dobra wiadomość jest taka, że można próbować terapii...
złą wiadomość jest taka, że... terapia słabo działa - oni po prostu nie umieją leczyć czegoś takiego, moim zdaniem - taka jest prawda! zresztą generalnie nie umieją leczyć wszelkich głębszych zaburzeń emocjonalnych...
co pozostaje w tej sytuacji...?? pozostaje... terapia
ale jedynie jako JEDEN Z WIELU DOSTĘPNYCH ŚRODKÓW DZIAŁANIA... a poza tym może Ci pomóc świadomość, że to Twoje życie, masz je jedno i jeśli na wszelkie sposoby nie zawalczysz o siebie, nie postarasz się znaleźć w tym życiu czegoś fajnego dla siebie, jakąś drogę rozwoju, zrealizowania się a może i poprzez to choćby częściowego uwolnienia się od złego samopoczucie i tego co Ci ciąży, to Twoje życie minie, po prostu, a Ty spędzisz je w taki sposób w jaki byś nie chciał... jeśli czujesz, że dołujesz tak bardzo, że jest to silniejsze od Ciebie i obecnie nie masz na to wpływu, to pomocą mogą być leki antydepresyjne przez pewien czas, żeby wykaraskać się z najgorszego...
pozdrawiam i nie trać nadziei!
ja mam podobny problem do Ciebie, zmagam się z nim (i z jeszcze do tego z pewnymi innymi zaburzeniami) właściwie przez całe życie z lepszym lub gorszym skutkiem - uwolnić mi się od tego nie udało, choć poddawałem się różnym terapiom przez kilkanaście lat! ale dotarło do mnie, że jeśli sam sobie nie będę szukał wszelkiej dostępnej pomocy i nie będę podejmował różnych szans i inicjatyw, to przepieprzę życie a jeszcze na koniec będę sobie pluł w brodę, że nie próbowałem tego tamtego i owego, żeby sobie pomóc... no więc próbuję i dzięki temu miewam też lepsze okresy w życiu... próbuj i Ty, bo dopóki nie jesteś starym i niedołężnym dziadkiem, któremu zostało już tylko dożyć swoich dni, dopóty masz szansę...!
ale i na starość lepiej mieć świadomość, że zrobiło się wszystko co w naszej mocy, niż że się człowiek właściwie poddał i niewiele zrobił by sobie pomóc... prawda?
p.s.
aha, jeszcze coś z własnego doświadczenia!
bywa, że tak zwane ostre cięcia w relacjach są dla takich osób jak Ty czy ja niemożliwe... po prostu przekraczają naszą wytrzymałość - wówczas trzeba szukać innej drogi uwolnienia się i wyplątania ze znajomości, która jest dla nas niszcząca... bywa, że właśnie trzeba jeszcze parę razy zadzwonić, pogadać z tą osobą, napisać smsy - właśnie przeżyć jakiś rodzaj upokorzenia, czy nawet poniżenia... zdać sobie z tego sprawę, doświadczyć tego na własnej skórze... czasami trzeba usłyszeć prosto w oczy: - spadaj facet, bo mi na tobie nie zależy i męczy mnie Twoje narzucanie się...
może być tak, że jeśli przez coś takiego przejdziesz, to w pewnym momencie ODCZUJESZ WRESZCIE, że TY SAM MASZ TEGO SERDECZNIE DOSYĆ!!! i że pieprzyć już tą osobę i całą tą historię z nią... że to jest jakaś destrukcyjna beznadzieja i nie warto już sobie tym du*y więcej zawracać...
może być tak, że to jest właśnie Twoja droga - możliwe, że musisz jeszcze przez coś takiego przejść - sprawdź to w sobie a może i w praktyce... jeśli choćby nawet takim sposobem byś wreszcie uwolnił się od tej dziewczyny i dał sobie spokój, to w końcu też byś osiągnął cel - w sensie zaprzestania autodestrukcji... to już zawsze coś - oczywiście fajnie by było rozwiązać źródło, z którego ona wypływa i uwolnić się od tego, wykorzenić to z siebie, ale to już się może okazać trudniejsza sprawa... niemniej próbować warto a nawet częściowy sukces, to już nie przegrana, tylko zawsze jakiś krok do przodu....
mnie się niedawno udało wyrwać się właśnie ostatecznie jak sądzę z takiej nieszczącej dla mnie znajomości i... bardzo się z tego cieszę, że jednak okazało się to możliwe!!!
ale musiałem jeszcze parę razy popisać... także do mnie pisano - mogłem nie odpisać a odpisywałem... w końcu jeszcze raz a potem drugi rozmówiłem się przez telefon a efekty tego były tak niesatysfakcjonujące i tak bardzo unaoczniły mi z kim mam do czynienia... że czuję, że naprawdę mi to już wreszcie przeszło a to co zostało, to już tylko takie pozostałości, z którymi radzę sobie obecnie bez problemu... ufffff..... ale parę miesięcy mi zajęło wykaraskanie się z tej relacji na tyle, że już mnie ona nie boli, nie martwi, nie wkurza... nie brakuje mi tej osoby, nie myślę o niej na co dzień i powoli zaczyna to odchodzić już do przeszłości...
żadna terapia nie potrafiła mi pomóc w osiągnięciu czegoś takiego... a ja sam sobie potrafiłem to wywalczyć... więc i Tobie też się to musi udać, jeśli tylko spróbujesz wszelkimi sensownymi metodami zmierzać do celu!