Witam Kochani. No i znów mnie tu przygnało, już raz z pomocą forumowiczów rozwiązałam swój problem, już raz dotarło do mnie, że źle postępuję, wszystko dzięki Psychotekstowi Nadeszła taka chwila, że znów nie umiem sama poradzić sobie ze sobą, nie jest nawet w jednej setnej tak tragicznie jak kiedyś, ale szukałam już różnych wyjaśnień mojego problemu i nic mi do główki nie przychodzi, więc spróbuję tutaj, może ktoś z Was, albo raczej któraś z Was, czuła się tak jak ja...
Po krótce: dwa lata temu zakończyłam swój 4-letni związek z heroinistą, nie mogłam się z niego wygrzebać, zamiast pomóc sobie i jemu, sama nas pogrążałam. W końcu udało się to zakończyć, chłopak trafił do więzienia po 3 miesiącach od rozstania, prawdopodobnie siedzi do tej pory To była moja pierwsza miłość.... no właśnie, pierwsza i coraz częściej wydaje mi się, że ostatnia...
Po rozstaniu z nim, wpadłam w jakiś okropny ciąg, przez ok rok spałam z naprawdę dużą ilością facetów, nie zależało mi na niczym, nie chciałam się z nimi wiązać, po prostu dobrze się bawiłam i tyle. Miałam czasem wyrzuty, pisałam na forum pod innym nickiem. No ale nie o to chodzi. Potem złapałam kontakt z pewnym fajnym chłopakiem, bardzo go polubiłam, kiedy wróciłam z zagranicy zaczęliśmy się spotykać i ukształtował nam się związek. Byliśmy ze sobą ok 2 miesięcy, po czym doszłam do wniosku, że nie czuję do niego nic więcej poza sympatią... W łóżku był ... bardzo taki sobie, ale to nie to zdecydowało. W końcu powiedziałam mu, że nie chcę z nim być, bo nie kocham go. Koniec związku. Od tamtej pory jak ognia unikałam spotkań z mężczyznami, w grę wchodził tylko flirt, żadna większa znajomość. Było mi mega dobrze samej, nie chciałam tego zmieniać. I tak jest do teraz. Lubię swoje towarzystwo, wieczory najchętniej spędzam w domu sama, komputer, film, książka do poduszeczki, czasem trawka. Robię sobie co chcę i nikt mi nie truje nad uchem, ani nie mówi co mam robić.
W marcu poznałam w drodze na event pewnego mężczyznę, bardzo się polubiliśmy, połączyła nas pasja. Cały czas utrzymywaliśmy kontakt telefoniczny i przez internet. Miało być tylko koleżeństwo, ale jakoś tak wyszło, że przespałam się z nim i nasza znajomość przybrała postać kumpelskiego układu, dzieliło nas co prawda 300 km, ale raz w miesiącu udawało nam się spędzić weekend razem. Na wakacje wyjechałam za granicę, kontaktu nie przerwaliśmy. Po powrocie sprawy nabrały nieoczekiwanego obrotu, spędziliśmy razem tydzień, on stwierdził, że się zakochał, przepraszał (na początku sam mówił, że musimy sobie przyrzec, że nie połączy nas uczucie). Dla mnie to był szok, byłam najpierw wściekła, wkrótce zorientowałam się, że mi też na nim zależy, że chcę go tylko dla siebie. To trwało ok 2 miesiące, jego uczucie jest coraz większe, a moje.... wygasa.
Wiem, że nikt mnie nie kochał tak jak on, to jest coś niesamowitego, sprawy łóżkowe... poezja, nie wyobrażam sobie, żeby mogło być mi lepiej No ale to wszystko, lubię go niesamowicie, chcę mieć z nim kontakt, ale nie chcę związku. On chce czegoś więcej, jest ode mnie o 8 lat starszy, poważnie myśli o nas, dla mnie to tylko przyjaciel, chociaż myślę, że AŻ przyjaciel. Bo trudniej jest zdobyć prawdziwego przyjaciela, niż zapatrzonego w kobietę mężczyznę. Nie chcę związku, ale nie chcę go stracić, boję się, że nikt mnie nie pokocha tak jak on, z nikim nie będzie mi tak dobrze.... On ma 30 lat, ja 22, on nie będzie na mnie czekał w nieskończoność, aż się w końcu uspokoję i zdecyduję na związek.
Wiem, że to głupi i błahy problem, ale boje się, że ja już nie umiem normalnie kochać, że będę tak sobie kręciła z kolejnymi mężczyznami i skreślała ich po paru tygodniach. Widzę w moim postępowaniu taką zależność, że póki facet nie jest mój, jest super, a czym większe zainteresowanie mi okazuje, tym bardziej mam go dość Sama nie wiem czego chcę