Tak sobie przez ostatni czas myślałam nad moim związkiem (trwającym już 3 lata). Po tych przemyśleniach doszłam to fatalnych wniosków - on jest egoistą! Dlaczego? Na pozór jest wszystko w porządku. Od roku wprawdzie żyjemy na odległość, bo przeprowadził się na drugi koniec Polski by skończyć szkołę (miał problemy z towrzystwem, grozili mu, okradali go itp, więc wyjechał). Mailujemy ze sobą, rozmawiamy przez telefon, widujemy się rzadko (gdzieś raz na 2 miesiące, ale przyzwyczaiłam się). Jak dzwoni to mówi, że tęskni, kocha, jak się spotkamy to nie możemy się od siebie odkleić, ale...
Mam wrażenie, że jestem dla niego lekiem na całe zło. Dzwoni jak ON ma zły dzień/problemy/dołek, pisze gdy ON ma jakąś sprawę do mnie, ale nie zapyta się co u mnie słychać, czy czegoś mi potrzeba. Chce, żebym do niego przyjechała bo ON się stęsknił. Podczas naszej ostatniej rozmowy telefonicznie powiedziałam mu,że chorowałam przez tydzień. Nie zapytał się nawet jak się czuję teraz, co mi było. Gdy napisałam mu kiedyś tam, że nie radzę sobie ze swoim życiem (moi rodzice to alkoholicy, więc nie mam kolorowo w domu), że jest mi ciężko to... odpisał po paru dniach pisząc tylko O SOBIE, jak to JEMU źle i że on sobie nie radzi, w przeciwieństwie do mnie... tak jakby mojego wcześniejszego maila nie było.
Zaczęłam się zastawiawiać - czy ja właściwie mogę na niego liczyć? No i nie potrafię sobie po tym wszystkim na to pytanie odpowiedzieć. Stwierdziłam, że chyba nie będę do niego teraz w ogóle pisała dopóki się nie zobaczymy (przyjedzie na początku listopada), to może zacznie się interesować czy osoba, którą podobno tak bardzo kocha i która jest podobno tak dla niego ważna (tylko czy czasem nie ważna tylko dlatego, że ma ON się do kogo zwrócić, ma ON na kogo liczyć, bo JEGO ta osoba akceptuje). Czy ja właściwie nie byłam/nie jestem zaślepiona tym uczuciem? Czy może przesadzam? Jak mam go właściwie zachęcić/zmusić (?) (szukam dobrego słowa na określenie tego, ale wiecie o co mi chodzi) do tego, żeby interesował się moim dobrem i tym jak ja sobie radzę? A może on taki już jest i powinnam dać sobie spokój?