:(

Problemy z partnerami.

:(

Postprzez marynia » 8 paź 2007, o 23:02

Za jakiś czas będę obchodzić swoje 30 urodziny. Dwa lata temu wypowiedziałam życzenie, może był to swego rodzaju plan -do 30 urodzin chcę być szczęśliwa. Taki miałam marzenie. I tak się czułam ostatnio, coraz lepiej, coraz pewniej na drodze do tego szczęścia.
Przeszłość jednak mnie dopadała od czasu do czasu i czułam, że bez terapii i otwarcia mocno pochowanych spraw, stłumionych przez codzienną dzielność, nie zrobię kolejnego, dużego kroku.

Przeliczyłam się trochę ze swoimi siłami. Nie potrafię otworzyć się na ból, na swoją przeszłość, otwierać tą swoją puszkę pandory w czasie godzinnej terapii. Opowiadam zamiast poczuć (jest to terapia gestalt), próbuję terapeucie opisać słowami moje uczucia, by mnie zrozumiał, pomógł. NIe umiem się przełamać, zamknąć oczy, przywołać te uczucia. JA sobie z tamtymi sytuacjami w przeszłości nie radziłam. Po awanturach robiłam sobie krzywdę. Czułam że umieram. Rozmawiam z terapeutą, rozrywam swoją pomarańczę bólu. Godzina mija, wychodzę z gabinetu i ...zostaję sam na sam z tym piekłem.

Jestem zagubiona. Dokopałam się do rzeczy, prawd w sobie, które bardzo bolą. Znalazłam swoje pamiętniki sprzed ślubu, studium strachu i dziwnej miłości. Studium ofiary a priori - bo z tych kart wyziera po prostu obraz dziewczyny,która wszędzie szuka swojej winy i tak naprawdę uważa że nie zasługuje na dobro, bo jest skażona (bo miałam ciężką depresję, nie typowe w moich czasach w LO). Pieska proszącego, błagającego o miłość, akceptację.
Powiecie może, po co czytać, czemu dręczy mnie ta przeszłość, już tak daleko daleko za mną.
Bo, po odrzuceniu tego mojego nowego image'u, tego mojego zachwytu nową dzielną silną sobą, widzę dalej to myślenie czające się we mnie. Pragnę miłości, marzę -ale jej nie szukam i chowam się za "bo dzieci", bo się boję. Boję się siebie, drugiego człowieka. Panicznie. Siebie -bo mam, takie głębokie przekonanie, że nie zasługuję na dobrą miłość (bo skoro mi się to przydarzyło to znaczy że tak jest), że jestem takim byle kim. To jest wszystko mocno poukrywane, niby na co dzień już tak nie myślę. A jednak jest we mnie. Nie umiem pokochać, zaufać.

pozew i moja kochana bratowa bardzo mnie zmieniły. Boję się drugiego człowieka, bo boję sie krzywdy. Boję się zaryzykować. Bo drugi raz ja już tego nie przejdę.
NIe umiem sobie poradzić z miłością obok. Teksty typu czym jest dla Ciebie miłość - powodują straszny ból. Bo ja tego nie wiem, ja już nie wiem.Kochano mnie dziwnie, ja kochałam źle, bo za bardzo.Mam 30 lat i nie wiem, czym jest miłość.
Ostatnio usłyszałam, ze mój były mąż mnie wciąż kocha, że nie umie sobie ułożyć beze mnie życia. NIe wiem czemu rozbiło mnie to strasznie.
Mam dosyć wszystkiego. Jestem cała na nie, mam ciągle mokre oczy. Jestem zmęczona, źle się czuję, jestem przeziębiona. Za każdym razem kiedy przeszłość powraca, maleje mi odporność i łapię jakąś anginę.

Nie wiem, czy kiedykolwiek mi się to wszystko zagoi. Nie wiem, jak się do tego zabrać, jak się wyleczyć.
Zła jestem i zażenowana sobą.
NIedobrze.

Zdjęłam cały słodki, piękny lukier dzielności z siebie. Widać teraz tylko zakalec.
marynia
 
Posty: 314
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 10:43

Postprzez Pytajaca » 8 paź 2007, o 23:09

A ja bym powiedziala, ze mialas spora odwage, by napisac to, co napisalas! I moze to jest wlasnie krok ku pojsciu prosta,jasna, oswietlona droga. Maryniu, kazdy na dnie pragnie TAKIEJ SAMEJ milosci - przytulenia, zrozumienia, szacunku, usmiechu, radosci!! I wiem, ze Ty ja bedziesz miala, tylko musisz "pozamiatac" troche swoje sprawy. Ten czas jest Twoim czasem.

A pozniej wyjdzie silniejsza Marynia! juz wychodzi! Wcale nie zdjelas lukru dzielnosci. Ty niedlugo ten lukier otrzepiesz w rozne strony. Zaufaj sobie, utul siebie,zeby Ci bylo milo, slodko i dobrze. A milosc przyjdzie pieszo...
Ostatnio edytowano 8 paź 2007, o 23:10 przez Pytajaca, łącznie edytowano 1 raz
Avatar użytkownika
Pytajaca
 
Posty: 690
Dołączył(a): 19 maja 2007, o 18:34

Postprzez agik » 8 paź 2007, o 23:09

Za to ja wiem! zagoi sie...

trzymasz w sobie Maryniu takie piekne zielone miejsca. I one zakwitna.
Nie wiem skąd to wiem, ale wiem!!!

Nie znam sie za bardzo na terapii, ale wyobrażam sobie, ze to takie rozrywanie człowieka, po to, by na nowo pozszywac.
Wytrzymaj kochana, wierze, ze z kazdym dniem bedzie lepiej!

Nic więcej nie moge dla Ciebie zrobić, niestety
agik
 
Posty: 4641
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 16:05

Postprzez bunia » 8 paź 2007, o 23:20

Takie sa etapy terapi....nie spesz sie z miloscia....najpierw spokoj i ukojenie duszy(na to trzeba czasu)....a potem milosc ktora zrekompensuje czas tak wypelniony praca.....bedzie dobrze i otrzyj teraz lezki :pocieszacz:
:serce2:
Avatar użytkownika
bunia
 
Posty: 3959
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 09:19
Lokalizacja: z wyspy

Postprzez echo » 9 paź 2007, o 00:32

a wiesz maryniu nie przejmuj się swoim wiekiem i lukami wiedzy nt. miłości.
Powiem Ci, że ja czasem wiem, a czasem nie wiem i czasem targają mną jeszcze dawne zmory, od których się nigdy chyba nie uwolnię, więc muszę je zaakceptować gdy wylezą i zarobaczą mi mózg. Tak miałam wczoraj , potem okropny kac moralny, ale cóż, no nie zabije się , ideałem nie jestem i na 1000% nie będę.
jest jak jest, z tym że warto się starać, bo jak nie to deprecha murowana. oraz mieć nadzieję na przyszłość- tę swoją magiczną wizję.
poza tym wiedza teoretyczna nt miłości oraz jej praktyka długodystansowa może się bardzo różnić, więc wydaje mi sie że większość z nas ma z nią problem.

też muszę się pocieszyć po wczorajszej klęsce autodestrukcyjnej i w związku z tym przypomnę myśl , ktora mnie ostatnio "oświeciła". Takie tam wyważanie drzwi do lasu, ale miłe. Myślę wiec sobie, że jesteśmy jako ludzie tacy słabi, tacy ułomni i w ogóle beznadziejni, nie szanujemy, nie doceniamy, powtarzamy błędy 100 razy to samo. Totalna załamka. A jednak tkwią w nas mocno wielkie marzenia i dążenie do absolutu, do piękna, do szczęścia, do miłości. Takie są nasze największe pragnienia. Biorąc pod uwagę naszą marność jest to dla mnie autentycznie zadziwiające. No więc tych marzeń trzeba się trzymać. Koniecznie.
trzymajmy sią Maryniu

przytulam wirtualnie, ale mocno.
echo
 
Posty: 344
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 22:02

Postprzez Biedrona » 9 paź 2007, o 03:57

Maryniu kochana,
wiesz, ja w trakcie terapi, kiedy juz wiedzialam co z czego wynika i dlaczego czuje jak czuje stwierdzialam, ze nie jest mi wcale lepiej. teoretycznie jest wszystko ok, ale nie ciesze sie zyciem, nie potrafie lepiej, madrzej. czulam, ze jestem w jakiejs stagnacji - ani do przodu, ani do tylu...
wiesz, trzeba czasu, by to w sobie przerobic - by organizm przyjal, zaakceptowal, by dusza sie posklejala...
a teraz - jest pieknie - zajelo mi to 6 dlugich miesiecy.
teraz jest mi po prostu dobrze. inaczej widze swiat, ludzi, siebie... jestem szczesliwa. sama, ale szczesliwa.
daj sobie czas, Maryniu...
:serce:
Avatar użytkownika
Biedrona
 
Posty: 193
Dołączył(a): 7 maja 2007, o 19:50

Postprzez ewka » 9 paź 2007, o 08:11

Kiedy Cię tak Maryniu czytam... to taki obrazek mi się wymalował: przez te swoje zaledwie 30 lat ponakładałaś na siebie (lub Ci ponakładano) koszulek i sweterków kupę całą i teraz jeden po drugim musiałaś je z siebie zdjąć. I stoisz taka "naga" i przerażona tym, co widzisz... na dzienne światło wyszło to ukrywane i przyklepywane. I to może być ten jeden z najtrudniejszych momentów - i powiem Ci, że on minie.

Pragniesz miłości, ale jej nie szukasz... bo nie jesteś do niej gotowa, Maryniu - jak się rozprawisz z tą nagością, to wtedy i dla niej będzie lepszy czas.

Wszystko potrzebuje czasu... Ty i terapia też. Może Twoje marzenie na 30 urodziny się spełni, ale może się spełnić na 31. Kupa życia przed Tobą i jeszcze poczujesz jego lepszy smak, zobaczysz.

:serce2:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez Abssinth » 9 paź 2007, o 08:58

wychodze wlasnie do pracy...wiec tylko tyle napisze Maryniu - chcialabym bardzo moc Cie tak przytulic, zebys mogla to wszystko z siebie wyplakac...nawet, jesli to zajmie dwie, trzy, piec godzin..... :pocieszacz:
Avatar użytkownika
Abssinth
 
Posty: 4410
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 01:39
Lokalizacja: Londyn

Postprzez Szafirowa » 9 paź 2007, o 10:38

Ja do Ciebie Maryniu napiszę dzisiaj w ciągu dnia.
Bo teraz idę na szczepienie z moją najsłodszą.
Dwa ostatnie tygodnie października spędzę w Gliwicach, czy to gdzies blisko Ciebie ?
Avatar użytkownika
Szafirowa
 
Posty: 774
Dołączył(a): 21 maja 2007, o 22:30
Lokalizacja: Wro

Postprzez marynia » 9 paź 2007, o 11:26

Nie mogę pisać, nie mogę czuć. Dzieci mam w domu,a tu mi się taki kranik otwiera na twarzy.

Źle mi z tą nagością. Źle mi z tymi uczuciami.

Dziękuję Wam za te ciepłe słowa. Położę dzieci wieczorem spać i pogrzeję się przy nich. Przytulam:*
marynia
 
Posty: 314
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 10:43

Postprzez echo » 9 paź 2007, o 14:47

no właśnie, dzieciaczki poprzytulać.
one mają w sobie taką słodycz. A już szczególnie gdy śpią ;)

buźka
echo
 
Posty: 344
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 22:02

Postprzez marynia » 9 paź 2007, o 15:32

w sumie to słowa miałam na myśli. Pogrzeję się przy Waszych słowach.
tak bez sensu dziś piszę przez to wszystko.
ale przy dzieciach też się pogrzeję, już się grzeję. Mamy dziś dzień łóżkowo-przytulankowy, już wszyscy jesteśmy chorzy.
marynia
 
Posty: 314
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 10:43

Postprzez ewka » 9 paź 2007, o 23:52

marynia napisał(a):Źle mi z tą nagością. Źle mi z tymi uczuciami.

Niedobrze byłoby, gdyby było Ci dobrze. Zdrówka :serce2:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez marynia » 10 paź 2007, o 22:35

Lepiej się czuję.Mocno ograniczyłam sobie czucie, jakkolwiek dziwnie to brzmi, niemal technicznie ustawiłam sobie w sobie próg czucia.
Dzieci są w domu, w dodatku chore i "potrzebujące", nie mam czasu na płacz, czucie w ciągu dnia. Za to dwie ostatnie noce przepłakałam sobie porządnie, aż mi się z tego płaczu błogo zrobiło.
Teraz ból sobie we mnie zasnął.

Ale wiem, że on jest. I gdy czytam sobie moje słowa sprzed dwóch dni, sama je deprecjonuję. Bo jak może mnie to tak rozbijać, jak może przeszłość tak mnie boleć, wizja miłości czy jej brak. Ale okazuje się, że może. Ból odporny na czas, na logiczne argumenty, ból którego nie potrafię dobrze ubrać w słowa. Ból straszny, rozdzierający. Którego nie chcę czuć, to nie jest tak, ze siedzę sobie i coś tam rozpamiętuję i bach, boli. NIe.

Te uczucia powracają, na co dzień są mocno poukrywane, mam poczucie, że mam nad nimi kontrolę. Czasami mam poczucie, że nie ma już ich wcale, rany pogojone. ale zdarza się coś, ktoś na mojej drodze, co sprawia, że te robaki przeszłości wychodzą, jak to powiedziała Echo, zarobaczają mi mózg.

Trudno mi w tej terapii. Ciężko mi grzebać w tych uczuciach, mam wrażenie, że sama sobie robię operację na otwartym sercu. A potem wychodzę z sali operacyjnej,z otwartą klatką na świat zewnętrzny. Chryste. Czasami sobie myślę, że powinnam walnąć się pałką w głowę, by zapomnieć, a nie "przepracowywać".

Ciężko mi z odkrywaniem prawdy o samej sobie. Nie potrafię nawet opisać tego, co czuję. Ciężko mi pogodzić się ze świadomością, że sama siebie krzywdziłam. I nie chodzi mi o zachowania typowo autodestrukcyjne, które też były, które dalej mam, nad którymi muszę mocno panować.

Przeczytałam w moich pamiętnikach coś, o czym zapomniałam. Tak myślałam. Wstrząsnęły mną te teksty. Obraz kompletnie uzależnionej od drugiego człowieka dziewczyny, uzależnionej od akceptacji, miłości drugiego człowieka. Dziewczyny, która zgadza się na seks, nie bo ma ochotę, ale bo chce usłyszeć że on ją kocha. A przecież słyszy zawsze po. WIem, ze było minęło, potem było lepiej. Ale powrót do tych zdarzeń zburzył mi zupełnie obraz siebie. Przeraziło mnie do czego mogę być zdolna, gdy kocham. Piszę chaotycznie, bo bardzo błądzę w tych uczuciach, trudno mi ponazywać to co czuję teraz do siebie.Paradoksalnie, najtrudniej będzie mi wybaczyć sobie.

Wszystko, pomijając Henia i jego zachowania, wynikające z jego problemów, ma jeden mianownik. Brak miłości i akceptacji SIEBIE. Ostatnio coraz lepiej zakamuflowany. Nawet ja się nabieram i czasami myślę, że już jest ok. Nie jest.

Dziękuję za Wasze słowa. Gdy jest mi już tak bardzo źle, że sobie nie radzę, siadam i wyrzucam z siebie ten ból. A potem wchodzę pod kołdrę i płaczę godzinami. A potem wstaję zapłakana i czytam, czytam i tak słucham Waszych słów jak wyroczni, jak zadań, poleceń do wykonania. Wbijam sobie te zdania do głowy, wykonuję Wasze zalecenia,polecenia,czasem dosłownie i udaje mi się przetrwać te burze.Dziękuję za Waszą pomoc, wielką.

:cmok:
marynia
 
Posty: 314
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 10:43

Postprzez agik » 10 paź 2007, o 22:57

Rozcinasz pomarańczę bólu....
Pamieatsz jak było dalej?
"połową bólu karmię twoje usta"
Połowa bólu to nie cały ból. Dobrze, ze piszesz...

Dokopałaś się już do żródła problemu, do dna bólu.
Przynajmniej mnie się tak zdaje.
Teraz zaczniesz zakopywać, wyrównywać, zaszywać...

Maryniu- nie każdego byłoby stać, na to, żeby sie przez to przekopać.
Masz wielką siłę, masz wielka motywacje i nadal wierzę w to, że w końcu wyrośnie tu- Marynia Wielka.

A i ból kiedys minie
agik
 
Posty: 4641
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 16:05

Następna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 150 gości