przez Justa » 20 wrz 2010, o 23:27
Ja też uważam, że póki nie przerwiecie tego błędnego koła, to nic się nie zmieni... Nie namawiam na wyjazd, chociaż prawdopodobnie byłby on jakąś szansą - ale nikt nie powiedział, że się uda - podobnie, jak nikt nie daje gwarancji, że się uda tutaj.
Powiem Ci, jak - znając siebie na teraz - ja bym podeszła do sprawy. Nie wiem, czy pamiętasz, ale od zawsze namawiałam Cię do podjęcia pracy (jakiejkolwiek) - choćby na pół etatu - uważam, że to mogłoby w sposób znaczący poprawić sytuację (nie mówię tylko o materialnej). Nie będę się wypowiadać wstecz, ale teraz jak mała jeszcze troszkę podrośnie, to na pewno starałabym się tak zorganizować sprawy, żeby znaleźć jakąkolwiek pracę i opiekę do małej. Być może wtedy mąż mógłby pracować mniej (w tej czy innej pracy) i spędzalibyście więcej czasu wieczorami, czy popołudniami.
No, chyba że mąż się zapiera i za żadne skarby nie chce rezygnować ze swojej pracy.
A co mąż myśli o wyjeździe za granicę?
I od długiego bardzo czasu już mnie zastanawia, jak duże musicie mieć opłaty, żeby DUŻA pensja męża ledwo co starczała (a i to nie zawsze)... Nam z mężem też się nie przelewa, ale mamy swoje priorytety - wiadomo rachunki, a ponadto możemy odmówić sobie tego, czy tamtego, ale na kilka godzin dziennie opiekunki do dziecka MUSIMY MIEĆ i tak organizujemy wydatki, żeby to uwzględnić.
P.S. Mam znajome małżeństwo, w którym pracuje tylko mąż. Łatwo nie jest, mąż po swoim etacie załapuje różne "fuchy", żeby starczyło na kredyt, rachunki, wydatki bieżące. Jego żona nie chciała pracować, żeby zajmować się małym synkiem - mówiła, że dopóki malec nie pójdzie do przedszkola, to nikomu pod opiekę go nie odda. Teraz chłopczyk jest już w przedszkolu, ale żona nadal nie pracuje i nawet pracy nie szuka. Realizuje w dzień jakieś swoje hobby, robi to, na co ma ochotę itp. No i nietrudno wyobrazić sobie stosunki, jakie panują u nich w domu. Mąż po robocie zapyla do późnej nocy przy dodatkowych zleceniach i wraca do domu padnięty. Nie może nigdzie wyjść w wolne dni (np. niedziela), bo przecież musi spędzić choć trochę czasu z rodziną. Miał swoje hobby (grał w zespole), ale stopniowo żona drążyła mu dziurę w brzuchu, że za mało czasu spędza z rodziną, że popołudniami jest nieobecny, więc jak ma czas wolny, to powinien go spędzać z synkiem i nią. Tak wierciła mu dziurę w brzuchu, że biedak zrezygnował. Szkoda mi go, bo tak naprawdę gdyby ona poszła do pracy, to on nie musiałby brać dodatkowych robót i mogliby mieć więcej czasu dla siebie i na swoje sprawy...
Nie porównuję ich sytuacji do Twojej, Bianko. Tylko oni mocno zainspirowali moje przemyślenia na temat mężczyzny jako jedynego żywiciela rodziny....