caterpillar napisał(a):---------- 00:19 19.09.2010 ----------
1.To ja szczerze mowiac troche mu wspolczuje,ze wzgledu na system jego pracy (wlasciwie ciagla praca)
2.Nikogo nie chce bronic ale uwazam ,ze zarowno i biance i jej mezowi przydala by sie totalna zmiana sytuacji materilanej ,normalnych godzin pracy i czasu dla rodziny.
3.sorry ale jesli ktos zapierdziela od 5 rano do 23 dzien w dzien to po takim tygodnio trudno oczekiwac ,ze bedzie wyciszony i z przyjemnascia wracal do domu gdzie czekaja go kolejne obowiazki.
Nie znam kolesia ale mysle ,ze tez zyje pod niezla presja calej tej sytuacji.
4.Bianko skoro decydowaliscie sie na slub i dziecko to waszym obowiazkiem jest ratowac malzenstwo .
---------- 00:30 ----------
5.abstrachujac od tej calej sytuacji z telefonem..musisz bianko zaczac zyc swoim zyciem,znalezc kolezanki wyjsc do ludzi:?
ad 1 Cat co do pierwszej części którą cytuję to czy mi współczujesz tego systemu pracy? mój mąż swoją pracę lubi, bardzo lubi i on raczej nie przeglądał innych ofert...ja to robiłam i mu podsuwałam ale wszystkie są o 1000 albo 2000 mniejsze zarobki i jesteśmy w kropce...On lubi być ciąglew w pracy to pracoholik...
ad 2 Owszem przydałaby się nam totalna zmiana godzin, jakiś normalny tryb, jakaś reguła, poczucie bezpieczeństwa że jesli mówi będę za godzinę to nie jest za 4!
ad3. jak juz pisałam przyzwyczaił się, to nie jest tylko taki tydzień, tak jest od 2,5 roku...mógł umówić się jakoś z szefem na ten temat, albo potruć mu trochę że jeśli jeden dzień kończy o 23 to drugi chce wcześniej, ale to trzeba umieć się odezwać...on się przyzwyczaił ale ja nie...
ad 4. No tak i ja sie staram ratować ale on nie robi nic:(
ad 5. Nie wiem jak mam to zrobić tu, już kiedyś o tym pisałam, nie mam gdzie poznać kogoś bo nie mam dokąd wychodzić, na ulicy nie zaczepię, taki ze mnie typ...jestem w obcym mieście...ale myślę że nie tylko ja w tej sytuacji bym miała z tym problem. Teraz z malutką jest częśto w ogóle niemożliwe się ruszyć, a moje stąd koleżanki są wiecznie zajęte a wyjśc to by najlepiej chciały na drina, wieczorem kiedy mała moja śpi a męża nie ma i nie mam możliwości z nikim jej zostawić...
Wtedy po awanturze wyszedł, ja zadzwonilam po kolezanke, która chciała mi pomóc przenieść się do rodziców, ale nie zrobiłam tego...Już widziałam ich miny, mojej mamy samopoczucie z tego powodu schorowanej po 60tce kobiety która za niepowodzenia z mężem będzie szukać winy we mnie tylko i wyłąćznie a której prawdy nie powiem bo bym potem musiała się jej stanem martwić (mimo że sama to przeżyła z moim ojcem)
Zresztą tu widzę też szukanie winy w kobiecie...smutne to...
Przed ślubem potrafił się tak zachować nawet bez takiego powodu jak tu że ja coś mówię do niego i trzymam w ręku jego telefon...bo taka była sytuacja...oberwałam bo wróciłam do tematu trzymając w ręku jego telefon i pytając o jednego z kilku smsów...wiadome jest że mam potrzebę zadawania pytań bo to wszystko świeże...
Dziś napomknęłam coś o tym że mogę wyjechać do rodziców, że chłopak wspomnianej kol. mógł mnie zawiezc, a on na to jak na lato oprócz tego że któś ma nas wiezc, tylko że on to zrobi
bo on nie wie co zrobić ani jak to ratować...
Aha zapomniałam napisać że jak siedziałam z kol. po wszystkim to napisał mi smsa że chciałby żebyśmy usiedli i porozmawiali, zabrali gdzes dziecko i pogadali...ale potem jakby zapomnial ze mamy rozmawiac...
No więc jak już miałam dzwonic do mamy powiedzial tylko że mam tego nie robić...Zapytalam czy chce ratowac, czy mnie kocha itp, na wszystko odpowiadal ze tak ale nie wie co ma zrobic...
Zaproponowalam terapie- powiedzial ze brak czasu....
Zmianę jakąkolwiek bo ta praca nas zabija - że kasa, że gdzie indziej za mało i koło się zamknęło...
Ja jestem tak już zmęczona że poddaję się...
W tamtym smsie pisał że ma wyrzuty sumienia, ale jeszcze mnie nie przeprosił, była jednak załamany że ataki wróciły, że udało się 3 lata nie robić tego a tu dupa...