Julkaa, niskie poczucie własnej wartości może być znakomitą siłą napędową do tak zwanej zaradności życiowej. Na własnym przykładzie to wiem. Z rodzinnego domu wyniosłam poczucie własnej wartości oscylujące wokół zera bezwzględnego. Równolegle byłam zawsze prymuską w szkole, studia (trudne) na bdb z wyróżnieniem i nagrodą, doktorat w połowie rzuciłam, bo postanowiłam wykorzystać zmiany ustrojowe i zabezpieczyć sobie byt, to też zrobiłam na tyle skutecznie, że mogłam sobie pozwolić na wykonywanie pracy jaka mnie się podoba i wtedy, kiedy mnie się podoba ( obecnie głównie społecznej) i co -ano cały czas przekonywałam samą siebie, że nie jestem ostatnią idiotką, która się do niczego nie nadaje. Które to przekonanie zmieniło się dopiero w terapii. Sukcesy zawodowe i zaradność życiowa bywają swoistym lekarstwem na bolesne uczucie, że jest się i będzie NIKIM. Nie wiem, czy tak jest u Lady, ale z całą pewnością wiem, że tak może być.
Co gorsza takie sukcesy zawodowe potrafią umacniać cechy w bliskim związku nie najlepsze, choć w robieniu kariery, biznesu czy relacjach zewnętrznych i dalszych pożądane. Ja bywałam "szefem" w domu nie zauważając tego. Bywałam też naukowcem - chłodnym analitykiem. Bliska ludzka i intymna relacja z partnerem - to jest zupełnie coś innego. Tej akurat roli - żony musiałam się nauczyć i uczę nadal.
A co do dobrej terapii to Julkaa, zależy od nurtu terapeutycznego. Monologi klienta w obecności terapeuty, który wtrąca słowo czy dwa, czasem zadaje odpowiednie krótkie pytanie, też są metodą pracy i to bardzo skuteczną czasami. Ja nadal okresowo korzystam z terapii psychodynamicznej i jako żywo są to głównie moje monologi, wspierane pytaniami terapeutki w niewielkich dawkach.