Filemon napisał(a):
jednak gdy w grę wchodzi wspomniana wyżej dewiacja, to już może być tak, że sama taka dewiacja jest jakby początkiem i końcem problemu, bo ktoś jest tak silnie zafiksowany na swoim odchyleniu, że wszystko inne (łącznie z żoną, rodziną, itp.) jest mniej ważne... numerem jeden jest wtedy określony sposób zaspokajania popędu seksualnego i wszystko inne zostanie temu podporządkowane... dlatego właśnie mówi się, że dewiant przedmiotowo traktuje drugiego człowieka i instrumentalnie podchodzi do relacji... nie ma mowy wtedy o żadnym związku w prawdziwym tego słowa znaczeniu...
Masz rację bo chyba nie ma kłótni, bez względu na pierwotną przyczynę, w której nie poruszyłby tego tematu. Jakoś wszystko mu się do jednego potem sprowadza. Nie w jakiś nachalny sposób, ale wzmianka jest. On wie jednak, że nie ma na to szans. Ja nie będę robiła czegoś tylko dlatego, że on ma taki kaprys. Mnie to nie odpowiada, on to wie, ale nie jest w stanie zmienić mojego podejścia i stanowiska.
Nie oceniam ludzi, którzy tak robią, to ich sprawa, ale to nie oznacza, że skoro im się to podoba to musi i mnie. On nie przyjmuje tego, że nie spróbowałam i już wiem, że mi się nie podoba. Ja natomiast mam swoje zasady, wartości, które są we mnie i nimi kieruję się w życiu. Nie zamierzam tego próbować bo w ogóle nie mam takich potrzeb żeby się w rzeczywistości przekonywać jak to jest. szanuję przede wszystkim siebie i swoje ciało. Nie będę nic robiła przeciwko sobie żeby nie utracić szacunku do siebie.
A w kwestiach przyziemnych to nie mam zamiaru się po czyms takim zastanawiać czy mi ktoś czymś zaraził, czy czasem jakimś cudem nie zaszłam w ciążę, itd.
Biorę też pod uwagę to, że w przypadku gdy już się upewni, że ze mną nic takiego nie będzie mógł robić, to zrobi to poza moimi plecami. Jeśli się o tym dowiem, to będzie koniec naszego związku. Nigdy nie wiadomo jaki numer partner nam wykręci, dlatego o tym pomyślałam. A przysięga małżeńska? Dla niektórych to tylko formułka niezbędna do wypowiedzenia, żeby zawrzeć związek małżeński. gdyby ludzie analizowali to co wypowiadają, analizowali przez cały swój związek, to nie byłoby tylu rozstań (pomijam kwestie patologii).
Teraz, czekam co przyniesie nam każdy dzień dobrego i złego. Nie układam scenariuszy. Zobaczymy co się będzie działo. Są dwa wyjścia, albo będzie dobrze albo źle.
---------- 12:54 ----------
Abssinth napisał(a):Jeśli on tego nie zmieni to się rozstaniemy, to dla mnie oczywiste.
Ty czekasz az on sie zmieni, on czeka az Ty sie zmienisz
fajna macie zabawe
Ile mu dajesz czasu? Jak dlugo bedziesz czekac, az on sie zmieni?
Pewnie on też czeka na zmianę u mnie. I może być tak, że też uzna, że to wszystko nie ma sensu i powinniśmy się rozstać.
Ale gdybym potrafiła przewidzieć swoją przyszłość to pewnie nie miałabym teraz problemów.
A tak każde z nas chce jakoś to wszystko poskładać. Naturalne jest, że człowiek próbuje ułożyć sobie życie tak żeby mu było wygodnie, stąd robi się różne rzeczy żeby zmienić tę drugą stronę w związku. Nie wierzę, że nagle gdy ktoś postanawia się z kimś związać to na wstępie rezygnuje ze swoich przyzwyczajeń, jest 100% kompromisu. Nad tego typu rzeczmi potrzeba dużo pracy. My nie jesteśmy nastolatkami, mamy swoje przyzwyczajenia, każde miało już w jakiś sposób ułożone swoje życie wg swoich wyznaczników. Dlatego teraz tak trudno nam jest się dotrzeć.
Ale cieszę się, że mimo, ze to wygląda jak zabawa, to nie robimy nic na siłę względem drugiej osoby. staramy się ten problem rozwiązań w taki sposób żeby w rezultacie siebie nie zranić, a być szczęśliwym