Historia z życia dużego dziecka

Dorosłe Dzieci Alkoholików.

Historia z życia dużego dziecka

Postprzez inka24 » 28 sie 2010, o 12:59

Odkąd sięgam pamięcią, mam problemy z którymi do dnia dzisiejszego nie mogę się uporać.
Otóż, cokolwiek bym nie robiła, gdziekolwiek bym się nie znajdowała, czuje wielka potrzebę, wrecz przymus analizowania, myślenia wszystkiego co się wokół mnie dzieje…
Moje życie codzienne, z pozoru wygląda tak, jak u przeciętnego człowieka – praca, dom …
Jednak, jest coś, co mnie różni od innych , a czego nikt nie zauważy na pierwszy rzut oka.
To coś, co nazywam „problemem”, utrudnia mi życie, czuję, ze zatruwam swoje wnętrze, niszcze się od środka, są chwile, kiedy nie chce mi się żyć, a przecież mam dopiero 24 lata!
To straszne, czasami myślę, że wariuję, ze nikt mnie nie rozumie i musze sama stawić temu czoła.

Moje dzieciństwo wspominam niezbyt dobrze…
Wychowałam się w rodzinie alkoholowej, tata od zawsze pił, w domu były awantury, uciekałyśmy z domu. Pamiętam, że zawsze wstydziłam się swojego domu, nigdy nie mogłam zaprosić koleżanek, tata pił, sikał pod siebie, wylewałam jego wymiociny z miski, które zawsze były przy łóżku. W domu, zawsze wszystkiego brakowało.
Pamiętam swojego chrzestnego, który po pijaku wpychał mi jęzor do ust, a ja jak byłam mała, nie rozumiałam tego. Czułam tylko jego obrzydliwe wąsy i odór wódki. Pamiętam tylko, ze gdy wujek się żegnał, mówiłam do niego „wujek, tylko bez jęzka”, jednak on i tak to robił. Nie czułam, że to co on robi, jest czymś złym, tylko było to dla mnie czymś wstrętnym, czego ja nie lubiłam.
Kiedyś powiedziałam o tym swojej mamie, ona zwyzywała go od najgorszych i wyrzuciła z domu, tata chyba do dziś o tym nie wie ..
Mój Tata był zawsze wulgarny, często krzyczał. Zamykając oczy i cofając się o kilka lat wstecz, widzę obraz mojej mamy.. , siedzącej na łóżku, podpierającej głowę rękami, wiecznie martwiącej się… Płaczącej z bezradności, ciągłe pożyczanie od sąsiadów pieniędzy, żeby było na chleb, bo tata przepijał. Wstyd jaki musiała odczuwać, kiedy poraz kolejny musiała pożyczać od ludzi, którym na co dzień mówiła dzien dobry i z którymi mijała się na klatce schodowej.
Wciąż wspominam załamania nerwowe mojej mamy, kiedy mówiła, ze nie wytrzyma, że idzie się powiesić, brała pasek od torebki, albo od spodni i wychodziła z domu, a ja płakałam, czułam się winna, ze ona się denerwuje, bo przytłaczałam ją również tym, ze kłóciłam się ze straszą siostrą.
Prawie nigdy nie wyjeżdżałam na wycieczki z klasą bo nie było pieniędzy, stresowałam się, gdy dzieci w klasie, pytały mnie „dlaczego tylko Ty nie jedziesz? Przecież wszyscy jadą”.
Pamiętam, kiedy ostatnio byłam w Macdonaldzie, widziałam kilkoro dzieci, które kupiły jedzenie i jedną dziewczynkę, która siedziała speszona z nimi, i na pytanie jednego z kolegi, „dlaczego nic sobie nie kupiłaś?”, dziewczynka na to.. „nie jestem głodna”. Zrobiło mi się przykro, ta dziewczynka nie miała pieniędzy. Widziałam siebie sprzed laty, gdy w takich przypadkach - czułam się gorsza, biedniejsza, wiedziałam, ze odstaję od reszty dzieci.
W szkole od zawsze miałam problemy, nie lubiłam dzieci, nie lubiłam spędzać z nimi czasu, nie lubiłam się bawić- tylko sama.
Gdy miałam 12 lat, mama poszła ze mną do psychologa, gdyż byłam dzieckiem odizolowanym od wszystkich, - co dziwne ja to lubiłam, czułam się z tym dobrze, czułam bezpieczeństwo i spokój.
Na wywiadówkach, Nauczycielki mówiły mojej mamie, ze gdybym mogła to schowałabym się w jakąś dziurę i nigdybym z niej nie wyszła.
Moja starsza o 2 lata siostra, zawsze była inna  Gdy rodzice się kłócili, ona stawały między nimi krzyczała, ja natomiast, zamykałam drzwi, nienawidziłam tego jak tata krzyczczał, podskakiwałam jak słyszałam, gdy przewala ławe, albo rozbija expres o ściane. Zamykałam drzwi, zatykałam uszy i wchodziłam pod kołdrę, ale i tak to nic nie dawało – nic nie widziałam, ale wciąż to słyszałam.
Bardzo długo, moczyłam się w łóżko, stresowałam się, aby rano nikt tego nie zauważył, bo jeszcze mama się zdenerwuje.
W nocy miałam napady lęku, krzyczałam w niebogłosy, wówczas przychodziła mama, brała mnie na ręce, uspokajała, czasami kładła się na mnie swoim siałem, żeby mnie uspokoić, chodziłam po lekarzach, brałam jakieś leki na uspokojenie, na sen , ale to i tak dawało mierny skutek.
Moja mama przeżyła wielokrotnie załamanie nerwowe, dostała skierowanie do szpitala psychiatrycznego na 3 miesiące, ale nie poszła bo bała się, że straci pracę, a pracuje w Państwowym przedszkolu.
Kolejnym bardzo ciężkim etapem, był rozwód moich rodziców, jak również to, co działo się przed nim..
Tata zdradzał moją mamę, widziałam w jego torbie prezerwatywy, widziałam jakieś upominki od kobiet, i mamę, która robiła mu o to awantury, która płakała. W domu, rzadko kiedy, panowała ciepła, rodzinna atmosfera.
Kiedyś, gdy wróciłam do domu, pamiętam jak tata zaczął się pakować, zapytałam się , gdzie idziesz? A on na to „nie wiem dokąd ja teraz pójdę, podziękuj mamie która do tego doprowadziła”.
Spakował się wyszedł i już nie wrócił. Dostałam wtedy jakiegoś ataku szału, że on odszedł , na koniec mnie przytulił, powiedział, ze mnie kocha. Potem dostałam od niego sms „córciu, nie wiem dokąd mnie poniosą moje chore nogi, nie wiem co teraz ze mną będzie”. Czułam się potwornie…
Po jakimś czasie, okazało się, ze poszedł do swojej obecnej drugiej żony i do dziś miałam mu za złe, że w stanie, w jakims wówczas się znajdowałam, tata zdeptał mnie psychicznie.
Kolejnym ciężkim etapem, był pozew o alimenty. Tata, założył mi sprawę jak powiedział „o zmniejszenie alimentów”, na sprawie dowiedziałam się , że chodzi o „zniesienie alimentów”- ale nie to było dla mnie problemem, tylko sala sądowa, rozprawa ja z mamą po jednej stronie , tata po drugiej.
Mineło kilka lat, ja miałam ok.22, tata miał już drugą żonę, mieszkam z mamą i siotrą…
Pewnego dnia, dzwoni telefon, odbieram i słyszę drżący głos ojca, ze siostra jest w szpitalu, pytam co się stało? Okazało się, ze był napad (siotra pracowała w firmie meblowej na kasie) i dostała silne leki uspokajające. Po jakimś czasie, dowiaduje się, ze trafiła do aresztu. Oskarżona o współudział, i ze napad był sfingowany. Siostra przesiedziała 7 miesięcy, po czym ją wypuścili i została uniewiniona od zarzucanego jej czynu.
Przypadek ten , nadawałby się do nagłośnienia w TV, za długa historia by ją opisywać. W tracie pobytu w areszcie, siostra schudła 17 kg. Po wyjściu była na psychoterapii, 3 lata brała silne leki.
To co przezywali rodzice, podczas jej pobytu tam jest nie do opisania, zwłaszcza mama
Która trzymała jej maskotkę, głaskała i płakała jak dziecko na cały dom, z bezradności. A ja nie mogłam nic zrobić, tylko patrzeć i czekać aż wszystko się wyjaśni.
Odkąd pamiętam, szybko chciałam opuścić swój dom rodzinny, nie czułam się w nim dobrze.
To, z czym mam problem do dziś dnia, to poczucie niskiej samooceny, chodziłam od psychologów, ale to mi nie pomagało.
Mam problem z natręctwami w postaci ciągłego analizowania, myślenia, wszystkiego co się wokół mnie dzieje… wariuję od tego.

Teraz o czym pomyślałam, to czy ktoś w ogóle przeczyta ten list? Czy ktoś uzna mnie za nudziarę... z uwagi na "wypracowanie", a być moze użalam się na dsobą a inni mają gorzej..?
inka24
 
Posty: 11
Dołączył(a): 28 sie 2010, o 12:46

Postprzez Filemon » 28 sie 2010, o 13:25

o matko!!!! podziwiam Cię, że to w ogóle przeżyłaś i nie zwariowałaś - "tylko" natrętne myśli... :?

to co opisałaś, to jest po prostu GEHENNA... i jak strasznie silny musi być jednak ludzki organizm, że człowiek a na dodatek człowiek niedojrzały jeszcze (dziecko!) jest w ogóle w stanie coś takiego przeżyć... !

nie wiem czy czytałaś kiedyś jakieś książki Alice Miller... ona właśnie opisuje prawdę o takich rodzinach, o nadużytych, nieszczęśliwych dzieciach, o ich rodzicach, którzy nie stanęli na wysokości zadania najczęściej borykając się z własnymi problemami i wykorzystując i zaniedbując własne dzieci... ja właśnie aktualnie wróciłem do jednej z jej książek pod tytułem "Twoje ocalone życie" - znajdują się w niej również odpowiedzi tej terapeutki na listy osób, który miały w dzieciństwie podobne przeżycia do Ciebie...

jeśli chodzi o natrętne myśli, to ja doświadczałem parę razy w życiu tylko takiego jakby początku czegoś takiego i starałem się szybko odwrócić od tego uwagę i zająć się czymś innym, bo czułem, że jak się zacznę na tym koncentrować, to większe ryzyko, że mnie to ogarnie z całą siłą... na szczęście udało mi się wywinąć z tego w ten sposób i nie rozwinęło mi się to w zaburzenie... mogę się jedynie domyślić, jakie to może być uciążliwe... :(

miałem kiedyś kolegę DDA, poznałem go na mitingach dla Dorosłych Dzieci Alkoholików (chodziłaś kiedyś na coś takiego? - mnie w pewnym okresie BARDZO to pomogło!) i ten kolega miał nie tylko myśli natrętne, ale różne czynności, które nieodparcie domagały się w nim wykonywania i to miało związek z zachowaniem czystości... był to dla niego koszmar, ale o ile mi wiadomo, odpowiednie leczenie lekami u dobrego psychiatry może przerwać ten proces z szansą na to, że nie powróci po odstawieniu po jakimś czasie leków - szczególnie jeśli w tym czasie uda się jakoś na przykład w psychoterapii czy jakimiś innymi sposobami pomóc sobie w osiągnięciu lepszego samopoczucia i większego wewnętrznego spokoju...

to co piszesz o tym swoim odsuwaniu się (w dzieciństwie - a i teraz też??) czyli izolowaniu się, po to, żeby odnaleźć wewnętrzny spokój i poczucie bezpieczeństwa jest mi bliskie... nie dlatego, że ja mam podobnie, ale właśnie niedawno rozstałem się z partnerem, który w taki sposób się zachowuje... była to jedna z jego cech, która psuła nam kontakt :( bo ja się wtedy czułem odrzucany a on nie umiał tego w sobie przełamać... ale to nie tylko ta jedna kwestia nam zepsuła nasz związek... - to tak na marginesie tylko...

serdecznie Cię pozdrawiam, mimo że nie znamy się właściwie, i współczuję Ci tego co przeżyłaś i z czym zapewne jeszcze się borykasz... współczuję, bo trochę z tego doświadczyłem na własnej skórze i wiem jakie to trudne - współczuję też sobie samemu i staram się w życiu robić wszystko co jestem w stanie, wykorzystać każdą nadarzającą się możliwość, którą przynosi życie, żeby sobie samemu pomóc...

trzymaj się dzielnie i postaraj się szukać sobie wszelkiej możliwiej pomocy i wsparcia, bo masz do tego święte prawo i może Ci to być niezbędne, żeby samą siebie wyprowadzić w życiu na drogę ku dobremu samopoczuciu i realizowaniu siebie w taki sposób w jaki byś pragnęła...

:kwiatek2: :slonko:
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Postprzez inka24 » 28 sie 2010, o 13:36

Dziękuje, że tak się wczytałeś w moją opowieść :) To miłe, a jeszcze milszy jest fakt, a raczej takie poczucie, ze nie jestem sama.
Pytałeś, czy do dziś mam tak, ze lubię być sama- zdecydowanie tak.
Jestem domatorką, uwielbiam prace domowe, uwielbiam tworzyć w swoim "kaciku" ciepło i taką oazę. Owszem, nie jestem jakim dzikusem, który stroni o towarzystwa, czasami jak wyjdę gdzieś do znajomych , to czuje się lepiej, tylko te "myśleniówi" nie pozwalają mi na kontakty z innymi ludxmi, wszędzie czuje jakieś zagrożenie, to troszkę chore.. ja czegoś się obawiam , ale nie umiem powiedzieć czego tak dokładnie.
inka24
 
Posty: 11
Dołączył(a): 28 sie 2010, o 12:46

Postprzez Filemon » 28 sie 2010, o 13:40

zadałem Ci jeszcze parę pytań - ciekaw jestem Twoich odpowiedzi lecz jakoś je pominęłaś...
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Postprzez inka24 » 28 sie 2010, o 13:52

Wybacz, jeśli chodzi o książki Alice Miller, nie miałam okazji się z nimi zapoznać, ale jeśli ją polecasz, to napewno chętnie się z nią zapoznam.

Wracając do natrętnych myśli, to podziwiam Cię, ze SAM dałeś sobie z nimi rade, to chyba świadczy o Twojej psychice, byc moze nie jest ona taka krucha jak moja?

Twoje pytanie dot.mitingów DDA-słyszałam o nich, ale nigdy w nich nie uczęszczałam, wyszłam z założenia, ze to i tak mi nie pomoze i że dopóki sama sobie pewnych spraw nie uświadomie, to żaden człowiek nie jest mi w stanie pomóc. Moja siostra na nie chodziła, troszkę jej pomogło, ale też nie do końca.

Pisałeś, że zostawiłes swojego partnera m.in dlatego, ze on się izolował, a ty czułeś się przez to odrzucony, mam podobnie, z tym że człowiek z którym jestem(ma 29 lat). bardzo mnie wspiera, fakt, ze sa chwile, kiedy się buntuje, ale to zrozumiałe...
Ja staram się głośno mówić, co mi jest, mówię że znowu dzieje się to, nad czym nie mogę zapanować... co prawda, nie zawsze jest on w stanie to zrozumieć.

Najbardziej co mnie boli, to fakt, ze wielu ludzi mnie ocenia a nie wiedza, ze mam ku temu powody, aby być taka, a nie innna, ale nie chce każdemu się żalić i mówiąc "jaka to ja biedna byłam". Nie lubię się użalać nad sobą, nienawidze płakać przy kimś, nawet przy swoim facecie, wstydze sie tego i czuje się wówczas "słaba"..

Chyba nie pominęłam żadnego pytania? :)
inka24
 
Posty: 11
Dołączył(a): 28 sie 2010, o 12:46

Postprzez Filemon » 28 sie 2010, o 14:25

---------- 14:13 28.08.2010 ----------

inka24 napisał(a):Nie lubię się użalać nad sobą, nienawidze płakać przy kimś, nawet przy swoim facecie, wstydze sie tego i czuje się wówczas "słaba"..

mam podobnie, ALE... z czasem nauczyłem się jednak otwierać - przynajmniej właśnie na mitingach czy w psychoterapii, albo nawet i na tym forum...

jak miałem dwadzieścia parę lat (dosyć dawno temu to było... ;) ) to nosiłem też w sobie takie poczucie, że SAM MUSZĘ SOBIE PORADZIĆ, bo inaczej to nie będzie to, że JA sobie poradziłem, tylko raczej okazałem się właśnie słaby a ktoś musiał za mnie pomóc mi wyjść z zakrętu... - w rzeczywistości, to jest myślenie wynikające z... chorej ambicji i nic więcej!

im wcześniej dojdziesz do tego, że właśnie korzystanie z wszelkiej dostępnej pomocy i możliwości, jakie przynosi życie jest Twoim prawem oraz właśnie Twoją osobistą wolnością i zdrową siłą! tym lepiej dla Ciebie...

prawda jest taka, że to słabość i lęki popychają Cię ku izolowaniu się, oddzielaniu od możliwych źródeł pomocy i nie wypróbowywaniu ich dla własnego dobra... mitingi, lektury, itp. na każdego mogą zadziałać trochę inaczej... jeśli nie próbujesz się przekonać jak to będzie w Twoim przypadku, to sama sobie odbierasz jakiś rodzaj szansy na znalezienie pomocy, wsparcia, itp. a co za tym idzie ograniczasz sobie możliwość uzyskania lepszego samopoczucia i dokonania jakichś korzystnych zmian...

dla mnie to już jest oczywiste, ale Ty być może musisz stopniowo dojść do tego emocjonalnie w sobie... dojść SAMA! ;)

zauważ, że jakby nie bez powodu tak Ci się jakoś pominęły jakby nie chcący odpowiedzi na pewne moje pytania... bo właśnie tam były obszary, w których mogłabyś coś potencjalnie zdziałać a jeszcze jednak nic nie spróbowałaś zrobić... ;) masz swoje powody, że stwarzasz trudności (sama sobie i innym - na przykład Twojemu partnerowi), ale masz też w związku z tym powody, by starać się CZYNNIE coś robić w kierunku rozwiązywania własnych problemów.... prawda? ;)

---------- 14:21 ----------

inka24 napisał(a):Wracając do natrętnych myśli, to podziwiam Cię, ze SAM dałeś sobie z nimi rade, to chyba świadczy o Twojej psychice, byc moze nie jest ona taka krucha jak moja?

(.....)

Pisałeś, że zostawiłes swojego partnera m.in dlatego, ze on się izolował, a ty czułeś się przez to odrzucony, mam podobnie, z tym że człowiek z którym jestem(ma 29 lat). bardzo mnie wspiera, fakt, ze sa chwile, kiedy się buntuje, ale to zrozumiałe...
Ja staram się głośno mówić, co mi jest, mówię że znowu dzieje się to, nad czym nie mogę zapanować... co prawda, nie zawsze jest on w stanie to zrozumieć.


wiesz tak naprawdę to mój partner zostawił mnie, no bo właśnie SIĘ IZOLOWAŁ... :) izolacja, to jest oddalanie się i unikanie kontaktu, prawda...? a do tego był jeszcze wobec mnie sadystyczny i niszczycielski w pewnych swoich zachowaniach, no więc po prostu czując się walony słowem, niewspierany i trzymany na dystans postanowiłem się odsunąć i ograniczyć kontakt...

ja NIE MIAŁEM MYŚLI NATRĘTNYCH, więc nie można powiedzieć, że sam sobie z tym poradziłem... ja miałem tylko takie POCZĄTKI, PRZEBŁYSKI i zauważyłem, że to niebezpieczne i postarałem się to odsunąć - odwrócić spojrzenie.... czasem na przykład mnie nurtowało, czy nie zapomniałem czegoś zrobić w domu - parę razy to sprawdziłem, bo naprawdę nie byłem pewien, ale kiedyś zdałem sobie sprawę, że na 99 procent jestem pewien, że wszystko jest w porządku a mimo to mam parcie na sprawdzenie tego - nie sprawdziłem i świadomie przełamałem ten narzucający się przymus - przeszło i tyle... było tak parę razy i ustąpiło :)

ale to są oczywiście jedynie objawy a ja praktycznie zapobiegłem ich rozwijaniu się w formę poważniejszych zaburzeń, JEDNAK TO NIE JEST PRAWDZIWE UPORANIE SIĘ Z PROBLEMEM PONIEWAŻ POD OBJAWAMI KRYJĄ SIĘ ICH EMOCJONALNE PRZYCZYNY... i to trzeba umiejętnie rozpracować psychologicznie... jak po prostu stłumisz jeden objaw, to w każdej chwili może Ci wyskoczyć inny, bowiem ICH ŹRÓDŁO płynie sobie w głębi Ciebie dalej i pozostało nietknięte... takie jest przynajmniej moje zdanie na ten temat... :)

---------- 14:25 ----------

p.s.

aha... a jednak jeszcze do jednej rzeczy się nie odniosłaś - mianowicie czy byłaś u psychiatry i czy diagnozował on Twój stan zdrowia psychicznego i czy ewentualnie proponował Ci leki...

przypuszczam, że jest to kolejny temat, gdzie Twoja odpowiedź będzie przecząca...

zauważ zatem ile rzeczy możesz zrobić dla własnego dobra a nie robisz... widać jest ku temu jakiś powód... ;) :P

ja właśnie dlatego ostatecznie odsuwam się od mojego byłego partnera, bo NIE ROBI on pewnych niezbędnych rzeczy dla swojego dobra i dla dobra jego relacji z drugą bliską osobą a ja za niego tego zrobić nie mogę... :? natomiast nie chcę też dopuścić do tego, żebym tkwił w nieskończoność w sytuacji, która naraża mnie na jego destrukcję i odczuwany ciągle przeze mnie ból...
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Postprzez inka24 » 28 sie 2010, o 14:28

To wszystko co piszesz, ma sens , i czytając to nabieram pewnego optymizmu , jednak sa problemy które mnie przerastają jak np. chorobliwa zazdrość, która przejawia się w agresje (ale nie do rękoczynów). Zaczynam płakać, mam ochotę być sama... dobija mnie to mój IRRACJONALNY TOK MYŚLENIA przeważa na tad tym co realne!!!
Czuje się jakbym była psychicznie chora, to straszne... okropne uczucie, chorobliwa zazdrość, kiedys czytałam, ze jest to tzw zespół Otella..
inka24
 
Posty: 11
Dołączył(a): 28 sie 2010, o 12:46

Postprzez Filemon » 28 sie 2010, o 14:33

tak na odległość i w pierwszym wrażeniu ja nie mam odczucia, że Ty jesteś chora psychicznie... (czyli, że masz psychozę) natomiast mam wrażenie, że bez wątpienia jesteś chora EMOCJONALNIE... a to już pewna różnica... bo większa jest szansa na to, że da się z tym coś zrobić, choć jest to bez wątpienia cholernie ciężka sprawa...

no ale trzeba jakoś próbować - nie tylko siedzieć na tyłku i czekać na cud! ;) oczywiście czasem też można sobie posiedzieć po prostu i odpocząć, ale... potem podnieść pupsko i wykonać jakiś sensowny krok wykorzystując posiadaną wiedzę, doświadczenie (własne i innych osób, od których coś zasłyszeliśmy... ;)) i możliwości, które przynosi życie... :)
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Postprzez inka24 » 28 sie 2010, o 14:33

Chciałam pójść do psychiatry, ale wydaje mi się, ze tam chodza ludzie, którzy przechodzą jakieś tragedie, a ja nie przeszłam tragedii, tłumaczę sobie, ze ja moze wyolbrzymiam?
Moja siostra brała leki i bardzo jej to pomagało - przez jakiś czas, potem je odstawiła. JA tak bardzo chciałabym se cieszyc zyciem. Tak jak mi mój Rafał tlumaczy, mam dobrą, pracę, osobę która mnie kocha, zdrowie, czego chciec wiecej, wydawałoby się, ze niczego a jednak...
Mam sporo tych problemów, podobnie z tym, ze mam zaburzenia osobowości, ciezko mi stwierdzic jaka jestem , wciąż zmieniam image, aby odnaleść własne "ja", ale to i tak nic mi nie daje, głupie co? :)
inka24
 
Posty: 11
Dołączył(a): 28 sie 2010, o 12:46

Postprzez Filemon » 28 sie 2010, o 14:35

nie tyle może głupie, co uciążliwe pewnie - dla Ciebie i dla innych...

ja bym tam nie szukał argumentów w kierunku OD podjęcia pewnych szans i działań, tylko raczej w kierunku DO ich podjęcia... :)
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Postprzez inka24 » 28 sie 2010, o 14:35

Hm.. mam wrażenie, jakbym rozmawiała z terapeutą:) Jesteś psychologiem, czy zwyczajnie ta dziedzina jest Twoją pasją? :)
inka24
 
Posty: 11
Dołączył(a): 28 sie 2010, o 12:46

Postprzez Filemon » 28 sie 2010, o 14:42

spostrzegawcza z Ciebie dziewczyna... ;) widzisz, czyli masz potencjał - wykorzystaj go zatem dla własnego dobra, no i też po części dla dobra Twojego partnera, jeśli Ci na nim faktycznie zależy... :)

nie jestem psychologiem, ale... od paru psychoterapeutów usłyszałem, że prawdopodobnie byłbym niezły w tym zawodzie, bo mam ku temu zdolności...

owszem, psychologia i psychoterapia to coś co mnie interesuje - może pasja, to byłoby trochę za dużo powiedziane...

niemniej sam mam na tyle poważne problemy emocjonalne i aktualnie znowu sobie z nimi kiepsko radzę, że nie mógłbym uprawiać tego zawodu, nawet gdybym miał w tym kierunku wykształcenie i przygotowanie praktyczne... ponadto nie jestem przesadnym fanem psychoterapii, bo doświadczyłem (na sobie osobiście, jak i również obserwując inne osoby) mało efektywnych skutków rozmaitych psychoterapii i jedynie rzadkich przykładów świadczących o zdecydowanym jej powodzeniu! dlatego uważam, że liczą się WSZYSTKIE DZIAŁANIA RAZEM WZIĘTE - ROZMAITE MOŻLIWOŚCI KTÓRE PODSUWA ŻYCIE a nie jedynie sama psychoterapia, czy same leki, itp... :)

pozdrawiam i aktualnie już zmykam, bo chciałbym trochę wystawić nosa na dwór, póki zostało jeszcze trochę dnia... :)
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Postprzez marie89 » 28 sie 2010, o 14:43

Witaj Inka

Po przeczytaniu Twojego postu... zabrakło mi słów...
Po prostu zabrakło... Bo co można by było odpowiedzieć.. Że to co przeżyłaś było straszne..? Było. Że nie sposób wyobrazić sobie jak możesz się czuć...? Nie da się wyobrazić...

Jestem zupełnie obcym Ci człowiekiem.. Napisałaś tylko kilka słów.. Ale jednocześnie tyle, że nie można wobec tego przejść obojętnie.. Ja nie mogłam.

Nie wiem, czy moje słowa będą mieć znaczenie.. ale zostawię je tutaj.

***

Przykro mi Inka, tak przykro, że jako dziecko musiałaś to wszystko znosić.. Tyle łez, smutku, lęku.. Przykro mi..

A jednocześnie podziwiam Cię.. Bo choć piszesz, że są momenty gdy wracasz do tego pamięcią.. że czasem chcesz płakać.. to ja czuję, że jesteś silnym człowiekiem. Nie słabym.. a silnym właśnie. Tak czuję..

Możesz płakać.. nie wstydź się. To nie jest oznaka słabości.. To znaczy, że żyjesz.. że czujesz.. Nie możesz tego dusić w sobie..

***

Piszesz, że Twój kontakt z innymi ludźmi jest utrudniony.. Że nie chcesz się wiecznie tłumaczyć dlaczego jesteś taka jaka jesteś.. Nie tłumacz więc. Jeśli będziesz gotowa.. to się otworzysz. Przed ludźmi przy których poczujesz się pewnie.

***

Wspomnienia zawsze gdzieś będą.. Ale możesz nauczyć się żyć tym co teraz, nie rozpamiętując. Żyć swoim własnym nowym życiem.. Możesz. Wierzę, że możesz. Już to robisz;)

***

Myślę jednak też, że potrzeba Ci wsparcia... Czasem musimy pozwolić sobie pomóc..
Może Meetingi DDA to dobry pomysł.. Zastanów się. Zawsze możesz spróbować...

***

Mam nadzieję, że wszystko się ułoży.. Życzę Ci szczęścia. Szczerze.. Bardzo dużo ciepła i szczęścia.
Trzymam za Ciebie kciuki

Pozdrawiam


M.
marie89
 

Postprzez Filemon » 28 sie 2010, o 14:50

P.S.

inka24 napisał(a):Chciałam pójść do psychiatry, ale wydaje mi się, ze tam chodza ludzie, którzy przechodzą jakieś tragedie, a ja nie przeszłam tragedii, tłumaczę sobie, ze ja moze wyolbrzymiam?


słuchaj, jeśli zestawić tę Twoją wypowiedź z tym co wyżej napisałaś o swoim dzieciństwie i domu rodzinnym, to MOŻNA BY DOSTAĆ ATAKU HISTERYCZNEGO ŚMIECHU!!!!!! że osoba, które przeżyła taką makabrę i takie straszliwie trudne i bolesne miała dzieciństwo przypuszcza, że może nie przeszła żadnej tragedii i że tylko wyolbrzymia... to brzmi po prostu jak jakiś szalony żart!!! tyle tylko, że trudno wybuchnąć tym śmiechem w obliczu relacji o Twoich minionych autentycznych tak bardzo poważnych cierpieniach, które na dodatek rzutują do dzisiaj na Twoje życie i samopoczucie...

poczytaj Alice Miller a dowiesz się czegoś więcej na ten temat...

Twoje bagatelizowanie jest CHARAKTERYSTYCZNYM OBJAWEM - jedną z wielu cech tego typu choroby emocjonalnej wynikającej z potężnej krzywdy jaka w Twoim dzieciństwie miała miejsce i której Ty byłaś obiektem...

Ty wiesz, że ja po tej Twojej zacytowanej tu uwadze aż przez chwilę się upewniłem, czy... mnie się może wątki nie pomyliły!!! - tak bardzo była ona nieadekwatna to tego co napisałaś wcześniej...
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Postprzez inka24 » 28 sie 2010, o 14:57

---------- 14:53 28.08.2010 ----------

marie89 bardzo Ci dziękuje za ciepłe i serdeczne słowa :) Wydajesz się być człowiekiem, który znakomicie potrafi się wczuć w czyjąs sytuację.
Masz rację, że chyba trzeba dać sobie pomóc, i tak jak powiedział Filemon, mam jakąś "chorą ambicję", ze poradzę sobie sama, niestety czasami zauważam, ze pewne sprawy mnie przerastają i wszystko zaczyna się pogarszac.

---------- 14:57 ----------

Ale wiesz z zcego to wynika? Że ja wiele razy otwierałam się przed kimś i słyszałam, ze przesadzam, ze to było kiedyś, ze inni mieli gorzej, ze użalam się nad sobą itp. wiele razy to słyszałam i myślałam, ze chyba coś tu jest nie tak?
Mój tata sam mówi, ze mam nie przesadzać, bo bita nie byłam... wiec chwilami się motam, ale jeśli mówisz ze mam swiete prawo skorzystac z pomocy specjalistów, to ja chce skorzystac, tylko nie wiem od czego zaczac, jaki ma byc mój pierwszy krok.
inka24
 
Posty: 11
Dołączył(a): 28 sie 2010, o 12:46

Następna strona

Powrót do DDA

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 9 gości