Caterpillar, faceci faktycznie chyba często nie zdają sobie sprawy, że pewne rzeczy trzeba w związku pielęgnować, bo inaczej swoim "osiadaniem na laurach" i przeświadczeniem "raz zdobyta moja na wieki" pchają kobiety w ramiona konkurencji. Ale to jest historia inna i natury ogólnej. Ja personalnie jestem do zdrady niezdolna. Może to i feler, ale nie do ruszenia. Ani ja nie jestem zdolna (sprawdziłam) ani nie zdzierżę zdrady drugiej strony (też sprawdziłam). Mam to jakoś bardzo na sztwno zakodowane, nie mam pojęcia skąd - nie z rodziny, nie z religii, tak miałam od zawsze. Wymiana parnera ogólnie wchodzi w grę (to jest mój drugi mąż), bywali też partnerzy - nie mężowie, ale monogamiczna jestem totalnie.
Tego męża na inny model wymieniać nie zamierzam. Sprawdził się w warunkach ekstremalnych wielokrotnie. Tu raczej mam problem z tym brakiem rzeczy wspólnych, jego odjeżdżaniem w marazm.
Doduś, dzięki za męski punkt widzenia
Wysiłek fizyczny nie wchodzi w grę (limity medyczne pozawałowe). Bo to działało, nie powiem. Ale może masz pomysł na jakieś inne wyzwania iż drewna rąbanie? Do czego on by mi był taki niezbędny, cobym mogła mu męską dumę połechtać nie zamawiając jednocześnie karetki reanimacyjnej?
Wywrzaskiwanie czegokolwiek mija się z celem, ma fenomenalnie ukształtowany mechanizm obronny na to (z dzieciństwa) - wyłącza się. To jest wiedza pewna, z terapii.