Odkąd sięgam pamięcią, mam problemy z którymi do dnia dzisiejszego nie mogę się uporać.
Otóż, cokolwiek bym nie robiła, gdziekolwiek bym się nie znajdowała, czuje wielka potrzebę, wrecz przymus analizowania, myślenia wszystkiego co się wokół mnie dzieje…
Moje życie codzienne, z pozoru wygląda tak, jak u przeciętnego człowieka – praca, dom …
Jednak, jest coś, co mnie różni od innych , a czego nikt nie zauważy na pierwszy rzut oka.
To coś, co nazywam „problemem”, utrudnia mi życie, czuję, ze zatruwam swoje wnętrze, niszcze się od środka, są chwile, kiedy nie chce mi się żyć, a przecież mam dopiero 24 lata!
To straszne, czasami myślę, że wariuję, ze nikt mnie nie rozumie i musze sama stawić temu czoła.
Moje dzieciństwo wspominam niezbyt dobrze…
Wychowałam się w rodzinie alkoholowej, tata od zawsze pił, w domu były awantury, uciekałyśmy z domu. Pamiętam, że zawsze wstydziłam się swojego domu, nigdy nie mogłam zaprosić koleżanek, tata pił, sikał pod siebie, wylewałam jego wymiociny z miski, które zawsze były przy łóżku. W domu, zawsze wszystkiego brakowało.
Pamiętam swojego chrzestnego, który po pijaku wpychał mi jęzor do ust, a ja jak byłam mała, nie rozumiałam tego. Czułam tylko jego obrzydliwe wąsy i odór wódki. Pamiętam tylko, ze gdy wujek się żegnał, mówiłam do niego „wujek, tylko bez jęzka”, jednak on i tak to robił. Nie czułam, że to co on robi, jest czymś złym, tylko było to dla mnie czymś wstrętnym, czego ja nie lubiłam.
Kiedyś powiedziałam o tym swojej mamie, ona zwyzywała go od najgorszych i wyrzuciła z domu, tata chyba do dziś o tym nie wie ..
Mój Tata był zawsze wulgarny, często krzyczał. Zamykając oczy i cofając się o kilka lat wstecz, widzę obraz mojej mamy.. , siedzącej na łóżku, podpierającej głowę rękami, wiecznie martwiącej się… Płaczącej z bezradności, ciągłe pożyczanie od sąsiadów pieniędzy, żeby było na chleb, bo tata przepijał. Wstyd jaki musiała odczuwać, kiedy poraz kolejny musiała pożyczać od ludzi, którym na co dzień mówiła dzien dobry i z którymi mijała się na klatce schodowej.
Wciąż wspominam załamania nerwowe mojej mamy, kiedy mówiła, ze nie wytrzyma, że idzie się powiesić, brała pasek od torebki, albo od spodni i wychodziła z domu, a ja płakałam, czułam się winna, ze ona się denerwuje, bo przytłaczałam ją również tym, ze kłóciłam się ze straszą siostrą.
Prawie nigdy nie wyjeżdżałam na wycieczki z klasą bo nie było pieniędzy, stresowałam się, gdy dzieci w klasie, pytały mnie „dlaczego tylko Ty nie jedziesz? Przecież wszyscy jadą”.
Pamiętam, kiedy ostatnio byłam w Macdonaldzie, widziałam kilkoro dzieci, które kupiły jedzenie i jedną dziewczynkę, która siedziała speszona z nimi, i na pytanie jednego z kolegi, „dlaczego nic sobie nie kupiłaś?”, dziewczynka na to.. „nie jestem głodna”. Zrobiło mi się przykro, ta dziewczynka nie miała pieniędzy. Widziałam siebie sprzed laty, gdy w takich przypadkach - czułam się gorsza, biedniejsza, wiedziałam, ze odstaję od reszty dzieci.
W szkole od zawsze miałam problemy, nie lubiłam dzieci, nie lubiłam spędzać z nimi czasu, nie lubiłam się bawić- tylko sama.
Gdy miałam 12 lat, mama poszła ze mną do psychologa, gdyż byłam dzieckiem odizolowanym od wszystkich, - co dziwne ja to lubiłam, czułam się z tym dobrze, czułam bezpieczeństwo i spokój.
Na wywiadówkach, Nauczycielki mówiły mojej mamie, ze gdybym mogła to schowałabym się w jakąś dziurę i nigdybym z niej nie wyszła.
Moja starsza o 2 lata siostra, zawsze była inna Gdy rodzice się kłócili, ona stawały między nimi krzyczała, ja natomiast, zamykałam drzwi, nienawidziłam tego jak tata krzyczczał, podskakiwałam jak słyszałam, gdy przewala ławe, albo rozbija expres o ściane. Zamykałam drzwi, zatykałam uszy i wchodziłam pod kołdrę, ale i tak to nic nie dawało – nic nie widziałam, ale wciąż to słyszałam.
Bardzo długo, moczyłam się w łóżko, stresowałam się, aby rano nikt tego nie zauważył, bo jeszcze mama się zdenerwuje.
W nocy miałam napady lęku, krzyczałam w niebogłosy, wówczas przychodziła mama, brała mnie na ręce, uspokajała, czasami kładła się na mnie swoim siałem, żeby mnie uspokoić, chodziłam po lekarzach, brałam jakieś leki na uspokojenie, na sen , ale to i tak dawało mierny skutek.
Moja mama przeżyła wielokrotnie załamanie nerwowe, dostała skierowanie do szpitala psychiatrycznego na 3 miesiące, ale nie poszła bo bała się, że straci pracę, a pracuje w Państwowym przedszkolu.
Kolejnym bardzo ciężkim etapem, był rozwód moich rodziców, jak również to, co działo się przed nim..
Tata zdradzał moją mamę, widziałam w jego torbie prezerwatywy, widziałam jakieś upominki od kobiet, i mamę, która robiła mu o to awantury, która płakała. W domu, rzadko kiedy, panowała ciepła, rodzinna atmosfera.
Kiedyś, gdy wróciłam do domu, pamiętam jak tata zaczął się pakować, zapytałam się , gdzie idziesz? A on na to „nie wiem dokąd ja teraz pójdę, podziękuj mamie która do tego doprowadziła”.
Spakował się wyszedł i już nie wrócił. Dostałam wtedy jakiegoś ataku szału, że on odszedł , na koniec mnie przytulił, powiedział, ze mnie kocha. Potem dostałam od niego sms „córciu, nie wiem dokąd mnie poniosą moje chore nogi, nie wiem co teraz ze mną będzie”. Czułam się potwornie…
Po jakimś czasie, okazało się, ze poszedł do swojej obecnej drugiej żony i do dziś miałam mu za złe, że w stanie, w jakims wówczas się znajdowałam, tata zdeptał mnie psychicznie.
Kolejnym ciężkim etapem, był pozew o alimenty. Tata, założył mi sprawę jak powiedział „o zmniejszenie alimentów”, na sprawie dowiedziałam się , że chodzi o „zniesienie alimentów”- ale nie to było dla mnie problemem, tylko sala sądowa, rozprawa ja z mamą po jednej stronie , tata po drugiej.
Mineło kilka lat, ja miałam ok.22, tata miał już drugą żonę, mieszkam z mamą i siotrą…
Pewnego dnia, dzwoni telefon, odbieram i słyszę drżący głos ojca, ze siostra jest w szpitalu, pytam co się stało? Okazało się, ze był napad (siotra pracowała w firmie meblowej na kasie) i dostała silne leki uspokajające. Po jakimś czasie, dowiaduje się, ze trafiła do aresztu. Oskarżona o współudział, i ze napad był sfingowany. Siostra przesiedziała 7 miesięcy, po czym ją wypuścili i została uniewiniona od zarzucanego jej czynu.
Przypadek ten , nadawałby się do nagłośnienia w TV, za długa historia by ją opisywać. W tracie pobytu w areszcie, siostra schudła 17 kg. Po wyjściu była na psychoterapii, 3 lata brała silne leki.
To co przezywali rodzice, podczas jej pobytu tam jest nie do opisania, zwłaszcza mama
Która trzymała jej maskotkę, głaskała i płakała jak dziecko na cały dom, z bezradności. A ja nie mogłam nic zrobić, tylko patrzeć i czekać aż wszystko się wyjaśni.
Odkąd pamiętam, szybko chciałam opuścić swój dom rodzinny, nie czułam się w nim dobrze.
To, z czym mam problem do dziś dnia, to poczucie niskiej samooceny, chodziłam od psychologów, ale to mi nie pomagało.
Mam problem z natręctwami w postaci ciągłego analizowania, myślenia, wszystkiego co się wokół mnie dzieje… wariuję od tego.
Teraz o czym pomyślałam, to czy ktoś w ogóle przeczyta ten list? Czy ktoś uzna mnie za nudziarę... z uwagi na "wypracowanie", a być moze użalam się na dsobą a inni mają gorzej..?