Doszedłem do ściany - czy to już koniec?

Problemy związane z depresją.

Doszedłem do ściany - czy to już koniec?

Postprzez prince » 4 wrz 2010, o 22:39

Codziennie mam myśli samobójcze.Od bardzo dawna.Tyle ze kiedys były one jakby wołaniem o pomoc,krzykiem desperacji,a teraz zimnym wyrachowaniem,jedynym wyjsciem przed którym stoję.
Choruję już tyle lat.Pamiętam poczatki mojej choroby-mimo iz byłem załamany wierzyłem że uda się z tego wyjść,była we mnie nadzieja.Bo przecież jak nie ta to inna metoda,nie ten to inny lekarz czy psycholog,ale wkońcu z tego wyjdę.Ale teraz już nie mam złudzeń.Po wypróbowaniu,na przestrzeni kilkunastu lat, mnóstwa leków,terapii wiem ze ta bitwa jest przegrana...


Do czego można porównać moje życie?Pamiętacie "Dzień Swistaka"?Dla mnie każdy dzień jest taki sam.I nie było by w tym może nic tragicznego gdyby nie fakt że każdy dzień to przeżywanie na nowo tego samego bólu,rozpaczy,cierpienia.Tak jest od lat tyle że kiedyś naiwnie wierzyłem że kiedyś w koncu wydarzy sie cos co zmieni tę parszywą sytuację.Dzis już nie mam złudzeń.Chcę umrzeć bo nie chcę już kolejnego dnia.naprawdę nie chcę już cierpieć.To co mówię nie jest reakcja na jakieś pojedyncze nieszczęście które przytrafiło mi się w życiu ale na niewyobrazalny ból którego doswiadczam od nowa każdego dnia.Już nie mogę,nie chcę...

Już nie raz mówiłem ze chcę umrzeć,tyle ze kiedyś oczekiwałem litości,tego ze jeśli bedę tak mówił ktos w koncu okaze mi łaskę i wyciągnie mnie z tego bagna,chocby z litosci tylko.Teraz nie chcę juz nic osiągnąć oprócz tego by pokazać co czuję.Nic juz się nie da dla mnie zrobić...

Pragnę żyć...ale jeszcze bardziej nie chcę by kolejny dzien był kopią psychicznego horroru jaki przeżywam od 'zawsze'...a tak będzie chyba ze w końcu przerwę ten przeklęty łańcuch wydarzeń...

Byc morze w oczach niektórych jestem niewdzięcznikiem który nie potrafi cieszyc sie z drobnostek,który widzi na swiecie wiecej zła niz dobra ale taki już jestem,inaczej nie potrafię.Moze tak jestem stworzony ze widzę swiat przez pryzmat tego jakim mógłby byc zamiast jak żebrak radować sie z okruchów dobra które z pogardą i politowaniem od czasu do czasu życie rzuci mi jak przechodzien 50 groszy dworcowemu żulowi...
prince
 

Postprzez Filemon » 4 wrz 2010, o 23:30

cholernie Ci współczuję, bo mam wrażenie, że się bardzo męczysz...

z własnego doświadczenia znam mękę zbliżonego rodzaju... właściwie przez całe życie zmagam się z rozmaitymi stanami lękowymi - różnymi ich rodzajami, od fobii aż do ataków paniki, które zdążyłem zaliczyć - a mam już dobrze po czterdziestce... miewałem okresy poprawy a potem wszystko zawalało się od nowa... :? jeśli chodzi o dolegliwości depresyjne, to dołączyły się dopiero od kilku lat w ostrzejszej formie a mimo to zdążyłem już poznać jakie to uporczywe gówno... :?

żadnej mądrej rady nie mam... ALE mam coś innego - chyba wartościowego...

chcę się podzielić z Tobą moim doświadczeniem z dzisiejszego dnia - dla mnie było ważne, może i Tobie cokolwiek wniesie... choćby jakąś cząstkę czegoś pozytywnego - taki jest mój cel w każdym razie...

otóż wczoraj po paru miesiącach męczenia się w związku z rozstaniem z moim byłym partnerem wygarnąłem mu tak ostro z grubej rury (bez złośliwości, ale szczerą prawdę i momentami po chamsku!) a następnie dodałem, że go pieprzę i nie chcę go już w ogóle znać...

ulga była tylko doraźna... dziś od rana znowu była męka i fatalne samopoczucie i to pomimo wzięcia leku uspokajającego...

A JEDNAK STAŁO SIĘ COŚ O CZYM CHCĘ CI POWIEDZIEĆ, bo czuję w sobie, że to naprawdę ważne! Otóż pod wieczór pojawił się we mnie nagle taki stan... rezygnacji i prawdziwego odpuszczenia w kwestii tej mojej relacji z tym facetem... Po prostu poczułem, że ja już naprawdę go nie chcę - rezygnuję i mam dosyć... że on i ta moja relacja z nim - to wszystko nie jest warte tego całego syfu w mojej duszy, tego ciężaru, wysiłku, żeby się pod tym nie ugiąć, żeby to wytrzymać, tej męczarni, iitd...

i poczułem tak wyraźnie, dogłębnie, jak strasznie mi ta gówniana historia z tym facetem ciąży, czy raczej ciążyła dotąd, bo właśnie po raz pierwszy dokonało się we mnie jakieś ODPUSZCZENIE, REZYGNACJA I POGODZENIE SIĘ, że kurwa trudno - nic z tego nie będzie i ja to pieprzę, odrzucam to od siebie i niech idzie w niepamięć... i naprawdę tak wyraźnie przeżyłem, jak mi to CHOLERNIE CIĄŻY I JAKA TO ULGA TAK TO CAŁE GÓWNO ODRZUCIĆ OD SIEBIE I DAĆ SOBIE Z TYM SPOKÓJ....

to właśnie chciałem Ci powiedzieć, bo pomyślałem, że może Ty też masz w sobie taki rodzaj gó*na - jakichś cholernych cierpień, niespełnionych pragnień, niezaspokojonych potrzeb, jakiegoś cholernego żalu, złości i nie wiem czego jeszcze i może gdyby udało się jakoś, żeby nastąpił w Tobie taki stan... odrzucenia tego w pizdu! (przepraszam za wyraz) takiego odepchnięcia tego od siebie, odkopnięcia i rezygnacji z tego całego syfu, choćby w jakiejś jednej części, odnośnie jakiejś osoby, czy jakiegoś ważnego wydarzenia, to gdyby się to dokonało w Tobie, to może przyniosłoby Ci to podobną ulgę jak mnie...??

zbadaj to w sobie, czy może jest to możliwe...? czy może coś takiego miałoby szansę w Tobie w jakimś obszarze się dokonać? może mógłbyś to sam sobie ułatwić w jakiś sposób...? jakoś pomóc w tym, żeby coś takiego nastąpiło? sprowokować to? no nie wiem... ale niewykluczone, że jakaś szansa jest i mogłoby to w Tobie zaistnieć - gwarantuję Ci, że wówczas poczujesz jakby Ci jakiś wielki głaz spadł z pleców... i nawet jeśli to byłoby tylko czasowe i jeśli potem znowu byłyby nawroty, to pewnie sam potrafisz sobie wyobrazić jaka to by była cholerna ogromna ulga!!! prawda?! no więc ja Ci chcę powiedzieć, że coś takiego jest możliwe i niewykluczone, że możesz to jeszcze przeżyć... czego Ci cholernie serdecznie życzę!

i po to Ci to moje doświadczenie opisałem, że może da Ci iskierkę nadziei i obudzi w Tobie jakiś impuls, który mógłby Cię do takiego doświadczenia poprowadzić...

trzymaj się i podziwiam Twoją dotychczasową waleczność, bo wiem jak strasznie ciężko się zmagać z problemami takiej natury jak Twoje czy moje...
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Postprzez Bene » 5 wrz 2010, o 08:15

Prince prince prince.
Podaje Ci reke w powitaniu.
I nawet posiedziec w milczeniu z kims kto czuje to samo juz przynosi ulge.
Kazdy dzien kopia tamtego i nieinteresujace perspektywy na przyszlosc.

Sam doszles do tego ze psychoterapie i inne chuje muje daja iluzoryczna poprawe.

No i ten nieznosny bol w klacie ktory odbiera oddech.

Tak juz bedzie,jedyne co mozna zrobic,nauczyc sie z tym jakos zyc,bo jakie by nie bylo.zycie jest troche wiecej warte od niezycia.

Jestes najlepszym dowodem na to ze potrafisz sobie jakos poradzic,ze jestes mocny mimo cierpienia,bo byle jaki szczyl juz dawno by zrobil cos nieodwracalnego.

Ja Twoje slowa czytam jako wlasne.Nie ma dnia,gdy nie kladlbym na wage tego co mnie czeka,o czym nie wiem na jednej szali,a na drugiej klade moje potencjalne sily z mysla czy one wystarcza,bez wielkich planow na przyszlosc.Wlasciwie nic nie planuje juz.

Masz juz serdecznie wszystkiego dosyc,wiec usiadzmy przy stole i milczmy.Posiedzimy chwilke,nabierzemy sil i podniesiemy sie by isc dalej.Bo tak trzeba.Jakos bedzie.
Bene
 
Posty: 307
Dołączył(a): 5 gru 2009, o 18:02

Postprzez Winogronko7 » 5 wrz 2010, o 16:13

Trudny temat, bardzo. Nie napiszę nic mądrego...
Bądźcie silni każdego dnia, starajcie się, głowa do góry mimo wszystko!
Pozdrawiam Was ciepło!
Avatar użytkownika
Winogronko7
 
Posty: 1858
Dołączył(a): 26 sie 2010, o 18:04

Postprzez Filemon » 5 wrz 2010, o 17:57

dziękuję i odwzajemniam pozdrowienia... :)
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Postprzez marie89 » 5 wrz 2010, o 20:17

Ból.. Ten fizyczny jest wyraźny. Można go stłumić... Wystarczy dobra tabletka przeciwbólowa...Psychiczny- inna sprawa. Musimy nauczyć się go opanować. Chwilami tak trudno, ale można...

Prince... piszesz , że każdy Twój dzień wydaje Ci się identyczny...

A ja tak sobie pomyślałam... A może spróbować codziennie patrzeć na świat jak gdyby widziało się go po raz pierwszy?

Niby głupia rada... ale pomyśl
Może warto chociaż spróbować..

Tyle "bajzlu" na tym światku, ale między tym wszystkim jest też i parę "fajnych rzeczy".

Czy są miejsca, które lubisz...
Czy są pasje, które dają Ci radość..
Czy są ludzie, którzy przynoszą Ci tlen..

Otwórz oczy, serce, umysł.. Pragnij życia. Pragnij życia bardziej.
marie89
 

Postprzez pszyklejony » 5 wrz 2010, o 20:22

Nieraz jest piekielnie trudno, nie widać nadziei ale warto żyć. Diamenty powstawały pod ogromnym ciśnieniem.
pszyklejony
 
Posty: 868
Dołączył(a): 7 paź 2008, o 21:56
Lokalizacja: warszawa

Postprzez Winogronko7 » 6 wrz 2010, o 19:41

A moze... znaleźść coś, pasję, hobby, zajęcie, które wciągnie, i potrzebny, istotny będzie każdy dzień? Może to okaże się zalążkiem nadzieji?
Avatar użytkownika
Winogronko7
 
Posty: 1858
Dołączył(a): 26 sie 2010, o 18:04


Powrót do Depresja

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 316 gości