Dzięki, że nie potraktowaliście mnei jak swira. To dla mnei dużo.
Fil,nawet nie wiesz ile dały mi twoje sugestie. Mimo lęku i paranoidalnych głosów z rogu pokoju zadzwoniłam na telefon zaufania. Babka była w szoku,bo książkowo w takim odstępie flashbaki się pojawiają,ale dla niej to pierwszy przypadek. Czy mi ulżyło? Średnio,bo kobieta dała mi się wygadać (a ja naprawdę mam już swoiste dość gadania o tym, w kółko opowiadania jak "urzekła mnie twoja historia".Chcę juz to wszystko pozamykać,bo totalnie nie pracuje juz z uczuciami,do których dostęp i tak mam mizerny a z własną psychiką, myślami,natręctwami,głosami....a to juz nie jest przyjemne),ale nie wiedziała jak mi pomóc. Przyznała mi rację, ze szukanie innego ośrodka nim terapeutka wróci jest bezsensu skoro tak mnie meczy wałkowanie tematu na okrągło bez żadnej informacji zwrotnej czy leków.
Ja w każdym bądx razie nagrałam się tam jeszcze wczoraj w Ośrodku Nerwic na sekretarce z przypomnieniem. I postanowiłam, pomimo jakis "złych doradzaczy" w mej głowie, ze bedę natrętna co godzinę to może się "miejscóweczka znajdzie"
No i rano zadzwonili zebym była na 8.00. UCieszyłam sie i wystraszyłam,bo pomimo świadomośći ze to wszystko brednie i głos,który wyprzedza me i innych działania jest diabłem,nie istnieje to jednak wiem, ze musze to powiedzieć lekarzowi.
Wiecie, w liceum kiedy ostro jechałam z pseudoznajomymi a nikt się nawet nie spodziewał,bo bylam dobrze uczącą sie dziewczynką zaspokojającą potrzeby innych, przytrafiły mi sie dwie podobne sytuacje. Najpierw kiedy czułam że dzieje sie ze mną coś złego i po zerwaniu z moim chłopakiem "bogiem", który (jak się teraz okazuje na LSD przesterował mi psyche machając przy tym zapalniczkami i innymi "hipnotyzantami". Dla kogoś o silnej psyche może się wydawać to co piszę chore,ale ktos podatny na sugestie myślę, ze wie o czym mówię). I wtedy mimo, ze zaden lekarz mnie zdiagnozował, a starsi wiedzielei o dragach bo potrzebowałam pomocy (połknęłam stos tablet żeby sie zabić) - przezywałam dokładnie to co teraz. Te same myśli,chore, w kółko, wizja jakiegoś gościa którego strasznie sie boję - a którego wymyślił mój były. Który obserwuje mnei wszedzie, a strumień ludzkich rozmó na ulicach,ba nawet w domu układa sie w historie o mnei niszczącą mnie. A moje myśli biją sie z tym co się wytwarza i cierpię niemiłosiernie. Nie umiem tego opisać. Wiem, ze wtedy panicznie bałam sie zycia, ludzi, czułam sie podobnie. A wiec weszłam w te stare rejony co kiedyś. Myslałam, ze mój problem, terapia dotyczy tylko dzieciństwa a tu się okzauje, ze jest cos co mnei bardziej paraliżuje.
Wtedy gdy przez pół roku czułam się jak Ufo i ludzie byli kosmitami myślałam ze mam schizofrenię, ze wszystko jest moją winą. Ale teraz wiem, ze nic nie zrobiłam. Strasznie sie tylko boję czemu dotyka mnei to kolejny raz. Po co pootwierały mi sie tak straszne obszary w mej głowie. NAwet wczoraj potrafiłam otwaorzyć dokładnie kilka ważniejszych chwil na LSD. Myslę, ze takich rzeczy sie nei pamieta. Pamieta się tylko ogólnikowo jakieś wizje,humor,ale nie szczegóły - tak jak ja pamietam rozmowe z tym moim byłym,który wmówił mi tego gościa. Nie obwiniam sie. no, bynajmneij nei w tej chwili. Byłam nieswiadoma manipulacji. Wtedy byłam zakochana i w ierzyłam że nikt mnei skrzywdzi. Pomyliłam się.
Potem nie wiedzieć czemu kiedy wyszłam z dragów a po pół roku powstałam z martwych odzyskałam siebie zaczęłam śpiewać,grać koncerty. Wszystko znikneło.
I ja głupiapojechałam chyba za rok nad morze. W to samo miejsce co z tym byłym, ze wspólnymi zanjomymi tylko bez niego. I dałam się namówic na LSD mimo leku. Nie wiem czemu i co chciałam sobie udowodnić, że dam radę. Że będzie ok, bo przecież zawsze są chichy chachy. Ale nie było. Pamietam tylko kumpelę i mnie w lesie i moja panikę. To był koszmar. Okropnie było. Wszędzie ludzie za nami (weakcje/morze/młodzież), ilosć dxwięków, obrazów....nie myslałam o niczym tylko o śmierci.
Wtedy nie wiedziałam ze jest coś takiego jak bad trip. Że sie zdarza, ze trzeba sie zaopiekować taką osobą, jej lękami. Ale nie czarujmy sie. Każdy był zajety sobą, skwaszony a ja ich przerazałam. Nie wiem jak przeżyłam noc. Chciałam sie utopic w morzu, szwędałam sie jak prawdziwy narkoman. Zgarbiona, pukająca sie pog głowie....koszmar. W nocy wróciłam na pole namiotowe a wszyscy siedzieli przy ognisku. Usłyszałm ich śmiech. Byłam pewna ze to ze mnie. Wszystko zresztą dotyczyło mnie.Uciekłam do namiotu,ale faza nie wychodziła a ja nie mogłam spoczać (podobnie jak wczoraj....ruch,przerazenie nie pozwala sie uspokoić,spoczać). W namiocie był mój "przyjaciel". Przez kilka godzin prosiłam zeby mnie zabił. On pewnie mówił, ze co ja pierd....ę,ale ja nie miałam innych mysli. Byłam skrajnie wycieńczona. PRzerażona sobą. Tym kimś kto mna steruje. Kto mnie zniszczył. W końcu wymyśliłam (wow!Jeszcze potrafiłam wpaść
na jakis pomysł)żeby mnie ktos zabił, a ja zapłacę bo mam jeszcze sporo na wakacje, a mój ojciec mi na to da.
Mój mąż jak mu to opwoiadałam był przerażony a jednocześnie pełen podziwu za to jak byłam zdesperwoana, ze byłam gotowa zapłacić za własną śmierc.
Uciekłam z pola namiotowego. Chyba przez dwa dni sie szwędałam. Nie wiem. Pamietam łąwkę na której spałam. Czułam sie fatalnei. Jak najgorszy ćpun, a nigdy wcześniej tak o sobie nie myslałam. Gdy spotkałam na mieście znajomych czułam się gorsza, widziałam ich oczy pełne przerażenia na mój widok, nie potrafili ze mną gadać, a ja po chwili uciekałam od stołu,bo nie mogłam wytzrymać tych ich rozmów. Ja ich nei rozumiałam, ale te rozmowy wyganiały mnie ze wszystkiego, kazały uciekać,od nich, bo jestem śmieciem, gównem, zgłupiałam. I jakimś sposobem załapałam stopa. Jechałam z jakimiś kolesiami. Wydawało mi sie, ze oni widzą, że wiozą idoitkę. Dowiexli mnei do jakiegoś portu. Kupiłam bilet na pociag i wróciłam 500km do domu. Ubrana w to samo. Bez plecaka. Pełnego stelaża z 8 parami butów,które zostały w namiocie. Działałam bez umiejętności rozdzielenia tego co ważne, rzeczywiste, rzosądne.....pędziłam po pomoc.
Znalazłam ją. Siostra wzięła mnei do babci. Ją jakoś przekabaciłyśmy i tydzień kuracji, zwierzeń i wróciłam nad morze. Normalna kurde. Oczywiscie widziałam ich śmiech,bo to faktycznie było głupie tak jechać bez rzeczy,ale wróciłam po nie,bo przeciez na "przyjaciów" nie miałam co liczyć. Najlepsze, ze jak tam zajechałam był już mój były ze swoją laską....udawałam, ze tego "wydarzenia paranoidalnego nie było".
Nie wiem czy was to interesuje. Nie wiem czemu to napisałam,ale moje przerażenie bierze sie stąd, ze znowu czuję się osadzona w tamtym czasie pomimo posiadania meża,dzieci. Albo budzę sie jako archetyp matki. Jestem nią, wstaję,zwlekam sie, czepiam,jestem rozdrażniona.....dzieci. Albo to co teraz. Jestem tamtym Fiołkiem, który był dzieciakiem a teraz ma dzieci i totalnie nie wie co począć.
Ok.
Co do Mopsu Fil to ja chodzę 2 razy w tygodniu an takie spotkania,bo mamy pomoc od nich. Dziś odwołałam. Dzieci mam chore,a po drugie się boje. Tam są normalnie ludzie, a ja sie boję, ze mój umysł tego nie przetrwa.
Co do pomocy do dzieci to też tak myślałam,ale z drugiej strony ja:
nie mogę być sama. W pierwsze dni września gdy dzieci były w przedszkolu a mi zaczęło się to dziać wariowałam na maxa. Doszłam do tego, ze porównuje sie do mojej matki. Samotnej,bez pracy,nic nie wartej....ratowała mnie myśl tylko o terapii 6 września. Ale problemy z dograniem opieki mnie przerosły. W końcu kobieta zrezygnowała w piatek i wpadłam w panikę. No bo co ja pocznę najblizsze 2 tygodnie sama w domu jak dzieci w przedszkolu? Nie taki był plan. Bałam sie samej siebie. CIszy. Zajec. Wiesz, jak masz czady i słyszysz okrutne głosy zewszad, w każdym ruchu za scianą (chyba coś jak delirka), to chowasz sie pod pościel i dygoczesz. Gadasz w końcu sam do siebie, do tego czegoś a kysz, a kysz...ale jak masz myśleć ze nie zwariowałeś?
Co do rodziny to nei mam sie do kogo zwrócić. Już jutro muszę zgrać babcie 75 letnią jak pojadę do Gliwic (b. się boję,że wpadnę w panikę ni nie trafię....nie jestem sobą!)żeby została z chorymi dziećmi. MAtka ma leczeniu, chory człowiek. Ojciec potrafi tylko dać kasę lub auto, siostra? Z nią nie za dobrze żyję. Ona sama ma ze soba problemy i wiecznie czułam jakby mi łaskę robiła. Jesteśmy lekko pokłócone.
Przyjaciół? Nie mam. Mam paru znajomych "od dzieci" Miłe dziewczyny,ale zazwyczaj z dziećmi. Więc na ich pomoc nie mogę liczyć. Zresztą opowiadanie ludziom o moich zchiazch wydaje mi sie kretynizmeme,bo wiem co uslyszę. PRzestań. Wydaje ci się.
Jedynie mój mąż mnie słucha. Rozumie. MArtwi się.
LEdwo juz daje radę,bo nei wie jak mi pomóc.
Ma pracę 120km stąd. Mieszka o teściów. Jest raz na 2 tygodnie 1,5 dnia,bo robi 6 dni w tygodniu na noc. Nawet jak mam właśnie potrzebę pogadać to on śpi,bo robi na nocki. Gadamy nie zawsze wtedy kiedy ja mam straszną potrzebe,bo on potrzebuje spać żeby się kurde w nocy nei zabic.
Bardzo mi go brakuje. To mój najlepszy przyjaciel. O wszystkim z nim rozmawaam,a od kilku miesięcy sie popierdzieliło. NAsza sytuacja finansowa też tragiczna wiec wszystkiego mi sie odechciało. NAwet wizyt w sklepie. Kupowania. Jest to dla mnei porblem. Płakać mis ię chce jak mam płacić za parę rzeczy normalnie.
Myśle, ze gdybyśmy byli razem byłoby inaczej. Teraz gdy był potrafiłam mimo schiz sie zapomnieć. Wtuliłam się w jego ciepłe ciało i czułam sie jak w łonie matki. Bez myśli, ciepło i bezpiecznie.
Kocham go. Tęsknię.Ale wiem, ze wyjscia nei ma. Do konca miesiaca musi robić,a co dalej?
To też mnei przeraża,bo plan mieliśmy taki, ze wynosimy sie z mojego miasta, zadupia, gdzie "całamoja historia jest zapisana" właśnei w rodzinne strony jego. W założeniu ma znaleźc normalną dobrą pracę i mamy się trzymać drogi wytyczonej żeby tam zamieszkać. Nie wiem jak sie z tym uporamy,bo nie sądziłam, że będzie mi tak ciężko.
Dodam tylko, ze dalej słyszę w mej głowie tego potwora. Męski głos.
Ze strasznie sie boję tej wizyty jutro. Tego, ze zapną mnie w białe pasy i wyślą do psychiatryka a wtedy to już amen.
tego, ze boje sie tej mej walki w wiarę w tego gościa,który i tam bedzie. w pokoju terapeutki. Iwęc znowu mówienie o czymś w jego obecności.
boże myślałam, ze jestem normalną dziewczyną. Że tylko dzieciństwo mnie skrzywiło. A tu prosze?
Bez ćpania mój umysł zwalcza chore rzeczy.
Nie wiem, moze ma to też zwiazek ze zjawiskiem dysocjacji....
w dzieciństwie wiele rzeczy widzę z lotu ptaka. Jakbym kamerowała. I teraz też mam takie wrazenie jakbym odleciała od ciała....nie wiem.