie mogłam spać, zamartwiałam się, a on? Heh, nie pomyślał, że coś jest nie tak, jak powinno...A ja milczałam, bo bałam się jego reakcji i tak koło zamykało się...
Myślę, że trzeba wyrzucić z siebie to, co leży Ci na serduszku...Bez względu na jego reakcję poczujesz się lepiej. Nie obawiaj się - skoro "na żywo" jest w porządku, może to nic poważnego, ale lepiej to wyjaśnić na ty, etapie, bo potem może być gorzej:(

Pozdrawiam serdecznie!
Avatar użytkownika
palmtree
 
Posty: 42
Dołączył(a): 21 paź 2007, o 00:20

Postprzez Maui » 23 paź 2007, o 16:56

---------- 07:28 22.10.2007 ----------

Masz rację Palmtree - on się zapewne nie domyśla o co chodzi. Często tak właśnie było, tyle że jak się go pytałam dlaczego tak zrobił (w innych sytuacjach), to on odpowiadał, że tak jakoś wyszło, że przeprasza i 1000 tłumaczeń. Teraz troszkę mam obawy, że jest coś poważniejszego, jakieś mam złe przeczucia. Parę dni temu wręcz panikowałam, ale wiem, że to nic nie da, więc się uspokoiłam trochę. Wczoraj wieczorem, przed snem mówiłam do siebie, tak jakbym z nim rozmawiała. Heh, wyszła piękna przemowa z logicznymi argumentami. Fajnie, jeśli bym coś takiego jemu powiedziała. Chociaż zazwyczaj on palnie coś, że mnie zatyka a nie jego ;| I gdy tak sobie wczoraj to układałam w głowie, to mi się nasunęły kolejne, przykre wnioski. Że moi koledzy, których znam niezbyt blisko, którzy mają swoje dziewczyny, nie jestem z nimi jakoś strasznie związana, bardziej się interesują moim losem niż mój własny chłopak. Wszystkie komplementy jakie w życiu usłyszałam dotyczące urody nie pochodziły od niego :O Po prostu miałam przez to straszne kompleksy. Doszłam też do wniosku, że tak naprawdę doskonale radzę sobie bez niego (no bo teraz nie mogę powiedzieć, że jest przy mnie - mam innych przyjaciół), ale jednocześnie świadomość, że już ze mną nie jest, że jestem "wolna" jakoś mnie przeraża. Chyba muszę popracować nad poczuciem własnej wartości i przestać porównywać go do innych facetów, których napotykam na swojej drodze. Może to przez sentyment i przez to, że moi rodzice traktują go już jak zięcia, a jego mama mnie jak swoją synową? Bo mamy tyle ze sobą wspólnego, tyle razem przeszliśmy? Hm, ale jak tak czytałam inne posty na tym forum i innych, to w sumie ludzie po x latach nieudanego małżeństwa podnoszą się i zaczynają nowe życie. Z resztą - czego ja się spodziewam... że poznając chłopaka w wieku 16 lat będę jego żoną?:/ Z resztą ja sama nie wiem czy bym chciała... To zagmatwane, wiem, tak jakbym trochę sama nie wiedziała czego chcę. Ostatnio byłam w teatrze z jego kolegą. Nie wiem dlaczego się zgodziłam, miałam ochotę być adorowana. No ale oczywiście przez cały spektakl zastanawiałam się, jak to by było fajnie jakby był przy mnie on, a nie jego kumpel.
Na codzień jestem dość pewną siebie, wesołą osobą, a on jakoś tak na mnie działa pesymistycznie jeżeli chodzi o nasz związek i w ogóle odbiera mi tą całą pewność siebie. Ale problem tkwi we mnie, a nie w nim, jeżeli chodzi o to. W sumie sama się zgodziłam na takie traktowanie:/ i to mnie chyba najbardziej boli, gdy widząc czasami co on robił, ja czekałam, wierzyłam... owszem z wielu rzeczy się poprawił, ale tak czy inaczej pozostaje we mnie niesmak, że mogłam być taką naiwną idiotką pełną złudzeń.

---------- 16:56 23.10.2007 ----------

to już 13 dzień bez jego znaku. W sumie to on może być zły, bo jakby nie patrzeć, to ja nie odpisałam na jego ostatniego maila.
Chyba przestanę 2 razy dziennie sprawdzać pocztę z nadzieją, że znajdę od niego wiadomość "co się stało, że tak długo się nie odzywasz? może w czymś pomoć? Martwię się o Ciebie", przestanę pierwsza lecieć by odebrać telefon z nadzieją, że to on dzwoni...
Do jego przyjazdu został (planowo, bo w końcu nie wiem jak to będzie, mam nadzieje, że jednak wypali w terminie) tydzień. Żeby nie rozmyślać tyle o tym, idę czytać książkę... Pozdrawiam wszystkich
Maui
 
Posty: 200
Dołączył(a): 27 lip 2007, o 17:12

Poprzednia strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 511 gości

cron