Nie potrafię się nawet wypowiedzieć, czuję się zawiedziona i zrezygnowana. Przerosło mnie wszystko...
Nie wiem od czego zacząć... Po prostu mam ochotę się poddać... Łukasz obiecał mi, że mi wytłumaczy matmę na egzamin w niedzielę, bo twierdził, że pamięta wszystko gdy zobaczył listę zadań...
Pomijam, że nie ma czasu, bo ciągle praca, praca i praca. Dopiero dziś do tego zasiadłam, jutro idę na dniówkę i w sob. i niedzielę już do szkoły... Niestety jestem totalnie głupia z matmy i jeden dzień mi nie wystarczy, jest za duzo rzeczy do opanowania a ja po dwóch latach muszę sobie poprzypominać. Nie wspomnę o tym, że i tak niewiele z niej umiem...
Jestem rozdrażniona i zdenerwowana tym, że czas tak ucieka a Łukasz najwyraźniej nie umie mi nic wytłumaczyć, bo dział geometrii nie był jego najmocniejszą stroną...
Jestem załamana. Bardzo bym chciała umieć to na prawdę, ale sama się nie naumiem do tego w tak krótkim czasie
Czuję, że mnie to przerosło
Mam ochotę dać sobie spokój, bo jutro dopiero wieczorem będę w domu a i tak nie mam gdzie szukac pomocy .
Z Łukaszem od słowa do słowa i się pokłócilismy i czuję się sama z całym bagażem czegoś, co bardzo bym chciała, ale mnie przerosło...
Na prawdę nie napiszę tego nawet na 2. Wstyd sie przyznać, ale mam problemy nawet z ułamkami...
Żaden przedmiot nie sprawia mi takiego kłopotu...
Już zawsze będę stać za ladą i latac po podjeździe o 5 rano, użeraż sie z klietnami, którzy mają mnie za nic, bo stoje za ladą... Nie mam po co iść na ten egzamin i nie widzę żadnego wyjścia....
Może blahy problem, ale dla mnie bardzo ważny. Czuję się zawiedziona i znów zostałam sama, bez pomocy, którą mi obiecano...
Zupełnie jak w domu