Flashback

Problemy związane z uzależnieniami.

Flashback

Postprzez Fiołek » 6 wrz 2010, o 18:28

Chciałam tylko przestrzec innych przed chemią, którą niszczy mózg,osobowość i nigdy nei zna sie dnia ani godziny kiedy bedziesz miał nawroty.

Od 10 lat nie biorę,poza jedną próbą zapalenia 3 lata temu. Strach jaki powodowały we mnie dragi skutecznie mnei od nich odpychał (miałam złe podróze po którymś kwasie, potem nawroty ale wtedy tego nei wiedziałam).

Teraz, dokładnie dziś miałam zacząć terapię...nawaliła mi opiekunka w ostatniej chwili,ja oczywiscie oprócz gniewu i złości poczułam ulgę. PAraliżował mna strach.
Od bardzo długiego czasu mam natarczywe myśli, zyję w mega stresie, z posypaną osobowością i nie wiem jak to się stało,ale parę dni temu zgłupiałam.
Wróciła mi faza sprzed 10 lat. Dlaczego?
Nawet nie wiecie jaki to ból. PAranoja,trzęsawka,chore myśli poskładane z ludzkich wypowiedzi, głosy które pchają cię do samobójstwa....wiec płaczę, motam sie,bo kurde nie zrobię tego.
Mam dwójke maluchów. Mam dośc życia. Dość tego ze skretyniałam,a nie znam powodu. Jestem znowu rozdrażniona,krzyczę, prostych rzeczy nei rozumiem, płynę w jakims strumieniu myśli,ludzkich gesatów które totalnie sa dlaekie od normalności.
Minuta trwa wiecznośc. Przejście 30metrów lub załatwienie błahej sprawy to katorga po której wracam załamana,upodlona,najgorsza z głowa pełnych głosów.

Mam dość. Boję sie. Że zrobie sobie coś lub komus. Że mi to nie minie. Że czemu to do mnie wraca? Czy ja zgłupiałam?Nawet dotyk jest inny. Wrażenia słuchowe i dotykowe. Mam momentami lekkie haluny. Chowę się pod kołdrę i swiruję.

Nic nie brałam. Mało piję,bo czuwam ze względu na matkę i ojca alko. Jeśli raz na 2 weekendy z meżem po 2 lampki wina to dużo - to nie wiem.
Jestem od 2 miesiecy ponad sama z dziećmi. Mąż ma pracę w województwie naszych teściów. Z braku laku i chęci wyniesienia sie stąd, z naszej wsi. Wszystko mi tu przypomina schizy licealne, z czasów najgłupszej miłości na dragach, kiedy jeden koleś właśnie na LSD nieźle mi zrył beret. Tylko wtedy myślałam, ze to był mega czad i ze był dla mnie dobry.

Pobyt samej z dziećmi przypominał mi mega moją matkę popijającą z dzieciństwa kiedy ojciec był na kontrakcie. Weszłam w te wspomnienia każdą chwilą. Byłam tak głęboko, ze aż wtedy myślałam ze świruję. Czułam jej samotność (nieźle,swoją zawsze potem), rozdrażneinie bo sama z dwójką i tak mnei to przytłaczało powiem wam.....tylko moja matka chlała,a ja kurde nie. Zdecydowałam się na terapię z ich winy i moich błędów łodości będących wezwaniem o pomoc.

I teraz też proszę o pomoc. Czy mi to minie? Czy takie stany flashbacków mijają szybko? Czy to schizofrenia? Wtedy wychodzenie, poprzedzone myślami i próbami samobójczymi jakoś mi się udało. Nie wiem jak. Pewnego dnia czar prysł a ja wróciłam do żywych. Ale teraz mam obowiazki,dzieci,przedszkola. Wszystko mnei przeraża,przerasta.....boję się.
Zadzwoniłam dziś do osrodka nerwic. Na terapię mam jechać 13 lub 20 w zależności jak się termin zwolni. Póki co wydaje mi się to abstrakcja z natężonymi lękami i schizami. Wizyta w pociągu i miliony ludzkich rozmów kiedy mam wyostrzone zmysły i wszystko odnosi sie do mnie i układa w schizoidalną układankę mnie wyczerpie....tracę poczucie rzeczywistości. Mam obniżone poczucie koncentracji. Wyjazd z prostej krzyżówki dziś mnie przerósł a co dopiero jazda do Gliwic....dzwoniłam dziś do Ośrodka,ale pani dr która mnie diagnozowała ma do końca tygodnia zajęte terminy,a potem urlop 3 tygodnie. To mnie nie ratuje,bo nei wiem czy dotrwam.
Umówiłam się z recepcjonistką, że gdyby ktoś odwołał termin ma dzwonić i przyjadę. Czemu nei dzwonię gdzie indziej? Bo nie wiem gdzie...tam mają całą moją kartotekę dda z Siemianowic i teraz te nowe konsultacje.
Najpierw zadzwoniłam do mojej starej terapeutki z Siemianowic,ale ona przekierowała mnie do obecnego ośrodka gdzie mam zacząć terapię...i jestem przerazona. Naprawdę potrzebuje pomocy,bo się miotam. Wariuję. Nikomu tego nie życzę.

Nie paliłam rok i miesiac. Właśnie zaczełam znowu palić,by choć w ten sposób ukoić nerwy i stan rozdygotania.

pozdr,

PS. Napiszczie szczerze. uważacie mnie za czubka? GArdzicie takimi osobami jak ja?
Co mam zrobić jeśli nei osądzzacie mnei tak krytycznie?Błagam. Boję się.
Avatar użytkownika
Fiołek
 
Posty: 30
Dołączył(a): 15 maja 2010, o 15:59
Lokalizacja: z samotni

Postprzez mahika » 6 wrz 2010, o 18:40

przeczytałam, nie uważam Cię za czubka. Nie gardzę Tobą. Chciałam żebyś tylko wiedziała, bo nic mądrego odnośnie Twojego problemu nie przyszło mi do głowy, poza tym żebyś sama siebie tak srogo nie oceniała, nie gardziła sobą. Jesteś dzielna, tylko masz gorszy czas. Szkoda że nawaliła opiekunka. Bo teraz najbardziej potrzebujesz terapii.
Trzymaj się ciepło.
Avatar użytkownika
mahika
 
Posty: 13346
Dołączył(a): 7 maja 2007, o 16:07

Postprzez Filemon » 6 wrz 2010, o 19:12

Fiołek, nie brzmisz dla mnie jak schizofrenik czy jak jakiś "świr" - wręcz przeciwnie: ogarniasz sytuację i myślisz realistycznie, czyli masz kontakt z rzeczywistością!!

realistycznie rejestrujesz w sobie pewne objawy i opisujesz je... ja się na narkotycznych sprawach i pozostałościach po takich doświadczeniach nie znam... ALE to co piszesz brzmi dla mnie niepokojąco!

to znaczy wydaje mi się, że Ty masz doświadczenie w tym obszarze i sama siebie poprawnie obserwujesz i wyczuwasz jakiś rodzaj zagrożenia, który wymaga pomocy i interwencji - tak przynajmniej Cię rozumiem w tym co piszesz

kiedy Cię czytam, to mam wrażenie, że Twój odbiór jest adekwatny do rzeczywistości i myślisz realistycznie... czyli jednym słowem, tak jak i Tobie wydaje mi się, że ZDECYDOWANIE POTRZEBUJESZ POMOCY I WSPARCIA I TO SZYBKO!

widzę, że masz problem z uzyskaniem tego - nie odpuszczaj, tylko próbuj dalej, gdzie indziej...

poszukaj na necie - może jakieś telefony zaufania, gdzie Ci coś podpowiedzą, albo przynajmniej znajdziesz doraźną ulgę i możliwość pogadania o tym jak się czujesz...

jeśli jest to możliwe, to poinformuj męża, rodzinę, najbliższych przyjaciół - poszukaj wsparcia, wszelkiego... mam wrażenie, że odciążenie Cię chociaż trochę w opiece nad dziećmi mogłoby od razu przynieść Ci pewną ulgę i poprawę samopoczucia...

zwróciłbym się też do jakiegoś ośrodka pomocy społecznej - może przydzieliliby Ci czasowo kogoś do pomocy przy dzieciach - właśnie trochę do opieki na przykład, nawet po to, żebyś mogła trochę się oderwać i mieć jakiś czas dla siebie... w ośrodku pomocy społecznej może też być psycholog albo terapeuta...

w rejonowej poradni zdrowia psychicznego jeśli ich przyciśniesz, to MUSZĄ Cię skonsultować i udzielić jakiejś pomocy...

aha, można też czasami pójść na izbę przyjęć do szpitala psychiatrycznego - w moim mieście mają tam dyżury i jak się idzie, to przynajmniej pogada z człowiekiem psychiatra, oceni w jakim się jest stanie i na przykład możesz dostać doraźnie jakiś lek (parę tabletek) i dalsze zalecenia...

zgadzam się z Tobą, że niekoniecznie psychoterapia i to jeszcze w grupie może być dla Ciebie dobra przy takich objawach, jakie Ci się obecnie włączają...

próbuję Ci coś doradzić, ale nie mam doświadczenia z narkotykami i skutkami ich brania - mam jednak poczucie, że nie świrujesz, tylko trafnie, realistycznie wychwytujesz pogorszenie stanu zdrowia i słusznie próbujesz znaleźć sobie pomoc, tylko są z tym obiektywne trudności - nie poddawaj się i szukaj wszędzie gdzie się da!

serdecznie Cię pozdrawiam i trzymam kciuki!

Fil
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Postprzez christmas_tree » 7 wrz 2010, o 07:16

Hej...
Przyznam się, że aż mnie zmroziło, kiedy czytałem Twojego posta... Sam nie biorę od wielu lat, nie piję ponad 3, więc wydawało mi się, że wszelkie niebezpieczeństwo mam za sobą.
Nadal jednak jestem pod kontrolą psychologa i biorę leki. Dlatego sugestie Filemona są bardzo trafione, jeśli miałbym cokolwiek doradzać - to właśnie to.
Trzymam za Ciebie kciuki, nigdy mi się nie przytrafiło nic podobnego, dlatego nawet nie umiem sobie wyobrazić, jak się teraz czujesz :/
Ściskam gorąco.
chr
christmas_tree
 
Posty: 429
Dołączył(a): 7 maja 2007, o 10:37
Lokalizacja: Kraków

Postprzez Cacanka » 7 wrz 2010, o 09:31

Fiołku Kochany! Przytulam!

Podpisuję się pod tym, co napisał Filemon! Szukaj pomocy. Wiem, że to trudne, że jesteś przerażona i dygoczesz...ale proszę zrób to!

Trzymam kciuki za Ciebie, czekam na jakiś post- jak się czujesz...

Pamiętaj, że tu zawsze ktoś jest i możesz się wypisać do woli. A forum jest pełne mądrych,doświadczonych i życzliwych osob, które na pewno chętnie posłużą Ci radą i wsparciem.

Pozdrawiam Fiołku!
Avatar użytkownika
Cacanka
 
Posty: 158
Dołączył(a): 30 paź 2009, o 10:48

Postprzez Fiołek » 7 wrz 2010, o 11:19

Dzięki, że nie potraktowaliście mnei jak swira. To dla mnei dużo.
Fil,nawet nie wiesz ile dały mi twoje sugestie. Mimo lęku i paranoidalnych głosów z rogu pokoju zadzwoniłam na telefon zaufania. Babka była w szoku,bo książkowo w takim odstępie flashbaki się pojawiają,ale dla niej to pierwszy przypadek. Czy mi ulżyło? Średnio,bo kobieta dała mi się wygadać (a ja naprawdę mam już swoiste dość gadania o tym, w kółko opowiadania jak "urzekła mnie twoja historia".Chcę juz to wszystko pozamykać,bo totalnie nie pracuje juz z uczuciami,do których dostęp i tak mam mizerny a z własną psychiką, myślami,natręctwami,głosami....a to juz nie jest przyjemne),ale nie wiedziała jak mi pomóc. Przyznała mi rację, ze szukanie innego ośrodka nim terapeutka wróci jest bezsensu skoro tak mnie meczy wałkowanie tematu na okrągło bez żadnej informacji zwrotnej czy leków.
Ja w każdym bądx razie nagrałam się tam jeszcze wczoraj w Ośrodku Nerwic na sekretarce z przypomnieniem. I postanowiłam, pomimo jakis "złych doradzaczy" w mej głowie, ze bedę natrętna co godzinę to może się "miejscóweczka znajdzie" ;)
No i rano zadzwonili zebym była na 8.00. UCieszyłam sie i wystraszyłam,bo pomimo świadomośći ze to wszystko brednie i głos,który wyprzedza me i innych działania jest diabłem,nie istnieje to jednak wiem, ze musze to powiedzieć lekarzowi.

Wiecie, w liceum kiedy ostro jechałam z pseudoznajomymi a nikt się nawet nie spodziewał,bo bylam dobrze uczącą sie dziewczynką zaspokojającą potrzeby innych, przytrafiły mi sie dwie podobne sytuacje. Najpierw kiedy czułam że dzieje sie ze mną coś złego i po zerwaniu z moim chłopakiem "bogiem", który (jak się teraz okazuje na LSD przesterował mi psyche machając przy tym zapalniczkami i innymi "hipnotyzantami". Dla kogoś o silnej psyche może się wydawać to co piszę chore,ale ktos podatny na sugestie myślę, ze wie o czym mówię). I wtedy mimo, ze zaden lekarz mnie zdiagnozował, a starsi wiedzielei o dragach bo potrzebowałam pomocy (połknęłam stos tablet żeby sie zabić) - przezywałam dokładnie to co teraz. Te same myśli,chore, w kółko, wizja jakiegoś gościa którego strasznie sie boję - a którego wymyślił mój były. Który obserwuje mnei wszedzie, a strumień ludzkich rozmó na ulicach,ba nawet w domu układa sie w historie o mnei niszczącą mnie. A moje myśli biją sie z tym co się wytwarza i cierpię niemiłosiernie. Nie umiem tego opisać. Wiem, ze wtedy panicznie bałam sie zycia, ludzi, czułam sie podobnie. A wiec weszłam w te stare rejony co kiedyś. Myslałam, ze mój problem, terapia dotyczy tylko dzieciństwa a tu się okzauje, ze jest cos co mnei bardziej paraliżuje.
Wtedy gdy przez pół roku czułam się jak Ufo i ludzie byli kosmitami myślałam ze mam schizofrenię, ze wszystko jest moją winą. Ale teraz wiem, ze nic nie zrobiłam. Strasznie sie tylko boję czemu dotyka mnei to kolejny raz. Po co pootwierały mi sie tak straszne obszary w mej głowie. NAwet wczoraj potrafiłam otwaorzyć dokładnie kilka ważniejszych chwil na LSD. Myslę, ze takich rzeczy sie nei pamieta. Pamieta się tylko ogólnikowo jakieś wizje,humor,ale nie szczegóły - tak jak ja pamietam rozmowe z tym moim byłym,który wmówił mi tego gościa. Nie obwiniam sie. no, bynajmneij nei w tej chwili. Byłam nieswiadoma manipulacji. Wtedy byłam zakochana i w ierzyłam że nikt mnei skrzywdzi. Pomyliłam się.

Potem nie wiedzieć czemu kiedy wyszłam z dragów a po pół roku powstałam z martwych odzyskałam siebie zaczęłam śpiewać,grać koncerty. Wszystko znikneło.
I ja głupiapojechałam chyba za rok nad morze. W to samo miejsce co z tym byłym, ze wspólnymi zanjomymi tylko bez niego. I dałam się namówic na LSD mimo leku. Nie wiem czemu i co chciałam sobie udowodnić, że dam radę. Że będzie ok, bo przecież zawsze są chichy chachy. Ale nie było. Pamietam tylko kumpelę i mnie w lesie i moja panikę. To był koszmar. Okropnie było. Wszędzie ludzie za nami (weakcje/morze/młodzież), ilosć dxwięków, obrazów....nie myslałam o niczym tylko o śmierci.
Wtedy nie wiedziałam ze jest coś takiego jak bad trip. Że sie zdarza, ze trzeba sie zaopiekować taką osobą, jej lękami. Ale nie czarujmy sie. Każdy był zajety sobą, skwaszony a ja ich przerazałam. Nie wiem jak przeżyłam noc. Chciałam sie utopic w morzu, szwędałam sie jak prawdziwy narkoman. Zgarbiona, pukająca sie pog głowie....koszmar. W nocy wróciłam na pole namiotowe a wszyscy siedzieli przy ognisku. Usłyszałm ich śmiech. Byłam pewna ze to ze mnie. Wszystko zresztą dotyczyło mnie.Uciekłam do namiotu,ale faza nie wychodziła a ja nie mogłam spoczać (podobnie jak wczoraj....ruch,przerazenie nie pozwala sie uspokoić,spoczać). W namiocie był mój "przyjaciel". Przez kilka godzin prosiłam zeby mnie zabił. On pewnie mówił, ze co ja pierd....ę,ale ja nie miałam innych mysli. Byłam skrajnie wycieńczona. PRzerażona sobą. Tym kimś kto mna steruje. Kto mnie zniszczył. W końcu wymyśliłam (wow!Jeszcze potrafiłam wpaść
na jakis pomysł)żeby mnie ktos zabił, a ja zapłacę bo mam jeszcze sporo na wakacje, a mój ojciec mi na to da.
Mój mąż jak mu to opwoiadałam był przerażony a jednocześnie pełen podziwu za to jak byłam zdesperwoana, ze byłam gotowa zapłacić za własną śmierc.

Uciekłam z pola namiotowego. Chyba przez dwa dni sie szwędałam. Nie wiem. Pamietam łąwkę na której spałam. Czułam sie fatalnei. Jak najgorszy ćpun, a nigdy wcześniej tak o sobie nie myslałam. Gdy spotkałam na mieście znajomych czułam się gorsza, widziałam ich oczy pełne przerażenia na mój widok, nie potrafili ze mną gadać, a ja po chwili uciekałam od stołu,bo nie mogłam wytzrymać tych ich rozmów. Ja ich nei rozumiałam, ale te rozmowy wyganiały mnie ze wszystkiego, kazały uciekać,od nich, bo jestem śmieciem, gównem, zgłupiałam. I jakimś sposobem załapałam stopa. Jechałam z jakimiś kolesiami. Wydawało mi sie, ze oni widzą, że wiozą idoitkę. Dowiexli mnei do jakiegoś portu. Kupiłam bilet na pociag i wróciłam 500km do domu. Ubrana w to samo. Bez plecaka. Pełnego stelaża z 8 parami butów,które zostały w namiocie. Działałam bez umiejętności rozdzielenia tego co ważne, rzeczywiste, rzosądne.....pędziłam po pomoc.
Znalazłam ją. Siostra wzięła mnei do babci. Ją jakoś przekabaciłyśmy i tydzień kuracji, zwierzeń i wróciłam nad morze. Normalna kurde. Oczywiscie widziałam ich śmiech,bo to faktycznie było głupie tak jechać bez rzeczy,ale wróciłam po nie,bo przeciez na "przyjaciów" nie miałam co liczyć. Najlepsze, ze jak tam zajechałam był już mój były ze swoją laską....udawałam, ze tego "wydarzenia paranoidalnego nie było".

Nie wiem czy was to interesuje. Nie wiem czemu to napisałam,ale moje przerażenie bierze sie stąd, ze znowu czuję się osadzona w tamtym czasie pomimo posiadania meża,dzieci. Albo budzę sie jako archetyp matki. Jestem nią, wstaję,zwlekam sie, czepiam,jestem rozdrażniona.....dzieci. Albo to co teraz. Jestem tamtym Fiołkiem, który był dzieciakiem a teraz ma dzieci i totalnie nie wie co począć.

Ok.

Co do Mopsu Fil to ja chodzę 2 razy w tygodniu an takie spotkania,bo mamy pomoc od nich. Dziś odwołałam. Dzieci mam chore,a po drugie się boje. Tam są normalnie ludzie, a ja sie boję, ze mój umysł tego nie przetrwa.

Co do pomocy do dzieci to też tak myślałam,ale z drugiej strony ja:
nie mogę być sama. W pierwsze dni września gdy dzieci były w przedszkolu a mi zaczęło się to dziać wariowałam na maxa. Doszłam do tego, ze porównuje sie do mojej matki. Samotnej,bez pracy,nic nie wartej....ratowała mnie myśl tylko o terapii 6 września. Ale problemy z dograniem opieki mnie przerosły. W końcu kobieta zrezygnowała w piatek i wpadłam w panikę. No bo co ja pocznę najblizsze 2 tygodnie sama w domu jak dzieci w przedszkolu? Nie taki był plan. Bałam sie samej siebie. CIszy. Zajec. Wiesz, jak masz czady i słyszysz okrutne głosy zewszad, w każdym ruchu za scianą (chyba coś jak delirka), to chowasz sie pod pościel i dygoczesz. Gadasz w końcu sam do siebie, do tego czegoś a kysz, a kysz...ale jak masz myśleć ze nie zwariowałeś?



Co do rodziny to nei mam sie do kogo zwrócić. Już jutro muszę zgrać babcie 75 letnią jak pojadę do Gliwic (b. się boję,że wpadnę w panikę ni nie trafię....nie jestem sobą!)żeby została z chorymi dziećmi. MAtka ma leczeniu, chory człowiek. Ojciec potrafi tylko dać kasę lub auto, siostra? Z nią nie za dobrze żyję. Ona sama ma ze soba problemy i wiecznie czułam jakby mi łaskę robiła. Jesteśmy lekko pokłócone.
Przyjaciół? Nie mam. Mam paru znajomych "od dzieci" Miłe dziewczyny,ale zazwyczaj z dziećmi. Więc na ich pomoc nie mogę liczyć. Zresztą opowiadanie ludziom o moich zchiazch wydaje mi sie kretynizmeme,bo wiem co uslyszę. PRzestań. Wydaje ci się.
Jedynie mój mąż mnie słucha. Rozumie. MArtwi się.

LEdwo juz daje radę,bo nei wie jak mi pomóc.
Ma pracę 120km stąd. Mieszka o teściów. Jest raz na 2 tygodnie 1,5 dnia,bo robi 6 dni w tygodniu na noc. Nawet jak mam właśnie potrzebę pogadać to on śpi,bo robi na nocki. Gadamy nie zawsze wtedy kiedy ja mam straszną potrzebe,bo on potrzebuje spać żeby się kurde w nocy nei zabic.
Bardzo mi go brakuje. To mój najlepszy przyjaciel. O wszystkim z nim rozmawaam,a od kilku miesięcy sie popierdzieliło. NAsza sytuacja finansowa też tragiczna wiec wszystkiego mi sie odechciało. NAwet wizyt w sklepie. Kupowania. Jest to dla mnei porblem. Płakać mis ię chce jak mam płacić za parę rzeczy normalnie.

Myśle, ze gdybyśmy byli razem byłoby inaczej. Teraz gdy był potrafiłam mimo schiz sie zapomnieć. Wtuliłam się w jego ciepłe ciało i czułam sie jak w łonie matki. Bez myśli, ciepło i bezpiecznie.
Kocham go. Tęsknię.Ale wiem, ze wyjscia nei ma. Do konca miesiaca musi robić,a co dalej?
To też mnei przeraża,bo plan mieliśmy taki, ze wynosimy sie z mojego miasta, zadupia, gdzie "całamoja historia jest zapisana" właśnei w rodzinne strony jego. W założeniu ma znaleźc normalną dobrą pracę i mamy się trzymać drogi wytyczonej żeby tam zamieszkać. Nie wiem jak sie z tym uporamy,bo nie sądziłam, że będzie mi tak ciężko.


Dodam tylko, ze dalej słyszę w mej głowie tego potwora. Męski głos.
Ze strasznie sie boję tej wizyty jutro. Tego, ze zapną mnie w białe pasy i wyślą do psychiatryka a wtedy to już amen.
tego, ze boje sie tej mej walki w wiarę w tego gościa,który i tam bedzie. w pokoju terapeutki. Iwęc znowu mówienie o czymś w jego obecności.
boże myślałam, ze jestem normalną dziewczyną. Że tylko dzieciństwo mnie skrzywiło. A tu prosze?
Bez ćpania mój umysł zwalcza chore rzeczy.

Nie wiem, moze ma to też zwiazek ze zjawiskiem dysocjacji....

w dzieciństwie wiele rzeczy widzę z lotu ptaka. Jakbym kamerowała. I teraz też mam takie wrazenie jakbym odleciała od ciała....nie wiem.
Avatar użytkownika
Fiołek
 
Posty: 30
Dołączył(a): 15 maja 2010, o 15:59
Lokalizacja: z samotni

Postprzez Filemon » 7 wrz 2010, o 22:26

Fiołek, wpadłem dopiero do domu po całym dniu i przeczytałem Twojego posta... Ucieszyłem się bardzo, że zawalczyłaś i aktywnie szukasz pomocy!

Tak jak pisałem, ja się na sprawach narkotykowych właściwie zupełnie nie znam, więc nie wiem jak się ma Twoja przeszłość z narkotykami do tego, co się dzieje z Tobą teraz - ale pewnie ma to jakiś związek.

Uważam, że to genialnie, że wywalczyłaś sobie na jutro tą wizytę i liczę na to, że tam uzyskasz pomoc. Przypuszczam, że te głosy, o których piszesz, itd. że to może wymagać podania leku, aby to stłumić a wtedy się prawdopodobnie uspokoisz i miną lęki...

Kurcze, martwię się o Ciebie, ale strasznie się cieszę, że się nie poddałaś, tylko walczysz o pomoc i to skutecznie! Jedź jutro na tą wizytę koniecznie, bo to ważne i możesz otrzymać tam skuteczną pomoc.

Przyszło mi jeszcze do głowy, że w jakichś poradniach uzależnień też mogłabyś w razie czego szukać pomocy lekarza psychiatry, bo wydaje mi się, że pewnie trzeba będzie lekiem stłumić, przyciszyć to co Ci się obecnie dzieje i tym samym uspokoić też lęki a potem jakiś czas przeczekać aż to się cofnie - trochę podobnie jak w tej historii nad morzem, którą opisałaś... Z tym, że ja się na tym nie znam, nie mam doświadczenia, ale dobry psychiatra lub specjalista od uzależnień powinien to ogarnąć i poradzić sobie, czyli odpowiednio Ci pomóc.

Napisałaś, że wtedy po tej historii nad morzem pomogła Ci siostra, jednak teraz nic o Niej nie piszesz... Czy obecnie nie mogłabyś się z nią skontaktować? Może i teraz byłaby dla Ciebie dobrym oparciem. Rozmowy z mężem również - musisz dać mu się wyspać, ale pewnie są takie godziny w ciągu dnia, kiedy może być dla Ciebie dostępny i chociaż trochę pogadać, prawda...? Szukaj każdego sensownego wsparcia, które jest dostępne - tak po trochu i uzbiera się tyle ile trzeba, żeby przetrwać najgorsze i żeby ten stan ustąpił...

Pozdrawiam Cię serdecznie i cholernie się cieszę, że działasz i się nie poddajesz tylko szukasz pomocy - może to śmiesznie zabrzmi, bo ja Cię przecież nie znam, ale w jakimś sensie jestem z Ciebie dumny... że robisz co możesz mimo, że sytuacja jest trudna! :)

Pozdrawiam Cię serdecznie

Trzymaj się i daj znać jutro jak poszło...

Fil
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Postprzez Cacanka » 8 wrz 2010, o 20:54

Fiołku, co u Ciebie? jak sie czujesz?....
Avatar użytkownika
Cacanka
 
Posty: 158
Dołączył(a): 30 paź 2009, o 10:48

Postprzez Filemon » 9 wrz 2010, o 00:27

.....?
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Postprzez Fiołek » 9 wrz 2010, o 11:36

Nie czuję sie za dobrze...

dostałam lek depresyjny i psychotropy, stopniowo zwiększajac dawkę.
Jestem w silnej depresji, pogranicze mocnej psychozy...ponoć dobrze, ze to się nei stało na grupie,bo mogłabym wylądować w psychiatryku.

Czas mi sie dłuzy, czekam na działanie leków,ale to musi potrwac. Dawka niewielka choć stopniowo zwiększana. Boję się wszystkiego,źle się czuje ze sobą....boję sie, ze to nie minie a ja tego nei wytrzymam. Moja siorka była za mną Fil. Martwi sie. Pomogła. Ale znowu wieczorem zaczęłam troche manipulować, jak to ona.

Ojciec sie głupawo uśmiechnął na moją chorobę.....temu fletowi nigdy na mnei nie zależało. Ma mnie w dupie. Już gorzej z córką być nie moze, a on się tylko głupawo uśmiecha pytając: ciekawe czemu tak?

Szkoda słów.
Avatar użytkownika
Fiołek
 
Posty: 30
Dołączył(a): 15 maja 2010, o 15:59
Lokalizacja: z samotni

Postprzez Filemon » 9 wrz 2010, o 12:04

Fiołek napisał(a):Boję się wszystkiego,źle się czuje ze sobą....boję sie, ze to nie minie a ja tego nei wytrzymam. Moja siorka była za mną Fil. Martwi sie. Pomogła. Ale znowu wieczorem zaczęłam troche manipulować, jak to ona.

Ojciec sie głupawo uśmiechnął na moją chorobę.....


Fiołek, to MINIE, MINIE MINIE! :)
Zobaczysz, że minie i wytrzymasz, bo jesteś dzielną i silną facetką - mimo tego, że znalazłaś się na granicy psychozy udało Ci się wywalczyć co trzeba i zapewnić sobie w porę pomoc...

Kurczę, TY MI SIĘ NAPRAWDĘ PODOBASZ, bo jesteś dzielna i potrafisz walczyć - nie przeciwko komuś, tylko o swoje dobro i to jest wspaniała umiejętność!! Przypuszczam, że dzięki temu właśnie się uratowałaś... Leki na razie Cię pewnie przymulą i mogą wywołać jakieś skutki uboczne, ale jeżeli okażą się dobrze dobrane, to nie dopuszczą do rozwinięcia się psychozy a to przecież w tej chwili bardzo ważne!

Siostra jaka jest, taka jest, ale pomogła i jest przy Tobie - TO SUPER! :D Pozdrowienia serdeczne dla Twojej siostry, bo w trudnej sytuacji się sprawdziła, mimo że może ideałem nie jest... ;)

A tatusia... pies ganiał ;) nie dociera do niego, nie rozumie - trudno - może jeszcze kiedyś mu się to zmieni, może zmądrzeje... Najważniejsze teraz, że PORADZIŁAŚ SOBIE Z SYTUACJĄ, ZAPEWNIŁAŚ SOBIE POMOC I NIE JESTEŚ CAŁKIEM SAMA I OPUSZCZONA... Bardzo się z tego cieszę - naprawdę i aż się sam temu dziwię, bo przecież prawie Cię nie znam a jednak tak jakoś silnie mi zależało, żeby było z Tobą dobrze i żebyś znalazła sobie ratunek...

Aha... wiesz ja mam bliską przyjaciółkę, która nie tylko była na granicy psychozy, ale przeżyła paromiesięczny epizod psychotyczny i była hospitalizowana i wyobraź sobie... wyszła z tego wszystkiego na przestrzeni paru lat tak wspaniale, że dzisiaj czuje się dobrze, nie bierze żadnych antydepresantów ani neuroleptyków (tylko lek przeciwlękowy), prawie całkiem normalnie pracuje, ma grono przyjaciół, różne zajęcia, radzi sobie z domowymi i życiowymi obowiązkami i... wszystko jest OK!

No więc i z Tobą tak będzie, tym bardziej, że Ty w porę zadziałałaś i psychoza jeszcze się nie rozwinęła... Tylko jedna ważna uwaga - mojej przyjaciółce aż kilkakrotnie zmieniano leki zanim trafiono na taki, który dobrze zadziałał i nie dawał zbyt silnych objawów ubocznych, więc teraz dobrze będzie jeśli Ty też będziesz siebie obserwować (i Twoja siostra też mogłaby, bo ona Cię zna, więc rozpoznawałaby pewnie jakieś ważne zmiany w Twoim zachowaniu i samopoczuciu) i trzeba by sprawdzać czy te leki zadziałają i przyniosą pożądany skutek, bo jeśli nie, to trzeba by było znowu zgłosić się do tego lekarza i prosić o dobranie innych leków, albo zmienienie dawkowania - czasami bywa, że to ma miejsce kilka razy, ale miejmy nadzieję, że w Twoim wypadku tych dodatkowych problemów będzie jak najmniej...

Ściskam serdecznie i trzymam kciuki za pełny powrót do zdrowia!

Fil :)
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Postprzez Fiołek » 10 wrz 2010, o 16:01

Dzięki Fil.
Nawet nie wiesz ile mi twoje słowa otuchy dały. Naprawdę. czułam twoją troskę,choć wirtualną, i radośc ze się nie poddaję. Fajne uczucie ;) Wow. To ja mam jeszcze uczucia? Momentami jestem w szoku.

Ze mną niby lepiej,choć cudów nie ma. Jestem wyciszona, momentami zamulona. Ale co się dziwić jak zamiast zwiększenia dzisiaj depresantu do 1-1-0 pomyliłam się i wzięłam rano dwie. Wczoraj pomimo wzięcia psychotropa na noc miałam problemy z zaśnieciem. To raczej nie lek nasenny,a w śnie powtarzają mi się sceny z reala,dnia więc lęk przed snem mam spory niestety.

Właśnie dziadek wziął wnuki na spacer,bo ja nie dam rady. Boję się wyjśc. Widzę, ze dzosły mi omamy węchowe jak w tamtym okresie więc wolałam więcej nei wychylać nosa na dwór.

Być może dzisiaj,najpóźniej jutro przyjedzie po nas mąż i zabierze nas do teściów. Z braku laku (on pracy przerwać narazie nie może) jest to jakaś opcja. Chcę tam jechać i nie chcę,bo będziemy owszem razem,ale to jednak nie mój azyl tylko teścia. Zobaczymy.

Tak strasznie chciałabym to już przeskoczyć. Mam dość. Żałuję chyba nawet rozpoczęcia terapii. Wiedziałam, że bedzie ciężko,ale żeby do takiego stopnia?

POtrzebuje wsparcia,rozmowy z drugim człowiekiem. Wiary, ze ten swiat nei skłąda sie z samych potworów. Że życie to nie piekło na ziemi.
Będę walczyć. Bo tam za tą wielką górą jest napewno kolorowo i spokojnie. A ja tego właśnei chcę.

PS. A leki mam:perazin 0,025 w docelowej dawce 0-0-3. I depresant Amitryptylinum 25mg, w dawce docelowej 2-2-0

Ściskam was mocno.
Avatar użytkownika
Fiołek
 
Posty: 30
Dołączył(a): 15 maja 2010, o 15:59
Lokalizacja: z samotni

Postprzez Filemon » 10 wrz 2010, o 20:38

Fiołek napisał(a):Dzięki Fil.
Nawet nie wiesz ile mi twoje słowa otuchy dały. Naprawdę. czułam twoją troskę,choć wirtualną, i radośc ze się nie poddaję. Fajne uczucie ;) Wow. To ja mam jeszcze uczucia? Momentami jestem w szoku.


heh, wiesz, ja właśnie na tym moim ostatnim spotkaniu terapeutycznym też poczułem nadzieję na odżycie we mnie normalnych, wyrazistych i także tych przyjemnych odczuć... (a nie tylko ciągle uczucia przygnębienia, złości, lęku i przytłoczenia tym wszystkim razem... :( )
Fiołek napisał(a):Ze mną niby lepiej,choć cudów nie ma.


już trochę lepiej - tak szybko? Ty szczęściaro! ;) czyli już jest ulga - no to pewnie oznacza, że leki dobrze dobrane i może nie trzeba będzie ich zbyt długo stosować... :)
Fiołek napisał(a):Być może dzisiaj,najpóźniej jutro przyjedzie po nas mąż i zabierze nas do teściów. Z braku laku (on pracy przerwać narazie nie może) jest to jakaś opcja. Chcę tam jechać i nie chcę,bo będziemy owszem razem,ale to jednak nie mój azyl tylko teścia. Zobaczymy.


no pewnie wsparcie teraz się przyda a i to, że nie będziesz przesiadywać sama, bo zdaje się, że to Ci nie robiło dobrze...
Fiołek napisał(a):Tak strasznie chciałabym to już przeskoczyć. Mam dość. Żałuję chyba nawet rozpoczęcia terapii. Wiedziałam, że bedzie ciężko,ale żeby do takiego stopnia?


słuchaj, z terapią tak się czasem zdarza - to znaczy, że teraz przez jakiś czas trzeba sobie terapię odpuścić i najpierw ustabilizować psychikę... sama zapewne poczujesz kiedy przyjdzie moment na to by powrócić to jakiegoś procesu terapeutycznego, jeśli będziesz miała taką potrzebę i chęć - przynajmniej tak właśnie było z moją przyjaciółką, o której Ci wspominałem, a która obecnie całkiem dobrze się czuje i funkcjonuje w życiu... a "nad rozlanym mlekiem" nie ma co płakać... prawda? liczy się to co teraz i co przyniesie przyszłość... :)
Fiołek napisał(a):POtrzebuje wsparcia,rozmowy z drugim człowiekiem. Wiary, ze ten swiat nei skłąda sie z samych potworów. Że życie to nie piekło na ziemi.
Będę walczyć. Bo tam za tą wielką górą jest napewno kolorowo i spokojnie. A ja tego właśnei chcę.


w moim odczuciu pięknie to wyraziłaś...

może się kiedyś spotkamy "tam za tą wielką górą, gdzie jest na pewno kolorowo i spokojnie" i pójdziemy razem na długi, przyjemny spacer... chciałbym, żeby się spełniło! :)

ja też ściskam Cię serdecznie!

wiesz, zastanawiałem się dlaczego tak szybko i tak silnie Twoje przeżycia stały mi się tak bliskie i zaangażowałem się w Ciebie i Twoją sytuację... i zdałem sobie sprawę, że mamy coś wspólnego, w moim odczuciu (mimo, że ja nigdy nie otarłem się o psychozę - choć kto wie, co jeszcze może być w przyszłości...) - nie wiem DOKŁADNIE co to jest, ale mam wrażenie, że jest to jakiś obszar bólu i wewnętrznego ciężaru, który oboje chyba w sobie nosimy oraz pragnienie życia... a nawet lepszego życia! które mimo wszystko się przez to przebija i chęć by to życie było takie właśnie jak "za tą wielką górą"... :) możliwe, że łączy nas jakaś wspólnota przeżyć, o której nawet dokładnie nie wiemy... no ale o tym, to może pogadamy kiedyś, kiedy poczujesz się lepiej i będziesz bardziej na siłach by może zajrzeć trochę gdzieś w przeszłość... (ja właśnie czytam pewną książkę psychologiczną, która wyzwala we mnie zaskakująco silne reakcje a dotyczy tematyki bardzo poważnych nadużyć...)

może mamy trochę podobne podobne marzenia i typ wrażliwości...??

trzymaj się i daj znać jak tam się jawią kolejne dni...

:serce2:
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Postprzez Fiołek » 14 wrz 2010, o 16:40

---------- 10:15 11.09.2010 ----------

Fajnie piszesz. Takim innym właśnie językiem jak dla mnie. Czułym,dającym uśmiech na twarzy i taki spokój, że wszystko w końcu minie.

Co do tego bólu i progu wrażliwości to myślę podobnie. Coś w tym jest.
A to, że piszę, ze mam dość terapii i żałuję na swój sposób to w mej ocenie jest prawidłowe. Bo w tym stanie nikt przy zdrowych zmysłach nie potrafiłby długo funkcjonować i jeszcze dziękował, że się tu znalazł.
Ale choć piszę, że mam dosć to cały czas sobie tłumaczę, ze jak "halo" ustąpi a ja zapomnę silnie zakorzeniona psychozę i jej elementy - wrócę tam i popracuje nad tym co mnie gryzie. Co boli, co tak strasznie napawa lękiem ze względu właśnei na moją wrażliwość, wrażliwość małej dziewczynki,osieroconej emocjonalnie i tłamszonej psychicznie i pokonam te demony. I jak już będzie po to wtedy pewnie pojawi się tęcza ;)
Oczywiście boję się narazie o tym mysleć,bo jednak sama tych wspomnień nie dźwignęłam....ale niestety mój umysł mimo leków co jakiś czas wraca. nie jest to trudne, bo mam dzieci. Córka bardzo przypomina mi mnie. Nosi okularki,charakternie bardzo podobna do małego Fiołka.
Ale nie pozwolę żeby ona przeżywała dramat mojego dzieciństwa.

I tak sobie myśle, przy wsparciu wczorajszym siostry i jej męża. Miałam atak psychotyczny (takie określenie usłyszałam wczoraj u Dr.Housa :D ) . Zaraz przyszli do mnie. I wiecie,oni nie piją bo on jest byłym alko,narko i od 1,5 roku totalna abstynencja. I być może te moje lęki,zachowania to właśnie takie objawy abstynencyjne. Głód. MImo, ze ja się go wypieram.

Nie wiem...

Moja druga wczorajsza refleksja po uspokojeniu jest następująca.
wówczas w liceum gdy przestałam samoistnie brać miałam właśnei "halo". I myślę sobie, że amte uczucia strachu,bezradności,beznadziei,samotności,opuszczenia były mi na tyle bliskie ze właśnie mój usmył wrócił do tamtego okresu. I sie przeraził gdy zaczęło sie dziać to samo. Ale był już na tyle słaby że popłynął.
No bo jednak wtedy zamiast radzić sobie z pomocą bliskich czy na trzexwo z przytłaczającymi mnie uczuciami radziłam sobie uciekając w alko i dragi.
I dlatego choć uważam, ze wszystko jest dla ludzi rozważam opcje w ogóle nie picia. Nie tylko dlatego, że teraz biorę leki. Myślę, że nawet minimalna ilość na jaką sobie pozwalałam mogła być takim przedłużeniem nałogu. Bo choć nie borę narkomanem sie jest całe życie.

Ok.
Miłego dnia życze wszystkim.

---------- 16:40 14.09.2010 ----------

Chciałam tylko napisać, ze mój stan sie znacznie pogorszył,a moze i polepszył. Odkryłam 3/4 mojej traumy. Szok. Nie ukrywam, ze ciężko by miło się tą historią podzielić. I na pewno tego nie zrobię. Tak teraz bynajmniej myślę.
Świruję momentami bardzo,ale pomaga mi koleżanka terapeutka z Warszawy. Jest rewelacyjna i pomaga mi w stanie "swirka" poukładać rzeczy,nazwac po imieniu,nakierować. Bardzo mi pomaga.

Nie wiem co będzie dalej. Możliwe, że czeka mnei szpital. ale mam tego nie traktować jako tego, ze głupieję. ponoć tak nie jest. Mam stały kontakt z rzeczywistością mimo traumy i nasilonych głosów. Słucham ich i zapisuję. I wyjawia się smutna,okrutna historia.
Avatar użytkownika
Fiołek
 
Posty: 30
Dołączył(a): 15 maja 2010, o 15:59
Lokalizacja: z samotni

Postprzez Cacanka » 17 wrz 2010, o 14:53

jak sie dziś czujesz Kochana?
Avatar użytkownika
Cacanka
 
Posty: 158
Dołączył(a): 30 paź 2009, o 10:48

Następna strona

Powrót do Uzależnienia

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 238 gości