Wątpliwości II

Problemy z partnerami.

Wątpliwości II

Postprzez Sansevieria » 22 sie 2010, o 23:52

Sansevieria napisał/a:


A co do trapii to może jednak skoro są ludzie, którzy mocno się dzięki pracy w terapiach pozmieniali i pozmieniało się na korzysśc ich życie - jednak nie jest tak tragicznie? Może po prostu kwestia nurtu terapii i konkretnego terapeuty jest istotna.


może, może, może...

mnie się przecież udało, jak opisywałem wcześniej, tyle że okazało się, że to było... złudzenie!

"przypadki" używam w cudzysłowie - to skrót myślowy: chodzi mi o to, żeby nie pisać osoba z głębszym stopniem zaburzenia osobowości, itd... psychologowie mówią też w swoim slangu: "z niższej/wyższej półki" - czyli głębiej, poważniej uwarunkowane zaburzenia lub płyciej, z mniej dramatycznymi objawami, itp.

to forum jest jak mi się zdaje pełne kobiet właśnie jedynie zaleczonych w swoich zaburzeniach osobowościowych, związanych z zależnością, które przyniosły w ich życiu spustoszenie i skutkowały burzliwymi związkami, często z tragicznym niemal zakończeniem, itd. lub też kobiety te tkwią w związkach, które są dysfunkcyjne i nawet niektóre same zdają sobie z tego sprawę, ale zależność jest w nich tak silna i niewyleczona, że... lepszy rydz niż nic... te sytuacje mają tylko pozory normalności...

według mnie to dowodzi, że terapeuci nie umieją leczyć tego typu zaburzeń i problem tego rodzaju należy do bardzo poważnych...

ja sam, mimo wszystko, nie poddaje się i zmagam się jak tylko potrafię, choćby po to, by kiedyś tam na końcu móc sobie powiedzieć, że zrobiłem wszystko co w mojej mocy, nawet jeśli celu nie udało mi się osiągnąć...

i dzięki Bogu, nie miałem jak dotąd myśli ani stanów samobójczych ani żadnych samookaleczeń, itp. co po części uważam za swój sukces a po części za dar natury...
_________________
"wszystko przemija, nawet naaaaaaaajdłuższa żmija"...

Powrót do góry
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Postprzez Filemon » 23 sie 2010, o 00:01

a Szanowna Pani zapytała mnie o zdanie, w kwestii zrobienia z mojej wypowiedzi osobnego wątku...? :P
czy wczuła się zanadto w rolę admina...?

hem? ;)
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Postprzez Sansevieria » 23 sie 2010, o 00:01

Pozwoliłam sobie prznieśc, bo zaczęliśmy ewidentnie odchodzić od wątku Miriam, a temat w sumie ciekawy.
Żargon psychologów to mnie umiarkowanie bawi, choć czasem i owszem, sama używam ku uciesze. Ale wiesz, człowiek który o sobie mówi jako o "przypadku"...to zawsze jest lekuchno niepokojące. Poza tym jak Ci napisałam - jak mianowicie tę głębokość zaburzeń mierzyś? Nie bardzo jest skala. Czy raczej skal jest mnogość wielka. A i tak każdy jest inny. Każdy człowiek. Nawet bliźnięta jednojajowe razem wychowane w tym samym toksycznym domu inaczej mają zaburzenia z tym związane poukładanie i wcale nie są to podobne zaburzenia czasem...
Wiesz, różne są terapie i różne rzeczy w danej terapii można osiągnąć. Ja na przykład uważam, że psychoterapeuta w ogóle niczego nie leczy - bo nie jest lekarzem. W moim odczuciu jest empatycznym, wykształconym towarzyszem w procesie zdrowienia. Który ma coś sensownego do powiedzenia, ale nie jest żadnym "uzdrowicielem". Jak napisała w swoim wątku Miriam - czarną robotę to sam człowiek musi zrobić.
Piszesz że dzięki Bogu nie miałeś myśli samobójczych ani samookaleczeń. No i dobrze, ale tacy co mieli i mają wcale nie są skazani na to na zawsze. Samookaleczenia są ewidentnym objawem, a nie jednostką chorobową. I kto wie, czy przyczyn samookaleczeń czasem nie łatwiej się pozbyć niż na przykład przyczyn poczucia braku własnej sprawczości? Przypuszczam, że jak zawsze zależy u kogo.
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Postprzez Filemon » 23 sie 2010, o 00:21

Sansevieria napisał(a):Pozwoliłam sobie prznieśc...


no to zauważyłem - że sama sobie... :lol: :P



Sansevieria napisał(a): Ale wiesz, człowiek który o sobie mówi jako o "przypadku"...to zawsze jest lekuchno niepokojące.


w tym wypadku niepokój zupełnie zbędny - tłumaczyłem już tę kwestię - ja nie patrzę na siebie jak na zjawisko czy przedmiot... - w tym miejscu według mnie nie ma problemu...



Sansevieria napisał(a): Poza tym jak Ci napisałam - jak mianowicie tę głębokość zaburzeń mierzyś? Nie bardzo jest skala. Czy raczej skal jest mnogość wielka. A i tak każdy jest inny.


to pytanie do psychologów i psychiatrów, jeśli chodzi o dokonywanie FACHOWYCH pomiarów... może zresztą oni też tego nie potrafią...

z konieczności jesteśmy zdani w tej kwestii na obserwację, doświadczenie, empatię i osobiste wyczucie... myślę, że to sporo - często oprócz tabelek diagnostycznych, właśnie te wymienione atrybuty równie dobrze albo nawet lepiej pozwalają choćby laikowi zorientować się... mówiąc potocznie: komu bardziej odbija a komu mniej czy też kto jest bardziej zaburzony a kto mniej... doświadczenie i obserwacja grają zdecydowanie bardzo dużą rolę - waga i centymetr są w tym wypadku znacznie mniej przydatne...



Sansevieria napisał(a):Ja na przykład uważam, że psychoterapeuta w ogóle niczego nie leczy - bo nie jest lekarzem. W moim odczuciu jest empatycznym, wykształconym towarzyszem w procesie zdrowienia. Który ma coś sensownego do powiedzenia, ale nie jest żadnym "uzdrowicielem".


a słowo "terapia" nie oznacza przypadkiem to samo co "leczenie"...? ;)

zatem Ci ludzie nie powinni nazywać się terapeutami - logicznie wyciągając wniosek z Twoich przesłanek... i wiesz co....? zgadzam się z Tobą, ale z innego powodu - oni po prostu nie umieją zbytnio prowadzić terapii czyli leczyć! ot po prostu... :)

"empatyczny towarzysz w procesie zdrowienia", to bardzo często jedynie pobożne życzenie...

według mnie nawet jeśli się spełnia w danym wypadku, to STANOWCZO ZA MAŁO, żeby pomóc człowiekowi z zaburzeniami osobowości - a mnie się wydaje, że właściwie każde nieco bardziej poważne zaburzenie zachowania i funkcjonowania utrzymujące się przewlekle, jest już sygnałem tego, że w osobowości dzieje się coś niedobrego i ma w niej miejsce jakaś nieprawidłowość... - żeby pomóc takiemu człowiekowi trzeba dysponować nie tylko wiedzą teoretyczną, ale ODPOWIEDNIĄ METODĄ, KTÓRĄ POTRAFI SIĘ SKUTECZNIE ZASTOSOWAĆ - dopiero na tym etapie ważny jest udział pacjenta - czy ją przyjmie, czy będzie z niej potrafił skorzystać i wreszcie czy będzie na tyle wytrwały, by dojść do jakichś znaczących efektów...

niestety, znikoma efektywność metod, z którymi się zetknąłem skacze do oczu... a także często w ogóle ich błędność plus brak predyspozycji osobowościowych osób, które zajmują się fachem psychoterapeuty... całe tłumy z nierozwiązanymi własnymi problemami pchają się leczyć czy też empatycznie pomagać, jak kto woli, innym, podobnie lub nieco inaczej zaburzonym... :? oto jeszcze jedna przyczyna powszechnej, według mnie, porażki na tym polu...

No to tak sobie po kawałeczku się odniosłem... :)
Ostatnio edytowano 23 sie 2010, o 00:23 przez Filemon, łącznie edytowano 1 raz
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Postprzez Sansevieria » 23 sie 2010, o 00:22

No pewnie że sama sobie :D
według Ciebie nie ma problemu - no to ok. Kultywujmy zatem dobry obyczaj -każdy jest człowiekiem. Nie "przypadkiem".
W kwestii pomiaru głębokości zaburzeń to ja jestem ogólnie przeciw takim ocenom. Nie jestem ani psychiatrą ani psychologiem. To raz. Oni sami nie stworzyli żadnego wzorca. To dwa. Pomiary głębokości zaburzeń w wykonaniu laika (czyli mnie na przykład) , na dodatek nie posiadającego wzorca, są bez sensu - to trzy. Zatem - nie wypowiadam się o ewentualnej głębokości czyichkolwiek, w tym własnych zaburzeń. :)
No dobra, są porażki i w ogóle można godzinami psy na pschoterapii oraz psychoterapeutach wieszać. No i co z tego...są też sukcesy i można w drugą stronę. Złą psychoterapię trzeba odpracować cyli przerobić w tej właściwej i tyle.
Psychoterapeuci lekarzami nie są. Bez względu na źródłosłów. I nie ma co liczyć na to, że dadzą lekarstwo. Mogą wesprzeć w procesie zmian, służyć własnymi obserwacjami, sugestiami, empatią. Wsparciem. Doświadczeniem. Różne rzeczy mogą, ale nie ma metody dobrej dla każdego. Nie dlatego, że metody do bani tylko dlatego, że co jednemu pacjentowi pomoże to innemu wcale nie. To się akurat boleśnie sprawdza.
Ostatnio edytowano 23 sie 2010, o 00:30 przez Sansevieria, łącznie edytowano 1 raz
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Postprzez Filemon » 23 sie 2010, o 00:37

---------- 00:27 23.08.2010 ----------

Sansevieria napisał(a):No pewnie że sama sobie :D
według Cieie nie ma problemu - no to ok. Kultywujmy zatem dobry obyczaj -każdy jest człowiekiem. Nie przypadkiem.
W kwestii pomiaru głębokości zaburzeń to ja jestem ogólnie przeciw takim ocenom. Nie jestem ani psychiatrą ani psychologiem. To raz. Oni sami nie stworzyli żadnego wzorca. To dwa. Pomiary głębokości zaburzeń w wykonaniu laika (czyli mnie na przykład) , na dodatek nie posiadającego wzorca, są bez sensu - to trzy. Zatem - nie wypowiadam się o ewentualnej głębokości czyichkolwiek, w tym własnych zaburzeń. :)


w tych kwestiach się nie zgadzamy...

a ponadto, odnośnie "przypadku" - to musiałbym się po raz kolejny powtarzać... w moim odbiorze namolnie się przyczepiłaś :P - nie chcę Cię urazić tym określeniem, ale tak to odbieram, bo ja w ogóle nie widzę w tym kwestii ani problemu i już to wytłumaczyłem...

podobnie jak nie sprawia mi akurat problemu Twoja pewna samowola, choć uważam, że jasne jest, że powinnaś była zapytać mnie o zdanie... - a nie spytałaś, ale na zdrowie - akurat w tej sprawie nie przeszkadza mi to! :)

---------- 00:37 ----------

Sansevieria napisał(a):Psychoterapeuci lekarzami nie są. Bez względu na źródłosłów. I nie ma co liczyć na to, że dadzą lekarstwo..


zatem powinni się inaczej nazywać... :lol:
a tak naprawdę, to właśnie powinni dać "lekarstwo" - jak najbardziej! - czyli odpowiednią, skuteczną metodę psychoterapii czyli LECZENIA PSYCHIKI... od tabletek natomiast są psychiatrzy a od empatycznego wsparcia, przede wszystkim... przyjaciele! chyba, że ktoś nie ma, to wtedy może sobie wziąć "terapię" wspierającą... ale prawdziwa TERAPIA to jest leczenie odpowiednio efektywną metodą! inaczej nie mówmy o terapii, tylko właśnie o wspieraniu, pocieszaniu, doradzaniu, edukowaniu i co tam jeszcze...

niektórzy terapeuci potrafią się też nawet przyjaźnić a niekiedy także wskoczyć do łóżka... ;) :P
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Postprzez Sansevieria » 23 sie 2010, o 00:41

Znaczy w jakich? Żeby ludzi nie określać mianem "przypadków" czy w kwestii niemierzenia czyichkolwiek zaburzeń? Co do pierwszego - wolna wola. Owszem, czepiam się namolnie, bo dla mnie to ważna kwestia. Nie lubię nazaywania ludzi "przypadkami" i otwarcie to wyznaję. Ale tłumaczenia nie oczekuję. Powiedziałam coś o sobie i tyle. Ja tak nie lubię.
Podobnie co do drugiego - ja nie mierzę. W dyskusje o pomiarach w związku z tym, konsekwentnie nie wchodzę. I tyle. Znowu - pisałam o sobie i o tym, co mnie odpowiada, a co nie.

A co do samowoli - ok. Bywam samowolna niekiedy. Ale wszak złego nic nie uczyniłam...zatem też nie widzę problemu. Chooć ewidentnie zaczynam wyczuwać napięcie... . Chyba pora na mnie - czuję nieco zmęczenia i lepiej zrobię, jak posłucham podszeptów organizmu - spać pora, jutro budzik na 6:30, a to nie przelewki :) dobranoc zatem
No jeszcze - można sobie długo marzyć, że "powinni". Ale taka skuteczna metoda dla każdego najwyraźniej nie istnieje. Już na poziomie terapii dyrektywnych i niedyrektywnych to widać. Jeden na dyrektywne ma zjeżenie a drugi wręcz przeciwnie. Nie ma co marzyć o powstaniu "uniwersalnej metody" miły Filemonie. Trzeba próbować z tym, co jest dostępne na rynku. Ja w sumie korzystałam z różnych metod w różnych momentach życia i zdrowienia i może to też jest jakiś pomysł - trochę z tego, trochę z czego innego... i teraz to już naprawdę dobranoc :)
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Postprzez Filemon » 23 sie 2010, o 00:54

Sansevieria, co do "ewidentnego napięcia"... to pragnę Cię poinformować, że odczucia Cię mylą, bowiem ja dyskutuję z Tobą na luzie, jak dotąd... - naprawdę :) może dlatego, że ja dyskutuję z Tobą przyjmując pewien dystans (do siebie, do tej dyskusji, itp) a poza tym traktuję Cię przyjaźnie i bez wrogości, mimo że chyba w pewnych kwestiach się nie zgadzamy...

sama przyznałaś, że faktycznie "namolnie się czepiasz", zatem użyłem jak widzę adekwatnego określenia...

podkreślasz, że powiedziałaś jedynie coś o sobie - określiłaś czego nie lubisz... OK, ale zauważ, że zrobiłaś to chyba już... cztery razy z rzędu, zatem mogę chyba użyć kolejnego określenia, które mi się nasuwa, że mielisz nieco kwestię swoich gustów... ;) :P (nie obraź się, no ale chyba tak jest w tym wypadku... - być może kryją się za tym jakieś Twoje emocje - proponuję Ci to sprawdzić w sobie, w miarę możliwości)

co do samowoli, to... nie jest ona dobrą rzeczą i warto się, według mnie porozumiewać z drugą osobą w kwestiach, które jej dotyczą - oczekiwałbym tego od Ciebie generalnie, bo może się przydarzyć sytuacja, w której jakieś samowolne posunięcie mnie na przykład rozzłości albo dotknie - a po co ryzykować coś takiego, skoro się można zapytać! tak więc nie stało się nic złego, ale... to nie Twoja zasługa... ;) raczej szczęśliwie się tak złożyło... :)

mam poczucie, że dosyć stanowczo się z Tobą tutaj rozmówiłem i była to jakby pewnego rodzaju konfrontacja, ale może potrzeba nam takich sytuacji, do wyraźnego określenia granic... bo wtedy kontakt może być przyjemny i właśnie pozbawiony zbytnich a może nawet zbędnych napięć...

ja jak na razie czuję równowagę... :) a Ty...? jak się czujesz po tej dyskusji...? jeśli wolisz, to może być na priva...

pozdrawiam i życzę dobrej nocy...
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Postprzez Sansevieria » 23 sie 2010, o 10:42

A pewnie że na priv. już wysłałam :)
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57


Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 542 gości

cron