Kochane jesteście.Bardzo.
Aż czasami nie dowierzam, że tak chce Wam się tu ze mną rozmawiać, i że tyle ciepła od Was płynie...Czasami mam aż takie "You're talkin' to me?"myślenie:oops: Ja tak smędzę i smędzę a Wy tak zawsze jesteście ze mną i tak zawsze cierpliwie stawiacie mnie do pionu.
Przeczytałam Wasze posty, bardzo, bardzo uważnie. I przy każdym miałam takie uczucie jakby mi ktoś lampkę nad głową zapalał -jak w bajce o czarodziejskim ołówku.Rozjaśniło mi się mocno w głowie. Poukładało.
Bo Wy to bardzo logicznie i pozytywnie widzicie.
I może to i niedojrzałe z mojej strony, ale ja zdaję się na Wasze słowa, ja Wam wierzę. Zarówno w to, że można się pozbierać, bo Wy się zebrałyście, ale też w to, że to co się ze mną teraz dzieje jest pewnym etapem w drodze, a nie końcem świata. I zdaję się na Wasze słowa, Wasze rozwiązania.Bo na dzisiaj sama ich nie widzę i wymyślić nie umiem, a bardzo są mi potrzebne.
Zakopałam się w poezji przy okazji tematu Goszki o jesieni. Jest jeden taki wiersz W. Nowaka:
bo i po co
ołówkiem
plany wielkie szkicować
kreślić drogi
te dla nas najmilsze
planować radości
kalkulować uśmiech
zaryglować drzwi przed żałosnym
w skrzypiącym fotelu
raz kolejny się chować
najprościej
z ufnością
zawierzyć.
Jestem trudnym przypadkiem dla terapeuty:wink: bo każde swoje zdanie oceniam, wycofuję się, umniejszam rozumem choć serce mi rozrywa i oczy mi się szklą. Tak sobie walczy na tej terapii serce z rozumem, czuję się jakbym rozbierała orzeszka, pukam w siebie, obieram słowami łupiny. Godzina mija, mój czas się kończy.Zostaję sama a orzeszek obrany...
Ewa. Działam na oślep, bo przychodzę na terapię silna, uśmiechnięta, mocno "zapakowanym" bólem. I z reguły, gdy nie jest źle, gdy przeszłość śpi,a Henio nie szaleje -nie wiem co mi jest. Szkoda, że nie można zrobić prześwietlenia duszy, postawić diagnozy, przepisać receptę na to coś, co boli. W czasie sesji, tak jak napisałam wyżej rozpakowuję ten plecak, rozłupuję tą swoją skorupę- orzeszka, ale jak już mi się to uda -czas mija i zostaję sama z problemem. Może mam za wolne tempo, jest we mnie taki straszny strach, blokada przed otwarciem się. A jak już się otworzy - to mnie zalewa ten ból i ja sama nie wiem, co z tym potokiem zrobić. W odruchu jeszcze tlącego się instynktu samozachowawczego, jak już nie daję rady - piszę tu.
Pytająca.To płaczące dziecko na skrzyżowaniu. Nie potrafię go utulić. Wy to zrobiłyście, przytuliłyście, pocieszyłyście. NIejednokrotnie, teraz też. I pokazałyście mu, w którą stronę ma skręcić na tym skrzyżowaniu.
Kiedy zaczęłam terapię, zobaczyłam je w sobie po raz pierwszy. Nikt mi nie sugerował, co/kogo mam zobaczyć. Zobaczyłam to dziecko. I zobaczyłam też siebie, dorosłą. Nie potrafiłam utulić, tego dziecka, pocieszyć, nic.
Bo ono mnie po prostu wkurzało, irytowało, męczyło. Było mi za nie wstyd, że płacze z powodu takich rzeczy,że aż tak rozpacza. NIe umiem się nim zająć. Może dopóki nie będę umiała, to smutne dziecko będzie powracać? nie wiem, błądzę w sobie.
Dzięki Ewuś, za to co napisałaś. Jesteś dla mnie autorytetem, nic na to nie poradzisz
Przeczytałam coś, należącego do rodziny Henia. Straszne rzeczy. I wiele zrozumiałam, co, dlaczego, co z czego wynika. Wiele mu wybaczyłam. Wiele rzeczy go nie tłumaczy, ale staram się tej części już tak nie roztrząsać., po prostu staram się o nim nie myśleć. Na razie mi się udaje. po tym zrozumieniu poczułam się lepiej.
Ale. Dalsze grzebanie w sobie uświadomiło mi moje winy! I to nie takie błędy w związku, bo to już dawno, uczciwie ze sobą przerobiłam. Moje winy wobec mnie. Bo tutaj to ja-ta zła, (bo brak mi miłości tej we mnie, tej z zewnątrz, bo jestem ofiarą braku akceptacji) skrzywdziłam siebie. Poplątane to. ledwo wyszłam z roli ofiary Henia, Jezu, po 13 latach, a tu uświadomiłam sobie swoją trwającą niemal pół życia moją podwójną bardzo bolesną rolę.Te odkrycia są bardzo świeże,Ale wybór mam, masz rację, nie chcę do końca życia być ofiarą.Dziękuję.
Echo, dzięki za te niemal wytyczne pt. "co z tym fantem zrobić". Strasznie mnie naprostowały Twoje słowa, bo zobaczyłam problem w innym świetle, nie różowym,ale takim do zaakceptowania.
Zaraz sobie podrukuję chyba te Wasze posty, powinnam je sobie czytać na dzień dobry, dobranoc, w ciągu dnia.
Feniks... podoba mi się.
Ewuś, Abssinth, Echo, Buniu, Agiku, Szafirku, Biedroneczko, Pytająca, moje Dobre, Kochane Wróżki.