Lady, skoro jak piszesz trafiłam w coś co do Ciebie przemawia jako możliwie trafny opis jakiejś tam Twojej części czy sytuacji, to jeszcze się podzielę ciągiem dalszym. Wcześniej opisałam mniej więcej jak ze mną było.
Tak obrazowo to byłam osobą niosącą przez wiele kilometrów po wybojach wielką walizkę. Nawykłam, ale zmęczona byłam krańcowo. Pojawił się ktoś skłonny mi pomóc. W moich wyobrażeniech winien to być heros, co walizkę mi wyrwie i niczym piórko poniesie za mnie. Ja jednakże do tej walizki byłam niczym przyspawana. W efekcie heros musiałby mi tę walizkę wyrywać siłą, a na dodatek mógłby z walizką rękę urwać. I w pewnym momencie zauważyłam, że tak naprawdę to nie tyle heros jest mi potrzebny ile ktoś, z kim mogłabym nieść tę walizkę wspólnie. Nie musi być akurat herosem, musimy współpracować... to była niesamowita zmiana jakościowa w moim postrzeganiu siebie w związku i relacji partnerskiej.
A poza tym jak ja chciałam oddać część odpowiedzialności i nie umiałam, to byłam w tym chceniu szczera do spodu. Przeciwko koncepcji, że nie oddaję protetowałam zajadle. Byłam przekonana że oddaję, a partner jest za słaby i dlatego nie umie wziąć. Na pewne rzeczy trzeba czasu... a poza tym ja to ja, Lady może mieć inaczej.