Miłość do Boga

Rozmowy ogólne.

Postprzez woman » 15 paź 2010, o 13:14

Dorku napisał(a):Woman, powiem Ci więcej, w Biblii jest miejsce , gdzie jest napisane: Boga nie ma...

Czy chodzi Ci o cytat z psalmu 53?

"Rzekł głupi w sercu swoim:
Nie ma Boga."

Dorku napisał(a):można to zdanie przyjąć za pewnik i nie strzępić więcej języka uznając ludzi wierzących za ciemnogród.

Faktycznie, kontekst tego zdania trudny jest od odgadnięcia, a zacytowany przez Ciebie fragment to nawet nie wyjęcie z kontekstu, ale urwanie połowy zdania.
Głupek tylko posłużyłby się takim argumentem chcąc faktycznie udowodnic że Bóg nie istnieje.

Ale rzeczywiści, to chyba nie wątek na takie dywagacje.

Również pozdrawiam :)
Avatar użytkownika
woman
 
Posty: 923
Dołączył(a): 26 sty 2009, o 21:12

Postprzez Sansevieria » 15 paź 2010, o 15:00

Salome - z mojego, "wierzącego" punktu widzenia czasem się tę miłość do Boga czuje również emocjami, czasem nie, a czasem to ani emocje ani rozum tylko zupełnie coś innego...
W dyskusje o istnieniu/ nie istnieniu Boga wdawać się tu raczej nie będę, ale nie mogę się powstrzymać od zauważenia, że - Woman - to nie od Hioba Bóg zażądał ofiary z najukochańszego syna.
Abssinth, przyłączam się do pytania Podniebnej - przeczytałam Biblię ( i czytuje nadal), wierzę w chrześcijańskiego Boga w wariancie katolickim (co gorsza z dorosłego i wolnego wyboru) - znaczy mało inteligentna jestem? Urażona się nie czuję, po prostu troszkę to Ci się chyba na silnych emocjach napisało... :)
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Postprzez woman » 15 paź 2010, o 16:02

Ups, faktycznie chodziło o Abrahama, który swojego syna miał złożyć w ofierze Bogu.
Swoją drogą ciekawe jakby przenieśc to w czasy realne, jakiś tam kochający tato słyszy głos Boga więc idzie w miejsce wyznaczone, buduje ołtarz, stos drewna i przymierza się do dzieciaka z nożem.
W ostatniej chwili glos Boga łaskawie głosi, aby tego nie czynił gdyż przekonał się iż bardziej kocha Jego a niżeli syna swego.
Swoją drogą, czyż Bóg nie jest wszechwiedzący???
Bdw, zastanawiam się jakie slady na psychice dziecka pozostawiłoby to zdarzenie :)
Tak tak, nie bierzcie tych słów dosłownie, odpowiednia interpretacja czyni cuuuda.

Kontunuując wątek bohaterów Biblijnych to na Hioba zesłłał wszelakie klęski, łącznie z trądem, aby przetestować wiarę Jego.
No ale opłaciło się Hiobowi dzielnie znosić nieszczęście :)
Avatar użytkownika
woman
 
Posty: 923
Dołączył(a): 26 sty 2009, o 21:12

Postprzez Sansevieria » 15 paź 2010, o 16:41

No jasne, nie ma jak potraktować dzieło literckie niczym rocznik statystyczny lub podręcznik matematyki :)
Gdyby sytuacja Abraham/ Izaak była opisem realnego zdarzenia, dziecię niewątpliwie winno udać się na terapię celem wyleczenia sfery psychicznej po przeżyciu ciężkiej traumy. Odebranie tatusiowi praw rodzicielskich wskazane, mamuśce by należało co najmniej ograniczyć, bo zapewne była współuzalezniona i pozwalała krzywdzić nieletniego.
Hiob, z takiego punktu widzenia to powinien się leczyć, bo ewidentnie wykazuje zaniki instynktu samozachowawczego połączone z niezdrowym fanatyzmem... poza tym Hiob wcale dzielnie nie znosił, wręcz przeciwnie, protestował wcale ostro. Biedak, jako bohater literacki został niecnie wykorzystany do zilustrowania zagadnień natury ogólniejszej... :)
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Postprzez woman » 15 paź 2010, o 17:32

Oczywiście nie traktujmy dzieł literackich po macoszemu.
Zgłębiajmy je, szukajmy ukrytych znaczeń i zawoalowanych przesłań, twórzmy na podstawie tychże przesłanek religie, przykazania, nakazy i zakazy, mianujmy kapłanów, przełożonych kapłanów i najprzełożeńszych zwanych Ojcami Świętymi.
W ten sposób to niejedno dzieło literackie mogłoby posłużyc za podwaliny wiary.

Ja się pytam czemu, skoro Bóg tak wszechmocny jest, kocha człowieka i go stworzył z całą ułomnościę jego i marnością, nie ukarze się na nieboskłonie i nie powie wprost, róbcie wedle mego słowa, postępujcie wedle mojej woli a będzie Wam dane....
Czemu chowa się gdzieś tam i nie przychodzi w modlitwach.
Owszem podczas żarliwej modlitwy niektórzy czują obecnośc ducha św, ale buddysci potrafią wprowadzic się w duchowy niebyt bardziej namacalny, że nie wspomnę o szamanach plemiennych.
Niby wszyscy mamy pozornie wolną wolę, ale co z tymi wyrastającymi w rodzinach patologicznych, owszem zdrowi oni, wolną wolę mają, ale chyba jednak nie do końca...
Dlaczego dał nam rozum a karze postepowac wbrew temu rozumowi, a według zasad jakiejs księgi co do której mozna miec wątpliwości w jakich okolicznościach powstała i czemu miało owo powstanie służyć.

W takiego Boga nie wierzę.
I dlaczego skoro nie wierzę, a on tak mnie kocha, nie ukarze się skromnej mej osobie w chwilach zwątpienia i nie powie "oto jestem". W czymże Judasz jest lepszy ode mnie?
Dlaczego ci, którzy nie dostąpią poznania jedynie słusznej wiary chrześcijańskiej nie dostąpią zbawienia, wszak nie zostali ochrzczeni.
Pytań tysiące a Bóg milczy.
Kto wie, może kiedyć po śmierci bardzo się zdziwię.
W sumie to niezmiernie bym chciała, bo głupio tak umrzeć i zniknąć bez śladu :)
Już moze nawet ten czyściec byłby lepszy :)
Avatar użytkownika
woman
 
Posty: 923
Dołączył(a): 26 sty 2009, o 21:12

Postprzez Sansevieria » 15 paź 2010, o 20:17

I ewidentnie niejedno takie dzieło za podwaliny wiary posłużyło. Ostatecznie taki na przykład taoistyczny produkt jak Dao De Jing jako żywo też jest literackim dziełem a nie podręcznikiem matematyki. O Pięcioksiągu Konfucjańskim nie wspominając.
Co do chrześcijańskiego Boga to wedle posiadanych informacji niejakiemu Mojżeszowi w swoim czasie przekazał bezpośrednie wskazówki. No i wedle tychże chrześcijańskich wierzeń zdarzyło Mu się pojawić w postaci ludzkiej celem doprecyzowania uprzednio przekazanych wytycznych i dokonania pewnych korekt.
Jeśli grupa ludzi oddaje się modlitwie to może się zdarzyć i często zdarza, że niektórzy osiągają stany odlotowe. Przypuszczam, że działają tu również elementy psychologiczne czysto. Duch Święty tchnie, kędy chce i zdarza Mu się tchnąć w warunkach absolutnie nie sprzyjających na pozór. Nie jest to doznanie porównywalne z duchowym niebytem czy stanami transowymi.
Wolna wola dziecka z rodziny patologicznej (na przykład mojej) ewidentnie jest ograniczona, jednakże nie jest to ograniczenie nieodwołalne i danye na zawsze, odgórnie i bez możliwości zmiany. Wolna wola patologicznych rodziców też zresztą jest ograniczona i tym prostym sposobem dochodzimy do grzechu pierworodnego i fatalnych skutków tegoż. :) Zresztą wolna wola w wydaniu "czystym" jest jednak abstrakcją.
Czy Bóg chrześcijański każe postępować wbrew rozumowi to szczerze wątpię. Zresztą rozum mój to jest co innego niż rozum na przykład 13 - letniej Masajki. Albo 80-letniego Mongoła. Nie jest lepszy ani gorszy, ale ewidentnie jest ukształtowany przez inne czynniki i raczej trudno to jakoś porównać.
Wiesz, dalczego czasem wydaje mi się, że Bóg milczy ? Może po prostu czeka, aż dopuszczę Go wreszcie do głosu i zechcę posłuchać ?
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Postprzez woman » 15 paź 2010, o 20:36

Wszystko rozumiem Sanseviera, no może poza tym w czym Biblia jest lepsza albo czemu bardziej wiarygodna od "Dao De Jing" bądź wspomnianego "Pięcioksiągu Konfucjańskiego"?
Niejasne jest też dla mnie połączenie wolnej woli patologicznych rodziców i grzechu pierworodnego :)

Co do rozumu mongolskiego, masajskiego, arabskiego....to jak sądzisz, oni mają innego Boga, czy to ten sam, a przychodzi do nich pod postacią szamana, Engai, Allaha?

Jeśli zaś oni błądzą i wierzą w dyrdymały, to mają pecha większego niż dzieci z polskich rodzin patologicznych czyż nie.
Prawdopodobieństwo spotkania Ducha św i prawdziwego Boga jest statystycznie bardzo małe w ich przypadku.

Dziwi mnie jeszcze jedna rzecz, dlaczego Duch św skoro przchodzi kiedy chce i do kogo chce jakoś nie tchnie swym bytem/niebytem innowiercy.
Jakoś nie słyszy się aby nagle nawrócił się ktoś, kto o wierze chrześcijańskiej nie słyszał.
Bardzo to niesprawiedliwe jest.
A może to tylko siła sugestii ten Św. Duch?

Tak sobie gdybam tylko :wink:
Avatar użytkownika
woman
 
Posty: 923
Dołączył(a): 26 sty 2009, o 21:12

Postprzez Sansevieria » 15 paź 2010, o 22:22

Wiesz, strasznie trudno mi odpowiedzieć na tak ogólnie sformułowanie pytania :) w czym Biblia lepsza od Pięcioksiagu - a na przykład zdecydowanie jest ciekawsza, akcja lepsza i bohaterowie lepiej zarysowani psychologicznie :) A tak serio to dla mnie jest z jednej strony ewidentnie znakomitą literaturą, a z drugiej jako żem wierząca - zawiera Słowo Boże. "Dialogi synowskie" niejakiego Konfucjusza są nudne jak flaki z olejem.
Rzecz jasna z mojego punktu widzenia Bóg jest jeden. Natomiast różnie w życiu różnych ludzi się objawia. Brak możliwości poznania wiary nikomu nie zamyka możliwości zbawienia. To odnośnie tych, co jak piszesz "mają pecha" z urodzenia. Natomiat kwestia odrzucenia wiary to w dużym stopniu kwestia świadomości i zwyczajnej wiedzy - całkiem sporo osób z krajów tzw. katolickich odchodzi od KK z takiego prostego powodu, że usiłują wierzyć w Boga "w interpretacji księdza wikarego" i doznają takich urazów, że nie dają rady sprawdzić, jak się ta "koncepcja księdza wikarego" ma do zasad i prawd tej wiary. A jeszcze jak się trafią rodzice patologiczni i jednocześnie religijni to już kompletna zgroza się robi.
Kwestia zetkniecia z Duchem Świętym zależna jest li tylko od woli Boga. Kompletnie nic nie ma do rzeczy statytyka. Jesli mówić o rzeczywistym spotkaniu, nie o różnych stanach egzaltacji religijnej itp. Poza tym Duch Święty ne zawsze działa z siłą huraganu, potrafi delikatnie niczym zefirek, nieuważny człowiek może w ogóle tego nie dostrzec.
W kwestii innowierców to bywa, bywa... nieczęsto ale bywa. Na ogół jednak potrzebny jest wkład pracy własnej delikwenta. Rozumem wiarę przyjąć zapoznawszy się rzetelnie z faktycznymi jej zasadami, chcieć realizować zalecenia, wykazać się zaufaniem do teorii, a sama wiara z katolickiego punktu widzenia jest łaską i jako taka jest dawana wedle decyzji Jego, a nie wedle zasług czy żądań bądź chęci wierzącego. :)
A co do grzechu pierworodnego, to jak się zaczęło sprzeciwianie zaleceniom odgórnym to trwa, po prostu. Wyobraź sobie, że nagle absolutnie wszyscy ludzie zaczynają żyć w 100% w pełnej zgodzie z Dekalogiem... :)
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Postprzez prince » 16 paź 2010, o 00:36

Nie kocham sam siebie...nie byłem kochany przez tych którzy miłości powinni mnie nauczyć,przez moich starych...nie wiem czy Bóg mnie kocha,wiem że 'jest miłością' ale nie wyobrażam sobie by mógł pokochać takie coś jak ja...
...czuję się jak taki samotny atom (pozbawiony wiązań,z którym żaden inny atom nie jest w stanie stworzyć jakiejkolwiek cząsteczki) zmierzający w coraz bardziej odległe,ciemniejsze i chłodniejsze rejony kosmosu których końcem jest jakaś straszliwa czarna dziura...już chyba zaczynam dostrzegac jej brzegi...

p.
prince
 

Postprzez Sinuhe » 16 paź 2010, o 00:48

Jeszcze kilka lat temu byłem wierzący - nawet bardzo.
Była to ufność głęboka wraz z pewnością Jego obecności.

W ciągu życia przeszedłem od dziecięcej pewności z pełnią zgrozy, gdy ktoś naruszał sacrum, do dzisiejszego wzruszenia ramion. Byłem ministrantem, po okresie burz wewnętrznych i poszukiwania siebie znajdowałem porządek i sens w wierze, nawet uczestnicząc w pielgrzymkach i oazie.

Był okres bardzo gwałtownej nienawiści do Niego wraz z zaparciem się przed samym sobą.

Dziś nie wierzę w Boga, aniołów, duszę, duchy.
Być może mylnie, ale przedmiot mojej wiary okazał się jej podmiotem.
Uwierzyć można we wszystko - szczególnie w świetle przekonania, że nie istnieje wiedza a jedynie wiara, którą można weryfikować, która daje powtarzalne wyniki i tworzy pewną spójność. Uwierzyć można w Boga, Manitou Latającego Potwora Spaghetti, konia na kółkach i ducha Euzebiusza.

Nie widzę możliwości udowodnienia Jego istnienia, ani sytuacji przeciwnej.
Tzw. dowody, czy to ateistów, czy to wierzących nie przemawiają do mnie.
Moje prywatne przekonanie bazuje na obserwacjach, które co najmniej mocno ograniczają, jeżeli nie dają pewności braku wolnej woli, czy możliwości jakiegokolwiek wyboru.

Ale pomijając fakt bożego istnienia, czy nieistnienia od wiary odrzuca mnie konstruowanie Boga na ludzki obraz i ludzkie podobieństwo. Szczególnie, gdy fabrykuje się miłego Bozię, który jest pobłażliwy, puszcza oko do niepokornej owieczki i po prostu ewoluuje od starotestamentowego bóstwa plemiennego (wcale nie aż tak jedynego) ku nie da się ukryć, że podejrzanie nowoczesnego Absolutu.

Od ateizmu odrzuca mnie to naginanie przez ateistów i pojmowania wiary, i Boga tak, aby jak najwygodniej usprawiedliwić zwykły, jadowity antyklerykalizm. Oczywiście gro nazywających siebie ateistami po prostu obraża się na religię, tradycję, kościół, Boga itd. tylko dlatego, że pewne reguły są jasne i nie zgadzają się na narcyzm oraz hedonizm zadufanych w sobie ludków he he. Oczywiście pamiętam tutaj wszelkie grzechy i grzeszki ludzi Kościoła.


Co by nie było, pomimo mojej niewiary, cywilizacja zachodnioeuropejska oraz jej m.in. chrześcijańskie podwaliny a na pewno chrześcijańskie mury, stanowią dla mnie wielką wartość. I tu jestem politycznie niepoprawny zupełnie w stylu świętej, czy nieświętej pamięci Oriany Fallaci. Zasady niesione z religią i wiarą jednak pomimo naleciałości rytuałów i narodowych traum mają więcej wspólnego z naturą, niż nowoczesne ogłupienie.

Po prostu nowoczesność, zwątpienie, wolność i wszelakie inne pojęcia dając ludziom dużo dobrego miały zarazem ogromną cenę.
Więc nie potrafiąc kochać Boga, stwórcy gór, nieba, jelonków, rzek, miłości, gwiazd, guza mózgu, AIDS i wszystkich innych bytów, żałuję, że jest tak nieobecny w kulturze, której esencją był przez wieki, hm... tysiąclecia...

Duchowe wyjałowienie jest nieodłącznym chyba wynikiem rozwoju cywilizacji.
I jednak człowiek, który Boga kocha kochając zarazem ludzi jest mi zdecydowanie bliższy niż ten, kto Go odrzuca, lub w Niego po prostu nie wierzy. To, co było siłą wiary dziś jest jej słabością - ona sama zdaje się archaiczna, język religii i religijności a szczególnie Kościoła jest pokrętny, religijność ma w sobie dozę fanatyzmu itd., itp.
Ale jednak jestem 100% pewny, że człowiekowi potrzebna, jak oddychanie jest ślepa wiara, nawet sfanatyzowanie, człowiekowi potrzebna jest wiara, że gdzieś poznanie musi się skończyć, człowiekowi potrzebne są zasady niekwestionowalne, bo z sacrum, czegoś od człowieka większego wynikające.

I tak pojawia się w moim własnym myśleniu konstrukcja, gdzie miłość do Boga jest miłością ułudy, która jednak ma wartość człowieczeństwa. Mam wrażenie, że zachodnie społeczeństwo bez Boga jest skazane na wymarcie. Zwyczajny szaraczek jest tak ogłuszony laicyzmem, przekonaniem o tym, jak bardzo i komu jest równy, odurzony przekonaniem, że wszystko mu wolno i wszystko mu się należy - że staje się małpą z brzytwą.
Społeczeństwa to stada - lepiej, jak już zjednoczone, zdyscyplinowane i posiadające coś spajającego, niż hedonistyczne, narcystyczne i osobniczo samotne w nieszczęściu wolności, samostanowienia i dumy własnej, z którymi nie są w stanie sobie poradzić.

Dlatego stara, zgnuśniała i zdemoralizowana Europa zachodnia, cywilizacja zachodnioeuropejska tracąc Boga, miłość i wiarę w Niego otruje się samą sobą. Umrze człowiek nauki i wiedzy a czas i przestrzeń obejmie człowiek wiary i fanatyzmu. I nie będzie to fanatyczny Simon z Onetu...

Widzisz Boże. Gdy tam bardzo w Ciebie wierzyłem w mojej wierze było podejrzenie Twojego nieistnienia. Dziś gdy w Ciebie nie wierzę, gdzieś w głębi mnie jest podejrzenie Twojego istnienia.

Ok - było nie na temat :P
Avatar użytkownika
Sinuhe
 
Posty: 468
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:02

Postprzez woman » 16 paź 2010, o 10:00

Sanseviera, zwykle uwielbiam Twoje wypowiedzi, jestem ich absolutną fanką, jednak jeśli chodzi o kwestie wiary dostrzegam pewne sprzeczności w Twoich słowach, choć nadal ubrane są one w piekne, stylistyczne szaty :) Skoro kwestia obecności Ducha św zależna jest od woli Boga, ale jednak innowierca ma mniejsze szanse i potrzebny jest nakład pracy własnej, to w czym on jest gorszy, czy Duch dyskryminuje, czy ma zwyczajne kaprysy?
A może to właśnie egzaltacja religijna a nie Duch św, jak to rozpoznać, poważnie pytam :)

Shinue, Twoje słowa sa mi niezwykle bliskie, moja historia jest podobna (no może poza byciem ministrantem). Jako dziecko wierzyłam, wyznawałam grzechy, modliłam się. Pamiętm to uczucie lekkości po spowiedzi. Po przyjęciu komunii nie czulam tego dlaczego? Ano dlatego, że spowiedź jest stresująca dla dzieciaka a komunia to już pestka, otwierasz buzie i gotowe :)
Chodziłam na pielgrzymki do Częstochowy, śpiewałam pieśni maryjne pamiętam ich słowa do dziś i nadal lubię sobie pośpiewać z gitarą, szczególnie że zachowałam śpiewniki religijne z tego czasu.

Obecnie nie wierzę w Boga katolickiego, podobnie jak Abssinth wierzę że coś "TAM" jest, jakaś energia, byt kosmiczny, siła sprawcza...cokolwiek
Bóg na podobieństwo człowieka, jak słusznie zauważył Shinue, stwórca jelonków, strumyków i zielonych gaików, a zarazem wszelkich wojen chorób i wynaturzeń stał się groteskowy w naszym wydaniu.

Co do duchowieństwa to niezaprzeczalny jest wkład jego w rozwój kultury i cywilizacji. Podwaliny piśmiennictwa europejskiego to psałterze i utwory hagiograficzne. Ale czy nie była to kwestia uprzywilejowania tej grupy, jej ogromnych wpływów i zasobów finansowych?
Ja osobiscie w nosie mam te dzieła, uwielbiam za to ludyczność z całą jej pogańską religijnością. Stare religijne pieśni ludowe, te spiewane pod kapliczkami w maju oraz te zawodzone przy trumnie zmarłego.


"Dlatego stara, zgnuśniała i zdemoralizowana Europa zachodnia, cywilizacja zachodnioeuropejska tracąc Boga, miłość i wiarę w Niego otruje się samą sobą. Umrze człowiek nauki i wiedzy a czas i przestrzeń obejmie człowiek wiary i fanatyzmu. I nie będzie to fanatyczny Simon z Onetu...
"

Shinue, nie zgodze się z Tobą w tej kwestii. Uważam mimo wszystko, że religia koscią niezgody stoi i powoduje wiekszość konfliktów.
Dla mnie szczytem hipokryzji i demoralizacji jest zatajanie pedofilii księży, ich pokątnych dzieci udawanie celibatu, oficjalnych nałożnic papieskich oraz duchownych, od których onegdaj płacili papieżowi podatek :)
Swiat był i będzie zepsuty, jedynie kiedyś ten "przywilej" należał do najmocarniejszych. Nie widzę tego, że jakoby świat się stacza, idzie w kierunku zagłady, gdyż czytając księgi historyczne daleko większe odnajduje tam zbrodnie.

I jeszcze jedno, będąc w starej zgnuśniałej Europie doznaję na każdym kroku dowodów sympatii, ludzie są otwarci, mili, życzliwi. Nie patrzą wilkiem, nie burczą pod nosem, nie mają naszych uprzedzeń i lęków.
Siostra moja mieszka w kraju praktycznie bezwyznaniowym i bardzo dobrze Jej się tam żyje, pracuje, wychowuje dzieci. Kiedy przyjeżdza do ojczyzny dostrzega ogromny kontrast "in minus" dla nas niestety. Bo tam się szanuje czlowieka każdego, a u nas ciagle jeszcze nie.
Avatar użytkownika
woman
 
Posty: 923
Dołączył(a): 26 sty 2009, o 21:12

Postprzez caterpillar » 16 paź 2010, o 11:45

Bardzo interesujace sa Wasze wypowiedzi i rowniez jest mi bliskie to o czym pisze Sin i Woman.

Jednak ja rowniez stane w obronie zgnilizny europejskiej .
Mieszkam w miejscu gdzie wieczorami przewalaja sie setki pijanych i pewnie nacpanych tez ludzi i dla starszych osob byla by to pewnie sodomia i gomora ;) Faktycznie w tym miejscu Twoja wyowiedz Sin pasuje jak ulal.
Jednak w dzien napotykam tyle usmiechnietych i zyczliwych ludzi ,ktorzy zwyczajnie chca byc mili..dlaczego tak ciezko jest to zaobserwowac u nas??

i tu wlasnie gryzie mi sie traktowanie wiary jak bata na nasza moralnosc.

Wychowuje moje dziecko wzasadzie bez wiary..czy to znaczy ,ze bede jej potrzebowac gdyz moja postawa,moj hmm nazwijmy to autorytet jest zbyt slaby aby zbudowac "fundamenty dobra" w moim dziecku?
Avatar użytkownika
caterpillar
 
Posty: 7067
Dołączył(a): 29 maja 2008, o 16:15
Lokalizacja: część świata

Postprzez Sinuhe » 16 paź 2010, o 12:15

A ja tam sobie dalej będę podtrzymywał swoje zdanie na temat zachodniej Europy :P

Zachód stał się bezpłciowy kulturowo i duchowo.
Homo sapiens jednakże w krwi się lubuje i będzie ją chętnie przelewał - o tyle religiom można przypisać "winę", że były wyznacznikami różnic pomiędzy "my" i "oni" w okresie przedindustrialnym. Ok - człowiek religijny mógł daleko mniej bać się śmierci wierząc w życie pozagrobowe, niż niereligijny, dla którego po śmierci nie ma nic. Mniejsza obawa przed końcem doczesności pozwala być może bardziej szafować życiem.
Wciąż chodziło o władzę i majątek, ale religie były pretekstami.

Dalej uważam, że człowiek Zachodu jest slaby i zdemoralizowany, gdyż swoją laickością, tolerancją, równouprawnieniem, wiedzą, nauką - a przy okazji hedonizmem, wygodnictwem itd. nie ma szansy na dłuższą metę zachować własnej cywilizacji, która padnie przy wędrówkach ludów z Południa - religijnych, płodnych i ekspansywnych. I kraje praktycznie bezwyznaniowe powoli wpadają w paradoks nietolerancji religii i jej przejawów w stosunku do chrześcijaństwa dając przywileje najmłodszemu z monoteizmów. Przeciętny zachodnioeuropejski plebejusz jest skażony dobrobytem - nawet ten, który uważa się za biednego. Nasz zbrodnie są o tyle mniejsze, niż historyczne, bo zmiękczeni jesteśmy cywilizacją i jej osiągnięciami. Niestety, ale zdobycze cywilizacji i kultury mają swoją drugą stronę.

Przy okazji jesteśmy jeszcze w szoku po wojnach światowych, który przepływ informacji jest w stanie do dziś podtrzymać.

Nie jestem tu skłonny usprawiedliwiać Kościoła - ma on coraz bardziej wymiar jedynie folklorystyczny. Nawet w tej naszej Polsce, pomimo jęków plebsu i lewaczków, wydaje się mi on słaby, pogubiony w ceremoniałach, sztandarach i języku, który jest odległy od rzeczywistości. Kościół jest tak samo zdemoralizowany, ogłupiony luksusem i wygodnictwem, jak i jego adwersarze. Sam się zhańbił zatajaniem pedofilii wpadając w impas pomiędzy oczyszczeniem swych szeregów z kryminalistów, czy też ludzi chorych a utrzymywaniem wizerunku stabilnej, jednolitej skały. I sam się przez to osłabił. Zresztą taki Kościół sam produkuje swoich przeciwników, którym wszystko wolno, wszystko się należy i "proszę pana" mówi się do swołoczy, po której powinno się na konia wsiadać. Ale w sumie podoba mi się Twoje zdanie:

Swiat był i będzie zepsuty, jedynie kiedyś ten "przywilej" należał do najmocarniejszych.


Dziś ten "przywilej" należy do wszystkich. Globalnie rzecz biorąc: zepsucie ma większą skalę :P

A zarazem potwierdza to moją myśl: psuje i degeneruje dobrobyt.
I choćby ktoś się zaperzał większość tych, którzy uważają się za biednych żyje w szalonym dobrobycie w porównaniu z większością świata. Świata bez prądu, lekarstw, pitnej wody, pożywienia, z lufą nad głową itd. Fakt, że w Polsce jest też i sporo nędzy tego nie zmienia. Nędza produkuje własne problemy i uzupełnia ogrom zepsucia.

Niestety, ale świat pokazuje, że każdy wybór jest zły.
Bo albo damy małpom wolność a one z lubością potną się brzytwami (i wzajem i same siebie), albo chwycimy wszystkich krótko za pysk na czym ucierpią ci, którzy radzić z wolnością by sobie potrafili. Tu jest impas.
Te dobre rozwiązania są tymczasowe.

Nie wierzę moja droga w równość, sprawiedliwość i wszelkie inne bla, bla. Owszem uważam, że zasady są ważne, choćby dla zachowania własnej tożsamości - ale nie w mojej ocenie nie powinny one służyć schlebianiu słabym i głupim. Przeciwnie.
Tolerancja owszem - ale nie w imię tolerancji totalnej dla czegokolwiek.
Pozwalanie na odmienność - jak najbardziej, póki ta odmienność na jeszcze inne odmienności pozwala.

Ale ok - poczekajmy sobie ileś tam lat. W starzejącym się, laickim, wolnym społeczeństwie sterowanym przez urzędników. Wszystko byłoby rewelacyjnie, gdyby w tym wspaniale bezwyznaniowych krajach byli tylko ludzie, którym to odpowiada. Ale te cudownie bezwyznaniowe kraje zaczynają mieć problem z napływowymi, bardzo religijnymi ludami. Z młodą strukturą ich populacji. Która będzie coraz młodsza :P
A wtedy - pa ciociu.

Neutralna światopoglądowo, laicka i skapcaniała Europa jest milutka.
I słaba.

A ja sobie siedzę w tej naszej Polandii i jakoś też na każdym kroku doznaję dowodów sympatii, jakoś ludzie są dla mnie otwarci, mili i życzliwi itd. Uważam, że dlatego, iż Śląsk, gdzie żyję, jest w miarę zamożną częścią Polski.
Poza tym - jakoś nie jestem do końca przekonany, że bezwyznaniowość kraju jest gwarantem wspaniałych relacji między ludźmi. Ludzie są życzliwi i mili, bo się im dobrze żyje od kilku pokoleń. Porządniejszy kryzys i się okaże, że jakakolwiek inność - czy to religijna, czy rasowa, czy kulturowa spotka się ze zmianą sytuacji o 180 stopni. Kilkaset lat temu Polska była krajem wielu wyznań - bez wojen wyznaniowych i wyjąwszy chyba arian, bez prześladowań religijnych. Dzisiejsze skrzywienie w postrzeganiu świata to efekt Polski powojennej, gdzie wróg był ateistyczny i religijność konsolidowała - jeżeli już chcemy doszukiwać się religijnego podłoża naszych przywar.


A właśnie Cat.
Chodzi mi właśnie o to, że są ludzie, jak Ty, którzy potrafią tworzyć bazując na samych sobie, których jakość jest wewnętrzna - a są i ci pijani, zaćpani ludzie, którzy jakoś nie radzą sobie z tym, co z ich wnętrz wypływa. Fakty pokazują, że dana im wolność jest marnotrawiona. To kwestia wewnątrz- i zewnątrzsterowania. Sam sobie pełen pychy i zadufania we własną osobę pochlebiam, że daję sobie radę bez wiary i religijnych nakazów. Może się bardzo mylę. Ale widzę, że jest wiele ludzi, których powinno się chwycić za pysk.
Avatar użytkownika
Sinuhe
 
Posty: 468
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:02

Postprzez żabka » 16 paź 2010, o 12:26

nie chcę się właczać do waszej dyskusji.. razem ze swoją wypowiedzią.
nie chcę nikogo oceniać, krytykować, komentować.
chce i pisze o sobie. nie chcę komentowania swoich słów.

wiara mi była swego czasu czymś oczywistym..bo rodzina, tradycje i coś tam jeszcze.
ale w trakcie terapii dostrzegłam ze rodzina , rodzice, rodzeństwo traktują to jednostronnie. "ja ci dam modlitewkę-> różaniec, pobyt w kościele- czytaj msze sw., koronka i inne tradycje..a ty Panie się odczep ode mnie, daj mi spokój, przeciez byłem w kosciele , o co Ci więcej chodzi.. " 4te przykazania najważniejsze..i każdy z dzieci ma się do tego stosowac.Rodzice tego nie musza..bo to rodzice.bo oni sa uosobieniem bogów."

Teraz z pomoca terapeutki i grupy znajomych przetrawiłam ten temat . I ja chcę mieć więź z bogiem. Nie jako wrzuć monetę do automatu to dostaniesz kawę .ale jako rozmowa z Nim, jako z Osobą.

Obecnie nastał cięzki czas po ter.grupowej. czas krystalizacji ..i wyłaniania sie nowej Żabki. I czuję że potrzebuję nadal kontaktu, relacji z Tym Kimś. Potrzebuję Przyjaciela, Obecności, Osoby.. Daję tyle ile potrafię, czyli np. " Cześc Panie, Jest mi ciezko, widzisz to, pomóż mi żyć, pomóż mi przezyc ten dzień, o to tylko Cię proszę. Powierzam Ci ten dzień, abys czuwał nade mną""
Kiedys czułam sie na fali..jeśli chodzi o wiarę i te sprawy..

Teraz to jest odrobina..po prostu chęć nawiązania relacji, więzi. Kwestia relacji jest trudna, cięzka..do utrzymania, ale probuje. Tak ja też nie widzę go, nie mam objawień. Poznałam pare osób które żyja z Nim, i pytam się czasem jak to jest tak naprawdę... o co w tym chodzi..bo czuję się zielona, niedojrzała..do takcih spraw na powazne...
Potrzebuję, bo czuję się bardzo osamotniona, samotna, porzucona przez rodziców, rodzinę, odrzucona. Teraz to czuję że mimo wszystko, zagubienia,buntu na wszystko.. to jeśli tylko wierzę-ufam ->cokolwiek to dla was znaczy to wierzę ze On jest.

To jest moja wypowiedź, moja własna. do niczyjej wypowiedzi tego nie kieruje., ale jako wypowiedz, odp na pytanie zapodane przez Salome.
Avatar użytkownika
żabka
 
Posty: 205
Dołączył(a): 14 lip 2009, o 14:48
Lokalizacja: w krainie żubra, pingwina i niedźwiedzi

Postprzez woman » 16 paź 2010, o 12:43

Tak na szybko, bo czas goni :)
Shinue, zgadzam się z Tobą w wielu kwestiach, a najbardziej w kwestii ekspansji religii południa w laickiej Europie.
Myślę, że cos trzeba będzie zrobic w kwestii totalnej tolerancji i równouprawnienia wszystkich i wszystkiego.
W takiej bardzo wyrozumiałej Holandii, gdzie napływ Marokańczyków, Turków i innych obcych kultur wykańcza finanse publiczne. Gdzie wiekszość z nich siedzi na zasiłkach, rentach i robi wszystko aby żyć dostatnio migając się od pracy do głosu doszła skrajnie dyskryminująca partia, wypowiadająca walkę z tym procederem.
Ciapkowaci i pobłazliwi Holendrzy w końcu się wkurzyli :)

Nic mnie tak nie przeraża jak islamizacja naszego kontynentu. Mój lęk nie wypływa z niewiedzy, mam szwagra muzułmanina, a przez to siłą rzeczy liznęłam troszkę jego kultury, znam rodzinę, przyjaciół i dalszych znajomych.
Powiem tak, zakłamanie katolików to nic w porównaniu do ich fałszu i obłudy. Na codzień przeczą wszystkim swoim zasadom, postępują śmiesznie, grzeszą, kłamią, cudzołożą, a przy tym biją się w piersi i zapewniają o swoim czystym sercu.
Muzułmanki w chustach i makijażu niczym drag queen oraz obsisłej do granic wytrzymałości materiału tunice to norma :?
I żeby była jasność, nie mam na myśli zagubionych muzułmanów w laickiej Europie, wizyta w Ich kraju rodzinnym obnażyła jeszcze dobitniej miałokość ich podwójnej moralności.
Nie twierdzę że z pewnością wszyscy tacy są, może miałam pecha i akurat tak trafiłam niefortunnie :)



Żabka, absulutnie masz prawo do takiego odczuwania Boga w swoim życiu i ja tego nie podważam ani nie wyśmiewam.
Może nawet troszkę zazdroszczę, bo jak już pisałam wczesniej wiara z pewnością jest podporą w ciezkich momentach, bywa też drogowskazem i pewnego rodzaju constans kiedy wszystko wokół się wali.

Mnie póki co jest bardzo dobrze ze swoim nie do końca jeszcze wykrystalizowanym ateizmem, nie uwiera mi brak tej całej duchowej otoczki.
Jednak kto wie, byc może kiedyś sie to zmieni.

Ps. Cat, witaj w dyskusji :wink:
Avatar użytkownika
woman
 
Posty: 923
Dołączył(a): 26 sty 2009, o 21:12

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Dyskusyjne

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 112 gości

cron