watpliwosci

Problemy z partnerami.

Postprzez Miriam » 29 sie 2010, o 12:59

Filemonie - masz z pewnoscia duza wiedze na temat toksycznych relacji w zwiazku rodzic - dziecko. Oprocz tego lata terapii i walki. A problem dalej istnieje... Wczoraj w nocy, jak czytalam Twoj post, to przyznam sie, troche sie poryczalam... Strasznie zal mi sie Ciebie zrobilo... Mam wrazenie, ze sam siebie hamujesz przed czyms. Jakbys juz nie wierzyl, ze mozna inaczej. Tyle wiesz, tyle zrobiles, aby to zmienic, a jednak cos nie gra.


Zauwazam w Tobie wielka indywidualnosc, wrazliwosc, moze nawet swego rodzaju ekscentrycznosc ( nie odczytuj tego w negatywnym sensie), i jest cos, co Cie przytlacza - i to raczej chyba nie sam problem, ktory chcesz rozwiazac, cos innego ... Takie odnosze wrazenie. Moze sprobuj sie zastanowic czego zabraklo Tobie w Twoich terapeutach i czego zabraklo Tobie w samym sobie podczas terapii ? Na pewno juz to robiles nie raz, ale moze sprobuj jeszcze. Moze tam tkwi odpowiedz na to, co Cie hamuje ? A moze tak przewrotnie stales sie dla siebie takim rodzicem, jakiego miales lub nadal masz w realnym swiecie i to on Ci nie pozwala na calkowite oderwanie ? Moja matka robi na przyklad wszystko, zebym sie nie zmienila. Moze nie stales sie dla siebie jeszcze wystarczajaco dojrzalym rodzicem i stad te hamulce ?


Sorry za te wszystkie pytania. Tak sie zastanawiam po prostu. A Alice Miller znam z " Dramat udanego dziecka " .


Sansevieria -to bardzo mile ! Ale wiesz, duzo latwej mi sie pisze niz wciela to w zycie. Zauwazylam, ze im wiecej jestem dla siebie dobrym rodzicem - chociaz od czasu do czasu (!) - to jakos bardziej wiem intuicyjnie , co mam robic. I chociaz nie jestem jakos specjalnie pewna tych rozwiazan, jakie podpowiada mi wewnetrzny glos, to jesli Ty, ktora masz juz ta przeprawe za soba - utwierdzasz mnie w nich, to ja w to wchodze :) I zaczynam wierzyc ...
Miriam
 
Posty: 143
Dołączył(a): 17 cze 2007, o 19:27

Postprzez Filemon » 29 sie 2010, o 20:51

---------- 13:49 29.08.2010 ----------

Miriam napisał(a): Tyle wiesz, tyle zrobiles, aby to zmienic, a jednak cos nie gra.


no... i to grubo nie gra :(

Zauwazam w Tobie wielka indywidualnosc, wrazliwosc, moze nawet swego rodzaju ekscentrycznosc ( nie odczytuj tego w negatywnym sensie), i jest cos, co Cie przytlacza - i to raczej chyba nie sam problem, ktory chcesz rozwiazac, cos innego ... Takie odnosze wrazenie
.

to mnie zaciekawiło... zastanawiam się, co to mogłoby być to "coś innego"... coś Ci się nasuwa??


Moze sprobuj sie zastanowic czego zabraklo Tobie w Twoich terapeutach i czego zabraklo Tobie w samym sobie podczas terapii ? Na pewno juz to robiles nie raz, ale moze sprobuj jeszcze. Moze tam tkwi odpowiedz na to, co Cie hamuje ?


wiesz, że kiedy zadałem sobie te pytania, to przede wszystkim przyszło mi do głowy pewne... nierealistyczne a za to tak bardzo charakterystyczne oczekiwanie (pewnie znane Ci doskonale) - że ja bym chciał bliskości, więzi i poczucia pełni w sobie dzięki temu... ALE PRZECIEŻ ja już od dawna WIEM, że po pierwsze, to nie na tym polega terapia i rola terapeuty i już dawno czegoś takiego nie oczekuję i nie próbuję znaleźć w terapii, natomiast ciągle próbuję znaleźć to w życiu z jednoczesną świadomością, że to jest mój problem a nie miłość... :( choć towarzyszą też temu uczucia, które są bardziej spontanicznie nastawione na drugą osobę i na jej dobro i radość... - na szczęście! czyli chyba nie jestem całkiem niezdolny do miłości, mam nadzieję... :)

we mnie samym może zabrakło mi gotowości na przyjęcie takiego punktu widzenia, że to "przerabianie" skrzywdzonego dziecka w moich emocjach faktycznie przyniesie mi uwolnienie od cierpień i zaburzeń... :( ale też widziałem na przykład w terapii grupowej DDA, że wcale nie przynosiło to spektakularnych rezultatów... przy czym większość osób była bardziej gotowa szukać nadziei w takim podejściu niż ja...

A moze tak przewrotnie stales sie dla siebie takim rodzicem, jakiego miales lub nadal masz w realnym swiecie i to on Ci nie pozwala na calkowite oderwanie ? Moja matka robi na przyklad wszystko, zebym sie nie zmienila. Moze nie stales sie dla siebie jeszcze wystarczajaco dojrzalym rodzicem i stad te hamulce ?


ja w ogóle jakoś tak nie rozpatruję siebie i nie rozdzielam na rodzica i dziecko... nie mam takiego nawyku, czy jak to powiedzieć... wydaje mi się, że generalnie siebie akceptuję, ale czasami popadam też w odmienne od tego stany... jednak w sumie chyba nie skaczę sobie ciągle do gardła... ja po prostu naprawdę potrzebuję jakiejś ulgi i uwolnienia się a niestety nie potrafię znaleźć ku temu skutecznego sposobu i nikt nie umie mi w wystarczającym stopniu pomóc... :( sam właściwie aż się dziwię, że jakoś udało mi się uchronić przed myślami samobójczymi, itp... jednocześnie pewnie mnie świetnie zrozumiesz, kiedy Ci powiem, że ciągle nieodparcie pociąga mnie wizja uzdrowienia stanu mojego ducha u boku drugiego człowieka... i to mimo, że wiem, iż to niezbyt realne... :( tak, jakby taka możliwość miała w sobie coś nieodpartego i niosącego nadzieję a inne sposoby okazują się jak dotąd nieskuteczne i może nawet jakoś nie w pełni przyjmowane przeze mnie wewnętrznie - bo z dużymi wątpliwościami, które może właśnie blokują jakiś dobry proces... ale widziałem inne osoby, które bardziej wierzyły ode mnie w te "dorosłe dzieci" i "rodzicowanie sobie samemu" i jakoś nie wydawało mi się, żeby im to przyniosło naprawdę istotne korzyści i zmiany... :(


Sorry za te wszystkie pytania. Tak sie zastanawiam po prostu.


nie ma za co - dzięki za zainteresowanie i inspirację do zastanowienia się nad sobą... :)

jest mi właśnie cholernie smutno i tęsknię...
to ma związek z moim ostatnim rozstaniem, które chyba właśnie się ostatecznie przypieczętowuje... znowu wejdę w etap samotnego życia i zmagania się z trudnościami... to może być nawet spokojniejszy etap, bo nie naszpikowany co i rusz wybuchającymi problemami partnerskimi, ale za to ten spokój będzie się pewnie cechował melancholią i poczuciem jeszcze większego osamotnienia oraz podkopanej nadziei na przyszłość... :(

co zrobić... wiem, że pewnie jak zwykle jakoś to przetrwam, tylko że ja chciałbym jednak inaczej żyć niż tak... sama pewnie to dobrze rozumiesz, tym bardziej skoro poruszyło Cię kiedy czytałaś moje wcześniejsze wpisy...

dzięki za przyjrzenie się przez chwilę moim sprawom i mojej osobie...

---------- 20:51 ----------

kurcze, muszę coś dodać

właśnie uświadomiłem sobie, że JA W OGÓLE NIE MAM PRETENSJI O SWOJE DZIECIŃSTWO DO SWOICH RODZICÓW ANI RODZINY I NIE ROZKMINIAM TEGO OD LAT!!!
to znaczy... ja nie czuję bólu ani urazy związanych z tym co było nie tak kiedyś tam w przeszłości... nie nurtuje mnie to i nie tłumię w sobie żadnych pretensji z tym związanych... w ogóle całymi latami o tym nie myślę i się tym po prostu nie zajmuję...

JA MAM PRETENSJĘ URAZĘ I BÓL - NA BIEŻĄCO!!! o to co się dzieje teraz, tydzień temu, miesiąc i w ostatnich latach... natomiast moje dzieciństwo to dla mnie odległa i nie pobudzająca moich emocji przeszłość... dlatego właściwie nie widzę sensu do tego wracać i nawet nie czuję po prostu takiej potrzeby... chociaż jednocześnie czuję, że mógłbym, bez oporów, gdyby jakiś terapeuta na przykład chciał to ze mną robić...

dziwne - tak jakby nie tu w ogóle leżał dla mnie problem...

a jak jest z Tobą w tym obszarze, Miriam...??
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Postprzez Miriam » 29 sie 2010, o 21:11

czy cos mi sie nasuwa na mysl w kwestii "hamowania" ? Ciezko powiedziec. Moge wnioskowac tylko z tego, co tu napisales i na podstawie jakis fragmentow, skrawkow, ktorymi sie podzieliles. Wyczuwam pewien cynizm i rozzalenie w Tobie, jesli piszesz o terapeutach i Swoich terapiach. Wielokrotnie podkreslasz, ze brakuje dobrych terapeutow, ze oni sami potrafia czasem wyrzadzic przez swoja niekompetencje wiecej szkody niz pozytku. I z tego , czym sie tu dzieliles moge wnioskowac, ze dobrych doswiadczen z terapeutami raczej nie masz. Ja przynajmniej nie wyczytalam tu pozytywnych slow.

Mimo wszystko szukasz tam pomocy. Jestes rozczarowany, bardzo sceptyczny, ale chcesz w to wejsc. Takie nastawienie jest troche srednie moim zdaniem. Na pewno nie mozna myslec, ze z kazda sesja bedzie mi coraz lepiej, ze terapia rozwieje moje problemy. I Ty o tym doskonale wiesz. Ale z drugiej strony chyba nie wierzysz, ze to Ci moze pomoc. I sam piszesz, ze Twoje watpliwosci moga blokowac dobry proces- Twoje slowa Fil.

Duzo sie porownujesz do innych. Rozne metody roznie dzialaja na roznych ludzi. I nie wiesz, co tak naprawde odbywa sie w czyims wnetrzu. I nawet, jak Ci sie wydaje, ze jakas metoda nie wprowadza w kims zmiany, to rzeczywiscie moze Ci sie tylko wydawac.

Moze jakies efekty przynioslaby u Ciebie praca z "wewnetrznym dzieckiem" czyli jak to sam nazwales " rodzicowanie sobie samemu " . Chyba za bardzo nie probowales, co ? Mysle, ze mezczyznom moze to trudniej przychodzic; okazywanie sobie czulosci, wsparcia, uczuc ... Stad mozesz byc z gory nastawiony troche na nie. Pomysl o tym. Piszesz, ze generalnie akceptujesz siebie - mysle, ze wiekszosc zapytanych o to ludzi, odpowiedzialaby tak samo. Zeby bylo dobrze, to Ty masz siebie KOCHAC. Najpierw polubic, otoczyc opieka, zaprzyjaznic, porozpieszczac, załatac dziury po rodzicach, a potem mozesz krecic love story do siebie samego :) to tak w skrocie oczywiscie !

Borykasz sie z roznymi problemami, ja ich wszystkich nie znam, dlatego nie moge Ci w ciemno radzic rozprawiania sie z nimi np. w pojedynke. Fakt jest jednak taki, ze terapeuta jest tylko towarzyszem - dla niektorych niezbednym, ale czarna robote wykonujemy i tak sami. Moze oczekujesz troche zbyt wiele od terapeuty. Wiesz, jaka jest jego rola, ale podswiadomie chcesz, zeby to on Cie wyciagnal z dołka ?

A propos zwiazkow roznych i na roznistych plaszczyznach. Ja tez szukam tego wszystkiego, czego nie dostalam na zewnatrz... I nie radze sobie czesto z najprostszymi rzeczami. Szukam akceptacji, swojego miejsca w jakiejs grupie, a i tak czuje sie jak outsider. Jestem nim. I najlepsze jest to, ze sama to sobie robie.
Bo w kwestii zwiazkow partnerskich, ja osobiscie tak do konca czystych i zdrowych ( bez nalecialosci tych wszystkich problemow z dziecinstwa ) nie znam... I warto sobie dawac szanse, nie nastawiaj sie od razu cos ala ' jestem czlowiek z problemem, nie stworze zdrowej, dobrej relacji ' . Bedac w zwiazku tez pracujemy nad soba - przynajmniej powinnismy.

Masz prawo byc rozczarowany, sceptyczny, moze Ci brakowac wiary i entuzjazmu, jasne, ze tak ! Ale nie pozwol, zeby to Cie zdominowalo na dobre.

Jako, ze jestem takim troche samoukiem w kwestiach terapeutycznych, to sorry, jesli napisalam cos glupiego lub nie na miejscu.
Miriam
 
Posty: 143
Dołączył(a): 17 cze 2007, o 19:27

Postprzez Filemon » 29 sie 2010, o 21:25

Miriam, nie znajduję w Twojej wypowiedzi nic nie na miejscu (chociaż odbieram Twoją postawę wobec mnie jako dosyć stanowczą i nieco krytyczną), jednak nie wszystko jest w moim odczuciu trafione...

interesowałaby mnie Twoja odpowiedź na tę drugą, krótszą część mojego posta - jestem ciekaw, jak Ty to w sobie odczuwasz...

p.s.

MAM dobre doświadczenia z terapeutami, ale tylko w tym sensie, że na przykład byłem w dwóch wieloletnich terapiach, w których miałem bardzo dobry, pozytywny kontakt z terapeutką, jednak miało to wszystko wyłącznie charakter wspierający, natomiast nie wnosiło to prawie nic w rozwiązywanie moich problemów... obydwie facetki były zrównoważone, sympatyczne, poukładane życiowo, rozsądne, przyjaźnie i empatycznie do mnie nastawione i obydwie też po pewnym czasie przyznały, że... nie dysponują skuteczną metodą, żeby mi pomóc - że oferują to co mają do zaoferowania, ale widzą podobnie jak ja, że nie przynosi to rezultatów...

tak więc mogę dodać jeszcze, że oprócz wielu innych zalet posiadały jeszcze tą, że były... uczciwe!
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Postprzez Miriam » 29 sie 2010, o 21:44

---------- 21:39 29.08.2010 ----------

no to ja musze tez dodac, pisalismy w tym samym czasie.

Powiem Ci , ze mam podobnie. Moje zale dotycza spraw sprzed kilku lat i oczywiscie tych na biezaco. Kiedy analizuje pewne mechanizmy w relacji rodzic-dziecko wlasnie w tych nie tak dawnych sprawach, to widze, ze wczesniej bywalo podobnie. Te mechanizmy nie pojawily sie przeciez nagle, bylam programowana od dziecinstwa...

Bol odrzucenia, nieakceptacji, wyrzuty sumienia, lek- to wszystko, co czuje teraz dotyczy glownie ostatnich spraw, ale tak naprawde jest to bol, ktory towarzyszył mi tez w dziecinstwie. I cokolwiek moja mama nie zrobi teraz przeciwko mnie, to spowoduje ten sam bol. Tak jakby naciskala jakis guzik, ktory uruchamia cale oprogramowanie we mnie. Jedyne jakie znam ja jako bezbronne, niewinne dziecko. Ja dorosla wiem juz, ze nie ma prawa robic mi pewnych rzeczy, ale boje sie odrzucenia tak samo. Dlatego wazne sa te nasze wewnetrzne dzieci, poniewaz jako dorosle osoby mozemy je ochronic, mozemy powiedziec stop i tym samym radzic sobie z cierpieniem i strachem INACZEJ niz nas zaprogramowano. Cala machina leci wtedy na łeb, na szyje. Chroniac to dziecko, chronisz tak naprawde siebie. Rozumiesz ? Uczysz siebie nazywac to, co sie dzieje z Toba w jakis newralgicznych momentach z rodzicem, uczysz siebie jak sobie z tym radzic.

Mysle, ze jeszcze zdazysz sie porzadnie wkurzyc na rodzicow za dziecinstwo. Wazne jest, ze czujesz zal za to, co robia teraz. To juz jest punkt wyjscia.

---------- 21:44 ----------

nie mialam zamiaru byc az tak krytyczna i stanowcza - moze tak po prostu wyszlo...
Sorki !
Miriam
 
Posty: 143
Dołączył(a): 17 cze 2007, o 19:27

Postprzez Filemon » 29 sie 2010, o 22:23

Miriam napisał(a):Mysle, ze jeszcze zdazysz sie porzadnie wkurzyc na rodzicow za dziecinstwo. Wazne jest, ze czujesz zal za to, co robia teraz. To juz jest punkt wyjscia.


możliwe...
wiesz, może też jest tak, że ja będąc chyba sporo starszy od Ciebie ("czterdzieści lat minęło, jak jeden dzień"... ;) ) jestem już sporo dalej od mojego dzieciństwa...

Miriam napisał(a):
nie mialam zamiaru byc az tak krytyczna i stanowcza - moze tak po prostu wyszlo...
Sorki !


OK, to tylko mój odbiór, ale niewykluczone, że coś w tym moim odbiorze jest... ;)

może ja niektórymi moimi wypowiedziami trochę Cię wkurzyłem? lub nie wszystko Ci się spodobało z jakiegoś powodu...

Miriam, napisałem do Ciebie króciutką prywatną wiadomość - zdaje się, że jej nie zauważyłaś, więc zajrzyj do poczty... :)
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Postprzez Applee » 29 sie 2010, o 22:35

---------- 22:32 29.08.2010 ----------

W tym temacie powiem odrobinę.dziś rozmawialam z osoba pod 40 która na własne życzenie tkwi w związki który nic jej nie daje.W związku gdZie on 40 letni facet zdradza ja notorycznie raz zaprzeczajac a innym razem twierdząc ze tylko ja kocha itd.Różnie nasze życie się układa i różne decyzje podejmujemy ale w pewnym momencie dochodzimy do punktu,gdzie mamy pewność ze nie tak chcemy żyć,ze pragniemy czegoś innego.Wierze,ze pewnego dnia i Ty to zrozumiesz bo nie da się trwać w czymś dziwnym,niby z miłości itd ale uswiadomisz sobie pewnego dnia ze zmarnowalas kawałek Zycia...w imię czego??tego ze kochasz..ale ta osoba już mniej albo wogole.
Scisksm Cienmocno bo wiem jak trudne chwile ptzezywasz..ale przetrwasz podobnie jak wielu forumowiczow tutaj.Czas jest niestety jedynym roZwiązaniem..

---------- 22:35 ----------

Upss pomylilam topiki..ten post miał być w topicu Jokasici.przepraszam:((((
Applee
 
Posty: 170
Dołączył(a): 21 lip 2007, o 15:40
Lokalizacja: Wawa

Poprzednia strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: irgiwidebu i 185 gości