Witajcie! Dziekuje za mile slowa, potrzebuje teraz pocieszenia.
Dlaczego mi zle? Bo jestem sama, bo nie mam z kim pogadac, bo nie mam do kogo wyjsc, do to wszystko sie tak skonczylo, bo on caly czas nic nie rozumie, bo caly czas mnie obraza, bo nie mam internetu, bo nie mam ochoty na nic, bo ciagle tylko placze, bo nie mam planow na najblizsza przyszlosc, bo nie wiem jak sobie poradze, bo chcialabym byc kochana i wiele, wiele innych...
Siostra wlasnie wczoraj znow pojechala do PL, zobaczymy sie za trzy tygodnie jak ja tez pojade na urlop. Kolezanek nie mam tu w zasadzie zadnych. Do tej jednej, u ktorej bylam ostatnio, pojechalam z siostra, bo to bardziej jej kolezanka niz moja. Ale powiedzialam jej o mojej sytuacji a ona powiedziala, ze na ile bedzie mogla na tyle mi pomoze. Fajnie.
Cos pewnie jest w tym, ze znam te uczucia z dziecinstwa i dziwnie i zle sie czuje, gdy jest inaczej. Jestem DDA ale chodze na spotaknia z terapeuta i wierze, ze to sie zmieni.
A on? Nie wierzyl mi, ze siostra i jej facet pomogli mi w przeprowadzce, napisal bym powiedziala mu prawde o tym kto mi pomagal, bo sobie wymyslil, ze to na pewno jakis moj nowy facet zalatwil mi pokoj i pomogl sie przeniesc. Na poczatku jeszcze normalnie do mnie pisal, w normalny, przyzwoity sposob. Powiedzialam mu, ze nie mam nikogo, nie chce na razie nikogo miec, chce sie skupic na sobie i dziecku ale nie wykluczam, ze jesli kiedys w przyszlosci ktos w moim zyciu sie pojawi, to dam sobie szanse na uczucie, bo nie zamierzam zyc do konca bez milosci. No i wtedy sie zaczelo... Ze mam do niego zadzwonic, ze mam 5 minut, bo w przeciwnym razie zerwie ze mna wszelkie kontakty. Napisalam, ze jest pozno i chce spac (juz po raz ktorys z rzedu zreszta) i ze nie zadzwonie, bo gdy ja potrzebowalam od niego jednego zdania, to milczal i mnie olewal, poza tym znam jego oszczerstwa, wyzwiska i chore zarzuty na pamiec a nie mam najmniejszej ochoty ich wysluchiwac. Wtedy dostalam odpowiedz-ze mam sie tam (w moim nowym mieszkaniu) pier... i kokietowac, ze jestem ohydna, bo klamie (wg niego), ze nie siedze z tymi ludzmi w salonie i nie spedzam z nimi czasu, ze jestem glupia, ze zdradzilam, ze wszystko zjeb..., ze mam sie wynosic z jego zycia, ze bronie jakichs ch... ode mnie z domu, ze jestem szmata i kokieta, ze mi tego nie wybaczy, ze jestem zdrajca. Jego pytanie-'Co nie usmiechasz sie do gnoi, nie gadasz, nie kokietujesz?!'. Napisal, ze przekreslilam wszystko. ze teraz on zacznie byc mily, kulturalny i dobry dla innych kobiet tak jak ja jestem dla facetow (w jego mniemianiu-daje nadzieje kazdemu napotkanemu facetowi, i z kazdym poszlabym do lozka, wiec on zacznie sie zachowywac tak samo), napisal, ze jedzie do Polski sie odchamic, ze zaczyna swoje nowe stare zycie (w poprzednim zwiazku zdradzal swoja eks z kazda przypadkowa dziewczyna, ktora mu wpadla w oko), ze on w ciazy nie jest, wiec na nic czekac nie musi, ze moze sie pieprzyc od teraz, napisal, ze jestem bezczelna zdzira, bo mu napisalam, ze za pare miesiecy bede sie z kims jeb... (napisalam, ze nie wykluczam, ze w przyszlosci dam sobie szanse na uczucie). Wiem, ze to, co napisal to jego bunt na to, ze odeszlam. Nie moze sie pogodzic z rozstaniem a jedyny sposob w jaki zawsze sobie radzil w takich sytuacjach to bycie chamskim do granic mozliwosci. Zawsze tak bylo. Jak cos szlo nie po jego mysli, to wyzywal wszystkich dookola od najgorszych. Nie odpowiedzialam mu na tego ostatniego, obrazliwego esa. Nie mam zamiaru do niego pisac. Nie chce tez zmieniac nr tel, co pewnie bedziecie mi radzic. Probowal mi jeszcze wmowic, wrecz jest przekonany, ze odeszlam od niego, bo sie poddalam, bo nie dalam sobie rady z moja zazdroscia, ze wiem, ze sie nie wylecze i dlatego sie wynioslam. Moja zazdrosc to osobna historia, nad ktora pracuje chodzac na grupe. Nie dociera do niego fakt, ze odeszlam, bo mialam dosc wyzwisk, ponizania, obrazania, ze chce spokoju zwlaszca teraz, gdy jestem w ciazy. On twierdzi, ze to wymowka a prawda jest inna. Boli mnie to, ze on nic nie rozumie. Coraz bardziej do mnie dociera, ze on sie nie zmieni, jesli juz to na gorsze. Napisalam mu wczoraj (zanim wpadl w swoj amok), ze bardzo bym chciala bysmy byli razem, bysmy stworzyli rodzine ale wiem, ze przynajmniej na razie jest to zupelnie niemozliwe. Z jego powodu. Bo wiem, ze ja kiedys sie wylecze. Bede normalna. A on nie, bo twierdzi, ze teraz jest normalny...
Jestem w pracy, wiec przez jakis czas moge pisac.