Sansevieria napisał/a:
A co do trapii to może jednak skoro są ludzie, którzy mocno się dzięki pracy w terapiach pozmieniali i pozmieniało się na korzysśc ich życie - jednak nie jest tak tragicznie? Może po prostu kwestia nurtu terapii i konkretnego terapeuty jest istotna.
może, może, może...
mnie się przecież udało, jak opisywałem wcześniej, tyle że okazało się, że to było... złudzenie!
"przypadki" używam w cudzysłowie - to skrót myślowy: chodzi mi o to, żeby nie pisać osoba z głębszym stopniem zaburzenia osobowości, itd... psychologowie mówią też w swoim slangu: "z niższej/wyższej półki" - czyli głębiej, poważniej uwarunkowane zaburzenia lub płyciej, z mniej dramatycznymi objawami, itp.
to forum jest jak mi się zdaje pełne kobiet właśnie jedynie zaleczonych w swoich zaburzeniach osobowościowych, związanych z zależnością, które przyniosły w ich życiu spustoszenie i skutkowały burzliwymi związkami, często z tragicznym niemal zakończeniem, itd. lub też kobiety te tkwią w związkach, które są dysfunkcyjne i nawet niektóre same zdają sobie z tego sprawę, ale zależność jest w nich tak silna i niewyleczona, że... lepszy rydz niż nic... te sytuacje mają tylko pozory normalności...
według mnie to dowodzi, że terapeuci nie umieją leczyć tego typu zaburzeń i problem tego rodzaju należy do bardzo poważnych...
ja sam, mimo wszystko, nie poddaje się i zmagam się jak tylko potrafię, choćby po to, by kiedyś tam na końcu móc sobie powiedzieć, że zrobiłem wszystko co w mojej mocy, nawet jeśli celu nie udało mi się osiągnąć...
i dzięki Bogu, nie miałem jak dotąd myśli ani stanów samobójczych ani żadnych samookaleczeń, itp. co po części uważam za swój sukces a po części za dar natury...
_________________
"wszystko przemija, nawet naaaaaaaajdłuższa żmija"...
Powrót do góry