Witam wszystkich.
Czesc z Was pewnie pamieta moja historie, wiec pewnie Was rozczaruje-otoz ja caly czas jestem z tym chorym facetem...
Nie mieszkalismy razem juz prawie pol roku i nie wiem co mnie podkusilo by z nim na nowo zamieszkac. Od sierpnia znow sie z nim mecze. Myslalam, ze tym razem bedzie inaczej no ale nic sie nie zmienilo. Ja nadal mam swoje problemy, on ma swoje a to powoduje, ze nie umiemy sie dogadac, ciagle sie klocimy i dochodzi do szarpaniny... Strasznie zaluje, ze znow mieszkamy razem. Ja nawet mojego komputera nie rozlozylam, bo boje sie, ze znow mi go zniszczy w przyplywie szalu, jak juz kiedys to zrobil (teraz pisze z kafejki). On ma swoj, siedzi w internecie prawie caly czas, dodatkowo zabezpieczyl go haslem bym ja nie miala do niego dostepu (w przeszlosci przeszukiwalam komputer i znajdowalam np. na skypie zalenie sie na mnie do jego bylej, lub odwiedzanie przez niego stron typu 'seks randki..' i nazwa kraju, w ktorym mieszkamy). Od tamtego czasu nie mam do niego zadnego zaufania a mimo to zgodzilam sie z nim zamieszkac! Gdzie ja glupia mialam wtedy rozum?!
Troche odbieglam od tematu-otoz od osmiu tygodni jestem z nim w ciazy.
Gdy tylko to podejrzewalam (zanim zrobilam test i poszlam do lekarza) mowil mi, ze dziecko to moze ja mam ale na pewno nie z nim. Potem gdy juz bylo to potwierdzone zadzwonilam, zeby mu powiedziec o dziecku uslyszalam-ale co? mam skakac z radosci czy usiasc w kacie i plakac? Potem mi mowil, ze zle go zrozumialam, gdy zrobilam mu awanture. Potem kupil mi ksiazke o ciazy a dwa dni temu powiedzial, ze nawet na ta ksiazke nie zasluguje. Wyrzucilam ja wiec do kosza na smieci. Wtedy on sie wkurzyl powiedzial, ze 'albo wyjmuje ta ksiazke ze smieci albo úsuwam dzieciaka''. A po awanturze mi mowi, ze mam dbac o siebie i dziecko i ze on nigdy nie powiedzial, ze tego dziecka nie chce. Mam mu za zle wiele rzeczy, slow, zachowan. Doskonale zdaje sobie sprawe z tego, ze nie mamy przed soba zadnej przyszlosci. I szkoda mi tylko mojego dziecka, ze dalam mu takiego ojca...
Nie chce juz z nim byc. Codziennie jestem zestresowana. Sytuacja z dzis-spie po nocce, on wraca z pracy. Budze sie, ide do kuchni zrobic sobie kanapki, jeszcze w pizamie, przychodzi on i pyta czy wybieram sie do sklepu, bo nic nie ma w lodowce. Mowie, ze nie (stoje w pizamie, zanim prysznic, makijaz,itd.-mineloby z poltora godziny). Ubiera sie on i wychodzi. Pisze do niego smsa z pytaniem czy kupi mi banany, za ktore oddam mu kase (!). Jego odpowiedz do mnie, kobiety bedacej w ciazy z jego dzieckiem-nie jestem chlopcem na posylki, sama sobie kup. Mam go coraz bardziej dosyc. Coraz bardziej do mnie dociera, ze chce moje dziecko trzymac od niego z daleka. Mowie mu w zlosci, ze nie bedzie mial kontaktu z moim dzieckiem. Jestem zalamana cala ta sytuacja. Myslalam, ze ciaza to bedzie pelen radosci okres wyczekiwania w moim zyciu, czas spokoju a ja kazdego dnia sie boje o to jak bedzie wygladal dzien, jaki dzis on bedzie mial nastroj. Na dodatek musze brac leki i robic sama sobie zastrzyki (cos strasznego) wiec kolorowo nie jest.
Mysle o tym by sie od niego wyprowadzic miec spokoj. Wiem, ze tak musze zrobic. Ale z drugiej strony ogarnia mnie strach-jak ja sobie sama poradze? Nie chce wracac do Polski do rodzicow. Jak z tego wybrnac?
Brak mi sil powoli i nadziei.
Przepraszam za chaos.
Pozdrawiam