Zmiany..

Problemy z partnerami.

Postprzez Ladybird » 27 paź 2010, o 12:34

Ale moja terapeutka sama mnie prowokuje do mowienia o nim , onas.
Pyta sie ,co się wydarzyło, jak to widzę, czego oczekuję, jak tlumaczę sobie zachowanie partnera kiedys i teraz.
Mowi tez ,co wg niej znaczą jego reakcje teraz ,czego mogę sie spodziwac potym jak sie teraz zachowuje ? Czy mogę miec nadzieję, co mam robic w danej sytuacji.
Oczywiscie o mnie tez mowimy ,zeby znowu nie wyszlo ,ze tylko na nim opiera sie terapia. Mowimy jednak glownie o mnie.
Avatar użytkownika
Ladybird
 
Posty: 1115
Dołączył(a): 19 gru 2007, o 09:40

Postprzez Sansevieria » 27 paź 2010, o 12:35

Lady.
Patrząc z pewnego dystansu i nie wnikając w Twoje problemy własne i w związku.
Jesteś w tej chwili osobą, której nalezy się szczególna ochrona i wyjątkowa opieka tudzież wyrozumiałość.
Po pierwsze dlatego, że jesteś w trakcie totalnej przeprowadzki. Nawet zmiana mieszkania na inne w sąsiedniej dzielnicy to duży stres. Obiektywny i dla każdego. Ty się przeprowadzasz na skalę totalną. To Cię obciąża. Ponieważ zasadniczo kierunek przeprowadzki jest pozytywny, nie tyle współczuję ile masz moje pełne zrozumienie - ma samą myśl o czymś jeszcze co należy "zabrać lub zostawić' w czasie przeprowadzki można dostać furii lub doła i to jest całkiem normalne.
Po drugie dlatego, że jesteś po rozstaniu. A to zawsze jest stres. Bo jest po prostu inaczej.
Z pierwszego i drugiego wynika, że w Twoim życiu w błyskawicznym tempie to "inaczej" robi się wszechobecne. Musisz dostosować się do tylu zmian na raz, że od samego wyobrażania sobie tego mnie, osobie wszak zewnętrznej, miękną nogi i w głowie wiruje.
Po trzecie - jesteś w terapii, zatem "inaczej" dotyczy również Twojego wnętrza, postrzegania i reagowania. Co gorsza nad tym akurt nie da się mieć kontroli, czyli ewidentnie każda sesja może dać jakieś spektakularne zmiany, na dodatek nie wiadomo jakie.
Ty jesteś teraz istota podlegająca ścisłej ochronie. Z powodów obiektywnie istniejących.
Przy kórejś swojej przeprowadzce (zaliczyłam kilkanaście) był taki moment, że jeszcze jeden sygnał o tym, że cokolwiek jest inaczej niż być miało, jeden ślad krytyki (pal sześć czy uzasadnionej) i normalnie wybuch jak Himalaje. Trzymaj się i nie daj się zwariować. Dbaj o siebie. :)
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Postprzez Sanna » 27 paź 2010, o 12:38

Czemu Ci nie wychodzi to pewnie wyjdzie na terapii. Ja mogę strzelać, że nie wychodzi Ci, bo masz niskie poczucie własnej wartości, deficyty z dzieciństwa i oczekujesz od partnera, że da Ci miłość bezwarunkową taką jaka powinni dać rodzice. A to jest między dorosłymi ludźmi niemożliwe, tu się bierze, ale i daje. No i wydaje mi się, że z w.w. przyczyn jesteś z facetem nie dlatego ze go kochasz za to jakim jest człowiekiem, tylko jesteś z kimś bo służy Ci do zapchania emocjonalnej dziury. Takie moje dywagacje. Sama nie spalam dziś w nocy. Do rozmyślań natchnęło mnie ,, W co grają ludzie". I tak od jednego wątku do 2-go uzmysłowiłam sobie jak nigdy, że moje życie zmieni się jakościowo tylko wtedy jeśli naprawdę pokocham siebie i zaakceptuję. Ja teraz to niby wiem racjonalnie , że zasługuję na to żebym się kochała i akceptowała, ale tego nie czuję. W głębi duszy nadal tkwi we mnie poczucie że nie jestem wartościowa, nie mam prawa czuć się dobrze, nie mam prawa czuć się szczęśliwa. I dopóki takie będzie moje najgłębsze przekonanie, będę tworzyła, tak jak teraz, sytuacje które utrzymają mnie w poczuciu nieszczęścia, gorszości, włąsnego nieudacznictwa. Bo takie jest moje najgłębsze przekonanie o sobie. Robię wiele rzeczy, żeby nie czuć się zadowoloną z siebie, szczęśliwą, bo tak naprawdę i głęboko nie wierzę że na zadowolenie z siebie zasługuję. Bo w głębi duszy nadal jestem nieakceptowanym dzieckiem.
Sanna
 
Posty: 1916
Dołączył(a): 27 lut 2008, o 15:05

Postprzez carita » 27 paź 2010, o 12:38

Terapeuta podczas terapii jest kimś, kto towarzyszy, a nie straszy, neguje lub nakazuje czy poucza. Nawet, jak pacjent schodzi na jakieś manowce, to on mu towarzyszy. I teraz cała rola terapeuty polega na tym, żeby mądrze towarzyszyć. Wierzę, że Twój terapeuta robi to właściwie. Niepozwalanie Ci na mówienie o partnerze byłoby głupie, jeśli Ty sama masz taką potrzebę. Myślę, że dobrą sprawą podczas terapii jest zawarcie "kontraktu" z terapeutą, o czym wielokrotnie mówi się w różnych miejscach i wypowiadają się o tym fachowcy. Taki "kontrakt" to określenie i zgoda i ze strony terapeuty i pacjenta, w którą stronę pójdą, co chcą osiągnąć w rezultacie tej terapii i czasem, np. w przypadku uzależnień, jakie zachowanie pacjenta spowoduje, że terapeuta powie, że dalej towarzyszyć nie będzie. A nawet jeśli Cię najdą wątpliwości co do terapeuty i jego sposobu prowadzenia trapi, zawsze powinnaś właśnie jemu powiedzieć o tym wprost i zapytać dlaczego tak, po co to itd. Z tropu terapii nie daj się zwieść. Wiesz, to jest tak, że kiedy próbujemy coś naprawić w relacji z kimś, na kim wydaje się, że nam bardzo zależy, to będąc na terapii, poznajemy siebie, dokonujemy zmian w sobie i w rezultacie bywa tak, że zmieniając siebie, partner sam odchodzi, bo my dojrzeliśmy do samych siebie, do innych zdrowszych relacji, a on tego nie mógł tego znieść. Życzę Ci wytrwałości i doprowadzenia tego procesu, jaki zaczęłaś, do końca.
Avatar użytkownika
carita
 
Posty: 133
Dołączył(a): 25 maja 2007, o 11:23

Postprzez Ladybird » 27 paź 2010, o 12:43

Dodus, zona wrociła do Ciebie ...jednak ... powroty są mozliwe, dobre powroty. Mnie na takim zalezy, chce cos zmienic w sobie , w relacjach w zwiazku . Bardzo.
Moze wgląd w moj zwiazek ma pomoc mi to zrozumiec?
Teraz uczę się cierpliwosci ,radzenia sobie z ponoszącymi mnie emocjami, ze juz musze, ze natychmiast.
Nic nie muszę ,mam byc cierpliwa, zrozumiec, ze np moj partner ma inne tempo ,potrzebuje duzo czasu ,zeby moc sie okreslic. Pomaga mi ,to wystarczy na razie, mam z wdziecznoscią przyjmowac, nie gadac o niczym wiecej tylko teraz wlasnie o dupie maryni, bo nie pora na nic wiecej.
Kiedys juz bym na spotkaniu z nim wpadla w histerię, walkowala temat nas i wymuszala bycie ze mn.a
Nie zrobilam nic z tego , przyjmowalam wdziecznie pomoc ,oddawalam tylko tyle ile mi sam chcial dac. Podobno juz potrafilam sie obronic przed ewentualnym odrzuceniem na tym etepie powrotu.
Terapeutka byla zadowolona zmojego zachowania podczas mojego pobytu w jego miescie.
Cos sie zaczyna dziac pomalu pozytywnego . :)
Avatar użytkownika
Ladybird
 
Posty: 1115
Dołączył(a): 19 gru 2007, o 09:40

Postprzez doduś » 27 paź 2010, o 12:48

małe sprostowanie, nie wróciła :)
Ja jestem innym człowiekiem i wciaż się zmieniam a Ona podjeła ryzyko towarzyszenia temu nowemu mnie. Ze straym nie chce mieć nic do czynienia. A ja wcale się Jej nie dziwię :)
doduś
 
Posty: 1119
Dołączył(a): 5 sty 2010, o 10:16

Postprzez Ladybird » 27 paź 2010, o 13:24

Sansevierio, dziękuję Ci ,że starasz się zrozumiec moją sytuację. Cieszę się ,ze są jednak ludzie pełni empatii i wrazliwości na innego człowieka.
Avatar użytkownika
Ladybird
 
Posty: 1115
Dołączył(a): 19 gru 2007, o 09:40

Postprzez ewka » 27 paź 2010, o 13:31

:cmok:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez Ladybird » 27 paź 2010, o 13:41

Sanno , czytałas ksiązkę ,która tu polecałam z psychoterapii?
To jeden z rozdziałow z niej, chyba ,ze jest taka samodzielna pozycja.
Sanno,
u mnie jest trochę inaczej. Ja jestem przez lata przytloczona bagfazem odpowiedzialnosci za wszystko. Ostatecznie wychowalam sama troje dzieci (rozwod , smierc ojca trzeciego dziecka ) .
Pragfne aby ktos sie w koncu mną zająl i zdjąl ze mnie ten bagaz odpowiedzialnosci. Poniewaz mam okreslony wrzocec mężczyzny wyniesiony z domu ( Odpowiedzialny, silny , zaradny, z poczuciem wartosci facet) , oczekuję teraz tego samego od parnera. W zasdzie jak dowiedzialam sie na terapii , mam prawo. Trafiam jednak na mężczyzn slabych lub bez poczucia wartosci. To dla mnie za malo w zwiazku,bo pragnę mężczyzny silnego.
Stad potem wszelkie nieporozumienia. Mezczyzna silny z poczuciem wartosci nie odbierze jako ataku na siebie moich uwag typu - ze mogl inaczej zalatwic z pracownicami ,bo robią nas w trąbę (powod do zerwania ).
Pozniej mowil ,ze to byl atak , on tego nie zniesie, ja potrzebuje kogos innego ,bo on mi nie jest w stanie pomoc w firmie, bo nic nie wie, nie jest kreatywny ,nie ma pomyslow.
Jak mowi terapeutka na tym jednak nie polega zwiazek tzn na prowadzeniu firmy i na zdolnosciach w biznesie, czego ow pan nie rozumie.
Dlaczego prosze go o pomoc? Aby upewnic go w poczuciu wartosci ,ze jest bardzo potrzebny i niezbedny. jak on sie wtedy cieszy... jak chętnie wszystko robi... czuje sie wtedy kims ..
A ja chcialabym zyc zwyczajnie i normalnie, miec kogos bliskiego , moc pogadac o wszystkim, bez strachu, ze jak cos powiem ,to wyjedzie.
Mam prawo tez do zlych dni ,do zlego samopoczucia po operacji powiazanej z pracą 24 godzinna na nogach , potem 2 godziny snu i znowu poprawiny. Wtedy moze uzylam zlych slow ,MOZE bylam podirytowana i zla. Jednak mialam prawo w tej sytuacji. Czemu mnie wlasnie wtedy opuscil , czemu nie potrafil zrozumiec .. mnie.. myslac tylko osobie , o tym ze go atakuję.
Avatar użytkownika
Ladybird
 
Posty: 1115
Dołączył(a): 19 gru 2007, o 09:40

Postprzez Sansevieria » 27 paź 2010, o 14:17

Lady, ja wręcz czuję via internet te twoje obciążenia. Aż się dziwię, że jeszcze nie wybuchłaś...a może i wybuchasz tu i ówdzie...
Ale jak tak w skrócie napisałas o swoim życiu w tym ostatnim poście, to mi się tak nasunęło w związku z moim życiem i nie tylko. Ja wiele lat nosiłam też duże ciężary. Nie takie jak Ty dokładnie, ale w tym kalibrze. Jak się latami jest odpowiedzialnym za wszystko, a czasem po prostu tak wychodzi że się jest, to się przywyka do sytuacji dużego obciążenia. I choć jest się umęczonym do granic możliwości i marzy się o kimś, kto choć trochę, a najlepiej większość z tego weźmie, to jednocześnie bywa tak, że się - nie umie oddać. Jakby bał się człowiek życia bez takiego obciążenia. Pozaświadomie bał. Czegoś całkiem innego. Ja miałam dużo trudności i oporu przed oddaniem komukolwiek części swojego bagażu. Marząc jednocześnie o tym KIMŚ, kto go za mnie poniesie. Sytuacja "nie jest moim obowiązkiem dopilnowanie tego czy tamtego" była z jednej strony wizją cudowną, a z drugiej strony potworną, grożącą kataklizmem. Tak miałam. I jest to jedna z rzeczy, z którymi świadomie pracuję. Oddawanie komuś odpowiedzialności.
A przyokazyjnie, to czy wpadłaś na to, że masz prawo do gorszych dni i gorszego humoru tak po prostu, bez wyjasniania dlaczego ? Takiego stwierdzenia - dziś jestem "nie w sosie" i coś mi nie leży...czy w ogóle takie coś wydaje Ci się wyobrażalne?
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Postprzez julkaa » 27 paź 2010, o 14:28

Lady podziwiam Cię za determinację! I trzymam mocno kciuki! :oklaski:
julkaa
 
Posty: 477
Dołączył(a): 3 maja 2008, o 20:49

Postprzez Ladybird » 27 paź 2010, o 14:49

Sansevierio, wydaje mi sie ,ze trafiłas w sedno .Faktycznie nie umiem, będąc w zwiazku oddac partnerowi części odpowiedzialności . Chcę , marzę o tym, meczy mnie ale chyba nie umiem.
Dobrze ,ze zwrocilaś na to uwagę, będe musiala popracowac nad tym.
Nic dziwnego ,ze moj parner czuje sie zbędny, co mi zresztą po rozstaniu powiedzial - "Ty sobie swietnie dajesz r4adę sama, jestes taka kreatywna, pelna pomyslow ,aja ? Po co Ci jestem ,przynoszę tylko pecha i niczego nie umiem. "
Przytloczylam go . Musialabym miec wyjątkowo silnego parnera, aby potrafil to zniesc.
Moze i terapeuytka to dostrzegla mowiac mi ,ze powinnam wszystko ,co robi dla mnie przyjmowac z wdziecznoscia, anie irytowac sie z byle powodu?
Uslyszalam tez ,ze to rozstanie pozwolilo mi zastanowic sie nad czyms. Moze bylo potrzebne.. moze i on tez bedzie potrafil cos zrozumiec.
To tylko jednak nadzieja ,natomiast to ,co mnie dalo to duzo. Poszlam na terapie i chodzę regularnie. Zastanawiam sie, nie jestem z nim ,ale nie będąc z nim ucze się go traktowac tak jak powinnam .
Uczę sie traktowac go ,ale moglby to byc i ktos inny. To teraz nie ma znaczenia, bo nie jestesmy razem.
Wazny jest moj stosunek do innego czlowieka. Nie zasypuje go smsami, mailami .
Cos we mnie drgnęlo . Zaczęlam panowac nad sobą. Bylismy razem, byl nawet ze mna w pokoju ,lezelismy blisko siebie na łozku oglądając domy na laptopie. Nic nie chcialam więcej. Nic nie mowilam , zadnych emocji.
Czy to nie sukces?
Avatar użytkownika
Ladybird
 
Posty: 1115
Dołączył(a): 19 gru 2007, o 09:40

Postprzez Sanna » 27 paź 2010, o 14:50

Lady, ja nadal uważam że pływasz po powierzchni problemu, ale nieważne.
Dodam tylko, że jako była ,, żelazna kobieta" podzielam to co pisze Sanseviera - czym innym jest deklarowanie, że chcemy oddać część odpowiedzialności, a czym innym rzeczywista do tego gotowość.

Z tego co piszesz, to jako cel psychoterapii określilyście z terapeutką ,, nauczyć się jak być w związku" ? Jak długo ma trwać ta terapia?
Sanna
 
Posty: 1916
Dołączył(a): 27 lut 2008, o 15:05

Postprzez Ladybird » 27 paź 2010, o 14:54

Sanno , moge jeszcze plywac, to dopiero początki .
Tak , nie umiem sie znalezc w zwiazki i z tym problemem przyszlam.
W zyciu, w sprawach zawodowych , w przyjazni radzę sobie dobrze. Mam zaiteresowania, umiem dązyc do celu, mam odwagę. Tu nie chce zmian ,dobrze sie czuję w zyciu poza zwiazkami. Tu blacdzę po omacku ,nie umiem z kims zyc blisko i na codzien. Jak jezdzilismy przez rok bylo dobrze. Im blizej ,tym gorzej
Avatar użytkownika
Ladybird
 
Posty: 1115
Dołączył(a): 19 gru 2007, o 09:40

Postprzez Sanna » 27 paź 2010, o 15:01

---------- 14:57 27.10.2010 ----------

Ladybird napisał(a):Musialabym miec wyjątkowo silnego parnera, aby potrafil to zniesc.

A silny partner chciałby wspólodpowiedzialności. Niby tego chcesz, ale czy szczerze? :) To może jednak bezpieczniej wybierać tych słabych?

---------- 15:01 ----------

Lady, o terapię zapytałam, bo 1-szą która przechodziłam to była właśnie pólroczna nastawiona na rozwiązanie problemu ,, związki". Ale na tym droga się nie skończyła, a dopiero zaczęła. Teraz jestem w takiej innej długoterminowej i tu jest dopiero prawdziwa przygoda. Wiem, że te podejścia terapeutyczne jakoś się różnie nazywają. Chciałąbym się dowiedzieć jak i Ci przekazać, bo może kiedyś Ci się przyda.
A co do pływania, to oczywiście ze tak. Rozgryzienie siebie wymaga naprawdę dużo czasu.
Sanna
 
Posty: 1916
Dołączył(a): 27 lut 2008, o 15:05

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 354 gości

cron