Zawsze wydawalo mi sie, ze marze o szczesliwym domu, mezu, dzieciach.. a od jakiegos czasu to sie calkowicie zmienilo.
Kilka razy zdarzylo mi sie powiedziec, ku ogolnemu oburzeniu sluchaczy, ze nie chce miec dzieci - i ja tak naprawde mysle. Ostatnio, nie wiem, co we mnie wstapilo, bardzo stanowczo wyrazilam to moje zdanie w rozmowie z moim chlopakiem. Nie powiem, zebysmy sie poklocili, ale mily nastroj prysl.
No bo jak sie tak zastanowic, to bardzo duza szansa jest, ze dziecko wcale nie urodzi sie zdrowe.
Moze doznac przeroznych uszkodzen podczas porodu - chyba, ze pokazesz mi lekarza, ktory bez zbednego utrudniania, na moje zyczenie, przeprowadzi cesarke. W panstwowym szpitalu.
Moze miec rozne wady wrodzone - nie jestem lekarzem, wiec moge nie wyrazac sie precyzyjnie - wszelkiego typu niedorozwoje umyslowe i fizyczne.
Moze sie urodzic bez raczek, nozek itd..
Albo z nadmiarem wszystkiego - syjamskie blizniaki.
No i caly szereg chorob, ktorych nie potrafimy (albo potrafimy, ale jest to nieoplacalne) leczyc. I kilka lat wycietych na wedrowki po szpitalach.
Moze jestem egoistka, i moze zmieszacie mnie tu z blotem, ale nie chcialabym spedzic zycia pchajac w wozku warzywo.
Zanieczyszczone srodowisko, chemia w jedzeniu, fale - to wszystko nie sprzyja rozwojowi dziecka.
Z drugiej strony medycyna jest na tyle rozwinieta, zeby utrzymywac je przy zyciu. Ale nie na tyle, zeby wyleczyc.
Jestem generalnie przeciwniczka aborcji, ale nie wiem, co bym zrobila, gdyby okazalo sie, podczas badania prenatalnego, ze cos jest z dzieckiem nie tak i nie bedzie mialo szans na normalne zycie.
Nie chcialabym pozniej zyc z takim ciezarem na sumieniu.
Wydaje mi sie, ze im jestem starsza, tym - paradoksalnie - mniej chce miec to dziecko i bardziej sie boje. Czasem mysle, ze popadam w jakas paranoje. Odbija sie to zreszta na innych sferach mojego zycia.
Chcialam zaprosic Was do dyskusji i poznac Wasze zdanie na ten temat. Moze nie tylko ja tak mysle? Moglabym sprobowac porozmawiac wsrod znajomych, ale obawiam sie, ze to za ciezki temat. Nie chce, zeby zaczeli we mnie widziec potwora. To, co tutaj pisze, to raczej niepopularne poglady.
Moj chlopak, ktory chce miec dom pelen dzieci, psa i tak dalej, zupelnie nie akceptuje mojego punktu widzenia. Obawiam sie - ale nie chce o tym rozmawiac - ze to dosc powazna roznica pogladow, jedna z tych, ktore sprawiaja, ze drogi dwojga ludzi sie rozchodza.
Przeczytalam ten post, i zrozumialam, ze ja w sumie to CHCE miec dziecko, ale tylko w sytuacji gdy mam gwarancje, ze wszystko z nim bedzie okay. Ale takiej gwarancji nikt mi nie da.