odszedł

Problemy z partnerami.

Postprzez blanka77 » 8 wrz 2010, o 10:39

Filemon napisał(a):odnośnie tych punktów, które wypisałaś Blanka na podstawie posta Ladybird, to wydaje mi się całkiem możliwe, że opisują one mężczyznę, który NIE POTRAFI BUDOWAĆ KONTAKTU...


mój partner też wykazywał duży POTENCJAŁ, jednak DE FACTO, CZYLI REALNIE GO NIE REALIZOWAŁ, tak więc istniał jedynie POZÓR tego, że mogłoby być dobrze - W PRAKTYCE okazywało się to ABSOLUTNIE NIEMOŻLIWE, niemniej potencjał ten prowokował do ponawiania prób i podtrzymywał nadzieję... :?[/color]


Mój też "chciałby" zebyśmy rozmawiali, żeby było dobrze, a to tylko teoria. Teraz widzę, że to on chyba nie potrafi rozmawiać. Bo do tej pory to ja jakoś niechętnie dzieliłam się swoimi sprawami. Jak zaczęłam, to wszystko szlag trafił. Już sama nie wiem jak mam się zachowywać. Nie mówić nic - źle, mówić - jeszcze gorzej.

Dzisiaj mam mętlik w głowie.
Avatar użytkownika
blanka77
 
Posty: 3210
Dołączył(a): 1 wrz 2010, o 12:38

Postprzez Filemon » 8 wrz 2010, o 11:16

blanka77 napisał(a):Mój też "chciałby" zebyśmy rozmawiali, żeby było dobrze, a to tylko teoria. Teraz widzę, że to on chyba nie potrafi rozmawiać. Bo do tej pory to ja jakoś niechętnie dzieliłam się swoimi sprawami. Jak zaczęłam, to wszystko szlag trafił. Już sama nie wiem jak mam się zachowywać.


być może instynktownie unikałaś rozmów przeczuwając, że wówczas wyjdzie na wierzch to co wyszło... czyli niezdolność Twojego partnera do jakiegoś budującego relację dialogu...

przełamałaś barierę, zaczęła chętniej dzielić się swoimi sprawami i stało się to, co podświadomie wyczuwałaś wcześniej...

wcześniej było źle (bo trzymałaś w sobie), teraz też jest niedobrze, bo kiedy różne sprawy ujawniasz, odkrywasz, to wtedy okazuje się, że gotowość Twojego partnera do rozmów była POZORNA - potencjalna tylko... jak przychodzi co do czego, to okazuje się, że on nie potrafi...

no i w takiej sytuacji poczułaś się zdezorientowana... nic dziwnego :?
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Postprzez blanka77 » 8 wrz 2010, o 11:22

Wszystko to prawda co napisałeś.
Teraz siedzę i czytam różne artykuły np. problemów w związku, już mi to bokiem wychodzi.
Pomyślałam sobie, że zadzwonię do niego i zapytam o czym dokładnie chce rozmawiać, bo chciałabym się przygotować do rozmowy. Ale zrezygnowałam z tego, żeby nie myślał, że się boję tej rozmowy.
Nie mogę skupić sie na pracy dzisiaj, w zasadzie to nic nie robię. Dobrze, że szefa nie ma.
Avatar użytkownika
blanka77
 
Posty: 3210
Dołączył(a): 1 wrz 2010, o 12:38

Postprzez Ladybird » 9 wrz 2010, o 06:57

Bywaly chwile ,kedy wydawalo mi sie ,ze docieram do niego. Jednak moglam sobie pozwolic na mowienie o sprawach ,ktore mnie bolą tylko kiedy naprawdę między nami byl największy miodzio i on mial cudowny humor w zwiazku z czym dużą dozę tolerancji do tego co mowie.
Wtedy powiedzialam o psychologu , o typach dysfunkcyjnych związkow.
Teraz jednak wiem ,że owszem mnie sluchal ,ale nigdy nie umial dostrzec w sobie chocby cienia dysfunkcji.
Jak przyszly gorsze chwile, kiedy sie odsuwalam , ( jest tam we mnie jakis lęk przed bliskościa, a moze raczej przed takim partnerem , jakim on byl czase ) on sie bardzo zmienial. Jakby wrecz mnie nienawidzil. Wtedy nie moglam nic juz powiedziec ,bo zamykal sie kompletnie ,milczal, trektowal mnie jak powietrze i jak smialam zwrocic uwage, wyjezdzal.
Moglam to inaczej rozgrywac, najpierw tak robilam. Chociazby z tą holerną sprawą z koniem , kiedy , stwierdzil ,a za kilka dni mial przyjechac do mnie na stale, ze musi sie powaznie zastanowic , czy nasz zwiazek ma sens. Nie chcial mi powiedziec , o co chodzi ,twierdzac ,ze wiem. Wmawiajac mi mysli i zachowania ,ktore są mi obce.
A ja chcialam tylko corce sprawic prezent na mature kupujac jej konia ( mamy stajnie ,a ona jest zawodniczka ) . Poszlo o pieniedze, potem raczyl mi w koncu powiedziec i o to ,ze podobno powiedzialam ,ze to moja sprawa skad wezme pieniadze ( choc ja sobie tego nie przypominam ).
To bylo straszne , taki wspanialy męzczyzna, taki kochajacy niby , dbajacy o mnie ,nagle tak sie zmienia. A ten jego ton...
Wieczorem z rozpaczy wyciagnelam butelke wina, zadzwonilam do niego ,wywalilam mu wszysko co mysle. Skonczylo sie rozstaniem.
Rano zadzwonilam i przepraszalam dwie godziny ,tlumacząc wszystko , siebie (nie wiem po co ) Przyjechal, ale ja juz nie bylam taka jak wczesniej, nie umialam go tak kochac jak wczesniej..
Nie umiem sobie tego wytlumaczyc... Dlaczego i skad taka moja reakcja.
Czy moje reakcje na takie zachowania sa przesadne, tak jak majaludzie ze zmianami osobowosci np z BDP ?
Ja tak mam - jestem cudowna , kochajaca , czula, a potem to nastawienie sie zmienia. Czuje zed uczucie do partnera znika, ale zawsze to jest zwiazane z jakims negatywnym zachowaniem z jego strony.
Teraz jestem bardzo spokojna w relacjach z partnerem, nie podnosze glosu , nawet jak wyjezdza. Ale juz nie umialam prosic, wczesniej to zrobilam trzykrotnie...
Milczę , coraz wiecej.. choc to nie lezy w moim charakterze.
Wlasciwie to trudno sie przyczepic , do mnie jako partnera, no moze poza tym zmianami w nastawieniu uczuciowym do partnera.
Kiedys bylam klebkiem nerwow, wybuchalam , darlam sie z byle powodu , moja rozmowy byly niewlasciwe , typu ocenianie partnera, negatywne oczywiscie itp..
W tym zwiazku nic takiego nie bylo , czulam ze sie wyciszylam, ale nie umialam sie pogodzic z tym ,ze on nie pozwala mi na wypowiadanie moich oczekiwan, nie pozwala mi na rozmowe, choc na poczatku zwiazku powiedzial , ze cieszy go moja umiejetnosc rozmowy o trudnych sprawach w zwiazku ,bo on teraz wie po nieudanym malzenswie , ze tylko tęde droga. Ze konieczna jest taka rozmowa, ale potem wrocil do starych nawykow. Jednak zapomnial ,ze tak mowil , a njgorsze byly te zmiany w nim ,kiedy go nie poznawalam ,kiedy czulam jego nienawisc wrecz, niechewc do mnie , chec ucieczki.
Nie liczenie sie z moimi uczuciami , wspolnymi planami.
Powinnam moze inaczej to rozgrywac w tych chila, traktowac jak jednostke z problemem ,ale ja tez duzo przeszlam , mialam ojca ,ktory nie znosil sprzeciwu i nie moglam inaczej...
Napissalam mu wczoraj , jak mi przykro , jak sie czuje.. Czeka mnie chyba nastepny zabieg na noge.. nie mam auta a 5 km do stacji , ale on odpisal tylko ,ze mu przykro , ze mam problemy z noga i juz na nic wiecej sie nie odezwal.
BYl tu wczoraj ( tzn przejechal 400 km ) zabral drugi swoj samochod z parkingu . W emocjach wyjazdowaych kazalam zabierac mu wszystko , oba samochody tez ) Widzialam wtedy jego skrywana wscieklosc , ale ja mu powiedzilam ,ze naie chce go widziec jak przyjedzie po auto .
To go strasznie wkurzylo , czulam , ze sobie pozwalam na takie slowa.
Czy on chcila abym go blagala, przepraszala, ponizala sie??
Jak male dziecko , krnabrne, ktore nie slucha tatusia?
MOj ojciec potrafil milczec miesiac, jak mu cos nie pasowalo. To bylo okropne ,jhuz wole awanture chyba.
Moj partner powiedzial , jak kiedys romawialismy ,ze on nie widzi sensu w zrozumieniu tekich problemow z przeszlosci u partnera, czy u siebie (choc tych nie dostrzegal ) To bylo najgorsze. Taki chlod uczuciowy , niezdrowy racjonalizm , partner ma problem ,to odchodzę , abym ja nie mial problemu .
Chcialam bardzo , abysmy sie dotarli , widzialam szanse, to rostanie to glupota, bo niewiele bylo trzeba aby sie porozumiec, tylko zabraklo chceci z jego strony.
Szkoda, bo mielismy szanse na fajne zycie, duzo wspolnych zaintersowan i celow. Lubilismy swa bliskosc i cieplo.
Umielismy razem pracowac, robic plany , uzupelniac sie , wnaszych umiejetnosciach i wiedzy.
On ma teraz tylko problem , bo nie ma pracy ( w jego wieku jej tam nie znajdzie ) , sprzedal mieszkanie z meblami iwyposazeniem , a ja zostalam sama, bez ogrzewania i samochodu.
Mielismy szanse stworzyc cos razem, ja jestem kreatywna a on pragmatyczny i oszczedny.
Dotarlismy sie w wielu sprawach , uwielbial seks ze mna , i ze mna bylo mu najlepiej , tu pasowalismy bardzo do siebie.
Nie moge sie pogodzic , ze to wszystko zniszczyl , zaprzepascil , godzina mu wystarczyla ,aby przekraslic wszystko ..
I to w imie czego ? Dlaczego ?
Czemu nie potrafi zrozumiec , ze nie tedy droga...
Jednak mu zalezalo , bo jak wyjechal poprzednio , dwie godziny tlumaczylam mu przez telefon to wszystko i zaczal rozumiec....
Czasem mial przeblyski , a moze szkoda mu bylo , amoze jednak mnie kochal... a nie rozumial .
Nie wiem, jest mi cholernie przykro , swiat mi sie zawalil w jeden dzien , przez jeden glupi , nieprzemyslany ruch.
Czy mialam go prosic ,blagac ? Nie prosilam , wyjasnialam , o co chodzi , tak jak tu pisze, bardzo spokojnie , co podsumowal " Skoro tak jest to tym bardziej bedzie Ci lepiej , jak Cie uwolnię od siebie "
Rozpisalam sie, ale musze to wyrzucic z sibie ,bo to tak boli...
MYslalam ,ze jak przyjedzie po samochod to wpadnie do mnie , ze moze mi zostawi auto dopuki sobie nie poukladam swoich spraw. A on mnie zwyczajnie nienawidzi teraz, jakbym to ja rozwalila mu zycie.
Avatar użytkownika
Ladybird
 
Posty: 1115
Dołączył(a): 19 gru 2007, o 09:40

Postprzez Sanna » 9 wrz 2010, o 10:56

---------- 10:53 09.09.2010 ----------

Ladybird napisał(a):BYl tu wczoraj ( tzn przejechal 400 km ) zabral drugi swoj samochod z parkingu . W emocjach wyjazdowaych kazalam zabierac mu wszystko , oba samochody tez ) Widzialam wtedy jego skrywana wscieklosc , ale ja mu powiedzilam ,ze naie chce go widziec jak przyjedzie po auto .


---------- 10:56 ----------

Ladybird napisał(a):MYslalam ,ze jak przyjedzie po samochod to wpadnie do mnie


Czemu miałby wpadać jeśli powiedziałaś że nie chcesz go widzieć?
Sanna
 
Posty: 1916
Dołączył(a): 27 lut 2008, o 15:05

Postprzez zizi » 9 wrz 2010, o 10:57

Lady tak mi przykro jak czytam co u Ciebie. :cry:

...........jeszcze będzie dobrze zobaczysz....

tylko nie z Nim....

:szok:

bo miłość ma być skrzydłami....a nie ciężarem i męką....

wiesz....ja sobie powtarzam:
zizi ty już nic nie musisz...ty możesz :wink:

więc Lad Ty tez dbaj o siebie.

....chociaż wiem jak to jest.....ten lęk przed samotnością męczy....
Avatar użytkownika
zizi
 
Posty: 1189
Dołączył(a): 23 wrz 2007, o 16:37
Lokalizacja: z ... Polski

Postprzez Ladybird » 9 wrz 2010, o 10:59

Dla mnie ten nagly wyjazd byl szokiem i mialam prawo do emocji .W TYM MOMENCIE NIE CHCIALAM JUZ GO WIDZIEC, MIALAM OGROMNY ZAL.
Potem myslalam ,ze zrozumie moja sytuacje, zreszta napisalam ,u wczesniej smsa.
Myslalam ,ze ze ochlonie i chociaz zrozumie moja sytuacje, tym bardziej ,ze nic takiego sie nie zdazylo, aby tak nagle wyjezdzac.
Avatar użytkownika
Ladybird
 
Posty: 1115
Dołączył(a): 19 gru 2007, o 09:40

Re: odszedł

Postprzez Sanna » 9 wrz 2010, o 11:17

---------- 11:01 09.09.2010 ----------

Początek posta wskazywałby, że coś się zmieniło u Ciebie, a raczej w Tobie, ale dalsze posty to powtórka z rozrywki.
Wydaje mi się, że skoro znalazłaś terapeutę z którym masz dobry kontakt, to warto skupić się na zajmowaniu się sobą, nie innymi, i zmienianiem siebie - nie innych.
A Ty ciągle : bo on... , bo gdyby on..., bo jeśliby on..., bo gdyby on mógł , gdyby on chciał itd....
Ale on nie chce, nie może, nie robi, nie rozumie, NIE- i koniec i kropka.
Nie ma go.

---------- 11:05 ----------

Ladybird napisał(a):W TYM MOMENCIE NIE CHCIALAM JUZ GO WIDZIEC, MIALAM OGROMNY ZAL.


Ale ludzie są różni i może to co dla Ciebie akceptowalne-dla kogoś innego akceptowalne nie jest.

Może z kimś kto ma temperament taki jak Ty łatwiej byłoby Ci się dogadać?

---------- 11:06 ----------

Ladybird napisał(a):Dla mnie ten nagly wyjazd byl szokiem


Przecież to był już kolejny nagły wyjazd, chyba trzeci z tego co pisałaś.

---------- 11:14 ----------

Biorąc pod uwagę to co dotychczas - teraz przez najbliższe miesiące będziesz pisać do niego sms-y, długie nocne maile i prowadzić długie rozmowy telefoniczny tłumacząc jak byłoby fantastycznie ,, GDYBY ON".

Lady, nie zrozum mnie źle- ostatnią rzeczą którą zamierzam to oceniać kto zawinił, kto co powinien zrobić i dlaczego on jest taki jest .

Zwracam tylko uwagę, że nie pójdziesz do przodu zajmując się nim a nie sobą.

Pozdrawiam i życzę zdrowia. Sytuacji życiowej serdecznie Ci współczuję. Na Twoim miejscu nie owijałabym niczego w bibułkę tylko napisała jasno ,, Proszę Cię o pomoc. Dopóki nie wyzdrowieję pożycz mi samochód. "

---------- 11:17 ----------

Ladybird napisał(a):jest mi ciężko ,ale zdaję sobie sprawę ,że tak jest lepiej.


Moim zdaniem mądrze zaczęłaś i tego powinnaś się trzymać!
Sanna
 
Posty: 1916
Dołączył(a): 27 lut 2008, o 15:05

Postprzez Filemon » 9 wrz 2010, o 11:44

Sanna napisał(a):---------- 10:53 09.09.2010 ----------

Ladybird napisał(a):BYl tu wczoraj ( tzn przejechal 400 km ) zabral drugi swoj samochod z parkingu . W emocjach wyjazdowaych kazalam zabierac mu wszystko , oba samochody tez ) Widzialam wtedy jego skrywana wscieklosc , ale ja mu powiedzilam ,ze naie chce go widziec jak przyjedzie po auto .


---------- 10:56 ----------

Ladybird napisał(a):MYslalam ,ze jak przyjedzie po samochod to wpadnie do mnie


Czemu miałby wpadać jeśli powiedziałaś że nie chcesz go widzieć?


Dokładnie na to samo zwróciłem uwagę...

ALE ALE ALE... mam jedno duże "ALE" - mianowicie on wiedział o chorej nodze i o tym, że kobieta, która dopiero co była jego partnerką zostaje bez samochodu, zatem uważam że normalny, zrównoważony mężczyzna przynajmniej zadzwoniłby i zapytał: - słuchaj, rozstaliśmy się, wiem że jest dużo przykrych emocji, ale wiem też że auto jest Ci potrzebne, więc zdecyduj się, czy jesteś pewna, że już w ogóle nie chcesz mnie widzieć i nie chcesz żebym Ci na jakiś czas zostawił to auto... i tak dalej...

według mnie tak by się zachował MĘŻCZYZNA... (w miarę zrównoważony i z normalnym stosunkiem do kobiet) ;) :P

powiem krótko, według mnie OBYDWIE STRONY W TEJ RELACJI SĄ NIEZRÓWNOWAŻONE I MAJĄ SWOJE "JAZDY" - OBYDWOJE stwarzacie problemy i to poważne...

ladybird, przyznam się, że Twoja wzmianka o zaburzeniach osobowości typu borderline przyciągnęła moje oko, bo mnie to właśnie już wcześniej przeleciało przez głowę, ale po pierwsze: przylepienie sobie czy komuś etykietki niczego nie załatwia a po drugie: nawet jeśli Twoje życie emocjonalne jest obciążone zaburzeniami, to według mnie w wypadku Twojego byłego partnera ewidentnie też ma to miejsce!

moim zdaniem szkoda dalszej szarpaniny, zdrowia i nerwów - Ty jesteś na lepszej pozycji, bo zaczęłaś się leczyć, więc przynajmniej dałaś sobie szansę i aktywnie działasz...

według mnie pal diabli tego faceta - niech idzie w swoją stronę a Ty pogódź się już wreszcie z tym Waszym niedopasowaniem i z faktem, że nie da się z tego sklecić jakiegoś sensownego związku mimo kilkukrotnych już prób... daj sobie teraz trochę czasu i zagłęb się w siebie przy pomocy tego terapeuty... może za rok czy dwa okaże się, że będziesz bardziej gotowa na to by wejść w relację z jakimś mężczyzną innego rodzaju - takim, który sam będzie bardziej zrównoważony i z którym wzajemnie będziecie potrafili się wspierać i wspólnie budować porozumienie, bliskość, więź i Wasze życie... :)

pozdrawiam - Fil
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Postprzez Sanna » 9 wrz 2010, o 11:54

Fil - w całej rozciągłosci się z Tobą zgadzam.
Sanna
 
Posty: 1916
Dołączył(a): 27 lut 2008, o 15:05

Postprzez Ladybird » 9 wrz 2010, o 12:34

Kiedys czytalam o bdp i nawet udalam sie do psychitry. Stwiardzial ,ze nic takiego u mnie nie zauwaza i wyslala mnie do psychologa, do ktorego wtedy chodzilam przez rok .
Wlasciwie to sama nie wiem, czy cos we mnie jest , jak jestem w zdrowym zwiazku. Wszystko jest ok , dopoki partner nie odwali jakiegos numeru.
Jak powiedzial moj obecny psycholog, ja sprawy trudne w zwiazku zalatwiam odpowiednio , umiem rozmawiac, nie kloce sie , nie unosze.
Kiedys mialm jazdy okropne, ale to juz przeszlosc. Ani razu nie podnislam glosu bedac zn im. On natomiast wydarl sie na mnie dwa razy.
Psycholog stwierdzil, ze kazdy normalny ,dojrzaly czlowiek odejdzie od partnera tatusia. Chyba ze ów partner zrozumie ten mechanizm i zechce cos z tym zrobic.
Czemu chce z nim byc , jak odjeżdża ?
Ja to juz wiem, ale jeszcze sobie nie radze. wiec pewnie jeszcze bede miec nadzieje na jego powrot ,wiedząc jednoczesnie ,ze to bez sensu.
Mam pewne zachowania partnera dziecka, choc niezbyt gleboko zaznaczone, bo inaczej pewnie poddalabymn sie tatusiowi i byla z nim dalej , nie buntujac sie. Choc wlasnie dziecko soie buntuje, dziecko cierpi straszliwie tracąc ojca.
Wiec ja cierpie o wiele bardziej niz zwykly porzucony czlowiek.
Stad proszyrozumialosc. Czasem jestem uparta , w niektorych odczuciu nieznosna, ale piszac takie rzeczy utwierdzam sie w nadziei ,ze moze on sie zmieni , moze zrozumie.
Psycholog powiedzial ,ze duzo takich ludzi umie sie zmienic i mozna z nimi stworzyc dobry zwiazek. Stad moja nadzieja, ze moze pojdzie na terapie. Raz juz poszedl ze mną do tego psychologa, ale wtedy rozmawialismy o biznesie i nie zdązylismy o nas. Szkoda. Potem juz źle sie czulam i nie dalam rady.
Co dalej , nie wiem..
Chyba juz nie pojdę do tego psychologa, bo zachowal sie wobec mnie nieodpowiednio.
Otoz , jechalam na wizyte i cos sie stalo na torach , pociag stal ponad pol godziny .Zadzwonilam, ze sie spoznie , potem jak sie przedluzalo spytalam ,co mam robic ? Czy warto jechac /
Dostalam niemilą reprymende, jak to jestem nieodpowiedzialna, bo nawet nie umiem punktualnie dojechac, a on ( Psycholog ) przeciez jest na czas na moją wizytę ,a ja niemoge... Mam m utez wobec tego oddac 120 zl.
Takie zdarzenie nie powinno miec miejsca, bo do psychologa chodza rozne osoby, z problemami , slabe psychicznie i wykazywanie przez niego , jaki to on jest idealny jest nie bardzo. Stracilam do niego zaufanie, wiec to juz nie ma sensu. Musze szukac gdzies indziej.
Sanna ,zanim on przyjechal po samochod, wyslalam mu smsa z opisem mojej sytuacji , wiec w imie tego , co nas lączylo , tego ze dwa dni wczesniej planowalismy przyszlosc. , mogl zachowac sie jak bliski jeszcze poprzedniego dnia czlowiek i zostawic mi to auto ,az cos sobie zorganizuje. Zreszta napisalam mu ,ze bylam rozzalona stad takie slowa. Wiem ,ze on tez jest rozzalony , bo on nie pojmuje pewnych spraw w ogole. Nie pojmuje ,ze moglam byc zmeczona, troche rozzalona, ze nie zajal sie mna, ze nie wyslal do lozka, ze nie zorganizowal inaczej wszystkiego. Ale mnie nie wolno, musi byc zawsze miodzi i koniec. Eh , okropne.
Avatar użytkownika
Ladybird
 
Posty: 1115
Dołączył(a): 19 gru 2007, o 09:40

Postprzez woman » 9 wrz 2010, o 12:42

Z tego co wiem, to jest taka zasada, że podczas terapii płaci się także za nieobecne spotkania. Ma to zmobilizować "pacjenta" do regularności i zniechęcic do wymówek.

Poza tym zgadzam się z Sanną i Filemonem.
Lady, każdy wątek rozpoczyna się od tego samego, że juz zrozumiałaś, zajmujesz się sobą, układasz swoje sprawy......
Wszystkie te płonne nadzieje szybko zostają li tylko nadziejami, gdyż za chwilę mamy powtórkę z rozrywki.
Trzymaj się Lady.
Avatar użytkownika
woman
 
Posty: 923
Dołączył(a): 26 sty 2009, o 21:12

Postprzez Filemon » 9 wrz 2010, o 12:55

---------- 12:43 09.09.2010 ----------

niektóre wypowiedzi tego psychologa wydają mi się nietrafione a w sytuacji, którą opisujesz ze spóźnieniem, pan psycholog zupełnie mi się nie podoba...

ja również poszukałbym innego i raczej takiego, który nie zajmuje się BIZNESEM... :?

---------- 12:55 ----------

woman napisał(a):Z tego co wiem, to jest taka zasada, że podczas terapii płaci się także za nieobecne spotkania. Ma to zmobilizować "pacjenta" do regularności i zniechęcic do wymówek.


tak, tak... to jest taka zabawna i cwana gadka ze strony terapeutów dla których właśnie główną motywacją jest kasa...

oni mówią, że BEZWZGLĘDNE PŁACENIE w każdych okolicznościach mobilizuje pacjenta, ale nie mówią, że w takim razie płacenie pacjenta ich samych mobilizuje do "leczenia" go jak najdłużej - zatem nie jest w ich interesie, żeby wyzdrowiał... :lol:

to przecież logiczne - ten kij ma dwa końce... :)

oczywiście są też terapeuci, którzy absolutnie nie stosują takich zasad, tylko uwzględniają odwołanie wizyty, w takich na przykład sytuacjach jak opisała ladybird... rzecz jasna, że jeśli pacjent co i rusz wyskakuje z takimi różnymi przeszkodami i odwołuje spotkania (tak, że można zacząć mieć wątpliwości...), to wtedy terapeuta na to odpowiednio reaguje i ustanawia nowe granice...
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Postprzez Ladybird » 9 wrz 2010, o 13:13

To jedna sprawa, a jak juz terapeuta wykazuje swoją wyzszosc wobec pacjenta, ktorą niewątpliwie ma, to juz go eliminuje .
Napisalam mu esa, zeby uwazal na przyszlosc na swoje slowa, bo ktos wrazliwy , w dole, moze sie zalamac .
On zdąza a ja niepotrafie... Ciekawe , my mamy 45 km i co rusz wszyscy z okolicysie spozniją do pracy , do szkoly. A samochodem jeszcze gorzej. Ostatnio wyjechalismy do psychologa 1,5 godziny wczesniej i spoznilismy sie 10 min.
Filemon ,a co Ci sie jeszcze nie podoba w jego wypowiedziach?
Kurcze ,dowiedzialam sie dlaczego tak cierpie, dlaczego nie potrafie sie pogodzic ... stad staram sie zaczynac na nowo...
Ale co dalej ... szkoda, ze na tym utknęlo.
Avatar użytkownika
Ladybird
 
Posty: 1115
Dołączył(a): 19 gru 2007, o 09:40

Postprzez Abssinth » 9 wrz 2010, o 13:25

hej
patrz, Lady, gosc zaczal Ci sie przedzierac do tego, co byc moze jest sednem Twojego problemu, podobalo Ci sie to, w jaki sposob prowadzi sytuacje, a tu nagle cos sie zdarza i oh ah nie chce go juz.

czy nie dokladnie w taki spsob sie zachowujesz w sytuacjach zwiazkow? raz na calego w jedna strone, raz na calego w druga strone, tylko ne emocjach, nie zastanawiajac sie?

....................

tez uwazam, ze terapeuta ma prawo wymagac placenia z wizyte w kazdym przypadku - akurat Tobie zdarzyl sie wypadek losowy, nie z\ Twojej winy, ale ile osob tak ma , ze zawsze po dordze im 'cos' nagle wypadnie?

terapeuta poswieca swoj czas, czas pracy, zeby byc dla Ciebie w swoim gabinecie o tej dokladnie godzinie. Nie zrobil sobie innych planow, nie poszedl na kawe czy piwko - on tam na Ciebie czekal. Placisz mu za jego czas, czas profesjonalisty.

Fil - tak, zdarzaja sie, w kazdym zawodzie, 'maszynki do liczenia pieniedzy'. Niestety.
Z tego co pamietam rowniez - czescia przygotowania do zawodu terapeuty jest umiejetnosc traktowania klienta jak klienta, a nie prywatnego znajomego/przyjaciela. Sytuacja jest czysta - przychodzisz, placisz za czas profesjonalisty, idziesz do domu. Przychodzisz, bo chcesz sobie pomoc. I to TY masz nad soba pracowac, a nie pan cudotworca machnac rozdzka i ponaprawiac, najlepiej za darmo.

:/
Avatar użytkownika
Abssinth
 
Posty: 4410
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 01:39
Lokalizacja: Londyn

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 285 gości

cron