Zjawiska niewytłumaczalne to-dla jednych-temat rozpalający wyobraźnie,dla innych-powód do kpin i żartów.Jak by nie było sam nieraz usmiałem się oglądając rzekome ‘prawdziwe’ zdjęcia i filmy przedstawiające UFO,duchy itp. a będące zwykłymi oszustwami.Nie dla tego że z góry neguję istnienie tego typu zjawisk ale dlatego że staram się być w tego typu sprawach bardzo ostrożnym,by nikt nie nabił mnie w butelke.
Zakładam wątek o przeżyciach osób które przeżyły coś czego nie potrafią racjonalnie wytłumaczyć.Oczywiście chodzi mi o to by wpisywać tylko swoje własne przeżycia a nie takie o których ktoś nam opowiadał lub gdzieś czytaliśmy.
Zacznę od siebie,od razu zaznaczając że zdarzenia które za chwile opiszę nie traktuję jako jakieś zjawisko paranormalne.Chcę wierzyć że istnieje racjonalne wyjaśnienie tego co przeżyłem.
(tylko się nie śmiejcie)
Rzecz miała miejsce grubo ponad 20 lat temu.Miałem około 4-5 lat (nie pamiętam dokładnie bo raczej pamiętać nie mogę-i to jest główny powód że i ja sam nie dowierzam własnej pamięci i umysłowi).Wraz z rodzeństwem i kuzynami(no i oczywiście naszymi mamami) byliśmy w odwiedzinach u naszej wspólnej babci.Było nas pięcioro dzieciaków mniej więcej w podobnym wieku.Znajdowaliśmy się całą piątką za domem babci,w ogródku i jak to dzieci kopaliśmy w ziemi jakimiś plastikowymi łopatkami i tego typu zabawkami.Z tego co pamiętam siedzieliśmy w takim małym okręgu (lub coś na kształt tego) i kopaliśmy wspomnianymi wcześniej dziecięcymi zabawkami dziurę w ziemi.W pewnym momencie zdarzyło się coś dziwnego.Opiszę to tak jak ja to zapamiętałem: zobaczyłem jak z góry opada ‘coś’ co wyglądało jak świecąca kula (wielkości mniej więcej piłeczki pingpongowej).Według mnie to opadanie od momentu kiedy zauważyłem ów obiekt trwało ok. 2 sekund.Gdy ‘kulka’ uderzyła w ziemię dokładnie w sam środek niewielkiego okręgu który tworzyły nasze ciała,w miejsce gzie kopaliśmy dziurę w ziemi,rozległ się potężny huk,przypominający raczej wybuch bardzo głośnej petardy niż odgłos pioruna.Następną rzecz jaką pamiętam to nasza paniczna ucieczka do domu babci.Pamiętam że wpadliśmy jak poparzeni,przerażeni jak jasna cholera,do tego stopnia że nie potrafiliśmy powiedzieć co się stało.Gdy już doszliśmy do siebie zaczęliśmy jeden przez drugiego opowiadać babci i matkom co się stało(co ciekawe-z tego co pamiętam-one też słyszały ten huk-interpretując go jako odgłos uderzenia pioruna).I tu zaczynają się rozbierzności,bo jakkolwiek wszyscy słyszeliśmy ten ogłuszający huk,który de facto,był głównym powodem,naszego przestraszenia,tak jeśli chodzi o wrażenia wzrokowe każde z naszej piątki widziało coś innego.Jak już wspomniałem ja widziałem opadającą ‘kulkę’,ktoś inny widział opadającą w ten sam sposób jakby ‘spiralę’ a jeszcze inny jakby pionowo opadającą ‘wstążkę’.Pamiętam że gdy już ochłoneliśmy udaliśmy się z mamami na ‘miejsce zdarzenia’.W niewielkim otworze w ziemi który kopaliśmy znajdowała się złamana plastikowa łopatka i pęknięte plastikowe wiaderko (wczesniej w domu opowiadaliśmy że rzeczywiście to ‘coś’ połamało łopatkę).Z tego co sobie przypominam nasze mamy również były poruszone tym całym zdarzeniem,bo jak wcześniej wspomniałem słyszały huk i widziały nasze przerażenie.Przypominam sobie jak próbowały dociec co to mogło być: może piorun albo ‘piorun kulisty’(wtedy pierwszy raz w życiu słyszałem to określenie).
I tu w zasadzie kończy się cała historia.Często powracam do niej zachodząc w głowę co to mogło być.Nigdy między rodzeństwem i kuzynami nie rozmawialiśmy na ten temat,choć ja mam ochotę spytać ich czy pamiętaja to.Powstrzymuje mnie jednak świadomość że wszyscy w rodzinie wiedzą ze nie do końca mam poukładane ‘pod kopułą’ i zaczną polewać ze mnie ze już całkiem mi ‘bije’.Może zapomnieli całe zajście lub wyparli je z pamięci a ja wspominając o tym po prostu się wygłupię.
Sam nie potrafię na razie zrozumieć co to mogło być.Gdyby przyjąć że był to zwykły piorun to zapewne pier****ął by któregoś z nas w łeb bo piorun wybiera najwyższy punkt w miejscu w którym zmierza w kierunku ziemi (mam nadzieję że byłby to mój łeb,bo albo by mnie zabił-co nie było by złym rozwiązaniem-albo uruchomił w moim mózgu obszary dzięki którym moje patrzenie na świat było by zgoła inne niż to które jest moim udziałem teraz-bo gorzej niż obecnie raczej nie mogło by być).Ale nawet gdyby jakimś dziwnym trafem zetknął się z ziemią w miejscu w którym uderzyła opisywana przeze mnie lśniąca ‘kulka’ to i tak prawdopodobnie usmażyło by nas na skwarki(pole rażenia pioruna to kilka metrów od miejsca uderzenia,chodzi między innymi o tzw. napiecie krokowe,a my przecież tworzyliśmy okrąg o mniej więcej metrowej średnicy).
Analizowałem też teorię z tzw. piorunem’kulistym’.Na ten temat jest mnóstwo informacji w sieci tyle że jak na razie nie ma jakiejś w stu procentach wyjaśniającej to zjawisko teorii.
W sumie nie wiem co wtedy się wydarzyło.Odległośc czasowa i mój ówcześnie młody wiek sprawiają że obecnie sam podważam wiarygodność swoich własnych wspomnień.Ale jednocześnie byłbym w stanie ‘dać rękę’ że to co opisałem miało miejsce.
Nie żeby ten incydent spedzał mi sen z powiek,mam obecnie cholernie wieksze problemy,ale jakoś tak co jakiś czas powraca do mnie ta zagadka z przeszłości.Do tego jeszcze raz chcę podkreślić ze nadal uważam że istnieje jakieś zdroworozsądkowe wytłumaczenie tego co opisałem,czysto fizyczne(bo jako takie mam je w pamięci),bez mieszania do tego sił nadprzyrodzonych (choć oczywiście nie neguję ich istnienia).
Mam nadzieję że nikt tu nie zrobi sobie ze mnie polewu,bo przecież wszyscy użytkownicy znają mnie od lat i wiedzą że trollem nie jestem.
Jakby ktoś miał jakąś swoją historię której nie idzie ująć w jakieś jasno określone ramy racjonalnego myślenia,a nie wstydzi się ze zrobi z siebie idiotę jak ja powyżej to zapraszam do opisu własnych wspomnień i dyskusji.
p.